Konsekwencje wygranej Donalda Trumpa są zupełnie nieprzewidywalne. Pewna jest natomiast wielka wojna o przyszłość Partii Republikańskiej - pisze prof. Josh Pacewicz dla OKO.press
Konsekwencje wygranej Donalda Trumpa są zupełnie nieprzewidywalne; w kampanii wyborczej popełniał błąd za błędem, atakował przywódców Partii Republikańskiej, kwestionował ustalone poglądy we wszystkich dziedzinach - od wolnego handlu po rozprzestrzenianie się broni nuklearnej.
Do tego Trump wypowiadał się ciepło o Rosji, jest rzekomo blisko z Putinem, co ważne i niepokojące z punktu widzenia Polski. Wiemy, że rosyjscy hakerzy ujawnili poufne informacje dotyczące Hillary Clinton, starając się zwiększyć szanse Trumpa.
Podsumowując, wygrana Trumpa oznacza wielki znak zapytania, chociaż większość spodziewa się raczej jego porażki. Liderzy Republikanów sądzą zapewne, że jeśli Trump wygra, to że będą w stanie go kontrolować, ale czy mają rację. W wypadku wygranej Hillary Clinton prezydentura byłaby kontynuację polityki Obamy - ze wzrostem podatków dla bogatych i rozwojem nowych programów socjalnych, szczególnie w zakresie wczesnej edukacji dzieci.
Wiele zależy od tego, czy Demokracji wygrają w Senacie (obecnie szanse wynoszą ok. 50%). Prezydent USA sprawuje władzę wykonawczą i potrzebuje poparcia Kongresu aby wprowadzać ustawy; co najmniej jedna z jego dwóch izb - Izba Reprezentantów - będzie po wyborach pod kontrolą Republikanów, którzy będą starali się blokować politykę Clinton. W skrócie - jeśli Clinton wygra, niewiele się zmieni - business as usual.
Niezależnie od wyniku wyborów pewna jest wielka wojna o przyszłość Partii Republikańskiej. Tradycyjnie, Republikanie popierali biznes i byli sceptyczni wobec “dużego” państwa. Do tego nieco konserwatywnych chrześcijańskich zasad obyczajowych. Tak powstał akceptowany program republikanów.
Trump zdobył popularność głosząc hasła nacjonalistyczne i populistyczne, które bardziej niż program republikanów, przypominają poglądy współczesnej radykalnej prawicy europejskiej. Nie wiadomo, w którym kierunku pójdzie cała partia.
Największy problem Republikanów to demografia: ich tradycyjni wyborcy, tj. konserwatywni biali stanowią coraz mniejszy procent społeczeństwa. Aby zachować pozycję, partia musi wybrać jedną z dwóch opcji: albo stać się atrakcyjną dla wyborców z mniejszości (tak jak udało się częściowo w przypadku Latynosów w latach 80. i 90. XX wieku) albo znacząco powiększyć poparcie wśród Białych.
Trump wybrał tę drugą opcję. Stąd tak wiele mówił o “przywróceniu Ameryce wielkości, którą straciła” (Czarnoskórzy Amerykanie nie podzielają tej tęsknoty) i straszył wyborców obcymi (Meksykanami, Chińczykami, Muzułmanami).
Republikanie będą musieli stoczyć bój o swoją partię. Prawdopodobnie walka rozegra się między radykalnymi nacjonalistycznymi populistami, a chrześcijańskimi umiarkowanymi wolnorynkowcami. Ta druga droga będzie o tyle trudniejsza, że po kampanii Trumpa ciężko będzie zdjąć z Republikanów etykietę klubu rasistów.
Obecne wybory są więc swoistym referendum: czy Amerykanie dalej popierają westminsterski, dwupartyjny ustrój, czy też może zechcą wybierać spośród większej liczby partii.
Przełożył Krzysztof Pacewicz
Komentarze