0:000:00

0:00

W naszych rozmowach mówią o nich wprost: obozy koncentracyjne – bo to, co dzieje się za zamkniętymi bramami ośrodków, które rząd chiński nazywa “centrami reedukacyjnymi”, jest powolnym ludobójstwem Ujgurów.

Tzw. centrum reedukacyjne w chińskim regionie autonomicznym Sinciang. Źródło: Google Maps

Według szacunków niezależnych organizacji, chińskie władze zamknęły w ośrodkach ponad milion Ujgurek i Ujgurów oraz przedstawicieli innych mniejszości etnicznych z regionu Sinciang w północno-zachodniej części kraju.

Prowincja Sinckang

Według świadectw tych, którym udało się przeżyć, oraz ich rodzin na emigracji, więźniowie obozów są poddawani procesom wynaradawiania podczas “zajęć edukacyjnych”. Doświadczają także tortur, gwałtów, usuwania organów, przymusowej sterylizacji i pracy.

Zabrali ją do "szkoły"

"Po czterech miesiącach od mojego wyjazdu, urzędnicy przyszli do naszego domu i pytali o mnie. Mama zapewniała ich, że wrócę zaraz po ukończeniu studiów. Powiedzieli, że to nie jest dobry moment na studiowanie za granicą i że musi mnie przekonać, żebym wróciła od razu. Nie zgodziła się, więc wyszli bez słowa. Zabrali ją do obozu miesiąc później" - opowiada nam G.

G. jest młodą Ujgurką. Od kilku lat mieszka i studiuje w Europie. Studia to jeden z bardzo niewielu powodów, dla których Ujgurzy mogą otrzymać paszport. W trakcie procesu urzędowego muszą m.in. oddać krew celem zachowania kodu DNA i próbkę głosu – coś, czego nie wymaga się od reszty obywateli Chin.

Po skończeniu studiów G. miała wrócić do domu i pomóc matce w prowadzeniu biznesu.

G.: "W Sylwestra 2018 roku napisałam do niej wiadomość »Szczęśliwego Nowego Roku«. Nie odpowiedziała. Przez kilka miesięcy nie miałam żadnych informacji, co się z nią dzieje. Pytałam ciotki, mówiła, żebym się nie martwiła, że moja mama jest po prostu zajęta, ale czułam, że dzieje się coś złego. W końcu powiedziała mi, że moja mama jest »w szkole«. Pisząc przez WeChat o tym, co dzieje się naprawdę, bo władze czytają i słyszą wszystko. Oznaczało to, że trafiła do »centrum reedukacyjnego«. Przyszli po nią w styczniu. Była północ, spała, wyciągnęli ją z łóżka. Wróciła do domu po trzech latach".

WeChat to rządowy odpowiednik Facebooka, jeden z niewielu legalnych komunikatorów internetowych w Chinach. Stosowanie kodów w rozmowach o obozach potwierdzają też inni nasi rozmówcy.

Totalna kontrola

W prowincji Sinciang, zamieszkiwanej w większości przez Ujgurów, testowane są technologie totalnego nadzoru. m.in. udoskonalone wersje Zintegrowanej Wspólnej Platformy Operacyjnej (Integrated Joint Operations Platform, IJOP).

To aplikacja stosowana przez policję w Sinciangu, dostarczająca takich informacji jak grupa krwi, wzrost, skan twarzy. Następnie przy pomocy całej sieci nadzoru, m.in. kamer i wi-fi, algorytm tworzy listę “podejrzanych”. Zachowania, za które można trafić do obozu, to choćby przekroczenie progu meczetu, noszenie długiej brody i wąsów, czy nawet nadawanie dzieciom imion brzmiących “zbyt muzułmańsko”.

Dolkun Isa, prezes Światowego Kongresu Ujgurów (World Uyghur Congress, WUC) z siedzibą w Niemczech: "Region ujgurski jest laboratorium dla nowych technologii inwigilacji. Jeśli odniosą sukces, rząd wykorzystuje je w innych częściach Chin. Niektóre z nich są sprzedawane do krajów europejskich. Chińska technologia kontroli i nadzoru jest dziś zagrożeniem dla światowej demokracji".

Ujgurzy to mniejszość etniczna pochodzenia tureckiego, wyznająca islam, licząca oficjalnie 10 mln osób, jej przedstawiciele zapewniają jednak, że jest ich znacznie więcej.

Mniejszość ujgurska posługuje się językiem ujgurskim, zamieszkuje głównie północno-wschodnią część Chin - Region Autonomiczny Sinciang-Ujgur. Terytorium weszło w obszar Chin w wyniku podboju w XVIII wieku.

Od tamtego czasu Sinciang kilkukrotnie ogłaszał niepodległość. Ujgurzy, wyrażając sprzeciw wobec chińskiej okupacji, wolą określać swój region Turkiestanem Wschodnim.

Z czasem wzmocniła się systemowa dyskryminacja, m.in. w szkołach, gdzie zakazano posługiwania się językiem ujgurskim. Od lat 90. wśród Ujgurów wzmogły się tendencje separatystyczne i protesty wobec ucisku ze strony chińskich władz.

W wyniku śmiertelnych ataków w przestrzeni publicznej, których mieli dokonać ujgurscy separatyści, Chiny zapowiedziały bezwzględną walkę z terroryzmem, która de facto stała się walką z całą mniejszością ujgurską, będącą teraz pod stałym nadzorem władz.

Elementem walki są tzw. chińskie centra reedukacyjne, do których trafiają przede wszystkim Ujgurzy i przedstawiciele innych mniejszości, głównie wyznające islam.

“Walka z terroryzmem”

“Centra reedukacyjne” są pilnie strzeżone, osoby z zewnątrz praktycznie nie mają do nich wstępu. Pierwsze doniesienia na ten temat pojawiły się ok. 2015 roku.

Od tego czasu w regionie Sinciangu mogło powstać nawet 380 takich obozów. Jest pewne, że z powodu tortur i pracy przymusowej ludzie w nich umierają, dokładna liczba ofiar nie jest jednak znana.

Organizacje pozarządowe prowadzą spis zaginionych na podstawie relacji byłych więźniów i rodzin, ale dane są niekompletne.

Chiński rząd utrzymuje, że ośrodki dzięki zajęciom edukacyjnym walczą z ekstremistycznymi poglądami, a poprzez naukę nowych umiejętności pomagają “absolwentom” zdobyć pracę. Nigdy jednak nie wiadomo, jak długo potrwa “nauka” – może to być kilka miesięcy, może być nawet kilka lat.

"Niektórzy z ocalałych mówili, że widzieli śmierć kilkudziesięciu osób" – mówi Dolkun Isa. – "Ci, którzy przeżyli i zostali wypuszczeni, to zazwyczaj obywatele innych państw pochodzenia ujgurskiego, jak Kazachowie, którzy zostali uwolnieni dzięki interwencji swojego kraju. Ale nawet oni boją się mówić. Grozi się im, że ich krewni mieszkający w Turkiestanie Wschodnim zostaną zatrzymani, jeśli powiedzą choć słowo. Są cały czas monitorowani".

“Studenci” podczas wielogodzinnych zajęć muszą poddawać się samokrytyce, odrzucając swoją tożsamość i religię. Zamiast tego przyjmują nowe wyznanie.

"Obiecujesz lojalność wobec Chińskiej Partii Komunistycznej i jej przywódcy, Xi Jinpinga. Przed jedzeniem trzeba się też do niego »pomodlić«. Podawane jedzenie to przegotowana woda i ryż. Potem trzeba powtarzać: »islam to choroba, islam to nonsens«. Jeśli nie współpracujesz z nadzorcami, grożą ci natychmiastowe tortury" – opowiada dalej prezes WUC.

Gwałty w "ciemnym pokoju"

W relacjach ocalałych potwierdzają się doniesienia o nieludzkim traktowaniu studentów-więźniów. Śledztwa ujawniają kolejne odsłony przemocy w “centrach edukacyjnych”. Tursunay Ziawudun, która spędziła w jednym z nich 9 miesięcy, zeznała w rozmowie z BBC, że kobiety w obozach doświadczają masowych gwałtów.

“Jakiś czas po północy [mężczyźni w garniturach i maskach - przyp. red] przychodzili do cel, wybierali kobiety, które chcieli i zabierali je korytarzem do »ciemnego pokoju«, gdzie nie było monitoringu” - mówiła Ziawudun,

Kilka razy zabrali ją. "To blizna, która prawdopodobnie zostanie ze mną na zawsze. Nie chcę nawet, aby te słowa wyszły z moich ust". Kobieta mówiła, że najpierw była torturowana, później gwałcona. Za każdym razem przez dwóch lub trzech mężczyzn.

BBC dotarło również do Kazaszki z Sinciangu, która przetrzymywana w obozie 18 miesięcy, była zmuszona do rozbierania kobiet i skuwania ich, tak, by nie mogły się ruszać. Następnie zostawiała je w pokoju z Chińczykami, którzy płacili za wybór najładniejszej i najmłodszej z osadzonych kobiet.

Niektóre z nich, mówiła Ziawudun, nigdy nie wróciły z celi. Pozostałe były zmuszone do milczenia o tym, co im zrobiono.

W „ciemnych pokojach”, jak wynika z raportów, dochodzi również do tortur. Powodem jest “nieposłuszeństwo” podczas tzw. “zajęć edukacyjnych”. Surowo karane są rozmowy między sobą, a nawet uśmiechanie się, ziewanie, płakanie czy zbyt długie przebywanie w toalecie.

Naoczni świadkowie zeznali, że widzieli krew pokrywającą podłogi i ściany oraz zatrzymanych wychodzących z pokoi przesłuchań, niektórych bez paznokci.

Sterylizacja i pobieranie organów

"Każdy Ujgur w obozie dostaje jakieś specjalne lekarstwo i zastrzyk. Badamy co to jest, ale jak na razie nie możemy uzyskać żadnych informacji. Osoby, które przeżyły obóz twierdzą, że może to być środek sterylizacyjny, ponieważ u wielu kobiet po zażyciu tych leków zatrzymała się miesiączka.Słyszeliśmy też o przymusowym sterylizowaniu w wielu zeznaniach" – opowiada nam prezes WUC.

Praktyki przymusowej sterylizacji Ujgurek i kontroli urodzeń potwierdzają m.in. źródła BBC, oraz niezależne organizacje broniące praw człowieka. Relacje tych, którzy przeżyli obóz, potwierdzają też pobieranie organów od przetrzymywanych.

Pochodzenie narządów na chińskim rynku transplantacyjnym od dawna budzi wątpliwości prawników i ekspertów. Według niezależnych komisji część jest przymusowo usuwana więźniom oraz tym, którzy przebywają w “centrach reedukacyjnych”.

G.:"W tym roku, 1 lutego, władze wypuściły moją mamę z obozu. Nie mogła chodzić o własnych siłach. W 2019 r. pod koniec listopada miała operację. Władze zadzwoniły do mojej babci i powiedziały, że mama jest w szpitalu i może ją odwiedzić. Gdy przyszła, mama była nieprzytomna. Było widać na jej brzuchu trzy ślady po operacji. Babcia zapytała dlatego trafiła do szpitala. Doktor nic nie powiedział. Do dziś nie wiemy, co jej się stało".

Niewolnicza praca dla Nike, Adidasa, H&M, Amazona

Pojawia się coraz więcej dowodów na to, że więźniowie obozów są masowo zmuszani do pracy. Jak wynika z danych WUC, 85 proc. chińskiej bawełny pochodzi z wyzysku we Wschodnim Turkiestanie, globalnie - aż 22 proc.

Pracę przymusową Ujgurów wykorzystują zachodnie firmy, takie jak Nike, Zara, Adidas, H&M czy Boss, ale też m.in. Amazon i Coca-Cola. Część z nich, jak Apple, zaprzecza jednak istnieniu dowodów na wyzysk w ich łańcuchu produkcji.

G.:"Moja mama pracowała w zeszłym roku szyjąc w fabryce ubrania po 18 godzin dziennie. Ludzie są zabierani z domów, by pracować w fabrykach za darmo".

WUC współpracuje z międzynarodowymi organizacjami przeciwko wyzyskowi Ujgurów. Prowadzi kampanie uświadamiające jakim kosztem powstają ubrania znanych zachodnich firm.

Śledztwo Buzz Feed News wykazało związek pomiędzy wzrostem liczby fabryk w Sinciangu a coraz większą ilością “centrów reedukacyjnych”. Znaczna część z nich znajduje się w tych samych kompleksach budynków.

Szacuje się, że tylko w ciągu trzech lat ponad 80 tys. Ujgurów zostało przeniesionych do pracy w fabrykach w inne rejony Chin, niektórzy prosto z obozów. Rządowe media określają to walką z ubóstwem w regionie.

Raporty alarmują o praktyce przekazywania ujgurskich dzieci do państwowych sierocińców i wychowywania ich w języku chińskim, w przypadku gdy oboje rodziców trafiło do obozu lub pracy przymusowej.

To kolejny z elementów procesu wynaradawiania i “usuwania” ujgurskiej kultury i tożsamości przez chiński rząd. Służy temu też rozdzielanie rodzin i zakaz kontaktu z tymi, którzy wyjechali za granicę. Ofiarami tej polityki zostało tysiące dzieci, matek i ojców.

Jedną z nich jest Mamutjan Abdurehim.

Na emigracji

Mamutjan zdecydował się opowiedzieć swoją historię pod nazwiskiem. Przesyła nam ostatnie zdjęcia, na których jest razem z żoną Muherrem i dwójką dzieci. Malezja 2015. Od tamtej pory nie widzieli się ani razu.

Mamutjan Abdurehim z żoną Muherrem i dwójką dzieci. Malezja 2015. Zdjęcie Mumutjana

W Malezji Mamutjan robił doktorat z nauk o islamie, jego żona uczyła się angielskiego. Oboje są Ujgurami, pochodzą z Kaszgaru w Sinciangu.

Gdy Muherrem straciła paszport, musiała, jak mówi Mamutjan, wrócić do rodzinnego miasta, by wyrobić nowy. Wyleciała razem z dziećmi. Z powodów finansowych nie mogła wrócić od razu do Malezji.

Dwa lata później władze zabrały jej wszystkie dokumenty umożliwiające wyjazd za granicę. Konfiskata paszportów to kolejny, powszechnie stosowany element opresji chińskich władz wobec Ujgurów. Podobnie jak zastraszanie ich, że utrzymywanie relacji z rodziną za granicą będzie karane osadzeniem w “centrum reedukacyjnym”.

Mamutjan: "W kwietniu 2017 roku straciłem z nią kontakt. W tamtym okresie ludzie zaczęli być masowo zatrzymywani. Potem dowiedziałem się, że ujgurscy studenci wracający z zagranicy zostają zatrzymani natychmiast po wylądowaniu w Chinach, a rząd zmusza ich rodziny, by nalegały na odwiedziny. Władze chcą w ten sposób ściągnąć jak najwięcej Ujgurów zza granicy, by zamknąć ich w obozach i poddać praniu mózgu. Nie mogłem polecieć do Muherrem ani do dzieci. Przestałem też czuć się bezpiecznie w Malezji. Postanowiłem wyemigrować do Australii" - opowiada Mamutjan.

Po dwóch latach dowiedział się, że jego żona została zwolniona z obozu, z nagrania w internecie, na którym jego kilkuletni syn cieszy się, że mama “ukończyła szkołę”. Syn razem z 10-letnią siostrą pod nieobecność matki mieszkali u dziadków. Gdy mąż zaczął szukać sposobu, na ściągnięcie rodziny do Australii, Muherrem została zatrzymana ponownie.

"Otrzymałem zakodowaną wiadomość: “nie ma jej w domu”. To oznacza, że zamknęli ją w obozie. Kolejna wiadomość brzmiała: “jest pięciolatką”, czyli prawdopodobnie została zatrzymana na pięć lat. Gdy o naszej sprawie zrobiło się głośniej, rządowa telewizja wyemitowała materiał, przedstawiając mnie jako wyrodnego ojca, który porzucił rodzinę i wyjechał za granicę".

Mamutjan kontaktuje się z organizacjami broniącymi praw człowieka i światowymi mediami, by odzyskać żonę. Dotychczas żadna z interwencji nie przyniosła skutku.

Epilog

Część ekspertów jest zgodna, że rząd Chin dokonuje ludobójstwa Ujgurów, zgodnie z definicją Konwencji w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa ONZ.

Tego samego zdania jest prezes WUC, który argumentuje: "Mówimy tu o oddzielaniu dzieci od rodziców, niszczeniu kultury i historii oraz przymusowej sterylizacji. I tak jak w przypadku Holocaustu, gdzie do końca wojny nikt nie wiedział, ilu ludzi zginęło, tak samo nie mamy pojęcia ilu Ujgurów straciło do tej pory życie w obozach".

Gdy kończymy rozmowę, Mamutjan prosi mnie, żebym zamieściła na końcu tekstu jego wiadomość do chińskich władz:

“Proszę tylko o to – uwolnijcie moją żonę i pozwólcie wyjechać mojej rodzinie z Chin, byśmy znowu mogli być razem”.

Udostępnij:

Anna Mikulska

Dziennikarka i badaczka. Zajmuje się tematami wokół praw człowieka, głównie migracjami i uchodźstwem. Publikowała reportaże m.in. z Lampedusy, irackiego Kurdystanu czy Hiszpanii. Przez rok monitorowała sytuację uchodźców z Ukrainy w Polsce w ramach projektu badawczego w Amnesty International. Laureatka w konkursie Festiwalu Wrażliwego. Współtworzy projekt reporterski „Historie o Człowieku".

Komentarze