0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Jacek Marczewski / Agencja Wyborcza.plFot. Jacek Marczewsk...

„W budżecie zapewniliśmy środki na podwyżkę średnich wynagrodzeń dla nauczycieli o 30 proc., a dla nauczycieli początkujących o 33 proc.” – przekazał premier Donald Tusk po posiedzeniu Rady Ministrów. Te różnice, według Tuska, wynikają z prostej kalkulacji – chodziło o to, by każdy nauczyciel w Polsce na pasku wypłat dostał faktycznie minimum 1500 zł więcej. Od razu wyjaśnijmy, że premierowi chodzi o całkowite zarobki (z dodatkami i nadgodzinami), które jest regulowane przez tzw. wynagrodzenie średnie.

Warto rozjaśnić kwestię, czym są średnie zarobki. Wbrew narracji związków zawodowych nie są tylko teoretycznym konstruktem, który niczego nauczycielom nie daje, a władzom służy do mydlenia oczu opinii publicznej, stanowią one byt w miarę realn, bo na ich straży stoi ustawowy mechanizm ochronny.

Jeśli nauczycielka nie uzyska średniej na swoim szczeblu awansu, powinna na mocy z art. 30 a Karty Nauczyciela dostać od samorządu prowadzącego szkołę „jednorazowy dodatek uzupełniający”, czyli – z pewnym uproszczeniem – wyrównanie do średniego wynagrodzenia (samorządy zaskarżyły ten zapis do Trybunału Konstytucyjnego – bezskutecznie).

„Ci, którzy mają więcej godzin i dodatki będą mieli wyraźnie więcej. Najbardziej zasłużeni, najciężej pracujący będą mieli nawet 2 tys. zł podwyżki. Ale zależało nam, żeby żadna grupa nie spadła poniżej 1500” – mówił premier.

Dodał, że może być tak, że mała grupa nauczycieli początkujących, która pobiera tylko pensję zasadniczą, faktycznie spadnie poniżej tego poziomu. „W związku z tym wydzieliliśmy fundusze tak, żeby we wrześniu sprawdzić, kto został nieusatysfakcjonowany, żeby wyrównać ewentualne straty. Tak żeby każda nauczycielka, każdy nauczyciel w Polsce, którzy pracują w normalnym wymiarze dostali minimum 1500 zł podwyżki” – mówił Tusk.

Nie nauczycielom należy się wyjaśnienie, na czym polega ta różnica i zarazem potencjalny przedmiot sporu.

Wynagrodzenia zasadnicze, zapisywane corocznie w rozporządzeniu ministra edukacji jako „minimalne stawki wynagrodzenia zasadniczego” to gwarancje dla nauczycielek, że na danym stopniu awansu (początkujący, mianowany, dyplomowany) nie zarobią „mniej niż” podane kwoty.

Wynagrodzenie średnie uwzględnia po pierwsze liczne dodatki:

  • za wysługę lat (1 proc. wynagrodzenia zasadniczego za każdy rok od czwartego, maks. 20 proc.);
  • motywacyjny (w dyspozycji dyrektorki, maks. połowa wynagrodzenia zasadniczego);
  • funkcyjny, w tym za wychowawstwo (określony kwotowo w Karcie Nauczyciela, obecnie to 300 zł), a także „dyrektorski” (od 10 aż do 100 proc. wynagrodzenia zasadniczego);
  • za warunki pracy (m.in. „wiejski” – 10 proc. wynagrodzenia zasadniczego) itp.

Po drugie, nauczycielki pracują więcej niż 18-godzinne pensum. Dostają więc:

  • wynagrodzenie za godziny ponadwymiarowe, które zgodnie z Kartą Nauczyciela mogą sięgać połowy pensum (czyli 9 godzin lekcyjnych).

A de facto więcej, bo ministerstwo Czarnka poluzowało to ograniczenie dla szkół ponadpodstawowych, nie obejmuje ono także zajęć z dziećmi z Ukrainy, a praca nauczycielek w różnych szkołach pozwala omijać limit.

To wszystko liczy się do średnich wynagrodzeń.

1500 zł – obietnica spełniona czy urealniona?

Tylko raz w kampanii wyborczej Donald Tusk doprecyzował, co będzie punktem odniesienia dla zapowiadanych podwyżek. Podczas prezentacji 100 konkretów KO w Tarnowie mówił: "każdy nauczyciel, każda nauczycielka dostaną podwyżkę [moment zawahania] do zasadniczego o minimum 1500 zł, co znaczy 30 proc. podwyżki dla wszystkich nauczycieli”.

Później ta propozycja coraz bardziej się rozmywała, dryfując w stronę podniesienia średnich wynagrodzeń, czyli takich, które uwzględniają wypłatę dodatków (np. za wychowawstwo, czy wysługę lat) oraz pracę ponadwymiarową (w systemie zastępstw lub po prostu powyżej pensum).

Jak widać na wykresie poniżej, pomimo podniesienia odsetka do 33 proc. do podwyżki pensji zasadniczej o 1500 zł brakuje nauczycielkom początkującym 282 zł, mianowanym 333 zł, a dyplomowanym tylko 135 zł.

Całkowite zarobki z dodatkami i nadgodzinami po podwyżce o 33 i 30 proc. od 1 stycznia wyniosą odpowiednio: 6354 zł, 7454 zł i 9524 zł (brutto). Najliczniejsza, bo stanowiąca ponad 52 proc. szkolnej kadry, grupa nauczycielek dyplomowanych może liczyć więc na wzrost średnich płac o 2 197 zł. Za to nauczyciele początkowi będą zarabiać o 1 576 zł więcej.

Gdyby początkujące nauczycielki dostały 30 proc. podwyżki ich średnie wynagrodzenie wyniosłoby 6211 zł, co oznaczałoby wzrost o 1433 zł. To dlatego rząd zwiększył odsetek podwyżki dla tej grupy do 33 proc.

Donald Tusk najwyraźniej potraktował swą wypowiedź z Tarnowa jako pomyłkę, zamieniając ją na obietnicę minimum 1500 zł średnich zarobków.

Na poniższym wykresie porównujemy zapowiadane przez premiera podwyżki z „wariantem 1500 zł” wzrostu płacy zasadniczej i takiego samego wzrostu – w procentach – płac średnich.

Szczególnie ciekawa wydaje się zapowiedź premiera dotycząca wrześniowej ewaluacji podwyżek. Będzie ona wymagała sprawdzenia, ilu nauczycieli w Polsce, którzy pracują na pełen etat faktycznie pobiera „gołą pensję”, czyli bez dodatków i nadgodzin.

Głównie chodzi o wąską grupę nauczycieli początkujących oraz nauczycieli edukacji wczesnoszkolnej, które nie mogą ratować budżetów nadgodzinami.

ZNP: „Krok w dobrą stronę”

Czy ta propozycja satysfakcjonuje związki zawodowe? „Finałem naszych dywagacji będzie załącznik do rozporządzenia o płacach minimalnych nauczycieli, w którym zobaczymy, jak to dokładnie będzie się kształtowało. Na pewno dobrym rozwiązaniem jest to, że premier pomyślał o początkujących nauczycielach” – mówi OKO.press prezes ZNP, Sławomir Broniarz.

„My wszyscy jesteśmy spadkobiercami grzechu ministra Handtkego, który tworząc skomplikowany system wynagradzania nauczycieli, sprawił, że wiele z nas go nie rozumie. To niby jasne, że nauczyciel, który przychodzi do zawodu nie dostaje odprawy emerytalnej przewidzianej w dodatkach. Ale średnie wynagrodzenia go uwzględniają” – dodaje.

ZNP będzie rozmawiać z nową ministrą edukacji już jutro, w środę 20 grudnia o 12.00. w gmachu MEN na ul. Szucha w Warszawie. Z czym ZNP pójdzie do Barbary Nowackiej?

„Z kwiatami” – odpowiada Sławomir Broniarz. I dodaje, że deklaracja premiera w dużej mierze jest zaspokojeniem wniosków i oczekiwań nauczycieli, które od 2016 roku reprezentowała strona związkowa. „Trzeba było wykonać wyraźny gest, żeby zahamować odpływ nauczycieli i stworzyć podstawy do rozpoczynania pracy w zawodzie” – mówi prezes ZNP.

Ale to nie tylko symbol. Dla ZNP to początek dyskusji o tym, co zrobić z pauperyzacją zawodu nauczyciela w przyszłości. „Chcemy uwolnić dyskurs o płacach od relacji z politykami. Chcemy zrobić to, co zakłada nasz obywatelski projekt ustawy, czyli odnieść waloryzację płac do danych GUS. Zakładamy, że będziemy o tym dyskutowali w przyszłym roku i następnych latach” – mówi Broniarz.

I dodaje, że dzisiejsza deklaracja to z pewnością krok w dobrą stronę. „Mamy wiele tematów na jutrzejsze spotkanie, na pewno w najbliższych tygodniach siądziemy do pracy z nowym rządem. A zgodnie z deklaracją premiera przyjrzymy się ponownie tej podwyżce, bo statystyka pokaże też, jak duża grupa nauczycieli odchodzi i co z młodymi nauczycielami. Wydaje się, że na dziś przesłanie jest optymistyczne” – mówi prezes ZNP.

Przeczytaj także:

Poprzednie zapowiedzi (np. w uchwale z 4 grudnia), że ZNP będzie twardo domagać się dosłownej realizacji obietnicy z Tarnowa zostały złagodzone. Związek uznał zapewne, że podwyżki i tak są bardzo duże.

Jeszcze niedawno wiceszefowa ZNP Urszula Woźniak mówiła, że nauczyciele wciąż nie wierzą, że dostaną aż tyle.

Takiej podwyżki faktycznie jeszcze nie było.

;

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze