0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Aleksandra Koszyk / Agencja GazetaAleksandra Koszyk / ...

„Oni są bezkarni, oni mówią, że mają jakąś wolność, że im wolno chodzić, pytać, jakiś suweren, nie wiadomo co, no bandyterka zwykła" - opowiadała Krystyna Pawłowicz „Wiadomościom" TVP o spotkaniu oko w oko z reporterem OKO.press Robertem Kowalskim i jego operatorem - "Ludzie w Polsce powinni mieć broń". Rozmowa z Holecką szła na żywo na antenie TVP.

Pawłowicz: „Oni są absolutnie bezkarni. Ludzie w Polsce powinni mieć broń"

Wszystkie większe media obiegła wczoraj (22 października) wieczorem wstrząsająca opowieść Krystyny Pawłowicz, sędzi tzw. Trybunału Konstytucyjnego. Pawłowicz opowiedziała na żywo w „Wiadomościach" TVP, jak po wydaniu wyroku zakazującego aborcji była nękana przez „nieznanych sprawców".

Jej relacja brzmiała tak (nie redagujemy, zachowując wdzięk oryginału):

Krystyna Pawłowicz: „Samochód z Trybunału podwiózł mnie pod klatkę samą i kiedy odjechał, to

z głębi ciemnego podwórka z samochodu wyszło dwóch mężczyzn. Młodych! Takich meneli, można powiedzieć. Jeden stanął na przejściu do mojej klatki, a kiedy zaczęłam się zbliżać, zaczął zadawać mi pytania i kazał się tłumaczyć z wyroku w Trybunale Konstytucyjnym... A drugi filmował w tym czasie i świecił jakąś latarką w oczy.

Więc ja mówię, że proszę mnie wpuścić do domu, a on mówi, że ja tylko chcę wiedzieć, dlaczego coś tam...

Więc ja już wiedziałam, że nie wiem, czy on jest po narkotykach, czy nie, z kapturem jakimś na głowie,

więc odwróciłam się i zaczęłam iść szybkim krokiem do najbliższego sklepu, a oni szli za mną i filmowali, on zadawał pytania. Kiedy ja mówiłam »Proszę odejść!«, on filmował, pewnie za chwilę będzie to w internecie.

Więc ja weszłam do sklepu, oni stanęli pod sklepem, więc ja nie miałam możliwości wyjścia, bo się po prostu bałam. Więc zadzwoniłam na policję, radiowóz przyjechał, wylegitymował tych mężczyzn, a jeden chodził i filmował mnie w środku...

Oni są absolutnie bezkarni! Radiowóz odwiózł mnie do domu, ledwo dojechaliśmy, a policjant mówi »oni znowu już tu są«, wrócili...

Danuta Holecka (zdumiona): Jak to?! Wrócili pod pani dom z powrotem?!

Krystyna Pawłowicz: No wrócili, no tak. Milicja... Policja wylegitymowała...

Oni są bezkarni, ciągle mówią, że mają jakąś wolność, że im wolno chodzić, pytać, jakiś suweren, nie wiadomo co, no bandyterka zwykła, no.

Policjant poczekał, aż ja weszłam do domu, natomiast oni tam jeszcze stali przez jakiś czas... Od sąsiadów wiem, że oni potem odeszli, ale wcale nie mam pewności, że oni nie wrócą z powrotem. Muszę powiedzieć, że czuję się jak w grudniu 2016 roku po uchwaleniu ustawy dezubekizacyjnej, tak samo napadana.

Kobietę sędziego do domu nie wpuścić.

Oni są absolutnie bezkarni. Może powiem coś niepopularnego, ale uważam, że ludzie w Polsce powinni mieć broń, powinni się bronić".
View post on Twitter

Krystyna Pawłowicz była jedną osób, które wcześniej tego dnia (22 października) głosowały za wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego stwierdzającym, że aborcja ze względu na „duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu” jest niezgodna z Konstytucją. Zakaz przerywania ciąży wejdzie w życie natychmiast po opublikowaniu wyroku w „Dzienniku ustaw”.

Przeczytaj także:

Kowalski: Po co ona to wszystko zrobiła?

Robert Kowalski, reporter OKO.press: Ustaliliśmy rano w redakcji, że mam nagrać reakcję Krystyny Pawłowicz na wyrok TK. Była już 18:25, kiedy podjechaliśmy pod jej dom, ciemno.

Nie zdążyliśmy jeszcze z operatorem przygotować kamery, a tu podjeżdża pani Pawłowicz limuzyną.

Wysiada bez żadnej maseczki. Byliśmy z 50 metrów od jej klatki, na środku podwórka.

„Dobry wieczór pani sędzio" - mówię głośno.

Pawłowicz zamiast iść do klatki, odwraca się i krzyczy „Policja! Policja! Czy ktoś mógłby zadzwonić na policję?".

„Pani sędzio, nie musi pani wzywać policji" - tłumaczę.

„Proszę odejść i wpuścić mnie do domu" - mówi i cały czas oddala się od swej klatki.

„Ale ja pani nie bronię, przecież pani może iść"

„Proszę odejść i puścić mnie do domu" - powtarza coraz głośniej.

"Pani sędzio, ja pani nie stoję na drodze. Proszę nie robić komedii, ja pani nie stoję na drodze. Chciałem tylko spytać, dlaczego pani zagłosowała za piekłem kobiet" - tłumaczę grzecznie, zawsze pytam grzecznie, nawet jeżeli pytanie jest brutalne.

Pawłowicz wciąż nie odpowiada i już szybkim krokiem zmierza do warzywniaka. W międzyczasie dzwoni po policję.

Zastanawiamy się, co robić. Zaglądam do sklepu, kupuję nawet mołdawskie winogrona. Ale nie chcemy jej filmować w sklepie, żeby nie robić przykrości właścicielce i klientom.

Pani sklepowa prosi, żeby jej sklep został anonimowy. Obiecuję jej to.

Po 15 minutach przyjeżdża policja. Czekam na nich, żeby wyjaśnić sytuację.

Pawłowicz wychodzi z policjantami, już jest w maseczce, wsadzają ją do radiowozu. I podchodzą do mnie.

Przez 13 minut sędzia siedzi w radiowozie, a policjanci mnie legitymują i zagadują. Twierdzą, że śledziłem panią sędzię. Policjant rozumie, że jestem dziennikarzem, ale „ta pani poczuła się zagrożona".

Dopytuję, jaka jest faktyczna podstawa prawna interwencji. Nie podają, powołują się ogólnikowo na ustawę o policji.

Pytam, czy zauważyli, że sędzia była bez maski. „Oczywiście i będzie postępowanie".

Przedstawiam się, podaję nazwisko i miejsce pracy - OKO.press.

Sprawdzają przez komórkę, wszystko OK, dziękują. Policyjna KIA rusza i podwozi - 100 metrów - Pawłowicz pod klatkę, a my to filmujemy. Kręcimy finał - wejście Pawłowicz na klatkę.

W żadnym momencie nie byliśmy agresywni. Nie tarasowaliśmy jej drogi do domu. Było oczywiste, że jesteśmy parą dziennikarz - operator. Nie rozumiem, po co ona to wszystko zrobiła. Po co zrobiła z siebie ofiarę napaści.

Naczelni OKO.press: strasznie śmieszne, ale wnioski niewesołe

Dziennikarz OKO.press szansę na normalny wywiad z Krystyną Pawłowicz ma mniej więcej takie, jak na rozmowę z Putinem. Stąd nasz pomysł, by złapać jakąś jej reakcję jako jednej z uczestniczek głosowania w tzw. Trybunale Konstytucyjnym, które prowadzi do natychmiastowych i okropnych skutków dla kobiet.

Pawłowicz przeszła samą siebie i odegrała komiczny spektakl, zaludniając okolice swojego mieszkania postaciami, jakimi ludzie PiS zapewne straszą się na dobranoc.

Ta historia może się wydać zabawna, ale nie jest. Płyną z niej dwa niewesołe morały.

Pierwszy jest taki, że w Polsce 2020 roku zadawanie pytań politykom PiS (na czele z prezesem Jarosławem) oraz jego nominatom, jest skazane na niepowodzenie. To frustrujące dla dziennikarzy, którzy chcieliby zrozumieć, co stoi za fundamentalną decyzją dotyczącą życia milionów Polek (i Polaków).

Urzędnik publiczny wysokiej rangi zamiast odpowiedzieć na pytania dziennikarza, choćby złośliwe, woli wezwać na ratunek policję. Z unikania mediów prezes TK Julia Przyłębska i jej podwładni uczynili właściwie sztukę: pytaniami gardzą, dziennikarzy ignorują, demokratyczne reguły lekce sobie ważą.

Jeśli jakaś władza sądownicza spełnia definicję oderwanej od obywateli „sędziowskiej kasty", to jest to Trybunał Konstytucyjny przejęty przez PiS.

Po drugie, opisywana historia pokazuje, jak łatwo w dzisiejszej Polsce rozkręcić histerię medialną, bazując na jednej niezweryfikowanej opowieści, suflowanej przez prominentną członkinię obozu władzy. O nękaniu byłej poseł PiS i o tym, że dwóch groźnych mężczyzn zagrodziło jej drogę, napisała większość liczących się portali.

Szkopuł w tym, że sędzi Pawłowicz nikt nie nękał, a mężczyźni nie byli groźni, a jeden nawet nie był zanadto młody (Kowalski, rocznik 1964). Było oczywiste, że to reporter z kamerzystą. Wykonywali swoją pracę: próbowali uzyskać odpowiedzi na pytania ważne dla opinii publicznej.

Na pocieszenie. Krystyna Pawłowicz wystawiła OKO.press laurkę. I miała rację. Tak, jesteśmy nieustępliwi.

Uważamy, że jesteśmy „bezkarni", „że mamy jakąś wolność, że wolno nam chodzić, pytać". A nawet, że jesteśmy przedstawicielami „jakiegoś suwerena".

Tak, gdziekolwiek spotkamy polityka obozu władzy lub posłusznego mu sędziego, będziemy bez końca zadawać te same pytania:

„Dlaczego postanowiliście skazać kobiety na tortury?", „Jakie są wasze motywacje?", „Dlaczego usuwacie Polskę z grona cywilizowanych państw?", „Dlaczego łamiecie prawa człowieka?".

I możemy obiecać, jako „zwykła bandyterka", że „wrócimy z powrotem".

Naczelni OKO.press: Piotr Pacewicz, Michał Danielewski, Magda Chrzczonowicz

;
Na zdjęciu Michał Danielewski
Michał Danielewski

Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi

Na zdjęciu Robert Kowalski
Robert Kowalski

Dziennikarz radiowy i telewizyjny, producent, reżyser filmów dokumentalnych. Pracował w m.in Polskim Radiu, „Panoramie” TVP2. Był redaktorem naczelnym programu „Pegaz” i szefem publicystyki kulturalnej w TVP1. Współpracuje z Krytyką Polityczną, gdzie przeniósł zdjęty przez „dobrą zmianę” program „Sterniczki” z Radiowej Jedynki. Tworzy cykl „Kamera OKO.press”.

Na zdjęciu Piotr Pacewicz
Piotr Pacewicz

Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze