0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Arkadiusz Stankiewicz / Agencja Wyborcza.plArkadiusz Stankiewic...

Campus Polska Przyszłości to połączenie obozu dla młodzieży i festiwalu politycznego, który po raz drugi organizuje środowisko Rafała Trzaskowskiego. Nad jezioro kortowskie pod Olsztynem przyjechało ponad 1300 osób w wieku między 18 a 35 lat.

W sobotę po południu przed wypełnioną po brzegi salą rozmawiali politycy, którzy jeszcze dwa lata temu byli konkurentami w wyborach prezydenckich. Tym razem raczej tonowali różnice. Można było jednak dostrzec też rywalizację: kto lepiej reprezentuje przyszłość? Który z nich zdefiniuje to, co w Polsce jest politycznie przyszłościowe.

„Odpuśćcie trochę Szymonowi”

„Ja tu tylko jestem gospodarzem” — Trzaskowski podkreślał to kilka razy. Tłumaczył Hołowni: „Publiczność, Szymon, jest tutaj bardzo wymagająca”. To akurat się nie sprawdziło. Sami uczestnicy i uczestniczki przyznali w rozmowie z OKO.press, że pytania były dość przewidywalne. Brakowało momentów, kiedy zebrani brali polityków pod włos, jak przed rokiem, kiedy np. Paweł Linke z Kościana zapytał, co Tusk i Trzaskowski mają do zaproponowania ludziom z mniejszych miejscowości, a Agata wdała się z Tuskiem w dyskusję o języku śląskim.

Tym razem pytania dotyczyły m.in. liczby list w przyszłych wyborach, inflacji, relacji z Unią Europejską, wsparcia dla osób z niepełnosprawnościami. W większości spraw trudno było zauważyć większe różnice między Trzaskowskim i Hołownią, raczej starali się pokazywać, że się uzupełniają.

Widać było za to wyraźnie, że Trzaskowski jest na swoim terytorium i publika stoi raczej za nim. W pewnym momencie każde kolejne pytanie wymierzone było w Hołownię: np. Mikołaj z Warszawy przypomniał, że PKW odrzuciła sprawozdanie finansowe Polski 2050. Chciał wiedzieć, jak Hołownia zamierza sobie poradzić z finansami państwa, skoro nie poradził sobie z finansami partii.

„Odpuśćcie trochę Szymonowi” - śmiał się Trzaskowski. On żadnego trudnego pytania nie usłyszał.

Aplauz witał jednak wszystkie te momenty, kiedy politycy żartowali z różnic między sobą. Na przykład Hołownia: „Jest wiele rzeczy, które nas łączą: czytamy książki, niektórzy je piszą. Rafał, wszystko przed tobą”.

„Fantastycznie sobie docinali” — usłyszałyśmy po dyskusji. Zgromadzonym taka bardziej wyluzowana formuła wyraźnie odpowiadała, wydaje się też, że nie mieliby nic przeciwko współpracy między tymi liderami.

„Prawa kobiet nie mogą być poddane pod referendum”

To był najgorętszy i politycznie najbardziej znaczący moment dyskusji. Dominika Gądecka z Wrocławia zapytała o stanowisko w sprawie aborcji i zaznaczyła, że oczekuje konkretnych odpowiedzi.

Zaczął Hołownia.

„Dzisiaj najlepszym rozwiązaniem, żebyśmy poszli do przodu, jest referendum. Referendum, które będzie dobrze przygotowane i każdy będzie mógł się wypowiedzieć” — sala słabiutko zaklaskała. Lider Polski 2050 mówił, że tzw. kompromis aborcyjny nikogo nie satysfakcjonował, a Kaczyński i tak go rozwalił. Przyznał, że w referendum najprawdopodobniej zostanie przegłosowany (Hołownia jest za zakazem aborcji). I dodał: „Muszę żyć w kraju, w którym żyją ludzie, którzy mają inne zdanie niż ja”.

Głos zabrał Trzaskowski. Cytujemy dłuższy fragment:

„Słuchajcie, czasami trzeba w polityce się nie zgadzać. Ja tego nie rozumiem. Nie rozumiem, jak można mówić o równości… [oklaski] czy równość może być poddana pod referendum. [oklaski] Ja się sprzeciwiam — i to nie chodzi tylko o kwestie dotyczące aborcji — ja się sprzeciwiam, żeby mówić o prawach mniejszości, o prawach kobiet w kategoriach lewo-prawo. To jest standard demokratycznego europejskiego państwa. [oklaski] Bardzo często zdarza się — nie mówię o nas, nie jestem złośliwy — że starsi panowie na ten temat dyskutują, którzy bardzo często są kompletnie oderwani od rzeczywistości, w momencie, kiedy trzeba podejmować jedne z najtrudniejszych decyzji w życiu. Przecież widzieliśmy te dramaty z tych ostatnich miesięcy.

Ja sobie nie wyobrażam trudniejszej decyzji, jaką można podjąć. I ta decyzja musi należeć do kobiety. Kropka”.

Trzaskowski niemal każde zdanie wypowiadał osobno, bo po każdym musiał odczekać chwilę na oklaski. Sala na jego słowa zareagowała entuzjazmem. Mówił płynnie, pewnie, z dużym zaangażowaniem.

„Najgorsze, co może być, to kiedy politycy próbują kogokolwiek pouczać. Przecież to nie jest tak, że kiedy wprowadzamy wolność wyboru, ktoś kogoś do czegoś zmusza. Jeżeli ktoś ma jakiś pogląd w jakiejś sprawie, bardzo konkretny pogląd, to nikt go w państwie demokratycznym, równym, do niczego nie może zmusić. Sam i sama podejmuje decyzję tylko i wyłącznie kierując się własnym sumieniem.

Jeszcze raz powiem to dobitnie: to nie ma nic wspólnego z tym, czy ktoś jest lewicą czy prawicą.

Misją jest pomaganie ludziom, a nie pouczanie. I zostawienie decyzji w ich rękach. I nikt nikogo w Polsce nie powinien już do niczego zmuszać.

Jak chcemy patrzeć w przyszłość, to przestańmy opowiadać o tym, że to są kwestie ideologiczne. To jest absolutna podstawa”.

Hołownia próbował na to odpowiadać, mówiąc o dialogu, przekonywał, że trzeba rozmawiać. Ale było wyraźnie widać, że w tym momencie stracił salę. Ludzie oczekiwali w sprawie aborcji jasnej deklaracji i taką usłyszeli od Trzaskowskiego, a nie od Hołowni.

Kiedy Hołownia zarzucił Trzaskowskiemu: „Lokujesz mnie poza europejskim standardem”, sala go wybuczała.

„Pierwsze wybory nowej Polski”

Obaj starali się zaprezentować jako politycy reprezentujący przyszłość. Tacy, którym bliżej jest do zgromadzonych wokół ludzi poniżej trzydziestki, niż pięćdziesięcio- czy sześćdziesięcioletnich partyjnych kolegów. W kontekście przyszłości mówili o ekologii, zwłaszcza Hołownia. Co ciekawe, Trzaskowski uznał aborcję za kwestię, która pozwala określić, kto należy do przeszłości, a kto do przyszłości.

„Prawdziwy podział to przyszłość albo przeszłość. My chcemy rozmawiać o przyszłości” - zadeklarował Trzaskowski. Hołownia zgodził się z nim, mówiąc, że najważniejsze to myśleć do przodu. Stwierdził, że nie chce rozstrzygać wojen sprzed 30-40 lat. To wyraźna aluzja do pokolenia, które tworzyło polską politykę po 1989 roku, a spory polityczne miały źródła nie w różnicach ideowych, tylko w konfliktach z lat PRL i opozycji demokratycznej.

I Trzaskowski, i Hołownia chcą ten okres w polskiej polityce zamknąć.

O wyborach 2023 Hołownia powiedział, że to będą „Pierwsze wybory nowej Polski, ostatnie wybory starej Polski”. Stwierdził też, że nowy rząd nie może być „grupą rekonstrukcyjną”. „Nie ma czasu” — powtarzał.

W ten sposób starał się też uciec od politycznego określania się na osi lewica-prawica. Obaj żartowali ze swojego wieku, z tego, że w Polsce są uznawani za młodych, choć Trzaskowski ma 50 lat, a Hołownia 45.

Hołownia: „Chciałbym, żeby w następnych wyborach nie zmieniła się partia rządząca, ale mentalność polityki”.

„Spotykamy się, żeby nauczyć się mówić językiem, którym powinniśmy mówić” — zadeklarował Trzaskowski.

Czy stworzą wspólną listę?

Hołownia potraktował spotkanie jako okazję do opowiedzenia, jaką rolę do spełniania ma Polska 2050 na mapie demokratycznej opozycji. Padały hasła, z którymi ugrupowanie jest najlepiej kojarzone: „nie jesteśmy prawicą, ani lewicą”, „najważniejszy dla nas jest dialog”.

Hołownia podkreślał, że jest blisko ludzi, blisko Polski powiatowej. Wymieniał miejscowości, które zdążył odwiedzić w ostatnich miesiącach. Gdy mówił o Końskich, dodał, że „nie bał się”, co mogło być odczytane jako delikatny przytyk w kierunku Trzaskowskiego, który zrezygnował z debaty TVP w Końskich w czasie kampanii wyborczej. Zapowiedział także po raz pierwszy planowaną przez ugrupowanie mobilną konwencją w ramach której będą jeździć po Polsce, zaczynając od miejscowości położonych na wschodzie.

Jedna z uczestniczek spytała wprost o to, ile w zbliżających się wyborach powinno być list demokratycznej opozycji i jakie alianse rozważa Polska 2050. Hołownia wyraźnie wskazał, że optymalnym rozwiązaniem - przynoszącym największą ilość mandatów - byłyby dwie listy opozycji. Nie precyzował jednak, kto z kim powinien je tworzyć.

Zdecydowanie odrzucił pomysł jednej listy, powołując się na badania pokazujące, że na część wyborców podziałałaby demobilizująco: „Jeśli mamy tego przysłowiowego Gowina i przysłowiowego Biedronia na jednej liście, to ktoś może powiedzieć pas”. „Trzy listy gorzej, cztery listy źle” - dodawał.

„Im mniej list, tym lepiej” - żartował po nim Trzaskowski, za co dostał oklaski.

Hołownia stwierdził, że zbliżające się wybory to „pojedynek dwóch bokserów, MMA". W tej wypowiedzi bokserami były oczywiście Koalicja Obywatelska i PiS. „Na koniec jednak i tak potrzebują tego prymusa, żeby odpisać lekcje” - dodawał, co miało oznaczać, że Polska 2050 ma mniejsze poparcie, ale za to może pełnić rolę programowego zaplecza opozycji.

Z publiczności padło także pytanie, dlaczego Hołownia nie poparł Trzaskowskiego wyraźnie w drugiej turze wyborów prezydenckich. „Wiedzieliśmy, że kiedy ja - umownie - podejdę do Rafała i wskoczę mu na kolana, powiem: tyś mój, jedyny, idziemy razem do wyborów, to duża część moich wyborców powie, że to od początku była platformerska ustawka”.

"Nie jesteśmy właścicielami głosów" - komentował Trzaskowski. "Takie traktowanie wyborców to byłaby pycha".

Hołownia jak Zełenski? Trzaskowski przekonał z aborcją

Uczestnicy i uczestniczki, z którymi rozmawiałyśmy, podkreślali, że Szymon Hołownia znalazł się w trudnej sytuacji, bo większość widowni wyraźnie sympatyzowała z Rafałem Trzaskowskim i Platformą Obywatelską. Docenili jednak fakt, że miał odwagę się skonfrontować z pytaniami i – przynajmniej deklaratywną – chęć rozmowy.

Dominika, jedna z uczestniczek Campusu, głosowała na Hołownię w pierwszej turze i planuje głosować na Polskę 2050 w wyborach parlamentarnych. „Cieszę się, że wyjaśnił kwestię poparcia Rafała Trzaskowskiego w drugiej turze. Dla mnie nie było to wcześniej zrozumiałe” - mówi. Jak przyznaje, stanowisko lidera w sprawie aborcji jest dla niej rozczarowujące. Popiera jego ruch ze względu na inne postulaty programowe – te dotyczące ekologii i sytuacji osób z niepełnosprawnościami.

„Ja trzymam stronę Trzaskowskiego. Bliżej mi do jego poglądów i jest bardziej charyzmatyczną osobą” – powiedziała nam Wiktoria. Jej zdaniem pod względem merytorycznym dyskusja była wyrównana.

Wątek przygotowania merytorycznego powracał w kilku wypowiedziach.

„To prawda, że Polska 2050 odgrywa rolę prymusa i jest przygotowana programowo. Zgadzam się z nimi pod wieloma względami. Ale sprawa aborcji jest dla mnie dyskwalifikująca” - dodała koleżanka Dominiki, Katarzyna. „Prawa człowieka nie powinny podlegać negocjacjom, nie zgadzam się na takie uniki”.

„Widać po Hołowni, że pracował w telewizji” — skomentowała Paulina, która waha się między głosowaniem na Polskę 2050 a Platformę Obywatelską. Jej koleżanka Dagmara: „Hołownia jest bardziej merytoryczny. Ale czy na pewno zna się na tyle na polityce?” — zastanawiała się. „Mamy przykład Żeleńskiego” — odpowiedziała jej Paulina, przywołując ukraińskiego prezydenta, który jest zawodowym aktorem i komikiem. „Jednak Zełenski jest troszeczkę inny” — uznała Dagmara.

;

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Agata Szczęśniak

Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.

Komentarze