Grażyna Ostropolska
Grażyna Ostropolska
Na zapleczu prywatnej przychodni w Bydgoszczy trzeci rok działa nielegalny dom opieki dla seniorów. Panujące w nim warunki zagrażają życiu i zdrowiu podopiecznych. Ale urzędy i instytucje kontrolne, choć o tym wiedzą, tylko pozorują działania. Gdy sprawą zainteresowało się OKO.press, nagle okazało się, że w tej sprawie coś jednak da się zrobić
Wielki Piątek; 2019 rok. Przychodnia „Leśna” w Bydgoszczy już świętuje, nie przyjmuje pacjentów. Ale na jej zapleczu, w gabinetach lekarskich przerobionych na dwuosobowe pokoje, leży piętnastu pozbawionych opieki seniorów.
Danka i Sara, opiekunki z wieloletnim stażem, które godzą się przyjąć nocny dyżur w placówce, przeżywają wstrząs. „Weszłam i zaniemówiłam. Zobaczyłam horror.
W mokrej, zasikanej i zasranej pościeli leżeli odwodnieni, wysuszeni na wiór staruszkowie. Patrzyli na nas przerażonym wzrokiem. Przypominali więźniów Oświęcimia. Tego widoku nie da się wymazać z pamięci” - wspomina Sara.
Wciąż dźwięczą jej w głowie słowa staruszki zamkniętej w pokoju na końcu korytarza. „Była niesprawna ruchowo, ale umysł działał. Ściszonym głosem prosiła o basen, a kiedy spytałam, czemu nie załatwi się w pampersa usłyszałam: „ A nikt nie będzie krzyczał i mnie bił?”.
„Nie wiedziałyśmy od czego zacząć, by im ulżyć i nie dopuścić do tragedii. Wiedziałyśmy, że skutkiem odwodnienia w tym wieku jest zgon, więc zaczęłyśmy od pojenia półprzytomnych ludzi” - dodaje Danuta.
Robiły to całą noc. Rankiem oświadczyły zleceniodawcom dyżuru, że za żadne pieniądze nie zostaną dłużej; nie wezmą odpowiedzialności za to, co dzieje się w placówce.
„Tam przecież nie było lekarza. Nawet na telefon! Ani pielęgniarki, która podałaby podopiecznym właściwe leki i wykonała zabiegi - takie, których nam, opiekunkom robić nie wolno” - tłumaczą.
Dlaczego widząc, w jakim stanie zostawiono bezradnych, niepełnosprawnych seniorów nie wezwały policji? „Opiekunki, które tam pracowały i widziały, że źle się w tej placówce dzieje, wielokrotnie wysyłały skargi do różnych instytucji, także tych sprawujących nadzór nad domami opieki i nie doczekały się reakcji” - wyjaśniają kobiety.
Informacji o tym, że na zapleczu Niepublicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej „Leśna” w Bydgoszczy od stycznia 2016 roku działa placówka całodobowej opieki nad seniorami nie znajdzie się w Internecie, ani w rejestrze domów opieki prowadzonym przez kujawsko-pomorskiego wojewodę.
Wieść o tym, że można tu umieścić seniora rozchodzi się dwoma kanałami. Po pierwsze kolportuje ją personel przychodni „Leśna”, bo miejsce całodobowej opieki nad seniorami i lecznica to naczynia połączone. Personalnie i finansowo.
Drugi kanał promocji to pracownicy socjalni w szpitalach. Docierają do nich kurierzy z przychodni „Leśna” i motywują do polecania ich „domu opieki” rodzinom seniorów wypisywanych ze szpitala.
„Powiedziano nam, że to dobre miejsce; w centrum miasta, z łatwym dojazdem i - co nas ostatecznie przekonało - z dostępem do opieki lekarskiej, bo zlokalizowane w przychodni” - słyszymy od tych, którzy zdecydowali się umieścić tu bliskich.
Pani Ania właśnie zabiera stąd podopiecznego - pana Henryka. „To nie jest miejsce dla ludzi” - tłumaczy.
„Henio trafił tu na początku maja. Przez kilka dni nie był myty, a skarpety, w których wyszedł ze szpitala, zmieniono mu dopiero po 5 dniach. Doskwierał mu ból brzucha, miał nacisk na pęcherz moczowy, a tam ani lekarza, ani pielęgniarki”.
Po pięciu dniach próśb o sprowadzenie do Henia doktora, Anna usłyszała, że ten pojawi się za kolejne trzy dni. „Mijał kolejny tydzień, Henio cierpiał, nie mógł oddawać moczu, więc błagałam opiekunkę o pomoc, choćby w postaci pigułki no-spa, a ta wysłała mnie wtedy do Tomasza K., specjalisty ds. RODO w przychodni »Leśna«” - wspomina pani Anna.
Tomasz K. oświadczył jej, że może wezwać lekarza, ale prywatnie, na swój rachunek, bo Henio nie należy do pacjentów zarejestrowanych w „Leśnej” i nie jest tu ubezpieczony. „Nie wiem, czy w końcu jakiś lekarz u niego był; Henio twierdzi, że nie. Kazano mi jeszcze zapłacić 50 zł za badanie moczu, a gdy przyszły z laboratorium wyniki z dopiętym rachunkiem na 42 zł uświadomiłam sobie, że nawet w tej sprawie mnie oszukano” - wspomina pani Ania.
Najbardziej szokujące było dla niej jednak to, jak traktują seniorów rzekomi opiekunowie. „Heniowi spadł z łóżka basen z moczem, a na mocz jasiek. Opiekun podniósł mokrą poduszkę i podłożył ją mu po głowę” - opowiada pani Anna. Postanowiła zabrać go do innej placówki. „Takiej z ludzką twarzą, bo tę w NZOZ »Leśna« należałoby natychmiast zamknąć” - mówi.
Docieramy do opiekunek, które zrezygnowały z pracy w tym nielegalnym domu opieki. Marta wytrzymała trzy miesiące. Opowiada o traumie, jaką przeżyła w lutym 2019, dwa dni przed złożeniem wypowiedzenia.
„Zobaczyłam, że jedna z podopiecznych - pani Ł. jest mocno odwodniona. Ja i druga opiekunka - Martyna - próbowałyśmy ją napoić, ale staruszka nie przyjmowała płynów. Zgłosiłam to pielęgniarce. Ta przyszła, popatrzyła i nic. Za jakiś czas podeszła do nas K. - nowa koordynatorka ds. opieki i oświadczyła, że ona już panią Ł. napoiła - podała jej strzykawką 320 mililitrów wody. Za jakiś czas usłyszałam krzyk koordynatorki. Kazała nam odszukać teczkę osobową pani Ł. i dzwonić po pogotowie.
Kiedy weszłam do pomieszczenia, w którym była pani Ł., zobaczyłam, że K. bierze do ręki kolejne papierowe chusteczki, wciska je pani Ł. do buzi i wyjmuje mokre, a potem - nie mając chyba pojęcia o ratowaniu - reanimuje kobietę z głową ułożoną na poduszce. Wyszarpnęłam jej tę poduszkę spod głowy i przejęłam reanimację. Potem przyjechało pogotowie. Ale pani Ł. zmarła. Nikt nie zażądał sekcji zwłok, ale sumienie nie pozwala o tym zapomnieć” - mówi Marta.
Inne opiekunki też twierdzą, że
załamały się psychicznie i przerwały pracę w NZOZ „Leśna”, gdy zaczęła tam swoje rządy para nowych opiekunów. K. była wcześniej kasjerką w Żabce, a M. strażnikiem więziennym.
Opiekunki opowiadają, jak M. faszerował niespokojnych staruszków pigułkami, po których ci zapadali w sen. „Mnie też do tego namawiał, kiedy uspakajałam pobudzoną pacjentkę. Włożył mi do kieszeni fartucha tabletkę i powiedział: „Daj jej to i będzie spokój”. Podobnie było, gdy na prośbę córki podopiecznej z chorobą Alzheimera mierzyłam jej matce temperaturę; co godzinę, przez całą noc.
„Trzeba było dać pastylkę i iść spać” - pouczył mnie M. Ja nikomu tych pigułek nie dawałam; łączenie ich z innymi lekami jest groźne” - mówi Marta.
Jagoda widziała, jak pani K. zwija ręcznik w rulon i macha nim przed nosem niespokojnego staruszka, a ten kuli się i cichnie. Na nadgarstkach innego seniora widziała ślady po wiązaniu. „Podczas nocnych dyżurów M. i K. tych najbardziej uciążliwych podopiecznych krępowano pasami, które przywiązywano do szczytu łóżka. Rano widziałam u nich sine nadgarstki i spuchnięte dłonie - relacjonuje Magda, była opiekunka z długim stażem.
Parę razy Magda była świadkiem tego, jak koordynatorka - pani K. myliła leki. Jej uwagi pod adresem tych, którzy popełniali błędy spowodowały, że K. zakazała jej zbliżania się do podopiecznych i wyznaczyła rolę sprzątaczki. W efekcie Magda wylądowała u psychiatry; zakaz zbliżania się do łóżek staruszków, którzy prosili ją o pomoc załamał ją.
Miesięczny koszt pobytu seniora w placówce na tyłach przychodni „Leśna” to 4,5 tys. zł. Kwota rozbijana jest na trzy umowy i trzy faktury: za najem pomieszczenia, opiekę i catering.
Nasze rozmówczynie twierdzą, że K. i M. najbardziej pasowali seniorzy, z którymi kontakt jest ograniczony. „Mówili, że takie „betony” i „leżaki” - to ich określenia - są najlepsze, bo na nic się nie skarżą i nikt nie wie, czy dostali jeść, pić i zostali umyci” - słyszymy od Magdy.
M. i K. wprowadzili zasadę, że kąpie się tylko „kumatych”, a „betonom”, obmywa „twarz i tyłek” - bo i tak nie poskarżą się bliskim, którzy umieścili ich w placówce.
Samodzielne mycie, nawet dla sprawniejszych pensjonariuszy jest ogromnym problemem, bo jedyny w placówce prysznic nie spełnia żadnych standardów bezpieczeństwa dla starszych osób.
Żywienie także niewiele ma wspólnego z tym, do czego zobowiązują się w umowach ludzie prowadzący „dziki” dom seniora.
„Dwa lub trzy razy w tygodniu pani Ala przywoziła w folii i w pudełkach po śledziach obiady dla podopiecznych, a opiekunki same gotowały ziemniaki, same też przyrządzały seniorom śniadania i kolacje” - słyszymy od byłych pracownic.
Na początku, gdy tworzono ten „dom seniora”, opiekunki same przygotowywały posiłki na dwupalnikowej kuchence ukrytej w korytarzu za parawanem. „Produkty chowałyśmy do szafy, by rodziny płacące za catering nie widziały tej prowizorki.
Potem gotowałyśmy w toalecie, a teraz opiekunowie przygotowują posiłki w ciasnej, ciemnej kuchence, nie spełniającej żadnych norm sanitarnych” - opowiadają.
Sprawdziliśmy, co w sprawie tej nielegalnej placówki opieki, stanowiącej zagrożenie zdrowia i życia pensjonariuszy, zrobiły instytucje nadzorujące domy seniora.
„W lutym podjęliśmy w NZOZ »Leśna« czynności kontrolne; ustaliliśmy, że przychodnia już w 2016 roku wyodrębniła część budynku na działalność mającą znamiona całodobowej opieki nad seniorami. Nie przedstawiono nam zgody na takie użytkowanie pomieszczeń, więc powiadomiliśmy Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego i mamy zwrotną informację, że
wszczął postępowanie administracyjne w sprawie nielegalnego użytkowania części pomieszczeń przychodni lekarskiej jako pokoi całodobowej opieki dla seniorów” - informuje nas Ewa Chrzanowska, szefowa powiatowego Sanepidu w Bydgoszczy.
Inspektorzy Sanepidu weszli na teren tzw. domu seniora podstępem, podczas kontroli przychodni. Usiłowano ukryć przed nimi przybytek dla seniorów, tłumacząc, że za zamkniętymi drzwiami na piętrze przychodni są pomieszczenia prywatne. Ale się uparli. „Zgodnie z dokumentacją cały obiekt jest przeznaczony na usługi i świadczenia medyczne, więc mieliśmy prawo tam wejść” - tłumaczą.
Przekonywano ich, że góra kaszy i gar gulaszu w kuchni to posiłek dla personelu, bo seniorów karmi firma cateringowa. Przywozi im jedzenie i serwuje w jednorazowych naczyniach. „Udało się nam porozmawiać z jedną z seniorek. Powiedziała, że jedzenie podaje się na normalnych talerzach, a sztućce są metalowe” - słyszymy. Inspektorzy poprosili o dane firmy cateringowej; ustalili, że nie prowadzi ona takiej działalności.
„Tego »czegoś«, co funkcjonuje w NZOZ »Leśna« nie ma w rejestrach wojewody, więc mamy związane ręce” - mówi Ewa Chrzanowska.
I dodaje: „Możemy wejść z naszymi przepisami sanitarnymi jedynie do placówek zalegalizowanych. Musimy wiedzieć, czy to jest np. schronisko, hostel, zakład opiekuńczo-leczniczy czy Dom Pomocy Społecznej (DPS), by porównać stan higieny i wyżywienia z przepisami, dotyczącymi konkretnego typu placówek”.
Pod koniec 2016 roku na zaplecze NZOZ „Leśna” weszli inspektorzy z oddziału kontroli i nadzoru w pomocy społecznej Kujawsko-Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego. Kierowniczka oddziału Beata Rojewska: „Wprowadzono nas w błąd. Przedłożono trzy różne umowy: na wynajem mieszkania, na usługi opiekuńcze i na catering. Mieliśmy poważne wątpliwości, czy tak może być, ale postępowanie administracyjne w tej sprawie umorzono”.
Kolejne postępowanie urząd wojewódzki wszczął w grudniu 2018 roku, po informacji z wydziału do walki z przestępczością gospodarczą komendy policji Bydgoszcz-Śródmieście.
„Funkcjonariuszy zaniepokoił fakt, że opiekunowie, zajmujący się seniorami wykonywali przy nich takie fachowe czynności, jak np. zakładanie i karmienie przez sondę, cewnikowanie czy rozdzielanie leków.
Takiej pomocy może udzielać tylko fachowiec: lekarz lub pielęgniarka, więc policjanci uznali, że w tym tzw. domu seniora może dochodzić do zagrożenia zdrowia i życia” - tłumaczy Rojewska.
„Stan na dziś jest taki, że wymierzamy NZOZ »Leśna« karę 20 tys. zł za prowadzenie placówki całodobowej opieki bez zezwolenia wojewody. Składamy też doniesienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa stworzenia zagrożenia dla zdrowia i życia ludzi. Z opinii straży pożarnej wiemy, że w przypadku pożaru w tym obiekcie, sprawna ewakuacja seniorów graniczyłaby z cudem” - dodaje Rojewska.
W obiekcie nie ma dróg ewakuacyjnych ani możliwości wyniesienia pacjenta na noszach, bo klatka schodowa jest kręta, a winda w przychodni (dostępna tylko do godziny 18:00) zbyt krótka. W razie wezwania karetki, chorych trzeba przenosić na płachtę i opiekunowie wspólnie z ratownikami znoszą ich do karetki.
Jakie kroki podjęła straż, gdy stwierdzono, że obiekt nie spełnia norm bezpieczeństwa? „W lutym, podczas kontroli stwierdziliśmy w tym obiekcie nieprawidłowości, mogące stanowić zagrożenie zdrowia i życia ludzi, a w marcu wszczęliśmy w tej sprawie postępowanie administracyjne i zakończyliśmy je 15 kwietnia.
Wkrótce wydamy decyzję, nakazującą NZOZ »Leśna« usunięcie tych nieprawidłowości. Ma na to rok czasu” - informuje kpt. Karol Smarz, rzecznik komendy miejskiej straży pożarnej w Bydgoszczy.
Równie łaskawa dla NZOZ „Leśna” jest miejska Administracja Domów Mieszkalnych, zarządzająca budynkiem, dzierżawionym przez przychodnię. „Leśna” jeszcze w marcu zalegała miastu z kilkudziesięciotysięcznym czynszem.
„Na część zadłużenia pierwotnie zawarte zostały ugody, jednak z uwagi na dalsze, bieżące zaległości uprzedzono NZOZ „Leśna” o zamiarze wypowiedzenia umowy najmu”- informuje nas Magda Marszałek, rzecznik ADM.
Zapewnia, że najemca nigdy nie zwrócił się o wydanie zgody na zmianę przeznaczenia budynku - z usług medycznych na pomieszczenia mieszkalne.
„Jednak w marcu br. otrzymaliśmy sygnał, że taka sytuacja może mieć miejsce. Przeprowadzono wizję, która to potwierdziła. Sytuacja taka, zgodnie z umową skutkuje jej wypowiedzeniem, jednak w tym przypadku zbiegło się to z wypowiedzeniem umowy z powodu zadłużenia, zatem przygotowanie drugiego byłoby niezasadne” - dodaje rzeczniczka.
O tym, że w przychodni NZOZ „Leśna”, z której korzysta ok. 6 tys. pacjentów, źle się dzieje, zrobiło się głośno w styczniu 2019. Do miejscowej prasy docierały głosy zdesperowanych pacjentów, którzy nie mogli dostać się do lekarza, zrobić badań bądź marzli w nieogrzanych pomieszczaniach przychodni, bo nie płaciła za media.
Z „Leśnej” zaczęli odchodzić kolejni lekarze: m.in. ortopedzi i urolodzy, a poradnię ginekologiczną, drogą cesji i bez wiedzy NFZ, przeniesiono z dnia na dzień do przychodni położonej kilka kilometrów dalej.
Wyszło na jaw, że NZOZ „Leśna” nie płacił lekarzom wynagrodzeń. Niektórym od 22 miesięcy. „Nie wiem, co spowodowało, że właściciele przychodni tak nierozumnie postępują z personelem. Przecież podcinają gałąź, na której siedzą. Oszukiwali lekarzy. I nas też” - mówił w rozmowie z lokalną gazetą dr Andrzej Wiśniewski, p. o. dyrektora Kujawsko-Pomorskiego NFZ.
Kontrole NFZ wykazały, że lekarze nie wykonują prac zgodnie z harmonogramem, poradnie często są nieczynne, a użyczony przychodni „Leśna” aparat USG nie ma aktualnych badań technicznych.
To tylko część przewinień. NFZ nałożył za nie na właścicieli „Leśnej”… 2,5 tys. zł kary.
Sprawdziliśmy, kim są decydenci i udziałowcy NZOZ „Leśna”. Z akt KRS wynika, że od 2016 roku, gdy na zapleczu przychodni powstał nielegalny dom seniora, kontrolny pakiet udziałów mają: dr Kazimierz Mulczyński, fizjoterapeuta i zarazem prezes NZOZ „Leśna”, wiceprezes Wioletta Popiołek oraz spółka Vertigo (założona przez dr. Artura Bogacza - laryngologa i wiceprezesa „Leśnej” oraz spółkę Kemron Group).
Z kolei jednym z udziałowców Kemron Group jest Dawid Ronsson, obecny dyrektor finansowy NZOZ „Leśna”. To podobno z jego inicjatywy w styczniu 2016 roku na zapleczu „Leśnej” powstał nielegalny dom opieki.
I również z jego inicjatywy w czerwcu 2016 roku NZOZ „Leśna” objął udziały o wartości 12 tys. zł w spółce Panaceum Group - pokrywając je wkładem pieniężnym w wysokości... 1 mln zł. W 2017 roku za kolejny pakiet udziałów Panaceum Group, o wartości 80 tys. zł NZOZ „Leśna” zapłacił 400 tys. zł.
Ze sprawozdania z działalności Panaceum Group za okres od czerwca do końca grudnia 2016 wynika, że spółka nabyła w tym czasie nieruchomości położone w Żołędowie i Żurczynie, zaś „celem efektywnego wykorzystania kapitału, zgromadzonego przez spółkę, zarząd Panaceum podjął decyzję o udzieleniu oprocentowanych pożyczek spółce akcyjnej Arno - Eko na łączną kwotę 450 tys. zł”.
Arno - Eko zaś to firma widmo. Od dawna nie działa i nie ma siedziby pod adresem, który zgłosiła w KRS. Ustalił to m.in. sąd rejestrowy, urząd skarbowy oraz komornik.
W wyniku późniejszych transakcji NZOZ „Leśna” stracił wszystkie udziały w Panaceum Group. A jej właścicielami zostali członkowie zarządu przychodni i syn Dawida Ronssona - Patryk.
Dziś NZOZ Leśna to wydmuszka. Na kontach spółki siedzą komornicy, ostatni lekarze odchodzą...
Nielegalny dom opieki na zapleczu przychodni nadal jednak wyciąga od podopiecznych, a dokładniej od ich rodzin, ile się da.
Sprawdzamy, na czyje konta idą te pieniądze, bo nawet firma, która wstawiła do nielegalnego domu opieki łóżka dla seniorów ma problem z egzekucją zapłaty za ich użytkowanie.
Umowę o opiekę nad seniorem zawiera się z firmą: „Kancelaria Ronsson&Partnerzy. Patryk Ronsson” - choć opiekunki, które pracują w nielegalnym domu opieki są opłacane z kasy przychodni NZOZ „Leśna”. Słowo: „kancelaria” w nazwie ma chyba budzić respekt, bo nie jest to kancelaria prawna.
Umowę na catering podpisać trzeba z firmą Consult Lex, której udziałowcem jest spółka Kemron Group, reprezentowana przez Dawida Ronssona.
Inspektorzy z Sanepidu potwierdzili, że ta spółka nie zajmuje się cateringiem, wyznał to też wezwany na „spowiedź” prokurent spółki. Pod adresem wskazanym w KRS spółka ma tylko biuro. Na ogół zamknięte.
„NZOZ »Leśna« nie jest stroną i nie ma żadnej umowy z tym podmiotem. Umowy o catering zawierane są indywidualnie pomiędzy spółką Consult Lex a najemcami pomieszczeń w budynku przy ulicy Czerkaskiej 22 w Bydgoszczy. Według naszej wiedzy osoby wynajmujące pomieszczenia od NZOZ »Leśna« na cele mieszkaniowe, same lub za pośrednictwem rodzin dokonują płatności za usługi związane z dostarczeniem posiłków” - przekonuje prezes Kazimierz Mulczyński.
Chcemy porozmawiać także z dyrektorem finansowym NZOZ "Leśna" i całym zarządem tej spółki, ale prezes Mulczyński po konsultacji z adwokatem decyduje się odpowiedzieć na nasze pytania, także w imieniu zarządu, ale wyłącznie drogą mailową.
Zapytaliśmy więc, dlaczego lekarze tworzą przy przychodni nielegalną placówkę całodobowej opieki nad seniorami, w której panują warunki zagrażające zdrowiu i życiu ludzi.
„NZOZ »Leśna« nigdy nie prowadziła ani nie prowadzi całodobowego domu opieki nad osobami starszymi. Naszym celem było skomercjalizowanie pomieszczeń przychodni, w efekcie czego podjęto decyzję o wynajęciu części z nich na różne cele.
Opieka, o której Pani wspomina to nic innego, jak pomoc najemcom w codziennych czynnościach” - odpowiada dr. Mulczyński. „Brak skarg ze strony osób zamieszkujących oraz ich rodzin utrzymuje nas w przekonaniu o akceptacji warunków pobytu”.
Zgłosiliśmy się także do placówki na zapleczu „Leśnej” jako potencjalni klienci chcący umieścić bliską osobę. Przyjął nas Tomasz K., specjalista ds. RODO w NZOZ „Leśna”. Twierdził, że właśnie wprowadza nowe porządki. Wymienił koordynatora i prawie wszystkich opiekunów. W ich miejsce wprowadził Ukraińców. „Są odpowiednio wyszkoleni” - zapewniał.
Przekonywał też, że wkrótce placówka zostanie zarejestrowana jako „prywatny DPS na 30 osób”. I że do załatwienia pozostaje już tylko sprawa z Sanepidem, który „ma jakieś zastrzeżenia” do kuchni w placówce.
K. radził też, by zapisać seniorkę do NZOZ „Leśna”, co - według jego zapewnień - miało jej zagwarantować opiekę lekarską. Za wizyty u specjalistów, rehabilitację, badania diagnostyczno-laboratoryjne, leki i pampersy mielibyśmy płacić dodatkowo.
Kilka dni po tym, jak portal OKO.press zainteresował się sprawą nielegalnego domu opieki na zapleczu NZOZ „Leśna” i zaczęliśmy zadawać pytania, bydgoskie urzędy - na czele z NFZ - zwarły szyki i zorganizowały briefing dla dziennikarzy.
Okazało się nagle, że NFZ może natychmiast rozwiązać wszystkie kontrakty z NZOZ „Leśna”, ADM błyskawicznie wypowiedzieć tej spółce umowę najmu, a nadzór budowlany w mig podjąć decyzję o natychmiastowym wstrzymaniu nielegalnej przeróbki gabinetów lekarskich na pomieszczenia mieszkalne dla seniorów.
„Dyrektor finansowy Dawid Ronsson zabrał z NZOZ komputer i zniknął” - donoszą nam informatorzy z „Leśnej”.
„Podobno mają przenosić staruszków w inne miejsca, niekoniecznie zarejestrowane” - podpowiadają byłe opiekunki. „Będziemy to monitorować” obiecuje Beata Rojewska z urzędu wojewódzkiego.
Komentarze