0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Porzycki / Agencja Wyborcza.plJakub Porzycki / Age...

W środę 29 czerwca w Senacie odbyło się spotkanie liderów opozycji, poświęcone przede wszystkim odnowieniu tzw. „paktu senackiego” i ewentualnych innych formuł współpracy w kolejnych wyborach. Wzięli w nim udział szef Platformy Obywatelskiej Donald Tusk, prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz, lider Nowej Lewicy Włodzimierz Czarzasty oraz przewodniczący Polski 2050 Michał Kobosko.

Początek obrad był otwarty dla mediów – więc dziennikarze mogli usłyszeć słowo wstępne każdego z liderów opozycyjnych partii. Donald Tusk mówił głównie o kwestiach związanych z bezpieczeństwem Polski – w kontekście trwającego właśnie szczytu NATO w Madrycie. Tym bowiem uzasadniał potrzebę pilnego spotkania z resztą liderów opozycji. I tym właśnie się dziś zajmiemy.

Tusk stwierdził w swym wystąpieniu przede wszystkim, że jeśli chodzi o bezpieczeństwo, Polska znajduje się w gorszej sytuacji niż przed wybuchem wojny w Ukrainie - z czym nie sposób się nie zgodzić - i że odpowiedzialność za to ponoszą rządzący, którzy przyjęli zbyt mało suwerenną postawę względem partnerów z NATO.

Może dlatego, że tak mało ambitne i tak mało podmiotowe są działania polskiej strony w rozmowach natowskich, obiektywnie dzisiaj jesteśmy w gorszej sytuacji niż pół roku temu, jeżeli chodzi o nasze bezpieczeństwo, takie zupełnie fundamentalne
Prawdziwa jest jedynie druga część zdania. Przyczyną, dla której jesteśmy obecnie mniej bezpieczni, jest jednak decyzja Putina o ataku na Ukrainę, zaś ocena Tuska co do relacji polskiego obozu władzy z partnerami z NATO jest zdecydowanie zbyt surowa
Spotkanie liderów opozycji,29 czerwca 2022

To stwierdzenie Tuska w najlepszym razie można określić mianem półprawdy – jednak skłaniamy się ku ocenie, że w tym wypadku wskazówka naszego fact-checkingowego zegara przechyla się w kierunku fałszu.

Owszem, w kategoriach czysto politycznej retoryki druga część wypowiedzi Tuska jest w zasadzie prawdziwa – agresja Rosji na Ukrainę wywróciła dotychczasowy porządek bezpieczeństwa w Europie, a prawdopodobieństwo wojny Rosji z NATO znacząco wzrosło. Rzeczywiście więc „obiektywnie dzisiaj jesteśmy w gorszej sytuacji niż pół roku temu, jeżeli chodzi o nasze bezpieczeństwo, takie zupełnie fundamentalne”.

Nie jest to jednak – jak zasugerował Tusk - wynik „działań polskiej strony w rozmowach natowskich”, lecz decyzji Władimira Putina o ataku na Ukrainę, na którą ani Polska, ani NATO nie miały wpływu – choć zarówno nasz kraj, jak i Sojusz próbowały ostrzegać prezydenta Rosji przed konsekwencjami tego kroku.

Co więcej, gdybyśmy mieli odnieść stwierdzenie Tuska o pogorszeniu sytuacji w zakresie bezpieczeństwa Polski bezpośrednio do obecności wojsk sojuszniczych w naszym kraju i wsparcia udzielanego nam przez NATO, byłoby ono już podwójnie nieprawdziwe. A zatem jednej prawdzie należałoby przeciwstawić dwie nieprawdy.

Jakie wsparcie otrzymała Polska od NATO?

Już od okresu bezpośrednio poprzedzającego wybuch wojny w Ukrainie Polska otrzymuje istotne wsparcie od krajów NATO.

19 listopada odbyła się w Warszawie seria spotkań szefowej Wywiadu Narodowego USA Avril Haines między innymi z premierem Mateuszem Morawieckim i ministrem obrony narodowej Mariuszem Błaszczakiem. Podczas tych spotkań zostali oni najprawdopodobniej poinformowani o rosnącym zagrożeniu rosyjskim atakiem na Ukrainę. Prawdopodobnie od tego czasu trwały już wstępne rozmowy o metodach udzielania ewentualnej pomocy Ukrainie - w tym zarówno o dostawach pomocy humanitarnej, jak i o przyjęciu spodziewanej fali uchodźców.

Sojusznicy udzielali Polsce potem jeszcze różnego innego rodzaju wsparcia. Wielka Brytania jeszcze w marcu wysłała do Polski zestawy przeciwlotnicze i antyrakietowe średniego zasięgu Sky Sabre wraz personelem do ich obsługi. To absolutnie najnowocześniejsza broń tego rodzaju w arsenale brytyjskiej armii, zaczęto je wprowadzać do służby dopiero w grudniu zeszłego roku. W marcu Amerykanie rozmieścili w Polsce kolejne dwie własne baterie Patriotów – razem bardzo wydatnie wzmocniło to polską obronę powietrzną.

Otrzymaliśmy ogromne wsparcie rozpoznawcze i wywiadowcze. Nad Polską niemal nieustannie krążą samoloty rozpoznawcze i do tankowania w powietrzu, gotowe do uzupełnienia paliwa myśliwców NATO startujących z Europy Zachodniej. Te ostatnie również się nad Polską pojawiają – szczęśliwie jak dotąd głównie w celu zademonstrowania z bezpiecznego oddalenia Rosjanom swej obecności.

Nawet podchodząc z największą dozą krytycyzmu do obecnej władzy, nie da się też utrzymać tezy, że „tak mało ambitne i tak mało podmiotowe są działania polskiej strony w rozmowach natowskich”. Zwłaszcza, że w innym miejscu wystąpienia Tusk mówił z kolei o „asystenckiej” roli, jaką ma obecnie pełnić Polska w NATO. Przewodniczący Platformy wszedł tu bardzo mocno w buty grającego na antyrządowych emocjach szefa partii opozycyjnej – co oczywiście jest prawem walczącego o głosy polityka – jednak jego ocena postawy rządzących w relacjach z NATO, zwłaszcza w trakcie ostatniego półrocza, jest zdecydowanie zbyt surowa.

Polska należy do niekwestionowanych liderów w zakresie wsparcia udzielanego Ukrainie – jesteśmy drudzy po Stanach Zjednoczonych pod względem wartości zarówno ekonomiczno-humanitarnej jak i militarnej pomocy dla tego kraju.

Nasz kraj odegrał też całkiem realnie sporą rolę w mobilizacji całego NATO na rzecz udzielania tej pomocy, a obecne zmiany - ustalone właśnie na szczycie w Madrycie - w doktrynie obronnej Sojuszu, polegające na oficjalnym uznaniu Rosji za potencjalne zagrożenie dla bezpieczeństwa jego członków są po części również polskim sukcesem.

Tusk w swojej wypowiedzi docenił ulokowanie w Poznaniu stałego dowództwa 5. Korpusu US Army i zwiększenie sił szybkiej odpowiedzi NATO do 300 tysięcy żołnierzy. Ale zarazem stwierdził, że Polska powinna była domagać się znacznie więcej dla siebie.

Czy "należą" nam się dwie brygady?

„Prezydent Andrzej Duda powinien był na szczycie NATO zgłosić postulat stałej obecności co najmniej dwóch brygad sił państw NATO w Polsce” – mówił Tusk. Takiej uwagi nie można oczywiście rozpatrywać w kategoriach fact-checkingu – lider Platformy ma tu pełne prawo do własnej oceny i domagania się dowolnej liczby brygad wojsk sojuszniczych.

Po pierwsze jednak na szczycie NATO zapadła decyzja o rozbudowie 8 rozmieszczonych w krajach wschodniej flanki NATO (Litwa, Łotwa, Estonia, Polska, Słowacja, Rumunia, Węgry i Bułgaria) grup bojowych NATO (obecnie w sile mniej więcej wzmocnionego batalionu) do poziomu brygady. To spory wysiłek dla całego NATO – więc żądanie jeszcze jednej dodatkowej brygady dla samej Polski byłoby w tej sytuacji bardzo ambitnym postulatem.

Po drugie – obecnie (w większości w ramach rotacyjnej, nie stałej obecności) w Polsce rozmieszczonych jest około 10 tysięcy żołnierzy samej US Army. W ramach tego jednostka pancerna silniejsza od klasycznej brygady - czyli 3. Pancerna Brygadowa Grupa Bojowa, która w kwietniu zaczęła zastępować 1 PBGB. Wspominaliśmy już o dodatkowych jednostkach przeciwlotniczych. Razem z siedmioma grupami bojowymi rozmieszczonymi w pozostałych krajach "flanki" daje to całkiem realne i wymierne wsparcie - zarówno dla Polski, jak i dla całej wschodniej NATO. Ogłoszona w trakcie szczytu decyzja o dyslokacji z USA do Wielkiej Brytanii dwóch kolejnych eskadr myśliwców F-35 również de facto oznacza wzmocnienie flanki wschodniej - samoloty z wysp brytyjskich mogą być błyskawicznie przemieszczone na wschód.

;

Udostępnij:

Witold Głowacki

Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.

Komentarze