0:000:00

0:00

To sprawa sprzed ponad trzech lat, dotyczy tzw. kontrmiesięcznicy smoleńskiej, ale ma znaczenie też dla dzisiejszego zachowania policji wobec Strajku Kobiet.

10 czerwca 2017 roku. Obywatele RP zorganizowali kolejną kontrmiesięcznicę smoleńską. Wzięłam w niej udział, żeby zaprotestować przeciw bezprawnemu prawu o zgromadzeniach uchwalonemu przez PiS, a ustanawiającemu uprzywilejowane zgromadzenia - tzw. cykliczne. Prawo to miało chronić comiesięczne pochody smoleńskie, w tym prezesa Jarosława Kaczyńskiego, przed widokiem strajkujących Obywateli RP.

W ramach protestu około stu osób, w tym ja, usiadło na trasie planowanego pochodu. Zostaliśmy przez policjantów wyniesieni na pobliskie podwórko i byliśmy „legitymowani” przez ponad dwie godziny. Nie pozwolono nam na kontakt z adwokatami, którzy zjawili się na miejscu. Byliśmy de facto pozbawieni wolności, choć policja zapewniała, że nie jesteśmy zatrzymani, a jedynie „pozostajemy w jej dyspozycji”.

Przeczytaj także:

Pozbawianie wolności pod pozorem legitymowania było i jest stałą praktyką wobec uczestników protestów przeciw władzy PiS.

Uważam, że to nielegalne działanie w celu odebrania wolności zgromadzeń, dlatego odwołałam się do sądu. Sędzia uznał, że skoro policja ma prawo legitymować, to nie ma znaczenia, jak długo to robi.

Poskarżyłam się więc do Trybunału w Strasburgu. I on właśnie zadał rządowi pytania w tej sprawie, co oznacza, że uznał skargę za interesującą (Trybunał ma prawo wyboru spraw) i zamierza się nią zająć.

Trybunał pyta:

1. Czy skarżąca została pozbawiona wolności z naruszeniem art. 5 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka i Podstawowych Wolności? (ten artykuł mówi o wolności osobistej).

2. Czy doszło do naruszenia prawa skarżącej do wolności słowa? (art. 10).

3. Czy nastąpiło naruszenie prawa skarżącej do wolności zgromadzeń? (art. 11).

Po tamtej kontrmiesięcznicy osoby wyniesione i pozbawione wolności poprzez legitymowanie dostały zarzuty przeszkadzania w legalnym zgromadzeniu. Sądzono nas grupami.

Sprawa mojej grupy, w której była m.in. Marta Lempart, została umorzona - sędzia Łukasz Biliński uznał, że nasz czyn nie wypełnił znamion wykroczenia, ponieważ obrona konstytucji - w tym wypadku konstytucyjnej wolności zgromadzeń – nie jest społecznie szkodliwa.

Sędzia został usunięty z wydziału karnego Sądu Rejonowego dla Warszawy Śródmieścia i przeniesiony do Wydziału Rodzinnego. Jego orzeczenie uchylił sąd II instancji. Sąd rejonowy się już sprawą nie zajął - tak długo ją przetrzymywał, aż się przedawniła.

Zaskarżyłam także postanowienie o przedawnieniu, ponieważ uważam, że naruszyło moje prawo do sądu - skoro zostałam postawiona przez państwo przed sądem, to mam prawo do prawomocnego stwierdzenia, czy mój protest łamał prawo, czy nie.

W tych dniach sąd zaskarżenie oddalił. Także na to - naruszenie prawa do sądu (art. 6 konwencji) - poskarżyłam się do Strasburga.

Sprawa zakomunikowana rządowi przez Trybunał w Strasburgu ma sygnaturę 13375/18, a prowadzi ją pro bono adwokat Paweł Osik z kancelarii Pietrzak, Sidor i Wspólnicy, która wspiera wielu uczestników protestów.

Ewa Siedlecka jest publicystką „Polityki". Ten tekst ukazał się na jej Blogu Konserwatywnym.

;

Udostępnij:

Ewa Siedlecka

Dziennikarka, publicystka prawna, w latach 1989–2017 publicystka dziennika „Gazeta Wyborcza”, od 2017 publicystka tygodnika „Polityka”, laureatka Nagrody im. Dariusza Fikusa (2011), zajmuje się głównie zagadnieniami społeczeństwa obywatelskiego, prawami człowieka, osób niepełnosprawnych i prawami zwierząt.

Komentarze