MEN twierdzi, że strajkuje 48,5 proc. szkół. ZNP - że ok. 70 proc., przy czym MEN jak zawsze podaje szacunki jako pierwsze, nawet jeśli później po cichu będzie je prostować. Odsetek (czyli ułamek) podawany przez MEN jest mniejszy, bo dane są niepełne i zaniżane na linii szkoły-kuratoria (mniejszy licznik). A liczba wszystkich szkół (mianownik) jest większa
Odsetek to ułamek, prawda? Żeby podać procent szkół strajkujących, dzieli się liczbę strajkujących szkół przez liczbę wszystkich placówek, prawda?
Różnica w danych MEN i ZNP wynika z tego, że MEN zaniża wartość licznika i przyjmuje większy mianownik, czyli mniejszą niż ZNP liczbę dzieli przez większą. Ułamek musi władzy wyjść mniejszy. I o to chodzi.
Ale po kolei.
Pierwszy dzień strajku nauczycieli o większe płace za nami. Od rana odbywa się wielkie liczenie strajkujących placówek.
MEN już o godzinie 12.00 podał, że według ich ustaleń strajkuje 48,5 proc. szkół. Sama ta liczba - blisko połowa szkół - robi piorunujące wrażenie skuteczności strajku, choć paski w TVP Info podają, że „ponad połowa szkół nie przystąpiła do strajku".
Podając te liczby min. Kopeć informował dość otwarcie, że mogą być niekompletne, ale władze i media prorządowe trzymały się ich uważając chyba, że mniej niż połowa to nie jest kompromitacja.
Podobnie było z liczeniem referendów. ZNP podał dane 31 marca: "Na prawie 20 tysięcy szkół, zespołów szkolnych, przedszkoli za strajkiem opowiedziało się 15 549 jednostek" . MEN był szybszy. Już 25 marca zaprezentował grafikę, z której wynikało, że w ponad połowie placówek w ogóle nie było referendum, a więc zainteresowanie strajkiem nie jest tak duże.
Nawiasem mówiąc, gdyby uwierzyć danym MEN (sprzed dwóch tygodni) i danym MEN (z dziś), to w pierwszy dzień strajku strajkowało więcej placówek (48,5 proc.) szkół, niż mogło (48 proc.), choć te, które nie weszły w spór, nie mogą strajkować.
I wtedy i teraz MEN podaje niepełne, a więc zaniżone dane o skali protestu, zanim spłyną wszystkie informacje. Licznik ułamka jest mniejszy.
31 marca MEN dane o referendach mocno skorygował - odsetek referendów prostrajkowych podskoczył do 58,7 proc. Ale nie ogłaszano już tego z taką pompą jak 25 marca. Dlaczego? Bo tamte niepełne dane publikowano dla efektu i demobilizacji chętnych do strajku.
Ten scenariusz powtarza się dziś. Znów - MEN spieszy się, żeby jako pierwszy podać informację, choć dane są niekompletne. Wszystko po to, żeby narzucić swoją narrację. Może za parę dni MEN poda wyższy odsetek strajków?
Kuratoria są placówkami powoływanymi (kurator i wice) i kontrolowanymi przez MEN. Sprawia to, że zarówno szkoły mogą odczuwać niepokój podając informacje o tym, że strajkują, jak i kuratoria mogą zaniżać liczby podając je do centrali. Licznik może jeszcze maleć.
Charakterystyczne jest, że MEN nie podaje liczby placówek, tylko odsetki. To sprawia, że trudniej jest zweryfikować, gdzie ministerstwo popełnia błąd.
Tymczasem z komunikatu ZNP z godz. 16. dowiadujemy się, że ok. 14 tysięcy placówek strajk rozpoczęło, co dawałoby ok. 70 proc. wszystkich szkół.
Dwa tygodnie wcześniej związek informował, że w referendach za strajkiem opowiedziało się 15 567 szkół, czyli 76 proc. placówek - szkół, przedszkoli, zespołów szkół, placówek oświatowych.liczonych z puli ogółem ok. 20 400 placówek.
Około 16.00 pierwszego dnia strajku Związek informował, że rozpoczął się on w około 14 tysiącach szkół, co dawałoby wynik 69 proc.
MEN nie podał jak zwykle liczby placówek - wiceminister edukacji Maciej Kopeć uchylał się od odpowiedzi na to pytanie podczas konferencji prasowej.
I tu kryje się druga odpowiedź: pula wszystkich placówek, które liczy ministerstwo rękami kuratorów, jest po prostu znacznie większa od tych 20 tys. 400, o których mówi ZNP. Czyli mianownik jest większy (a zatem odsetek - mniejszy).
Wiceminister Kopeć zaprzeczył domysłom, że MEN wlicza do puli niestrajkujące szkoły niepubliczne, które stanowią kilka procent publicznych. Co zatem może powiększać ogólną liczbę placówek wg MEN?
„Pamiętajmy, że w systemie oświaty panuje bardzo różna, skomplikowana struktura. Są szkoły samodzielne, szkoły w zespołach, młodzieżowe ośrodki wychowawcze, młodzieżowe ośrodki socjoterapii, są specjalne ośrodki szkolno-wychowawcze, są także przedszkola” - tłumaczył podczas konferencji wiceminister.
To może być ważna odpowiedź na pytanie. ZNP nie uwzględniało wielu takich placówek. W komunikacie podaje, że nie uwzględnia „szkół i przedszkoli niepublicznych, społecznych, a także innych placówek, które znajdują się w Systemie Informacji Oświatowej (SIO), jak np. Specjalny Ośrodek Wychowawczy, Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy, Ośrodek Rewalidacyjno-Wychowawczy, Młodzieżowy Ośrodek Wychowawczy, Młodzieżowy Ośrodek Socjoterapii, szkoły policealne, placówki doskonalenia nauczycieli, biblioteki pedagogiczne, kolegia pracowników służb społecznych, placówki kształcenia ustawicznego i praktycznego, ośrodki dokształcania i doskonalenia zawodowego".
Ogromną różnicę daje też różny sposób liczenia szkół. Maciej Kopeć wymienia: „są szkoły samodzielne, są szkoły w zespołach”, ale wszystko wskazuje na to, że ministerstwo i kuratoria liczą każdą szkołę z zespołu oddzielnie. Jest ich wtedy ok. 24 tys. (bez przedszkoli).
W pismach, które kuratoria wysyłały do dyrektorów szkół znajdowała się prośba:
"Wypełniamy odrębnie dla każdego typu szkoły czyli np. dla Zespołu Szkolno-Przedszkolnego w XYZ, w skład którego wchodzi przedszkole i szkoła podstawowa wpisujemy informacje osobno dla przedszkola i dla szkoły podstawowej” (pismo w załączniku)".
Czemu to ma znaczenie? Otóż dla ZNP zespół szkół (a także szkół i przedszkoli) to jedna placówka, dlatego doliczyli się tylko 20 tys. szkół. Związek tak traktuje zespół, bo jest tam jeden dyrektor i jeden oddział ZNP.
Strajkujący zespół szkół liczy się za jedną strajkującą placówkę.
Inaczej liczy MEN - każdą szkołę osobno. Ich liczba rośnie, mianowniki rośnie, odsetek spada. Innymi słowy MEN dostaje informację o strajku w zespole szkolno-przedszkolnym (jedno referendum, jeden komitet strajkowy) i uważa to za jeden strajk, ale liczy dwie placówki. Strajk trwa w obu, ale wskaźnik wynosi tylko 50 proc.
Sam fakt, że MEN bawi się podawanie informacji w procentach - a nie liczbach bezwzględnych - powinien zapalać czerwoną lampkę. W końcu zdanie co do tego, w jakim procencie szkół w ogóle przeprowadzono referendum, zmieniali co najmniej raz. Jeszcze inny procent podawała Państwowa Inspekcja Pracy, której zdaniem w spór zbiorowy weszło 42 proc. szkół.
Przykłady dodatkowo zaciemniają też obraz. Maciej Kopeć: „Mamy taką Łódź, ale mamy też gminy w świętokrzyskim, gdzie nikt nie przystępuje do strajku". Tak jakby ten fakt miał w jakiś sposób rekompensować to, że oświata w wielu miastach (np. Rybnik) jest sparaliżowana w całości.
Zobaczymy jakie kruczki statystyczne wymyśli resort edukacji w drugim dniu strajku. I jak będzie liczyć skalę egzaminu gimnazjalisty. Może tym zajmuje się już minister edukacji Anna Zalewska, która przestała pojawiać się publicznie?
Edukacja
Protesty
Sławomir Broniarz
Anna Zalewska
Ministerstwo Edukacji Narodowej
Związek Nauczycielstwa Polskiego
strajk nauczycieli
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze