„Sprawa zakazu TikToka nie jest historią o dobrej, niezależnej firmie, która walczy ze złym państwem. Ale to nie jest też historia o dobrych politykach chcących uratować swoich wyborców” – mówi OKO.press Sylwia Czubkowska, dziennikarka specjalizująca się w nowych technologiach
TikTok jest platformą społecznościową założoną w 2016 roku, która służy do tworzenia, publikowania i oglądania krótkich filmów wideo. Znajdziemy tam filmy kulinarne, scenki satyryczne wyśmiewające korpożycie, ale też rady od psychoterapeutów na temat relacji międzyludzkich.
Nowa ustawa w USA ma zmusić chińskiego właściciela TikToka – ByteDance do sprzedaży amerykańskich udziałów firmie zarejestrowanej w USA, pod groźbą zakazu działalności na amerykańskim rynku. Spółka ByteDance zapowiedziała, że będzie przeciwstawiać się wszelkim próbom wprowadzenia takich ograniczeń lub wymuszenia sprzedaży.
O przyczynach i możliwych konsekwencjach amerykańskich działań wobec TikToka rozmawiamy z Sylwią Czubkowską, dziennikarką specjalizująca się w tematyce innowacji i nowych technologii, autorką książki „Chińczycy trzymają nas mocno”.
Natalia Sawka, OKO.press: Dlaczego Stany Zjednoczone chcą zakazać TikToka?
*Sylwia Czubkowska: Jest kilka powodów, ale dziś wybija się na czoło bezpieczeństwo narodowe. Amerykańscy ustawodawcy są zaniepokojeni wpływem Pekinu na aplikację. Obawiają się, że TikTok może poprzez swojego właściciela, czyli ByteDance udostępniać dane chińskiemu rządowi lub nawet manipulować treściami wyświetlanymi na platformie. Ale sytuacja nie jest wcale klarowna, bo nie mamy do czynienia z produktem czy usługą z grupy szeroko rozumianego bezpieczeństwa narodowego. TikTok to przecież portal rozrywkowo-społecznościowy, a nie usługa militarna czy wywiadowcza.
Jak doszło do tej decyzji?
Ustawa dotycząca TikToka, którą Izba Reprezentantów, przy ogromnym poparciu zarówno Demokratów, jak i Republikanów, przyjęła większością głosów w marcu 2024 roku, została dołączona do dużego pakietu ustaw. Ten pakiet dotyczy bezpieczeństwa narodowego i wsparcia dla sojuszników, czyli Ukrainy, Izraela i Tajwanu. To dowód na to to, że ustawa nazywana potocznie „sell-or-ban”, czyli „odsprzedaż lub zakaz” jest elementem szerszych działań rządu Stanów Zjednoczonych. Dzięki takiemu prawnemu wytrychowi szybko to prawo poparł Senat, a prezydent Joe Biden podpisał ustawę kilka dni później, czyli pod koniec kwietnia.
Ale TikTok nadal jest dostępny w Stanach. Co więc teraz może się wydarzyć?
Ustawa daje właścicielowi TikToka, czyli wspomnianemu ByteDance, 270 dni — dziewięć miesięcy, z możliwością przedłużenia o trzy kolejne — na odsprzedaż udziałów amerykańskiemu podmiotowi. O tym ewentualnym przedłużeniu zdecyduje już nowy prezydent. Może do tego dojść dopiero w styczniu 2025 roku, a przecież wybory w Stanach Zjednoczonych, odbędą się tej jesieni. Możliwe więc, że to nie Biden będzie podejmował tę decyzję. Co więcej, to przesunięcie terminu ma pomóc udźwignąć prawne konsekwencje takiej transakcji, a ByteDance przecież oświadczył, że nie ma planów odsprzedawać TikToka.
O samym zakazie TikToka w USA mówi się od 2020 roku. Próbował go zakazać Donald Trump, ale to mu się nie udało. Jeśli Trump zostanie prezydentem, to jak się zachowa?
Nie wiem. Pamiętajmy, kampanie wyborcze rządzą się specyficznymi regułami. Politycy regularnie obiecują więcej, niż faktycznie potem realizują. Co jest ważne, w obecnym oporze Trumpa przed drastycznymi krokami w stosunku do TikToka przeważa argument, że osłabienie tej usługi byłoby wzmocnieniem Mety (właściciela Facebooka), a ta przecież trzy lata temu zbanowała Trumpa i przywróciła go dopiero wtedy, gdy wrócił do polityki i ogłosił, że będzie starał się ponownie o fotel prezydenta USA.
Nie jest więc szczególną tajemnicą, że czuje on mocny resentyment do Marka Zuckerberga, i to ten resentyment do właściciela Mety przemawia silniej, niż wypowiedzi Trumpa o osłabianiu pozycji Chin sprzed kilku lat. Ale ten polityk jest znany ze zmienności poglądów, więc naprawdę nie wiem, jakie może podejmować decyzje w przyszłości.
Jeśli TikTok nie znajdzie nowego, amerykańskiego właściciela, to co wtedy?
Po tych 270 dniach sklepy z aplikacjami, czyli App Store i Google Play będą zobowiązane usunąć TikToka ze swojej oferty w Stanach Zjednoczonych.
Według TikToka takie działanie jest „niekonstytucyjne”. Firma zarzuca także władzom amerykańskim, że łamią w ten sposób prawo do wolności słowa, którą gwarantuje pierwsza poprawka Konstytucji USA.
I chińska firma ma tu mocne karty. Właśnie używając tych argumentów na początku maja skierowała pozew do sądu, wskazując na niekonstytucyjność tego prawa. Chodzi nie tylko o pierwszą poprawkę, ale także o wprowadzenie zakazu TikToka za pomocą prawniczego chwytu, razem z ustawami pomocowymi.
To nie jedyny pozew, jaki został skierowany do sądu.
Kilka dni po tym jak skargę złożyło ByteDance, z pozwem zbiorowym wyszli także sami użytkownicy TikToka, a konkretnie ośmiu twórców, drobnych przedsiębiorców i influencerów. Ich sprawę prowadzi kancelaria z dużym doświadczeniem, która wygrała już w dwóch poprzednich sprawach także dotyczących prób zablokowania TikToka – najpierw przez Trumpa w 2020 roku, a potem lokalnie w stanie Montana. Za całą obsługę prawną płaci ByteDance, co nie jest tajemnicą. Przy czym w tym trybie procesowym pojawił się niezwykle ciekawy wątek –
ByteDance broni się, że nie będzie mógł sprzedać TikToka, ponieważ chiński rząd nie zgodzi się na odsprzedaż algorytmu rekomendującego treści, który powstał w Chinach.
Co to oznacza?
Że narracja TikToka o tym, że nie jest chińską, a singapurską firmą, jest co najmniej wątpliwa. Jest ona mocno nagłaśniane od marca 2023 roku, kiedy dyrektor TikToka – Shou Chew po raz pierwszy zeznawał przed Kongresem. Chodziło o zarzuty, że serwis ma bardzo negatywny wpływ na najmłodszych użytkowników, ale także pytano go, jak silne wpływy ma chińska partia na aplikację i jak w efekcie chronione są dane używających ją Amerykanów.
Od tamtej pory TikTok oficjalnie przekonuje, że jest firmą singapursko-kajmańską, bo jego siedziba jest w Singapurze, a ByteDance rozlicza się na Kajmanach. Ma to być dowodem na to, że w rzeczywistości jest to serwis międzynarodowy, a nie chiński. Tyle że firma zasłaniając się brakiem zgody chińskiego rządu na odsprzedaż algorytmu, w istocie podważa tę narrację.
Myślisz, że technologie mają narodowość? Tak. Złudzenie, że są one odseparowane od państw, gdzie są tworzone, raczej jest dziś naiwnością. Spójrzmy choćby na Telegram, niby jego odbiorcy mogą cieszyć się prywatnością, ale czy na pewno? Aplikacja należy do Pawła Durowa, który od lat w Rosji nie mieszka, miał z Moskwą zatargi. Jednak ostatnie miesiące przynoszą kolejne informacje o tym, że ciężko jest utrzymać niezależność Telegramu od Kremla.
To znaczy?
Pojawiały się doniesienia o wykorzystywaniu Telegramu do namierzania opozycji, co może świadczyć o zdolności rosyjskich organów ścigania do deszyfracji tej aplikacji. Może to być wskazywać na uległość Durowa, który w ostateczności mógł przekazać FSB klucze deszyfryzujące.
Coraz częściej też służby Ukrainy ostrzegają przez Telegramem i podnoszą konieczność ściślejszej kontroli rosyjskich kampanii wpływu, jakie są na nim realizowane. To kolejna bardzo skomplikowana sprawa, w której brakuje nam twardych i niezbitych dowodów. Jesteśmy jednak coraz bardziej wrażliwi na kwestie, do kogo należą takie usługi.
A co z Chinami?
Jest większy krytycyzm w stosunku do prywatnych podmiotów, nad którymi kontrolę mogą mieć niedemokratyczne państwa. Owszem, dzisiejsze Chiny to nie Chiny czasów Mao, ale wciąż nie jest to demokracja. Xi Jinping objął trzecią kadencję jako przewodniczący państwa, centralizuje władzę, pozbył się opozycji, media alarmują o prześladowaniach mniejszości Ujgurów: od ścisłej technologicznej kontroli nad nimi po zamykanie ich w obozach pracy przymusowej.
Czy można porównać zakaz TikToka wprowadzany przez amerykańskich polityków do działania autorytarnych reżimów?
Nie porównywałabym w żadnym razie tych decyzji. Z jednej strony mamy bardzo kontrowersyjną, ale jednak przyjętą przez demokratycznie wybrany parlament ustawę, którą można skarżyć do sądu i zapewne w efekcie tych procesów cała sprawa bardzo się przeciągnie. Z drugiej strony mamy działania dyktatury partyjnej, której decyzje nie są poddawane żadnym dyskusjom i sprzeciwom.
To prawda, mieszkańcy Chin nie mają dostępu do zachodnich aplikacji, chyba że użyją połączenia VPN, aby obejść blokady internetu.
Faktycznie przeszło dwadzieścia lat temu Chiny jako pierwsze zaczęły wprowadzać blokady na Google'a, Facebooka, Wikipedię czy X (niegdyś Twittera). Nawet TikTok jest zablokowany w Chinach, tam działa jego odpowiednik – Douyin, poddany ścisłej obyczajowo-politycznej cenzurze w ramach wytycznych partyjnych. W efekcie tych blokad, nazywanych Wielkim Chińskim Firewallem, w Państwie Środka rozwinęły się lokalne alternatywy, więc Chińczycy nie mają potrzeby korzystania z tych zakazanych serwisów. Tyle że wciąż wszystkie te aplikacje poddane są kontroli i cenzurze, więc nie można mówić o pełnej wolności internetu w Chinach.
Takich prób blokowania aplikacji jest na świecie znacznie więcej?
TikToka, jak i inne zachodnie, „zgniłe” media społecznościowe z powodów polityczno-religijnych blokują również Pakistan, Afganistan oraz Iran. Ale również Indie zdecydowały o blokadzie setek chińskich aplikacji. Powodem był ciągnący się od kilku dekad konflikt polityczno- gospodarczy z Chinami, który ostatnio znowu się zaognia.
Co jeszcze mogło wpłynąć na decyzję o zakazie?
To naprawdę skomplikowana sprawa. Sprawa zakazu TikToka nie jest historią o dobrej, niezależnej firmie, która walczy ze złym państwem. Ale to nie jest też historia o dobrych politykach przybywających na białym koniu, by uratować swoich wyborców. Waszyngton nie podejmuje tej decyzji tylko dlatego, że leży mu na sercu obrona praw człowieka. Owszem,
krytyka TikToka wzięła się przede wszystkim z dyskusji o ochronie najmłodszych użytkowników – dzieci.
Na całym świecie wytaczane są procesy w związku z przeróżnymi krzywdami, jakich doświadczają małoletni lub w związku z argumentami, że serwis nie chroni wystarczająco swoich użytkowników. Niedawno taką sprawę wszczęła także Komisja Europejska, korzystając z uprawnień, jakie daje jej Akt o Usługach Cyfrowych. Podnoszone są także kwestie negatywnego wpływ algorytmu na zdolność koncentracji czy postrzeganie własnego ciała.
O negatywnym wpływie na nastolatków mówi się także w kontekście Instagrama.
Tak, wszystkie media społecznościowe wzbudzają coraz więcej uwag i kontrowersji w kontekście negatywnego wpływu na nas wszystkich, nie tylko na dzieci. Tyle że czujemy się odpowiedzialni za małoletnich i na nich skupiamy dziś większą uwagę. A na TikToku skupiamy ją, bo z serwisu korzysta najwięcej najmłodszych użytkowników. TikTok dokonał przewrotu w tym, jak działają media społecznościowe.
Co masz na myśli?
TikTok odszedł od funkcji społecznościowej na rzecz publikowania treści rozrywkowo-informacyjnych. Na TikToka nie wchodzimy, by mieć kontakt ze znajomymi czy z rodziną, wchodzimy, bo szukamy rozrywki, ewentualnie informacji. Jego algorytm jest tak skonstruowany, by nas wciągnąć i przywiązać do korzystania z niego. Nie pokazuje nam filmików opublikowanych przez koleżankę z klasy. Aplikacja pokazuje to, co wzbudza w nas najwięcej emocji i jest dopasowane do czasem głęboko ukrytych zainteresowań. Głęboko, bo formuła bardzo krótkich nagrań pozwala zbierać o użytkownikach więcej informacji niż proste wpisy lub zdjęcia.
Tym samym aplikacja dociera do użytkowników świetnie dobranymi i bardzo angażującymi treściami.
Efekt jest taki, że wchodzi się na chwilę i nagle człowiek orientuje się, że spędził godzinę przeglądając te treści.
I to działa! Tak bardzo, że TikToka zaczęły naśladować inne platformy – Instagram ze swoimi reelsami, YouTube z shortami, a także Facebook. Stąd to oburzenie u niektórych, że algorytm tych platform nie pokazuje treści naszych znajomych czy zasubskrybowanych kont, tylko reklamy czy treści płatne.
Mówi się też, że dane zbierane przez TikToka mogą posłużyć cyberatakom i wojnie informacyjnej. To prawda?
W tych obszarach Chiny mają dużo lepsze możliwości niż zbieranie wrażliwych danych z TikToka. Ich służby od lat, a nawet dekad, prowadzą bardzo dogłębne kampanie, choćby związane ze szpiegostwem przemysłowym. Dane z TikToka mogą być wykorzystywane raczej do budowy przewagi gospodarczej lub technologicznej, np. do inżynierii społecznej poprzez tworzenie usług, które będą jeszcze bardziej uzależniające. W Stanach funkcjonuje tzw. TikTok Shop, czyli rozbudowana funkcjonalność pozwalająca sprzedawać produkty bezpośrednio na platformie za pośrednictwem filmików i treści live. Widzisz ładną sukienkę lub paletkę cieni do powiek, kupujesz i zaraz masz je w domu. Nie trzeba wychodzić z aplikacji, wystarczy kliknąć w produkt
Czyli TikTok jest nie tylko aplikacją.
To dynamiczny organizm, który stale ewoluuje – jego działania obejmują inżynierię reklamową, ale także polityczną. Po podpisaniu ustawy przez Joe Bidena, przedstawiciele TikToka spotkali się z przedstawicielami marketingowymi 300 reklamodawców, w którym brali udział m.in. przedstawiciele L’Oreal i Victoria’s Secret. Zapewniono ich, że biznes będzie działał normalnie i nie ma się czego obawiać. TikTok jest poważnym graczem biznesowym.
Trochę to przypomina fabułę serialu „Sukcesja” HBO.
Tyle że tu nie ma jednej obrzydliwie bogatej rodziny, tylko mieszanka obaw, interesów i wpływów na linii dwóch największych supermocarstw, czyli Stanów i Chin. I choć sytuacja jest napięta, to chiński właściciel TikToka nie wydaje się skłonny do współpracy, a przynajmniej nie do takiej, jakiej chce Waszyngton. Dla chińskiego właściciela dużym wyzwaniem była zgoda na przechowywanie danych amerykańskich użytkowników w Teksasie we współpracy z firmą amerykańską Oracle. To według TikToka już wystarczająco mocno dokręcony zawór bezpieczeństwa, który powinien rządowi USA wystarczyć.
Amerykańskie służby przekonują, że TikTok szpieguje i manipuluje algorytmami, by sterować ludźmi.
Pojawił się taki wątek i jest on niezwykle ważny, bo najprawdopodobniej to on miał wpływ na kongresmenów i senatorów, którzy licznie zagłosowali za tą ustawą. Owszem, od miesięcy mówiło się, w otoczce teorii spiskowej, że Chińczycy wypuścili TikToka, by zepsuć społeczeństwa Zachodu. Ale dziś coraz mniej jest takich „teorii spiskowych”, a coraz więcej poważnych obaw.
Służby amerykańskie, m.in. FBI czy NSA, podczas lutowego spotkania z kongresmenami użyły najprawdopodobniej argumentu o krytycznie złym wpływie TikToka na amerykańską demokrację. Nie wiadomo dokładnie, jakich argumentów użyto na tym spotkaniu, bo jego treść jest utajniona. Ze skromnych przecieków wiadomo, że była tam mowa o podbijaniu polaryzacji czy zagrożeniu dla wolnych wyborów i amerykańskiej demokracji.
A nie jest tak, że ten ban TikToka jest na rękę amerykańskim gigantom takim jak Meta, Amazon oraz X?
Jest. A przynajmniej będzie, o ile do niego dojdzie. Bo dziś mamy raczej stan takiego bana Schrödingera. Jest ustawa, ale jej realizacja może zostać zawieszona. Co więcej, mimo zapewnień ByteDance, wciąż jest szansa, że ostatecznie dojdzie do odsprzedaży udziałów amerykańskiemu podmiotowi. A to będzie oznaczać, że konkurencja dla Mety czy YouTube’a nie zniknie, tylko będzie co najwyżej osłabiona.
Jak oceniasz potencjał dziennikarski TikToka?
Bardzo krytycznie. Media społecznościowe odgrywają ważną rolę jako mechanizm promocji treści czy twórców. Ale jako platformy publikacji są ułudą niezależności. Wystarczy jakaś zmiana w algorytmie czy uznanie, że ktoś nie spełnia wymogów regulaminu i jednym kliknięciem wielkie zasięgi mogą zniknąć. Co więcej, polityki platform względem treści politycznych nie są skupione na zapewnianiu odbiorcom dostępu do sprawdzonej wiedzy, a jedynie na własnym interesie.
Ale jednak dzięki m.in. TikTokowi osoby, które nie korzystają z mediów tradycyjnych, mogą dowiedzieć się, co dzieje się na świecie.
Tuż po tym, jak Rosja zaatakowała Ukrainę, mówiło się o tzw. zjawisku „TikTok war”, kiedy to mieszkańcy z ogarniętego wojną kraju dokumentowali, co się wokół nich dzieje. Być może dzięki tej platformie jesteśmy dziś świadkami licznych protestów przeciwko wojnie w Gazie na amerykańskich uczelniach, a przynajmniej możemy dokładniej te protesty obserwować.
Czy TikTok wpłynął na zwiększenie świadomości młodego pokolenia na temat Palestyny?
Cytując Franka Zappę: informacja to nie wiedza, a wiedza to nie mądrość. Spore emocje w Stanach Zjednoczonych budzi stosunek treści propalestyńskich i antyizraelskich na platformach społecznościowych. Analizy z końca 2023 roku sugerują, że na TikToku jest wyraźnie więcej treści propalestyńskich niż choćby na Instagramie. I można oczywiście wyciągnąć proste wnioski: algorytm TikToka faworyzuje takie informacje, by wzmagać polaryzację społeczną. Tyle że tego nie wiemy. Nie wiemy, czy algorytm TikToka faworyzuje takie treści, czy po prostu na tej platformie jest dużo młodych użytkowników o lewicowych i postępowych poglądach generujących takie treści. Nie wiemy tego, bo algorytm aplikacji nie jest przejrzysty.
Czy próba zakazu TikToka może wpłynąć na wybory w Stanach?
Faktycznie zakaz wciąż nie obowiązuje, więc nie wiadomo, co się wydarzy. Jedno jest pewnie, nie ma przesłanek do tego, by TikTok został zablokowany przed amerykańskimi wyborami. Co więcej, wątpię, by ten docelowy ban jakoś szczególnie wpłynął na postawy wyborcze. Zagłosowali za nim zarówno Demokraci, jak i Republikanie, więc trudno tu o prostą polaryzację wyborczą, która mogłaby wywołać oburzenie i zmobilizować do walki, czy też zniechęcić młodych do udziału w wyborach. Może dla części zakaz TikToka stanie się impulsem, by zaangażować się w życie publiczne. Ale może i taki scenariusz jest tylko myśleniem życzeniowym. W końcu trudniej jednak pójść do wyborów niż dać serduszko czy szerować filmik.
*Sylwia Czubkowska – wieloletnia dziennikarka ekonomiczna i technologiczna takich tytułów jak Gazeta Wyborcza, Dziennik Gazeta Prawna i Przekrój. Prowadząca podcast „Techstorie” w radiu Tok FM.
Twórczyni magazynu Spider’sWeb+ nominowanego w 2022 r. do nagrody Grand Press Digital. Wielokrotnie nominowana do najważniejszych nagród dziennikarskich: Grand Press, nagrody Newsweeka im. Teresy Torańskiej, nagrody im. Marka Króla. Czterokrotna laureatka nagród Prezesa Urzędu Patentowego za teksty na temat innowacji. Laureatka nagrody im. prof. Romana Czerneckiego oraz nagrody Instytutu Reportażu “Temat: uchodźcy”.
Autorka książki “Chińczycy trzymają nas mocno”, wydanej w 2022 r. przez wydawnictwo Znak.
„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, niepokoją, zaskakują właśnie.
Świat
Joe Biden
Xi Jinping
Donald Trump
Gaza
Joe Biden
Kongres USA
Media społecznościowe
młodzi
Palestyna
Rosja
Telegram
TikTok
Ukraina
wojna
Dziennikarka zespołu politycznego OKO.press. Wcześniej pracowała dla Agence France-Presse (2019-2024), gdzie pisała artykuły z zakresu dezinformacji. Przed dołączeniem do AFP pisała dla „Gazety Wyborczej”. Publikowała m.in. w "Financial Times". Prowadzi warsztaty dla uczniów, studentów, nauczycieli i dziennikarzy z weryfikacji treści. Doświadczenie uzyskała dzięki licznym szkoleniom m.in. prowadzonym przez międzynarodową grupę śledczą Bellingcat. Uczestniczka wizyty studyjnej „Journalistic Challenges and Practices” organizowanej przez Fulbright Poland. Studiowała filozofię na Uniwersytecie Wrocławskim.
Dziennikarka zespołu politycznego OKO.press. Wcześniej pracowała dla Agence France-Presse (2019-2024), gdzie pisała artykuły z zakresu dezinformacji. Przed dołączeniem do AFP pisała dla „Gazety Wyborczej”. Publikowała m.in. w "Financial Times". Prowadzi warsztaty dla uczniów, studentów, nauczycieli i dziennikarzy z weryfikacji treści. Doświadczenie uzyskała dzięki licznym szkoleniom m.in. prowadzonym przez międzynarodową grupę śledczą Bellingcat. Uczestniczka wizyty studyjnej „Journalistic Challenges and Practices” organizowanej przez Fulbright Poland. Studiowała filozofię na Uniwersytecie Wrocławskim.
Komentarze