0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Foto: Andrew Harnik /Getty Images via AFPFoto: Andrew Harnik ...

„Donald, jesteś bardzo mądrym gościem, ale zrobiłeś właśnie bardzo głupią rzecz” – powiedział dziś, 4 marca 2025 roku, w swoim wystąpieniu kanadyjski premier Justin Trudeau, zwracając się bezpośrednio do amerykańskiego prezydenta.

Po targach sprzed miesiąca wiele osób sądziło, że i tym razem Trump przesunie wprowadzenie 25-proc. ceł na towary importowane z Kanady i Meksyku. Wówczas Donald Trump wymusił na sąsiadach ściślejszą kontrolę granic, Meksyk zobowiązał się do skierowania 10 tys. żołnierzy na granicę z USA. A groźba ceł odsunęła się o miesiąc.

Iluzja, że Trump blefuje i chce tylko pod presją wynegocjować kilka spraw korzystnych jego zdaniem dla USA, żyła tylko miesiąc i właśnie z hukiem pękła. Po wczorajszych (3 marca 2025) decyzjach Trumpa obudziliśmy się w świecie trwających wojen handlowych.

Od 4 marca obowiązują 25-procentowe cła na wszystkie towary z Meksyku, w przypadku Kanady wyjątkiem jest amerykański import energii, który objęty jest stawką dziesięcioprocentową.

Dodatkowo Trump zwiększył też wysokość cła na towary chińskie o 10 punktów procentowych, do 20 proc.

Odpowiedź Kanady i Chin

Cła to po prostu dodatkowy podatek nakładany na eksportera, by mógł sprzedać swój produkt w kraju, do którego eksportuje. 25 proc. cło oznacza, że produkt warty dotychczas 100 dolarów będzie kosztował 125 dolarów – te 25 dolarów pobierze amerykański rząd.

Chińczycy natychmiast odpowiedzieli wprowadzeniem 15-procentowych ceł na eksport do Chin amerykańskiego drobiu, pszenicy, kukurydzy i bawełny, a także 10-procentowe cła na sorgo, soję, wieprzowinę, wołowinę, owoce morza, owoce, warzywa i produkty mleczne eksportowane przez USA do Chin.

Podobnie szybko zareagowała Kanada. Premier Trudeau ogłosił 25-procentowe cła na eksportowane do Kanady amerykańskie produkty warte łącznie 155 mld dolarów – bez precyzowania, jakie to produkty. Bezpośrednią odpowiedzią są cła na dobra warte 30 mld dolarów, pozostałe 125 mld ma zostać wdrożone w kolejnym kroku. To duża część amerykańskiego eksportu do Kanady – w 2024 jego wartość wyniosła prawie 350 mld dolarów.

W swoim oświadczeniu premier Trudeau nazwał posunięcie Amerykanów bezpodstawnym. Na końcu czytamy:

„Z powodu ceł narzuconych przez USA Amerykanie zapłacą więcej za żywność, benzynę, samochody i potencjalnie stracą tysiące miejsc pracy. Cła zakłócą niezwykle udaną współpracę handlową. Naruszają one umowę handlową, którą wynegocjował sam Donald Trump w swojej pierwszej kadencji".

Uzasadniając wprowadzenie ceł, Donald Trump mówił wczoraj, że Meksyk nie zrobił wystarczająco dużo, by powstrzymać przepływ narkotyków przez meksykańską granicę.

Meksyk odpowie w sobotę

Prezydentka Meksyku Claudia Sheinbaum powiedziała 4 marca rano na konferencji prasowej, że wczorajsze słowa Trumpa były „agresywne, obraźliwe i pozbawione treści”.

„Współpracowaliśmy z USA przez ostatni miesiąc i podjęliśmy działania przeciwko zorganizowanej przestępczości i handlu fentanylem. W tym czasie odbywały się także spotkania dwustronne, które przebiegały w dobrej atmosferze" – mówiła Sheinbaum. I zaapelowała o zachowanie spokoju i chłodnej głowy w odpowiedzi na amerykańskie działania. Zapowiedziała, że jeśli USA utrzyma cła, Meksyk swoją odpowiedź ogłosi w niedzielę, 9 marca. Częścią odpowiedzi mają być cła odwetowe.

Trump jako jeden z głównych powodów nałożenia ceł na swoich sąsiadów podaje właśnie przepływ narkotyków do USA. Wygląda to jednak tylko na kiepsko przygotowany pretekst. Przemyt fentanylu z Kanady jest marginesem. Meksyk w ostatnim miesiącu spełniał żądania USA, wystawił 10 tys. żołnierzy na granicę, wydał Amerykanom ważnych narkotykowych przestępców, współpracował z Amerykanami wywiadowczo.

Walka o bilans handlowy

Z pewnością chodzi o coś zupełnie innego, czego zresztą Donald Trump nie ukrywa. Amerykański prezydent od dawna mówi o tym, że cały świat wykorzystuje Amerykę i Amerykanie na tym tracą. Trumpowi chodzi o ujemny bilans handlowy, który oznacza po prostu, że Amerykanie więcej kupują z zagranicy, niż sprzedają.

Według najnowszych danych US Bureau of Economic Analysis deficyt handlowy USA za grudzień 2024 roku wyniósł aż 98,4 mld dolarów – to rekordowa wartość miesięczna. Trump chce ten trend odwrócić. Chce chronić amerykańskich producentów przed konk–urencją z zagranicy, koncentrować przemysł w USA, zachęcać zagraniczne firmy, by stawiały swoje fabryki w Stanach Zjednoczonych.

Nie jest jednak jasne, czy tak wysokie i tak nagłe wprowadzenie ceł jest dobrym rozwiązaniem, by to osiągnąć. A nawet jeśli to się uda, dzieje się to dziś ogromnym, dyplomatycznym kosztem.

Trump chce działać szybko

Negocjacje międzynarodowych umów handlowych pomiędzy państwami potrafią ciągnąć się latami. W przypadku USMCA najnowszej umowy pomiędzy tymi trzema krajami (USA, Meksykiem i Kanadą), trwały ponad rok podczas pierwszej kadencji Donalda Trumpa i można uznać, że były szybkie. Negocjacje pomiędzy Unią Europejską a krajami Ameryki Południowej zrzeszonymi w grupie Mercosur trwały ćwierć wieku, a umowa wciąż nie jest ratyfikowana.

Trump wybrał inną ścieżkę – akcje zarezerwowane przez ostatnie dekady dla działań wobec wrogów i rywali stosuje wobec najbliższych sojuszników. Psuje w ten sposób dotychczasowe sojusze i zaufanie pomiędzy USA a Europą, Kanadą i Meksykiem.

Jesteśmy teraz na nieznanych wodach – tak ostrej wojny handlowej w tak silnie zglobalizowanym świecie jeszcze nie mieliśmy. W czasach pandemii świat zorientował się, jak wyglądają konsekwencje rozproszonych po całym świecie łańcuchów dostaw. Na przykład wstrzymana na chwilę produkcja przyrządów półprzewodnikowych, zwanych popularnie czipami, w Azji spowodowała wielomiesięczne opóźnienia w produkcji elektroniki i znacznie podniosła jej ceny.

Stąd w ostatnich latach częściowy zwrot ku reindustrializacji i produkcji kluczowych komponentów bliżej siebie – dotyczy to i USA, i Europy. Ale Trump funduje nam dziś terapię szokową.

Czy USA mogą wygrać?

Czy jednak jest szansa, że Trump pokona swojego głównego wroga – amerykański deficyt handlowy? Tuż po ogłoszeniu zamiaru nałożenia 25-procentowych ceł na sąsiednie kraje, ekonomista dr Łukasz Rachel pisał w OKO.press:

„Ekonomiści są zgodni co do tego, że deficyt wynika z uwarunkowań makroekonomicznych – a konkretnie z apetytu gospodarek do inwestowania i oszczędzania. Ameryka względem reszty świata ma nadwyżkę inwestycji w stosunku do oszczędności, pożycza pieniądze z reszty świata, a kiedy wzrasta netto krajowe zadłużenie, rośnie również deficyt handlowy – ponieważ pożyczone pieniądze są wydawane na zagraniczne towary i usługi. Zmniejszenia luki handlowej mogą dokonać polityki zmniejszające poziom krajowego zadłużenia. Oszczędności finansowe gospodarstw domowych i przedsiębiorstw muszą wzrosnąć lub deficyty rządowe muszą się zmniejszyć”.

W rozmowie z portalem subiektywnieofinansach.pl główny ekonomista mBanku, dr Ernest Pytlarczyk twierdzi, że USA mogą ostatecznie wygrać na wywołanej przez siebie wojnie handlowej. Zwycięstwo definiuje tu on jako trwałe podniesienie wzrostu gospodarczego.

Żeby tak się rzeczywiście stało, musi jednak zostać spełnionych wiele warunków. Jak zwraca uwagę dr Pytlarczyk, Trump prowadzi tutaj grę o sumie zerowej – Ameryka może wygrać tylko kosztem innych. USA są gospodarczo silniejsze od Kanady czy Meksyku, ale otwieranie wielu frontów naraz jest ryzykowne. A droga ku odbudowie przemysłowej potęgi USA jest długa – budowa fabryk jest czasochłonna. A w wielu miejscach na świecie koszty produkcji dalej będą tańsze niż w USA, nawet przy stosunkowo wysokich cłach.

Przejściowe trudności

Niemal pewne jest natomiast, że w krótkim okresie Amerykanów czekają trudności.

Nawet jeśli ostatecznie wszystko pójdzie po myśli Trumpa, Amerykanów czeka spowolnienie gospodarcze i wyższe ceny. Trump mówi bowiem o sytuacji głównie od strony producentów i eksporterów, zapomina jednak o konsumentach. A jeśli sprowadzenie towaru będzie znacznie droższe, sporą część ceny za to będą musieli zapłacić konsumenci.

Amerykanie powinni spodziewać się wzrostu cen wielu produktów rolnych – np. sprowadzanych powszechnie z Meksyku pomidorów, truskawek czy awokado. Mocno mogą wzrosnąć ceny samochodów. Ich produkcja jest skomplikowana, a wiele części – nawet jeśli maszynę składa się w USA – jest produkowanych w Meksyku i w Kanadzie.

Zakłócenia spowodowane cłami mogą też mieć nieoczekiwane konsekwencje. Wyższe ceny samochodów sprowadzanych z Meksyku mogą obniżyć na nie popyt i doprowadzić do upadku części fabryk – dotyczy to też innych branży. A to oznacza, że zwiększyć się może presja na emigrację do USA. W ten sposób Trump sprowokuje problem, który teoretycznie chciał z Meksykiem załatwić w negocjacjach na temat ceł.

Wiele osób zagłosowało na Trumpa, bo miało dosyć rosnących cen za kadencji Bidena. Inflacja teraz niemal na pewno wzrośnie. Może to zrazić wyborców niezależnych i niezdecydowanych. Ci niekoniecznie będą chcieli czekać kilka lat na efekty długofalowej gry Trumpa o odbudowanie potęgi przemysłowej USA.

Pytanie, jak zareagują na to wierni Trumpowi wyborcy spod znaku MAGA. Czy będą chcieli płacić za wojnę handlową Trumpa?

;
Na zdjęciu Jakub Szymczak
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze