0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Foto SAUL LOEB / AFPFoto SAUL LOEB / AFP

„Szafowanie oskarżeniami o zdradę narodową przy każdej możliwej okazji to też coś, co zupełnie uniemożliwia sensowną rozmowę na temat polityki zagranicznej. Nie jestem pewien, czy jakby wówczas rządził Jarosław Kaczyński, to czy zachowałby się inaczej niż rząd Tuska. Może by krzyczeli głośniej, ale czy realnie byliby w stanie prowadzić inną politykę?” – mówi dr Mirosław Habowski.

„Donald Tusk ma potężny problem z wytłumaczeniem się ze swoich relacji z Moskwą, ze swojego podporządkowania się polityce Putina i realizacji zaleceń płynących z Kremla” – tak o polityce Donalda Tuska mówiła posłanka PiS Joanna Lichocka w programie „Jedziemy” TVP Info w poniedziałek 24 lipca 2023.

„Prawda na temat zniszczenia przez rząd Donalda Tuska planów budowy tarczy antyrakietowej chroniącej Polskę jest po prostu szokująca” – to wpis w mediach społecznościowych premiera Mateusza Morawieckiego. Morawiecki w ten sposób skomentował trzeci odcinek serialu „Reset”, wyemitowany w TVP 26 czerwca 2023.

Wyprodukowany przez TVP serial „Reset” autorstwa dziennikarza Michała Rachonia oraz historyka Sławomira Cenckiewicza to kopalnia rzekomych dowodów na owe „niejasne” relacje Donalda Tuska, jak i członków jego rządu, z Federacją Rosyjską.

Ich badaniem ma się zająć specjalna komisja do badania wpływów rosyjskich w latach 2007-2022. Jej szefem został właśnie jeden z twórców „Resetu” – Sławomir Cenckiewicz.

Czy polityka zagraniczna Polski wobec Rosji za czasów rządów Donalda Tuska faktycznie była podporządkowana Rosji? O tym OKO.press rozmawia z doktorem Mirosławem Habowskim*, badaczem polityki zagranicznej z Zakładu Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa RP na Uniwersytecie Wrocławskim.

To tak jak z katastrofą smoleńską

Paulina Pacuła, OKO.press: Prawo i Sprawiedliwość twierdzi, że Donald Tusk ma „potężny problem z wytłumaczeniem się ze swoich relacji z Moskwą, podporządkowania się polityce Putina i realizacji zaleceń płynących z Kremla”. Jako badacz polityki zagranicznej, zgodziłby się Pan z taką charakterystyką polityki zagranicznej wobec Rosji za czasów rządów Donalda Tuska?

Dr Mirosław Habowski: Nie, nie zgodziłbym się. Polityka zagraniczna Polski w tym okresie w żaden sposób nie była podporządkowana polityce Putina. Nie ma też mowy o realizacji żadnych „zaleceń płynących z Kremla”.

Zresztą, z wypowiedzi pani Lichockiej nie wynika, o jakie zalecenia miałoby chodzić. Pani Lichocka mówi bardzo tajemniczo, że „tam są jakieś zaszłości, tajemnice”. Skoro ma taką wiedzę, to niech ujawni, o co chodzi, bo takimi sprawami powinna zajmować się prokuratura. W przeciwnym razie to są zwykłe pomówienia.

Ale to jest tak jak z katastrofą smoleńską. Politycy PiS doskonale wiedzą, jak było naprawdę, ale nie mogą tego powiedzieć, bo to nie służyłoby celom politycznym. A celem politycznym w tym momencie jest próba dyskredytacji lidera Platformy Obywatelskiej. Odebranie mu wiarygodności.

Politycy PiS formułują kilka zarzutów wobec Tuska. Te tezy powtarzają prorządowe media. Mówią: uzależniał Polskę od rosyjskiej ropy i gazu. Nie blokował budowy gazociągu Nord Stream. Wycofał się z budowy elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej. Jego polityka zagraniczna była prorosyjska. Jak Pan ocenia te argumenty?

Żeby zrozumieć, jaka była polityka rządu PO-PSL wobec Rosji, musimy zrozumieć jej międzynarodowy kontekst. Tusk dochodzi do władzy w 2007 roku. Jesteśmy tuż przed wybuchem światowego kryzysu finansowego. Do 2007 roku Stany Zjednoczone tkwią jeszcze w przekonaniu, że są potęgą, że świat jest jednobiegunowy i że można toczyć dwie wojny jednocześnie, w Iraku i w Afganistanie.

Prezydent George W. Bush prowadzi bardzo konfrontacyjną politykę – także wobec Rosji. Jego celem jest upewnienie się, że nic nie zagraża dominacji USA na świecie. Jesteśmy w okresie pomiędzy dwoma rozszerzeniami NATO: w 2004 roku o siedem państw Europy Środkowo-Wschodniej i w 2009 o Albanię i Chorwację.

Administracja Busha prowadzi też projekt budowy elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Europie Środkowo-Wschodniej, a dokładniej w Polsce i w Czechach, co z oczywistych przyczyn nie podoba się Rosji.

Ale już w 2007 roku zaczyna wyraźnie pogarszać się sytuacja ekonomiczna USA. Wybucha pierwszy poważny kryzys finansowy na rynku ubezpieczeń. Powoli staje się jasne, że Stany Zjednoczone nie są już w stanie prowadzić tak dynamicznej polityki ustawiania wszystkich po kątach, jak robiły to wcześniej. Bo sposób prowadzenia polityki zagranicznej zależy w ogromnym stopniu od tego, jakie się ma na nią środki finansowe.

Z jednej strony mamy rosnącą potęgę Chin, z drugiej wzrasta pozycja Rosji. Tymczasem pozycja Stanów Zjednoczonych słabnie.

Jest też kontekst europejski. Polska dopiero od trzech lat jest członkiem Unii Europejskiej, a z Rosją dobre stosunki mają Niemcy i Francja. I to nie wynika z jakichś złudzeń, z tego, że Francuzi i Niemcy nie wiedzą, jaka jest Rosja. To wynika z interesów. Rosja stanowi ważny rynek zbytu, zwłaszcza dla przedsiębiorstw niemieckich. Dostarcza Europie Zachodniej tanie surowce energetyczne.

UE i Rosję od 1999 roku łączy strategiczne partnerstwo i trwają negocjacje na temat nowej umowy.

Polityka zmiany poprzez handel

Europejską politykę wobec Rosji kształtuje wówczas idea „zmiany poprzez handel”. Państwa UE uważają, że budowanie relacji ekonomicznych z Rosją będzie prowadziło do umacniania pokoju i powstrzymywania jej imperialnych zapędów. Nikt nie myśli o tym, że te zależności ekonomiczne mogą zostać wykorzystane jako narzędzie nacisku.

Poza tym na potęgę wyrastają Chiny, a przez Rosję ma przechodzić jeden z ważnych szlaków komunikacyjnych z Chin do Europy.

Do tego w 2007 roku Niemcom udaje się reanimować traktat konstytucyjny Unii Europejskiej, który zostaje przyjęty pod nazwą Traktatu Lizbońskiego. To też jest ważne, bo następuje wzmocnienie pewnych unijnych struktur i kompetencji, także w zakresie wspólnej polityki zagranicznej.

Rząd Donalda Tuska powstaje więc w określonym kontekście, a jego polityka wobec Rosji stanowi odzwierciedlenie polityki najważniejszych sojuszników. Z dzisiejszej perspektywy można powiedzieć, że rząd PO-PSL popełnia więc te same błędy, co inni. Ale nie jest na smyczy Kremla. Jego polityka nie jest prorosyjska.

Politycy Prawa i Sprawiedliwości często przywołują zdanie wypowiedziane przez Tuska w trakcie pierwszego exposé z listopada 2007 roku. Najczęściej cytowany jest tylko krótki fragment, w którym Tusk mówi: „Chcemy dialogu z Rosją taką, jaką ona jest”. To zdanie pojawia się m.in. w serialu Reset jako dowód na rzekomo jednoznacznie prorosyjski zwrot w polskiej polityce zagranicznej.

To zdanie jest zupełnie wyrwane z kontekstu i niczego nie dowodzi.

Żeby zrozumieć, co mówi Tusk w pierwszym exposé, warto przytoczyć cały fragment dotyczący polityki wschodniej. Ten wątek zaczyna się od stwierdzenia, że „Polska ma uzasadnioną ambicję współkształtować wymiar wschodni Unii Europejskiej”.

Tusk mówi: „Wychodzimy z założenia, że poszerzenie obszarów bezpieczeństwa, współpracy i demokracji w tym właśnie kierunku, będzie miało zasadniczy pozytywny wpływ na naszą przyszłość i na los całej Europy. Dlatego specjalną uwagę poświęcimy naszym relacjom z Ukrainą i Rosją oraz sytuacji na Białorusi” – zapowiada.

Ukraina zostaje wymieniona jako pierwsza, przed Rosją. W takim przemówieniu jak exposé to znaczące.

Dalej mówi: „Choć mamy swoje poglądy na sytuację w Rosji, chcemy dialogu z Rosją, taką, jaką ona jest”.

„Choć mamy swoje poglądy na sytuację w Rosji” – ta część wypowiedzi nie bywa cytowana, a wydaje się dosyć istotna, czyż nie?

Dalej Tusk mówi, że „brak dialogu nie służy ani Polsce, ani Rosji. Psuje interesy i reputację obu krajów na arenie międzynarodowej. Dlatego jestem przekonany, że czas na dobrą zmianę w tej kwestii właśnie nadszedł”. Itd.

Otwarcie na Ukrainę i Białoruś

Donald Tusk w tej wypowiedzi stwierdza rzecz dość oczywistą: że Rosją rządzi Putin; że nie ma innej Rosji. Skoro tak, to, z jaką Rosją możemy prowadzić dialog, jak nie z tą, która jest?

Jego przemówienie jest skierowane przede wszystkim do partnerów z UE. Tusk daje znać, że Polska nie będzie hamulcowym, jeśli chodzi o budowanie relacji gospodarczych z Rosją czy negocjowanie nowego porozumienia o współpracy.

Pamiętajmy, że to jest jeszcze przed inwazją Rosji na Gruzję w sierpniu 2008 roku. Jesteśmy 3 lata po pomarańczowej rewolucji w Ukrainie. Państwa UE starają się niejako obłaskawiać Rosję, by móc wciągać Ukrainę w zachodnią strefę wpływów.

UE z Rosją obchodzi się trochę jak z jajkiem, bo z jednej strony nikt nie chce jej antagonizować, a z drugiej staramy się podtrzymywać europejskie aspiracje Ukrainy.

Zresztą, w tym exposé zaraz po wypowiedzi na temat Rosji, Tusk wraca do kwestii Ukrainy. Mówi: „Niezmiennie wspierać będziemy prozachodnie aspiracje Ukrainy, artykułowane przez każdy demokratycznie wyłoniony rząd tego kraju. Przyszłość Ukrainy powinna być kluczowym elementem wymiaru wschodniego i polityki sąsiedztwa Unii Europejskiej”.

Takie zdanie raczej nie mogło podobać się w Moskwie. Podobnie jak kolejne: „Zadaniem naszej polityki wobec Białorusi będzie przekonanie wszystkich kręgów politycznych w tym kraju, że warto postawić na demokrację”.

Tusk na pewno nie jest konfrontacyjny wobec Rosji tak, jak konfrontacyjny wobec Rosji potrafił być PiS. Ale to nie jest przemówienie pod dyktando Kremla.

Jest to jednak zmiana w nastawieniu w porównaniu z dużo bardziej antyrosyjskim nastawieniem wcześniejszych rządów PiS.

Tak, nastawienie ośrodka pisowskiego było dużo bardziej antyrosyjskie. PO chciała się od PiS-u odróżnić, także w zakresie sposobu prowadzenia polityki zagranicznej.

Ale to nie jest różnica celów czy kierunków. To jest tylko różnica w kwestii metod i narracji.

Zarówno PiS, jak i PO chcą wspierać Ukrainę czy demokratyzację Białorusi i coraz mocniej wciągać państwa postsowieckie w orbitę UE. Tusk otwarcie mówi o tym, że jego zdaniem, bycie w awangardzie niechęci wobec Rosji nie jest dla Polski korzystne; że Polska osłabia swoją pozycję tak długo, jak jest awangardą niechęci do Rosji.

Nieufność, ale i handel

Tusk mówił w jednym z wywiadów, że „Kaczyńscy byli przekonani, że wystarczy mówić: »Ukraina musi być w Europie, Rosja stanowi wyłącznie zagrożenie«. Ale to już na nikim nie robi wrażenia, bo choć większość krajów traktuje Rosję z polityczną nieufnością, to równocześnie nawiązuje z nią kontakty gospodarcze”.

Tusk wiedział, że kraje od nas bogatsze i większe z powodzeniem handlują z Rosją. Kupują od niej gaz, ropę, eksportują na rosyjskie rynki. Tak to komentował: „Czasami mam wrażenie, że przez nadgorliwość czy zapalczywość polskich polityków, szczególnie w ostatnich dwóch latach doszło do sytuacji dla nas niebezpiecznej. Polska wzięła na siebie obowiązek surowego krytyka, który ciągle napomina Rosję. Dzięki temu Europa miała czyste sumienie i mogła z nią handlować, a my nie”.

Przypomnijmy, że za czasów rządów PiS w latach 2005-2007 pojawia się problem rosyjskiego embarga na polskie mięso.

Tusk chce być wobec Rosji bardziej pragmatyczny. Nie chce wojen handlowych i utrudnień dla przedsiębiorców. Nie chce konfliktów na tym tle z partnerami z UE.

Jego postawa jest też reakcją na zmianę sytuacji międzynarodowej.

W 2009 roku w Stanach Zjednoczonych władzę przejmują Demokraci. Trwa kryzys finansowy. Barack Obama wygrywa pod hasłem „zmiana”. Ta zmiana obejmuje także zmianę polityki zagranicznej, bo Ameryka potrzebuje wytchnienia.

USA od lat pogrążone są w wojnie w Afganistanie i Iraku. Na tamtym etapie już widać, jakie to grzęzawisko te wojny. Stanów Zjednoczonych zwyczajnie nie stać na kontynuację poprzedniej polityki. Trzeba skupić się na sprawach wewnętrznych. Stąd polityka resetu w stosunkach z Rosją.

Napaść na Gruzję

I to pomimo tego, że mamy już pierwsze dowody odradzającego się imperializmu: w sierpniu 2008 roku Rosja najeżdża Gruzję.

Tak, ale w tamtym okresie mało kto postrzega to w ten sposób. Inwazja Rosji na Gruzję jest pewnym szokiem i zaskoczeniem. Wielu polityków i analityków nie jest wówczas pewnych, czy to jednorazowy kryzys, czy początek nowego trendu w rosyjskiej polityce.

Minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow zapewnił wówczas, że to jednorazowe wydarzenie. Samo to, że Rosja ostatecznie wycofuje się z Gruzji po mediacji prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy’ego, sprawia, że Zachód w to wierzy. Bo chce w to wierzyć.

Dlaczego wojna w Gruzji nie była dla Europy, dla polskiego rządu takim dzwonkiem alarmowym w kwestii Rosji?

Wojna w Gruzji spowodowała przejściowy kryzys w stosunkach polsko-rosyjskich. W polskiej reakcji na ów konflikt ujawniły się ponownie różnice między rządem a prezydentem. Rząd Tuska potępia agresję Rosji na Gruzję, ale Tusk nie chce, by Polska była wystawiana do roli harcownika, państwa, które przyjmuje na siebie najostrzejszą formę konfliktu z Rosją.

Działanie prezydenta Lecha Kaczyńskiego, m.in. jego słynny wyjazd do Tbilisi w towarzystwie prezydentów Litwy, Estonii, Ukrainy i premiera Łotwy i przemówienie na wiecu w Tbilisi, ocenia jako „romantyczną demonstrację”.

Ale to znowu nie jest różnica celów, tylko różnica metod.

Ani prezydent Kaczyński, ani rząd Donalda Tuska nie chcieli wówczas, żeby Gruzja została włączona do Rosji, czy żeby rządził tam jakiś rosyjski namiestnik. Wszyscy chcieli uratować zarówno integralność terytorialną, jak i niepodległość Gruzji. Pytanie było tylko o metody działania.

Dlatego wyciąganie dziś Tuskowi, że był prorosyjski, to sztuczne nadmuchiwanie różnic, których wówczas pomiędzy obozem PiS a obozem PO tak naprawdę nie było. Szafowanie oskarżeniami o zdradę narodową przy każdej możliwej okazji to też coś, co zupełnie uniemożliwia sensowną rozmowę na temat polityki zagranicznej.

Nie jestem pewien, czy jakby wówczas rządził Jarosław Kaczyński, to czy zachowałby się inaczej niż rząd Tuska. Może by krzyczeli głośniej, ale czy realnie byliby w stanie prowadzić inną politykę?

Kto blokował budowę tarczy antyrakietowej?

Wróćmy do zarzutów formułowanych przez PiS wobec rządów Tuska. Politycy PiS oskarżają rząd PO-PSL o rezygnację z budowy amerykańskiej tarczy antyrakietowej. O tym, że członkowie rządu Tuska dopuścili się „zdrady stanu, bo po sprzeciwie Rosji zablokowali budowę amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Polsce” wielokrotnie mówił m.in. prezes PiS Jarosław Kaczyński czy premier Mateusz Morawiecki. Piszą o tym też rządowe media. Czy taki zarzut jest prawdziwy?

Nie, nie jest. To nie rząd PO-PSL zrezygnował z budowy tarczy antyrakietowej. Zrezygnowali Amerykanie. A nawet nie do końca zrezygnowali, co zaproponowali renegocjację umowy i budowę bazy w oparciu o inny system balistyczny, o mniejszym zasięgu. Sprawa się ostatecznie bardzo rozciągnęła w czasie, ale baza w Redzikowie powstała, ma być ukończona w 2023 roku.

Pierwotny pomysł budowy elementów tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach był pomysłem administracji Busha. Negocjacje w tej sprawie nabrały tempa po inwazji Rosji na Gruzję na początku sierpnia 2008 roku. Po stronie polskiej za budową bazy opowiadała się zarówno administracja prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jak i rząd Donalda Tuska. Umowę udało się podpisać jeszcze u schyłku działania administracji prezydenta Busha.

Jednak zmiana władzy w USA spowodowała rewizję planów budowy tarczy antyrakietowej. Demokraci od początku byli bowiem wobec tego pomysłu sceptyczni. Uważali, że to drogi i niesprawdzony system.

To administracja Baracka Obamy po konsultacjach z premierem Rosji Dmitrijem Miedwiediewem w lipcu 2009 roku podjęła decyzję o rezygnacji z budowy tarczy antyrakietowej w jej pierwotnym kształcie.

Nie pomógł desperacki apel przywódców państw Europy Środkowej, którzy domagali się utrzymania amerykańskiej obecności w naszym regionie. Z tarczy o zasięgu międzykontynentalnym, która miała służyć obronie 50 państw, instalacja w Polsce zostaje ograniczona do tarczy o zasięgu kontynentalnym, która może zapewnić obronę 15 państwom NATO. Ta baza wciąż powstaje w Redzikowie pod Słupskiem.

Tusk i niepodległość Ukrainy

Zarzuty wobec Donalda Tuska dotyczą też jego stosunku do walczącej o niepodległość Ukrainy. W przywoływanym tu już programie „Jedziemy” w TVP Info posłanka Joanna Lichocka mówiła: „Tusk z jakichś powodów nigdy nie pojechał na Ukrainę, nigdy nie poparł walczącej Ukrainy”.

Nie jest prawdą, że Donald Tusk nigdy nie pojechał na Ukrainę. W okresie swojego urzędowania jako premier RP Donald Tusk odbył cztery wizyty zagraniczne na Ukrainie.

Platforma Obywatelska wspierała Ukrainę od samego początku, od pomarańczowej rewolucji w 2004 roku. Dość przypomnieć, że była wówczas partią partnerską wobec partii ówczesnego prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki.

Równie zaangażowany w sprawy Ukrainy Donald Tusk był jako szef Rady Europejskiej. Pełniąc ten urząd, był na Ukrainie co najmniej pięć razy. Przewodniczył też pracom corocznych szczytów UE – Ukraina, cztery razy podejmował w Brukseli prezydenta Ukrainy Petra Poroszenkę, raz prezydenta Zełenskiego. Zełenski objął bowiem prezydenturę w 2019 roku, czyli w ostatnim roku urzędowania Tuska.

Tusk bardzo mocno wypowiadał się też w kluczowych momentach rosyjskiej agresji na Ukrainę. W marcu 2014 roku, po aneksji Krymu przez Rosję, mówił, że to „kryzys, który może zaważyć na historii Polski i Ukrainy”. Ostrzegał, że to konflikt, który może przerodzić się w wojnę. Mówił o tym, że Polska nie może pozwolić światu odwrócić się od Ukrainy, że „wolna Ukraina to dla Polski być albo nie być”.

W żadnym momencie nie był więc obojętny na los Ukrainy.

Tutaj znowu próba zarysowania jakichś głębokich różnic między PO a PiS-em, jeśli chodzi o stosunek tych partii do kwestii Ukrainy, jest manipulacją. Zarówno PO, jak i PiS, od początku bardzo wspierały Ukrainę. Nie było w tej kwestii między tymi partiami żadnych szczególnych różnic.

Dlaczego Tusk najpierw pojechał do Moskwy?

Autorzy „Resetu” zwracają uwagę, że po objęciu teki premiera w 2007 roku Tusk wcześniej niż do Ukrainy pojechał na wizytę zagraniczną do Moskwy. Dlaczego?

Tak, to prawda, faktycznie tak było.

W lutym 2008 roku Donald Tusk złożył wizytę w Moskwie, a miesiąc później pojechał do Kijowa. Myślę, że ta kolejność wynikała z dwóch rzeczy: chęci poprawy relacji z Moskwą jako dużym i znaczącym partnerem, a także specyficznej sytuacji, w jakiej znajdowała się wówczas Ukraina.

Rok 2007 i 2008 to moment załamania pomarańczowego obozu. Ukraina pogrążona jest w konflikcie między prezydentem Wiktorem Juszczenko a premier Julią Tymoszenko, mimo że oboje wywodzą się z tego samego obozu. Ukraina znowu pogrążona jest w chaosie i trochę nie wiadomo, z kim tam rozmawiać.

Natomiast już dwa miesiące później, w kwietniu 2008, odbywa się bardzo ważny szczyt NATO w Bukareszcie. Zarówno prezydent Lech Kaczyński, jak i minister spraw zagranicznych w rządzie Tuska Radosław Sikorski zgodnie domagają się tam przyznania Ukrainie i Gruzji tzw. planu na rzecz członkostwa [z ang. MAP – membership action plan – przyp. red]. To ważny krok na drodze do członkostwa w NATO.

Mimo starań Polski to się wówczas nie udaje, blokują to kraje starej Europy, głównie Niemcy. Ale warto podkreślić, że obóz prezydenta Lecha Kaczyńskiego i rząd Donalda Tuska mówią w tej sprawie jednym głosem.

W tym miejscu warto też przypomnieć o Partnerstwie Wschodnim. To Polska jest głównym inicjatorem zacieśnienia współpracy między UE a państwami regionu postradzieckiego: Białorusią, Ukrainą, Mołdawią, Gruzją, Azerbejdżanem i Armenią.

Oczywiste jest to, że celem tej współpracy jest wypieranie wpływów rosyjskich, wspieranie demokratyzacji tych krajów. To też nie podoba się Rosji.

Czy rząd, który prowadzi prorosyjską politykę, wychodziłby z taką inicjatywą?

Tusk i niemiecki interes

Narracja PiS-u o niejasnych relacjach Donalda Tuska z Rosją ma też swoją antyniemiecką odnogę. Otóż zdaniem polityków PiS część prorosyjskich działań Donalda Tuska jest realizacją interesu Niemiec. Tu znowu możemy przywołać posłankę Joannę Lichocką, która określa Tuska mianem „niemieckiego popychadła wystawionego na bratanie się z Moskwą”.

To jest taki bardzo przedszkolny, podwórkowy wręcz sposób przedstawiania polityki. Poza tym brak w tym wewnętrznej logiki. Bo albo Tusk działa pod dyktando Kremla i ma z nim jakieś niejasne powiązania, albo jest w tym zakresie „niemieckim popychadłem”.

Takie komentarze to pokazywanie dyplomacji i relacji międzynarodowych w pewnym wulgarnym uproszczeniu.

Bo to, że była koordynacja między sojusznikami w Unii Europejskiej względem Rosji, że Polska prowadziła swoją politykę wobec Rosji w porozumieniu z Niemcami i innymi państwami UE, nie jest niczym zdrożnym, ani też nigdy nie było ukrywane.

Przedstawiciele polskiego ministerstwa spraw zagranicznych czy gospodarki odbywali wielokrotnie wizyty zagraniczne w towarzystwie swoich niemieckich odpowiedników. Na tym m.in. może polegać bowiem współpraca z sojusznikami. Jeździli też do Rosji.

Jeśli na dowód owych „niejasnych relacji”, czy to z Rosją, czy z Niemcami, przywołuje się fakt odbywania wizyt zagranicznych, albo notatki dyplomatyczne, w których do adresata zwraca się w kulturalny sposób – a w ten sposób uwiarygodnione są różne tezy w serialu „Reset” – to pokazuje tylko, że nic mocniejszego nie udało się znaleźć.

Naprawdę trudno polemizować z tak fałszywą tezą, że Donald Tusk był niemieckim popychadłem. Czy gdyby był, to na szczycie NATO w Bukareszcie w 2008 roku Polska domagałaby się przyznania Gruzji i Ukrainie planu na rzecz członkostwa, podczas gdy Niemcy i Francja były przeciwko? Gdyby Tusk był takim popychadłem, to czy miałby tu własne zdanie? I to niezgodne z interesem zarówno Rosji, jak i wolą Niemców?

Ta narracja PiS-u naprawdę nie ma większego sensu.

Wszystko zmienia aneksja Krymu

Politycy PiS twierdzą też, że do prawdziwie antyrosyjskiego zwrotu w polityce polskiego rządu dochodzi dopiero w 2015 roku, gdy oni obejmują władzę. Czy to prawda?

Nie. Do swego rodzaju antyrosyjskiego zwrotu w polityce polskiego rządu dochodzi na przełomie 2013 i 2014 roku, kiedy Rosjanie intensyfikują swoje wrogie działania na wschodzie Ukrainy. Kroplą, która przelewa czarę goryczy, jest bezprawna aneksja Krymu.

Faktem jest, że choć obawy przed rosyjskim rewizjonizmem był obecne od lat, to dopiero aneksja Krymu przyczynia się do faktycznych zmian w polityce bezpieczeństwa, polityce gospodarczej oraz w zakresie stosunków politycznych.

Można powiedzieć, że od 2014 roku PO prowadzi dokładnie taką samą politykę, jaką PiS odwiecznie lansuje: bardzo antyrosyjską, bardzo pro ukraińską, w sensie wspierania Ukrainy w konflikcie z Rosją.

Przyczyną takich przemian zarówno w polityce Polski wobec Rosji, jak i w polityce USA i UE, jest jednak znowu moim zdaniem zmiana układu sił na świecie.

Od kilku lat na Bliskim Wschodzie wybuchają różne konflikty, m.in. wojna w Syrii, w której Stany Zjednoczone pośrednio konfrontują się z Rosją. Te relacje [Rosja – USA] stają się coraz bardziej napięte. Rosja coraz częściej podkreśla, że chce stawić opór amerykańskiej dominacji na świecie.

Polska orientuje się na Waszyngton

Rząd PO-PSL tutaj znowu podąża za amerykańskim przykładem. Tak, jak w 2003 roku PO poparła amerykańską politykę wobec Iraku, zupełnie inną niż Niemcy, tak w 2013 roku w kwestii Ukrainy widoczne jest wyraźne zorientowanie na politykę lansowaną przez Waszyngton, a nie przez Berlin.

Rosja jest już wówczas uznana za adwersarza, a nie partnera. Ta bardzo znacząca zmiana w polskiej polityce zagranicznej wobec Rosji zachodzi w 2013 roku, a nie w 2015 po zmianie władzy, jak twierdzą dziś politycy PiS.

Polska nie uznała zajęcia Krymu i bardzo stanowczo przeciwko temu protestowała. Czy tak robi rząd, który realizuje politykę Kremla?

To wszystko, o czym tu rozmawiamy, ma być przedmiotem badań nowo powołanej państwowej komisji do spraw badania wpływów rosyjskich w latach 2007-2022. Sejm powołał dziewięciu członków tej komisji. Zasiądą w niej tylko ludzie wskazani przez obóz władzy, ponieważ opozycja bojkotuje działalność tej komisji, która działa niezgodnie z Konstytucją. Nie będąc sądem, ma de facto uprawnienia sądu. Czy faktycznie będzie badać korupcyjne wpływy Rosji w Polsce?

Nie, uważam, że powołanie tej komisji to zupełna paranoja. Jeśli rząd Prawa i Sprawiedliwości ma podstawy sądzić, że Polską Tuska rządziła rosyjska agentura, to co robiły służby bezpieczeństwa i prokuratura w tej sprawie przez ostatnich osiem lat?

Powołanie tej komisji to oczywiste działanie polityczne, kolejne narzędzie dyskredytowania opozycji.

W demokratyczno-liberalnym państwie jest sytuacją normalną, że partie polityczne spierają się o różne kwestie. Mają różne programy gospodarcze, społeczne, różne postrzeganie polityki zagranicznej. Tymczasem sięganie w walce politycznej po oskarżenia o agenturalność, szafowanie oskarżeniami o zdradę stanu na prawo i lewo to naprawdę coś, co uniemożliwia jakąkolwiek sensowną dyskusję i podważa zaufanie do instytucji państwa.

Bo skoro jak twierdzi PiS, przez osiem lat u władzy znajdowali się politycy skorumpowani przez Rosję, „realizujący zalecenia Kremla”, to gdzie w tym czasie były służby, gdzie była prokuratura? Ale Prawu i Sprawiedliwości taka narracja się opłaca. Tylko w ten sposób mogą kreować się na jedynie słuszną władzę, jedynych obrońców państwa i narodu.

Więc nie, nie uważam, że ta komisja będzie cokolwiek badać. Co najwyżej będzie robić polityczne show na potrzeby PiS-u.

*Doktor Mirosław Habowski to ekspert ds. polityki zagranicznej RP z Zakładu Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa RP Uniwersytetu Wrocławskiego. Jego zainteresowania naukowe obejmują myśl polityczną, system polityczny RP, politykę zagraniczną RP oraz relacje mocarstw w stosunkach międzynarodowych. Jest autorem serii artykułów naukowych na temat polityki zagranicznej III RP ze szczególnym uwzględnieniem polityki prowadzonej przez Platformę Obywatelską w latach 2007-2014 oraz polityki zagranicznej po 2015 roku.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;

Udostępnij:

Paulina Pacuła

Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.

Komentarze