„Nie chcę być złośliwy, ale mam wrażenie, że wiele osób, nie tyle przeczytało wyrok TK [Andrzeja Zolla], ile przeczytało wniosek, który został teraz złożony do TK [Julii Przyłębskiej]. Ten wniosek oczywiście powołuje się szeroko na tamten wyrok z 1997 roku, tyle tylko, że wybiera z niego to, co jest najwygodniejsze. Podczas gdy wyrok z 1997 roku wskazuje, że jest granica zakazów aborcji i nie jest nią tylko życie matki” – mówi OKO.press prof. Lech Garlicki, sędzia Trybunału Konstytucyjnego (1993-2001), który od decyzji z 1997 roku złożył zdanie odrębne (ciąg dalszy rozmowy – dalej).
Politycy PiS nie słuchają takich argumentów. We wtorkowym (27 października) oświadczeniu Jarosław Kaczyński w swoim stylu ogłosił:
„W świetle konstytucji innego wyroku w tej sprawie być nie mogło (…) I musimy pamiętać, że mamy całkowitą rację jeśli chodzi o kwestie prawne. Tego wyroku nie można zmienić w trakcie obowiązywania obecnej konstytucji”.
Dera jak Kaczyński: Nie ma wątpliwości. Konstytucja jest jednoznaczna
„To nie jest spór o interpretację konstytucji, bo konstytucja w tych sprawach jest jednoznaczna. To już orzekł Trybunał w 1997 roku. Jego orzeczenie to potwierdza”, przekonywał 25 października w TVN24 prezydencki minister Andrzej Dera. I na potwierdzenie przytoczył fragment wyroku z 1997 roku:
„Wartość konstytucyjnie chronionego dobra prawnego, jakim jest życie ludzkie, w tym życie rozwijające się w fazie prenatalnej, nie może być różnicowana. Brak bowiem dostatecznie precyzyjnych i uzasadnionych kryteriów pozwalających na dokonanie takiego zróżnicowania w zależności od fazy rozwojowej ludzkiego życia.
Od momentu powstania życie ludzkie staje się więc wartością chronioną konstytucyjnie. Dotyczy to także fazy prenatalnej”.
Od początku obecnej szarży antyaborcyjnej politycy prawicy i działacze anti-choice przekonują, że wyrok z 1997 roku przesądza spory o aborcję i może być uzasadnieniem obecnego zakazu aborcji ze względu na nieuleczalną chorobę lub uszkodzenie płodu.
Posłowie podpisani pod wnioskiem do tzw. TK Julii Przyłębskiej cytują szeroko orzeczenie sprzed 23 lat: „W orzeczeniu z 28 maja 1997 roku Trybunał Konstytucyjny stwierdził wprost, że legalizacja umyślnego pozbawienia życia płodu ludzkiego jest niezgodna z zasadą równej ochrony wartości życia ludzkiego (równowartościowości istnień ludzkich)”.
Coś jest na rzeczy, wyrok TK Zolla był faktycznie mocno pro-liferski, ale:
- nie aż tak, jak go przedstawiają;
- odnosił się do innej konstytucji (!);
- żadne orzeczenie TK nie ma charakteru ostatecznej interpretacji,
- zwłaszcza kwestii, które w Konstytucji RP nie są sformułowane w sposób jednoznaczny.
Sprawdźmy więc, co jest w wyroku, który wydał TK pod przewodnictwem prof. Andrzeja Zolla w 1997 roku. A czego w nim nie ma. I co to oznacza.
Życie od poczęcia? Konstytucja pozostawia niedomówienie, i to specjalnie
To nie jest spór o interpretacje konstytucji, bo konstytucja w tych sprawach jest jednoznaczna. To już orzekł Trybunał w 1997 r.
fałsz. Konstytucja nie jest w tej sprawie jednoznaczna, a TK w 1997 r. odnosił się do innej konstytucji
Po pierwsze, Trybunał Konstytucyjny Andrzeja Zolla nie opierał się na obowiązującej dzisiaj konstytucji, mimo że ona też ma datę 1997 roku.
Ale weszła w życie w październiku 1997 roku, a TK wydawał wyrok 28 maja.
TK orzekał w zgodzie z ustawą konstytucyjną z 1992 roku, tzw. Małą Konstytucją. Jej zapisy częściowo pokrywały się z kolei z zapisami konstytucji PRL z 1952 roku. Czyli Dera się gruntownie myli – TK w 1997 roku nie orzekł niczego o obecnie obowiązującej konstytucji, bo mówił o innej.
Po drugie, zapis w konstytucji z 1997 roku, dotyczący ochrony życia, wcale nie jest jednoznaczny. Chodzi o art. 38, który brzmi tak:
„Rzeczpospolita Polska zapewnia każdemu człowiekowi prawną ochronę życia”.
Wbrew temu, co powtarzają – jako oczywistą oczywistość – politycy PiS, nie ma tu przecież mowy o „życiu od poczęcia”. Czy to niedopatrzenie?
Prof. Lech Garlicki, sędzia Trybunału Konstytucyjnego (1993-2001) mówi OKO.press: „To nie jest przypadek, że w Konstytucji z 1997 roku nie ma definicji życia »od poczęcia do naturalnej śmierci«. Ustawodawca o tym nie zapomniał, tylko uchwalając konstytucję, przyjął kompromis.
Kompromis polegał na tym, żeby tego nie dopowiedzieć i zostawić jako punkt otwarty po to, żeby nie generować kolejnego konfliktu wokół przepisów konstytucyjnych”.
Co nie znaczy, że prób dołożenia „życia od poczęcia” nie było. Ich ślad został na archiwalnych stronach Sejmu. Dyskusja toczyła się w lutym 1997 roku.
21 marca 1997 poddany pod głosowanie został wniosek mniejszości: „Wnioskodawca proponuje, aby ustanowić zasadę, że podstawowym prawem osoby ludzkiej, gwarantowanym przez RP, jest prawo do życia, a życie człowieka podlega szczególnej ochronie od poczęcia do naturalnej śmierci”.
W głosowaniu wzięło udział 436 osób. Większość 2/3 wynosiła 291. Za przyjęciem tego wniosku mniejszości głosowały tylko 154, przeciw – 262, 20 osób się wstrzymało. Wniosek przepadł. Pozostał goły zapis o „prawnej ochronie życia”.
Prof. Mieczysław Różański w opracowaniu „Prawo do życia w Konstytucji RP z 1997 roku” pisze: „Analizując artykuł 38 należy mieć na uwadze, że
milczenie w kwestii granic ochrony życia jest celowym zabiegiem, pozostawiającym szczegółowe regulacje tej kwestii przepisom ustawowym”.
Dera nie ma więc racji twierdząc, że Konstytucja jest jednoznaczna. Ustawodawca chciał tutaj pozostawić dowolność i możliwość wyboru i modyfikacji kolejnym parlamentom.
Owszem, wyrok z 1997 roku był „w duchu” Przyłębskiej
Trybunał Konstytucyjny w 1997 r. orzekł i tu cytuję: "Wartość konstytucyjnie chronionego dobra prawnego, jakim jest życie ludzkie, w tym życie rozwijające się w fazie prenatalnej, nie może być różnicowana (...)". I obecny Trybunał orzekł w tym duchu
półprawda. Cytwany fragment wyroku TK z 1997 r. może być podstawą do wyroku z 2020 r. ale są tam też inne zapisy, które to niuansują
Andrzej Dera częściowo słusznie powołuje się na wyrok z 1997 roku. Mimo że był oparty na innej konstytucji, mógł być inspiracją dla obecnego wyroku. Tylko że wówczas rozważano, czy podstawą do legalnej aborcji może być tzw. „przesłanka społeczna” („ciężkie warunki życiowe lub trudna sytuacja osobista kobiety ciężarnej).
Faktycznie wyrok z 1997 roku jest „w duchu” obrońców życia poczętego. Zacytujmy jeszcze raz: „Od momentu powstania życie ludzkie staje się więc wartością chronioną konstytucyjnie. Dotyczy to także fazy prenatalnej”.
Ale w uzasadnieniu wyroku TK rzecz się komplikuje. Trybunał Zolla stawia tezę, że ocena konstytucyjna okoliczności, w których można przerwać ciążę musi uwzględniać dwie kwestie:
1. Czy dobro, którego naruszenie ustawodawca legalizuje, stanowi wartość konstytucyjną?
2. Czy legalizacja naruszeń tego dobra znajduje usprawiedliwienie na gruncie wartości konstytucyjnych, stanowiąc w szczególności wyraz rozstrzygnięcia kolizji określonych wartości, praw lub wolności gwarantowanych w konstytucji?
Mówiąc po ludzku – czy wartości, które się ze sobą ścierają (np. wolność kobiety i życie płodu) są sobie równe, czy w ogóle można je ze sobą zestawiać. I czy naruszenie dobra jakim jest życie płodu może być usprawiedliwione inną wartością – np. wolnością czy godnością kobiety albo dobrem samego dziecka.
Sytuacja życiowa kobiety nie jest dobrem tak „fundamentalnym”
Analizując przesłankę społeczną TK uznał, że „sytuacja życiowa” kobiety ciężarnej nie jest usprawiedliwieniem dla aborcji, gdyż:
„Życie ludzkie stanowi fundamentalne dobro człowieka. Prawo kobiety ciężarnej do niepogarszania swojego położenia materialnego wynika z konstytucyjnej ochrony wolności kształtowania w sposób swobodny swoich warunków życiowych i związanego z nią prawa kobiety do zaspakajania potrzeb materialnych jej oraz jej rodziny.
Ochrona ta jednak nie może prowadzić tak daleko, iż łączy się z naruszeniem fundamentalnego dobra jakim jest życie ludzkie, w stosunku do którego warunki egzystencji mają charakter wtórny i mogą podlegać zmianie”.
Trudna sytuacja kobiety nie należy zatem do kategorii „fundamentalnych”:
„Przesłanki nie odnoszą się więc do sytuacji krańcowych, które jednocześnie mogłyby być uznane za sprzeczne z zasadą ochrony godności osoby ludzkiej”.
Jednym z argumentów na rzecz tej tezy jest fakt, że trudna sytuacja życiowa kobiety może wystąpić również po urodzeniu dziecka, a nie przewiduje się przecież zgody na zabicie urodzonego już dziecka.
Taka interpretacja prawa na pozór otwiera furtkę do zakazu aborcji ze względów embriopatologicznych – skoro choroba dziecka może wystąpić także po urodzeniu i wówczas trzeba się z nią pogodzić, to także choroba przed urodzeniem nie jest przesłanką do aborcji.
Ale rzecz w tym, że wchodzi tu w grę inne dobro niż sytuacja życiowa kobiety.
Prof. Garlicki: różna intensywność ochrony życia
O to, czy wyrok z 1997 roku może stanowić argument na rzecz zakazu aborcji w 2020 roku zapytaliśmy prof. Lecha Garlickiego. Profesor, który brał udział w obradach Trybunału Andrzeja Zolla, przypomina, że w wyroku znalazło się także zdanie:
„Stwierdzenie, że życie człowieka w każdej fazie jego rozwoju stanowi wartość konstytucyjną podlegającą ochronie nie oznacza, że intensywność tej ochrony w każdej fazie życia i w każdych okolicznościach ma być taka sama.
Intensywność ochrony prawnej i jej rodzaj nie jest prostą konsekwencją wartości chronionego dobra”.
Prof. Garlicki: „Nie chcę być złośliwy, ale mam wrażenie, że wiele osób, nie tyle przeczytało wyrok z 1997 roku, ile przeczytało wniosek, który został teraz złożony do TK. Ten wniosek oczywiście powołuje się szeroko na wyrok z 1997 roku, tyle tylko, że wybiera z niego to, co jest najwygodniejsze. Podczas gdy tamten wyrok wskazuje, że jest granica zakazów aborcji i nie jest nią tylko życie matki”.
Profesor zwraca uwagę na jeszcze jeden zapis z 1997 roku:
„Przesłanki nie odnoszą się więc do sytuacji krańcowych, które jednocześnie mogłyby być uznane za sprzeczne z zasadą ochrony godności osoby ludzkiej”.
„Gdyby Trybunał chciał wtedy powiedzieć, że aborcja powinna być dopuszczalna tylko w razie zagrożenia życia matki, to nie posłużyłby się takimi sformułowaniami. Trybunał użył terminu »sytuacje krańcowe«, co miało wskazywać, że tzw. aborcja społeczna takiej sytuacji nie stanowi, więc nie można jej dopuścić. A – z drugiej strony – skoro mowa o sytuacjach krańcowych (w liczbie mnogiej) oraz skoro przywołuje się nakaz poszanowania godności (a nie tylko „życia” matki), to miało to wskazywać, że inaczej należy traktować pozostałe przesłanki z ustawy z 1993 roku, czyli ochronę zdrowia matki, pochodzenie ciąży z przestępstwa oraz nieodwracalne uszkodzenie płodu” – podkreśla prof. Garlicki.
Czy wyrok TK mógł być inny? Garlicki: Oczywiście, zresztą jest inny
Zapytaliśmy prof. Garlickiego także o to, czy wyrok TK Julii Przyłębskiej w 2020 roku mógł być zupełnie inny niż ten z 1997 roku.
Czy prawnie jest to możliwe? Czy też wyrok TK w jakiejś sprawie jest „ostateczny”? I skoro Zoll coś rozstrzygnął, to Przyłębska musi tak samo?
Prof. Garlicki: „Trybunał nie jest bezwzględnie związany dawniejszymi orzeczeniami, zresztą – jak sami państwo zwracają uwagę – wyrok z 1997 roku nie został wydany w oparciu o dziś obowiązującą konstytucję. Toteż możliwe technicznie – choć moim zdaniem głęboko niesłuszne – było ostatnio przyjęcie [przez tzw. TK Przyłębskiej – red.] innego niż wcześniej spojrzenia na relację między ochroną życia płodu a ochroną godnością matki.
Natomiast za przejaw ignorancji, a nawet za intelektualne nadużycie uważam głosy traktujące dzisiejsze orzeczenie jako prostą realizację wskazań zawartych w wyroku z 1997 roku. Nie znajduje to podstawy ani w tekście tego wyroku, ani w faktach towarzyszących jego przyjęciu”.
Pan profesor nie zgadzał się w 97 roku z profesorem Zoll em i nie zgadza się z profesorem Rzeplińskim – obaj ostatnio wypowiadali się publicznie, że mają obiekcje co do składu sądu TK, natomiast sam wyrok nie budzi ich żadnych wątpliwości.
Reasumując to nie wyrok TK jest zły, a po prostu trzeba konstytucję po tych ponad 20 latach unowocześnić.
Sojusz tronu z ołtarzem zawsze prowadzi w koncu do oplakanych skutków. Niby nie podważano zasady rozdziału kościoła od państwa, a jednak, w imię "realizmu politycznego", interesów poszczególnych partii dowolnej opcji politycznej, doprowadziliscie, Szanowne Panie i Panowie do tej sytuacji. Mamy teraz bezdyskusyjny dowód na to, że cynizm nie jest synonimem realizmu a uczciwość to jednak nie naiwność. Wszyscy, którzy od 1989 r. sprawowali rzady mają swój udział w budowaniu tej "kupki chrustu". A teraz oburzenie, że w końcu ktoś polał benzyna i rzucił zapałkę. Że zrobił to w wyjątkowo perfidnym nmomencie, to prawda. Że bezpośrednią odpowiedzialność za stan wrzenia i zagrożenia ponoszą ci, którzy wybrali właśnie ten moment, to też nie ulega wątpliwości. Ale współwinni tego stanu jesteście wszyscy, którzy dobrowolnie przecież walczyliscie o władzę i podejmowaliście się odpowiedzialności za los państwa i społeczeństwa po 1989 r. Z Trybunałem Konstytucyjnym włącznie. Może w końcu czas przestać się bić w cudze piersi?
"Sojusz tronu z ołtarzem zawsze prowadzi w koncu do oplakanych skutków"
I zawsze na początku jest niewinnie.
Jest kompromis, porozumienie, które uznajemy za powód do chwały.
Mogło być gorzej.
Nikt nie zastanawia się z kim zawierany i co poświęcamy.
Cieszymy się z mądrości autorytetów. Oni rosną i zaczynają wierzyć we własną nieomylność.
Jeśli byli, to przestają być krytyczni i obiektywni.
Swoje własne postrzeganie świata zaczynają stawiać za wzór.
Już nie odczuwają niczego niestosownego w uzewnętrznianiu swoich poglądów, nadal przecież pozostają obiektywni.
Nie zauważają, że ich postawa otwiera drogę tym nieco mniej tolerancyjnym, potem nieco bardziej.
W czasach takich jak dziś, radykalnych, zostają przepchnięci na jedną stronę poglądów mniej lub bardziej anachronicznych.
Zaskoczeni będą bronić swoich kompromisów, które okazują się być narzucaniem woli innym. Żadnym porozumieniem.
Nie piszę o politykach.
To o prawnikach.
Konformistach, których nie raziły spotkania z rujnującymi system prawny.
Leniwych, którym prawo tworzone przez kolejne sejmy przeszkadzało tak bardzo, że aż narzekali.
Hipokrytów mawiających, że to nie ich rola, że nie mają wpływu, ale skutecznie mobilizujących się dla zarobków.
Grupie zawodowej tak wnikliwie przyglądającej się swoim członkom i budującej swój etos tak skutecznie, że nie ma żadnego problemu ze znalezieniem prawników rujnujących co zostało.
Wątpliwych intelektualnie, którym dla stosowania zasad prawa niezbędne jest uproszczenie w postaci "nauk" kk.
Dodał bym jeszcze że istnieje luka pokoleniowa między młodymi ludźmi a sprawującymi aktualnie najwyższe urzędy, co skutkuje niezrozumieniem i brakiem porozumienia między tymi grupami. System wartości ukształtowany w minionym wieku a prezentowany przez rządzących, który tak z zacietrzewieniem bronią, powoli odchodzi i na pewno odejdzie w niebyt, bo nie odpowiada wartościom młodzieży. Pozwólmy młodym decydować, to oni będą żyć w tym kraju. Niech starzy nie trzymają się kurczowo swoich stanowisk i przekonań, niech pomyślą że może nadszedł czas ustąpić już miejsca młodszym i lepszym i nie spowalniać rozwoju.