0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Agata Grzybowska / Agencja GazetaAgata Grzybowska / A...

Teraz w Warszawie za wywóz śmieci segregowanych mieszkaniec bloku musi zapłacić 10 zł. Jeśli gospodarstwo domowe liczy dwie osoby, należy zapłacić 19 zł miesięcznie, a jeśli trzy – 28 zł.

Prawdopodobnie od lutego 2020 (jest rozważane przesunięcie tego terminu o miesiąc) ten sam mieszkaniec tego samego bloku będzie płacił miesięcznie aż 65 zł – niezależnie od tego, jak dużą ma rodzinę.

W domu jednorodzinnym warszawiak do tej pory płacił 30 zł, jeśli mieszkał sam. Jeśli z kimś – 45 zł. Większe rodziny płacą 60 zł na miesiąc. Jak będzie po zmianie? Opłata ryczałtowa, taka sama dla wszystkich – 94 zł.

Miasto tłumaczy, że w 2020 roku będzie musiało przeznaczyć 925 mln zł na gospodarowanie odpadami. W porównaniu do 2016 roku kwota ta wzrosła o 300 proc. - z 323 mln zł. Prezydent Rafał Trzaskowski bronił się na Twitterze, pisząc, że podwyżki cen były do przewidzenia.

„Przypominam, za skalę podwyżek za odpady, z którymi teraz mierzą się miasta i gminy w całym kraju, odpowiada wyłącznie rząd PiS. Alarmowaliśmy, jakie będą skutki nowych przepisów, ale dla rządu samorząd to wróg. Nieważne, że na tej ich wojnie cierpią przede wszystkim mieszkańcy”.

Do wpisu dołączył grafikę, na której czytamy: „Za skalę podwyżek opłat za odpady w Warszawie odpowiada rząd PiS:

  • Nowe pojemniki po zmianie systemu segregacji – z 3 na 5 frakcji,
  • Wymiana dotychczasowych pojemników po zmianie systemu segregacji,
  • Nowe pojazdy do wywozu odpadów,
  • Praca przewozowa do wykonania”.

(...) za skalę podwyżek za odpady, z którymi teraz mierzą się miasta i gminy w całym kraju, odpowiada wyłącznie rząd PiS.

Twitter,12 grudnia 2019

Sprawdziliśmy

Wprowadzenie nowego systemu segregacji rzeczywiście mogło podnieść ceny zagospodarowania odpadami, ale nie jest jedyną przyczyną podwyżek. Część zmian wprowadzonych przez rząd jest dobrze uzasadniona

Prezydent Warszawy posłużył się demagogicznym uproszczeniem. Za podwyżki nie odpowiada „wyłącznie PiS” – składa się na nie wiele czynników.

UOKiK przygląda się śmieciom

Choć są gminy - na przykład Kraków, o którym jeszcze wspomnimy - które pomimo zmian w ustawie nie podniosły cen wywozu odpadów, to stawki faktycznie poszybują w górę nie tylko w stolicy, ale również m.in. w Bydgoszczy (z 13 na 22 zł), Łodzi (z 12 na 24 zł dla segregowanych śmieci) i Katowicach (z 14 na 21,30 zł za segregowane).

Sprawie przyjrzał się Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Rozesłał ankiety do wszystkich (302) gmin miejskich w Polsce i przeanalizował zmiany w cenach wywozu odpadów w latach 2014-2019.

Jakie przyczyny wzrostu stawek za wywóz odpadów wskazują gminy?

  • Najczęstszą z nich, wymienianą przez 68-71 proc. przepytanych gmin, jest wynik przetargów. Często staje do nich tylko jedna firma wywozowa, która dzięki brakowi konkurencji może ustalać wysokie ceny. A gmina nie ma innego wyboru niż zaakceptować warunki firmy.
  • Ponad połowa gmin wskazywała na wzrost tzw. opłaty marszałkowskiej (więcej na ten temat niżej).
  • Z roku na rok coraz więcej gmin wskazuje wzrost kosztów przedsiębiorstw zajmujących się odpadami (w 2019 aż 44 proc wskazań na wzrost kosztów zakładów nienależących do gminy)
  • Ponad jedna trzecia gmin wskazuje na niewłaściwe zachowania ze strony mieszkańców (np. nieprawidłowe sortowanie).
  • Około jedna trzecia gmin podaje, że wzrost cen jest związany ze zmianę liczby frakcji (czyli pojemników do sortowania odpadów).

Poza tym:

  • 15 gmin odpowiedziało, że do podwyżek przyczyniły się wyższe ceny energii i kosztów transportu.
  • 25 – że odpadów jest coraz więcej.
  • 16 gmin skarży się na wzrost kosztów pracy, w tym płacy minimalnej.
  • Pięć gmin mówi o zmianach w liczbie ludności.

Ustawa dopuszcza trzy sposoby rozliczania mieszkańców za wywóz odpadów – opłatą ryczałtową, stawką od zużycia wody (ustalona jest cena za każdy metr sześcienny zużytej wody) albo stawką od osoby. Ten trzeci sposób bywa problematyczny – twierdzi siedem gmin. Liczba osób mieszkających w domu czy mieszkaniu jest często zaniżana. W Warszawie, jak podaje ratusz, nawet o 20 procent.

Przeczytaj także:

Czy zawiniły decyzje rządu?

Pytany o to w radiowej Jedynce wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego Jarosław Sellin, odpowiedział: „Na pewno reakcja [rządu] na te drastyczne decyzje jest pożądana. Nie wiem, dlaczego władze Miasta Stołecznego Warszawy zwalają winę na rząd. My ustaliliśmy maksymalne stawki dla firm wywozowych. Z powodu takiego pretekstu takie podwyżki, jakie ordynują samorządy, są niezrozumiałe”.

Trudno powiedzieć, co właściwie znaczą słowa „z powodu takiego pretekstu” wypowiedziane przez Sellina. Skoro samorządy podwyższają stawki, to nie robią tego dla fanaberii. I choć Trzaskowski przesadził, to jednak nie tylko Warszawa skarży się na decyzje PiS dotyczące gospodarki odpadami.

Jak wynika z raportu UOKiK – rzeczywiście decyzje rządu powodujące wzrost tzw. opłaty marszałkowskiej za korzystanie ze środowiska były drugą najczęściej wymienianą przez gminy przyczyną podwyżek dla mieszkańców.

Opłata marszałkowska za „korzystanie ze środowiska” jest pobierana za składowanie odpadów. Wynika ona z Prawa Ochrony Środowiska, a jej wysokość określa rozporządzenie rządowe. A więc o podwyżkach tej kwoty rzeczywiście zadecydował rząd Prawa i Sprawiedliwości. Obecnie może wynosić maksymalnie 284,71 zł za tonę.

Ale podwyżka jest nieźle uzasadniona. Kwota „korzystania ze środowiska” rośnie, bo produkujemy coraz więcej śmieci, a wciąż za mało przetwarzamy. Opłata jest coraz wyższa, bo jak tłumaczy resort środowiska, ma to zmusić Polaków do segregowania i recyklingu.

Celem jest osiągnięcie unijnych norm - 50 proc. w 2020 roku. Obecnie w Polsce mamy zaledwie ok. 27 proc.

PiS wprowadził również inne zmiany, które mogły wpłynąć na koszty wywozu śmieci spod domów Polaków. Od tego roku składowiska muszą mieć lepszą ochronę i monitoring – ta decyzja była odpowiedzią na serie pożarów odpadów.

Zmieniono również system segregowania odpadów – z trzech na pięć frakcji. Obecnie osobno wyrzucamy odpady zmieszane, bio (czyli resztki jedzenia), tworzywa sztuczne, szkło i papier. To wygenerowało kolejne koszty – brązowy kosz, czyli bio, musi być wywożony przynajmniej raz w tygodniu. Czyli potrzebnych jest więcej śmieciarek i więcej pracowników.

Jak Krakowowi udało się uniknąć podwyżek?

„Większość miast zleca gospodarkę odpadami zewnętrznym firmom. Kraków ma w zasadzie wszystkie instalacje. Należą do samorządu, więc to miasto ma wpływ na ceny, a nie firmy, które przetwarzają odpady” – tłumaczy Piotr Odorczuk, rzecznik krakowskiego Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania.

Dodaje, że sam koszt przetworzenia odpadów to 70 proc. wydatków. Kolejne 30 proc. to transport, który staje się droższy przez ceny paliwa i koszty zatrudniania kierowców. „MPO w Krakowie kontroluje większość tych kosztów” – zaznacza.

Krakowianie mieszkający samotnie w domach jednorodzinnych płacą 26 zł za wywóz segregowanych odpadów. Dwuosobowa rodzina miesięcznie wydaje na to 36 zł, a trzyosobowa – 46. W bloku trzeba zapłacić 15 zł, jeśli mieszka się samemu. Dwie osoby płacą 29 zł, a większa rodzina między 69 a 103 zł (ta najwyższa stawka obowiązuje, kiedy w mieszkaniu zameldowanych jest siedem osób lub więcej).

„Krakowskie ceny długo uchodziły za wysokie, podczas gdy mniejsze gminy odbierały odpady za 3 czy 4 złote. Takie stawki są nierealne, średnia wartość wywozu i przetworzenia to 12 zł” - mówi Odorczuk.

"W Krakowie dbaliśmy o to, żeby kwoty płacone przez mieszkańców pokrywały koszty. Inne samorządy często ulegały pokusie narzucenia atrakcyjnych, bardzo niskich cen. I w tych gminach dziś ogłaszane są drastyczne podwyżki”.

Przykładem może być Łódź, gdzie stawki do tej pory były bardzo niskie. Ale dziurę, która tworzyła się przez wydatki na gospodarkę odpadami, łatano pieniędzmi z budżetu miasta. W Krakowie, gdzie stawki były wyższe, obecnie jest nawet 28 milionów złotych nadpłaty za wywóz odpadów, dzięki czemu mieszkańcy nie odczuwają skutków zmian w ustawie.

Nie dopłacili za zmianę z trzech na pięć kubłów do segregowania, nie dopłacili też za wzrost kosztów paliwa i pracy. Na razie, jak zapowiada MPO, podwyżek nie będzie.

„Kraków w momencie kalkulowania opłat za gospodarowanie odpadami był bardzo dobrze przygotowany” – mówi prof. Agnieszka Generowicz z Wydziału Inżynierii Środowiska Politechniki Krakowskiej.

„Budowany i eksploatowany system gospodarki odpadami, funkcjonuje od przynajmniej 15 lat. Lata praktyki spowodowały, że Kraków ma swoje własne, nowoczesne, dobrze przygotowane instalacje do odzysku frakcji surowcowej i energii oraz recyklingu organicznego. Dobrze przygotowana i dopracowana była również selektywna zbiórka »u źródła«, czyli bezpośrednio u mieszkańców. Zbiórka ta organizuje nie tylko odzysk czterech podstawowych surowców, ale również dodatkowo odpadów zielonych, budowlanych, problemowych, elektrycznych i elektronicznych, tekstylnych itd.” – dodaje.

Za wywóz gabarytów, elektrośmieci czy skoszonej trawy nie płaci się dodatkowo. Ten koszt już wliczono do comiesięcznej opłaty – tak jak utrzymanie spalarni, dwóch sortowni, odbiór śmieci z koszy ulicznych, programy edukacyjne i opłacenie zespołu kontrolerów oraz kadry administracyjnej.

W Krakowie opłata marszałkowska wynosi 270 zł za tonę, ale miasto składuje jedynie 3 proc. odpadów – a więc za „korzystanie ze środowiska” płaci niewiele.

Co ze spalarnią w Warszawie?

Gdyby stolica miała potrzebne instalacje, tak drastyczne podwyżki pewnie nie byłyby konieczne. Spalarnia śmieci na Targówku miała być uruchomiona w 2015 roku. Plany były ambitne – inwestycja za ponad miliard złotych, największa w Polsce, mogąca przerobić 305 tysięcy ton odpadów rocznie. Do dziś jednak nie udało się rozstrzygnąć przetargu na budowę obiektu.

;
Na zdjęciu Katarzyna Kojzar
Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze