0:000:00

0:00

Donald Tusk ustawił polskiej opozycji, a może i całej klasie politycznej horyzont, który daleko wykracza poza jedne i drugie tegoroczne wybory. Kiedy zapowiadał, że powie coś „ciekawego i ważnego” komentatorzy spekulowali, że może chodzić o deklarację bezpośredniego zaangażowania w nadchodzące wybory. Nic z tego. Rozstrzygające deklaracje nie padły.

Tusk-mędrzec mówi, jak jest

Najbardziej uderzające w spójnym i bogatym w inspiracje wykładzie Tuska było to, z jakiej pozycji go wygłaszał. Były premier nie wystąpił jako uczestnik politycznej gierki, codziennych rozgrywek z sejmowych korytarzy, tylko jako ktoś, kto interpretuje rzeczywistość, inspiruje, pokazuje wyzwania i wyznacza kierunki przyszłych działań.

Poniekąd Tusk ustawił się w miejscu, które w polskiej polityce przez lata należało do Jarosława Kaczyńskiego: tego, który nazywa problemy i rysuje linie podziałów („Polska solidarna i liberalna”). Nazwisko Kaczyńskiego nie padło jednak w przemówieniu ani razu.

Byli tam za to: filozofowie (Kartezjusz i Immanuel Kant), myśliciele polityczni (Edmund Burke i Ortega y Gasset), pisarze Jacek Dukaj i Mark Twain. Wszystko to doprawione wzmiankami o serialu „Gra o tron” (który zresztą odegrał w przemówieniu kluczową rolę, o czym niżej) i tradycyjnie - piłka nożna.

Figura intelektualisty-mędrca była najsilniej obecna, ale Tusk niezwykle sprawnie żonglował też innymi personami, mówił jako:

  • polityk o formacie i doświadczeniu międzynarodowym;
  • prosty dziadek;
  • użytkownik popkultury;
  • i użytkownik internetu, zwłaszcza social mediów.

Przeczytaj także:

Nowa polityka miłości

Jeśli strategią Koalicji Europejskiej jest być jak najlepszym antyPiSem, to Tusk poszedł wbrew tej linii. Co prawda, jego krytyka poczynań obecnej władzy była czytelna, jednak najmocniejszy przekaz uniwersyteckiego przemówienia Tuska to „nowa polityka miłości”.

Najbardziej symboliczny fragment wykładu to ten porównujący „politykę albo” z „polityką i”. Politykę dzielenia z polityką łącznia, politykę konfrontacji z polityką negocjacji, politykę fałszywych wyborów z polityków prawdziwej spójności. „My i oni”, „jednostka i wspólnota”, „bezpieczeństwo i wolność”.

„W tej gramatyce politycznej rządzi słowo „albo”, a chciałbym żeby rządziło słowo „i” (…) Sami pomyślcie, jak to brzmi: „my albo oni” i porównajcie to ze zdaniem „my i oni”. Dzisiaj w polskiej polityce gramatyka oparta na spójniku „albo”, to jest właśnie gramatyka konfrontacji: albo my, albo oni.

Polityka nie tylko w Polsce, w wielu państwach europejskich, zaczyna zmierzać w tę samą, niebezpieczną stronę – „albo my, albo oni”, „jednostka albo wspólnota”.

Zobaczcie, jak brzmi zdanie, równoważnik zdania „jednostka i wspólnota”? Posłuchajcie, jak brzmi ten termin „bezpieczeństwo albo wolność”, jak brzmi w tej wersji „bezpieczeństwo i wolność”. Mógłbym powtarzać w nieskończoność tę grę słów, ale to nie jest gra słów.

Słowa te mają dwa strategiczne wymiary:

  • wyciągnięcie ręki w stronę elektoratu spoza twardych zwolenników Platformy Obywatelskiej i jej koalicjantów;
  • zwrócenie uwagi, że dzisiejszy radykalizm może być kłopotliwy jutro - gdy przyjdzie do tworzenia rządu i realizacji postulatów.

Wy się kłócicie, a zima idzie, czyli „Gra o tron”

Słowa Tuska brzmiały jak memento dla dzisiejszej opozycji: „Ktokolwiek będzie wygrywał wybory w przyszłości nie może powiedzieć - wygrałem wybory, Polska jest moja, nie wasza, wykluczam was z tego zwycięstwa”.

Nastroje rewanżystowskie są bardzo silne nie tylko wśród liderów KE i intelektualistów bliskich Koalicji. Również Wiosna zapowiada rozliczenia i Trybunał Stanu.

Tusk bardzo wyraźnie powiedział: nie idziecie do wyborów po to, żeby się mścić. PiS jest ważny, ale są sprawy ważniejsze. Wy pielęgnujecie nienawiść, a tam zbroją się wielkie wojska. Tusk próbował powiedzieć wręcz: najgroźniejszy przeciwnik jest gdzie indziej.

Słowa — inspirowane serialem „Gra o tron”, gdzie wszyscy walczą ze wszystkim, choć na horyzoncie jest niebezpieczeństwo, które nikogo nie oszczędzi — mogły się odnosić i do akolitów Grzegorza Schetyny, i… do Roberta Biedronia:

„Chodzi raczej o to, aby uniknąć logiki, w której jeden za wszelką cenę musi wykończyć drugiego, a dzisiaj tak wygląda polityczna logika w Polsce”.

„Po wyborach wygranych przez opozycję przetoczy się potężny spór, jaka ma być strategia: czy władza ma być nowym PiS, tylko z przestawionymi znakami, czy można wymyślić coś nowego?” - mówił w styczniu prof. Rafał Matyja w wywiadzie dla „Krytyki Politycznej".

Zwracał też uwagę, że zwolennicy ostrego kursu - ci, którzy dziś najaktywniej protestują na ulicach przeciwko PiS - w przyszłości mogą być kłopotem dla Grzegorza Schetyny. Wydaje się, że Tusk zwrócił uwagę na podobne niebezpieczeństwo:

"Jeśli nie zatrzymamy tej spirali, to przegramy podobnie, jak przegraliśmy wówczas, kiedy ustanawialiśmy raptem na kilka miesięcy Konstytucję 3 maja".

Polityka dla wnuków

Tusk wie, że za lat pięć, a może i za rok polityka będzie dotyczyła zupełnie innych kwestii niż dziś. Dzień przed jego wystąpieniem Wielka Brytania ogłosiła „klimatyczny stan wyjątkowy”. Deklarację w tej sprawie zaproponowała opozycyjna Partia Pracy, Izba Gmin poparła ją bez głosowania.

To symboliczny gest, bo nie zobowiązuje brytyjskiego rządu do żadnych konkretnych działań, ale pokazuje, w jakim kierunku przesuwa się europejska polityka.

Nie znaczy to, że Tusk zaproponował jakieś praktyczne rozwiązania czy konkretne polityki. Nie dawał recept, tylko diagnozował choroby. Tematy, które podjął Tusk w drugiej części swojego wystąpienia, to:

  • zmiana klimatyczna i ochrona środowiska;
  • dominacja na Zachodzie nowego imperium GATA - wielkich koncernów: Google, Amazon, Facebook, Apple;
  • Chiny jako „imperium kontroli totalnej nad obywatelem”;
  • delaboryzacja (roboty zabiorą nam pracę).

O wszystkich tych tematach od dawna mówi lewica i Zieloni, ale w Polsce pozostawały one na marginesie debaty publicznej. Przynajmniej do czasu powstania Wiosny Biedronia.

Tusk nie tylko wskazuje: to są tematy ważne, wręcz kluczowe, on przede wszystkim znalazł język, który pozwala opowiedzieć o tych problemach w głównym wydaniu wiadomości wieczornych.

Nowy język Tuska w praktyce

Majstersztykiem jest fragment wykładu dotyczący smogu:

„Jak wiele miast w Polsce jest takich, że kiedy wyprowadzacie swojego wnuka, swoją córkę na spacer, to one wypalają paczkę papierosów, taki jest poziom skażenia w wielu polskich miejscach.

Czy wyobrażacie sobie, że podejmujecie sami z siebie decyzję, jako rodzice czy dziadkowie, że podacie swojemu dziecku paczkę papierosów dziennie?”

Inny świetny retorycznie moment to ten, kiedy mówił o uzależnieniu od internetu zwracając się bezpośrednio do obecnych na sali: „Szczerze powiedziawszy przecież każde z was wie coś na ten temat. Nasze dzieci są uzależnione od internetu i będą każdego dnia, każdego miesiąca uzależnione coraz bardziej. Czy wyobrażacie sobie, że możemy sprostać temu wyzwaniu, skoro dzisiaj nawet jeszcze nie chcemy tego wyzwania nazwać wspólnie?”.

Również kwestii edukacji - tak gorącej ostatnio - nadał inny wymiar: wymiar wartości i wspólnotowości. „Nie chodzi o tyranię wiedzy, o dostosowanie za wszelką cenę naszych dzieci do przyszłych rynków, nie chodzi tylko o wymogi konkurencji. Chodzi także o

szczepienie ludzi młodych przed niebezpiecznym światem fikcji i uzależnień od cudzych wyobrażeń i cudzych wartości. To też wymaga wspólnoty działania".

Tusk jest być może pierwszym politykiem z kręgu liberałów, który w swoje myślenie włączył perspektywę wnuków. Zrobił to w sposób urokliwy, a jednak również nieco paternalistyczny: dziś to młodzi ludzie (te symboliczne wnuki, a zwłaszcza wnuczki) nie tylko dominują na protestach klimatycznych, ale są ich inicjatorami.

Inna sprawa, że kto - tak jak on - przebywa głównie w towarzystwie międzynarodowym nie może tych wszystkich problemów nie zauważać.

Groza Targowicy

Do najmniej zaskakujących, choć niewątpliwie błyskotliwych fragmentów, należała pierwsza część przemówienia, która była krytyką obecnej władzy.

Zgodnie ze wzorcami z czasów cenzury Tusk ubrał tę krytykę w kostium historyczny. Tylko czasem pozwalał sobie zupełnie wprost odnieść się do któregoś z polityków, choć i wtedy głównym jego narzędziem była ironia.

Tak jak wtedy, gdy mówił o Andrzeju Dudzie i wyśmiewał nagłą miłość PiS do UE: „Jestem lekko skonfundowany, bo usłyszałem dziś słowa do niedawna eurosceptyka, dziś euroentuzjasty, z którym nawet nie mogę konkurować w euroentuzjazmie o potrzebie wpisania Unii Europejskiej do polskiej konstytucji. Tyle warta będzie ta deklaracja, ile będzie determinacji w przestrzeganiu konstytucji”.

O tym, że PiS łamie Konstytucję wiemy aż nazbyt dobrze. Tusk nadał jednak tej polityce wymiar głęboko historyczny. I nie chodzi tylko o to, że łamiący Konstytucję PiS jest współczesną Targowicą (co padło zupełnie wprost), ale też, że Targowica nie była w stanie ocalić Polski w obliczu potężnych sił zewnętrznych i skazała ją na ponad sto lat niebytu.

Zabrakło uderzenia się w piersi

Jeśli czegoś w tym wykładzie wyraźnie zabrakło, to nie tyle konkretnych tematów (prawa kobiet, osób LGBT+ czy pracowników innych niż nauczycielki), ile perspektywy osoby, która jest współodpowiedzialna za część dzisiejszych problemów.

Jako wieloletni premier oraz polityk europejskiego establishmentu Tusk współtworzył wiele problemów (czasem przez zaniechanie), które stały się podglebiem rządów PiS i sił neoautorytarnych w innych krajach.

Jednak dziś to właśnie Tusk niesie nadzieję i większe zrozumienie światowych problemów niż większość polskiej klasy politycznej.

Udostępnij:

Agata Szczęśniak

Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.

Komentarze