0:000:00

0:00

Większość posiedzenia komisji zajęły desperackie próby polityków PiS, by połączyć premiera Donalda Tuska z piramidą finansową Marcina P. przez fakt, że w jednej z firm oszusta (liniach lotniczych OLT Express) zatrudniony był na umowie-zleceniu syn premiera Michał Tusk.

Te starania dobrze obrazuje pytanie przewodniczącej komisji Małgorzaty Wasserman: „Czy to jest przypadek, że 17 lipca 2012 roku pana syn pisze maila do dyrektora [OLT Express], w którym prosi o rozluźnienie współpracy, a 18 lipca po raz pierwszy w tej sprawie zostaje sformułowany wniosek o założenie podsłuchu?”.

"Nie przypuszczam, żeby był jakikolwiek związek między tymi sprawami. Rozumiem też insynuację zawartą w tym pytaniu" – odpowiedział Tusk, którego takie próby ewidentnie bawiły.

Małgorzata Wasserman nie ma dobrej passy. Dzień po przegranych wyborach na prezydent Krakowa skierowała reflektory na prokuratorów, którzy zajmowali się sprawą Amber Gold. Na pierwszy rzut oka wydaje się to dobrym pomysłem, bo w dużej mierze to fatalna praca prokuratury – za PO niezależnej co prawda od rządu, ale również od wyników swojej pracy, a właściwie od czegokolwiek – odpowiada za to, że w 2014 roku ta sama prokuratura szacowała już straty klientów Amber Gold na ponad 850 mln złotych.

W tę stronę poszła Wasserman. "Myślę, że nie ma pan dokładnej wiedzy, jaka jest ocena naszej komisji dotycząca prokuratorów. Skrajnie negatywna! Skrajnie negatywna każdego prokuratora, prawie każdego prokuratora, który stanął przed komisją i nie tylko" – powiedziała Małgorzata Wasserman.

"Także tych awansowanych prokuratorów?" – zapytał Tusk. Wasserman się nie zorientowała, że sama zastawiła na siebie pułapkę i odpowiedziała:

Każdy prokurator, który tutaj stanął i odpowiadał za tę sprawę, został przez komisję skrajnie negatywnie oceniony.
Fałsz. Ziobro niektórych prokuratorów awansował
Komisja Śledcza ds. Amber Gold,05 listopada 2018

"To fenomenalny moment" – skomentował Tusk.

Kto poniósł odpowiedzialność...

Za sprawę Amber Gold odpowiedzialności prawnej nie poniósł żaden przedstawiciel organów ścigania. Tylko w sprawie Barbary Kijanko, szeregowej prokurator Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz złożono zawiadomienie do prokuratury – to ona podejmowała decyzje o odmowie wszczęcia postępowania po zawiadomieniach Komisji Nadzoru Finansowego i odwoływaniu się przez nią do sądu.

Gdyby po pierwszym zawiadomieniu KNF prokuratura umiała zidentyfikować tę sprawę jako przekraczającą możliwości jednej policjantki i jednej prokurator z Gdańska-Wrzeszcza oraz przekazać do śledczych specjalizujących się w sprawach gospodarczych, kradzieże pod szyldem Amber Gold mogłyby się skończyć jeszcze w 2009 roku, a nie dopiero w połowie 2012 roku, gdy Grupa Amber Gold ogłosiła upadłość.

Zawiódł również system pociągania prokuratorów do odpowiedzialności. Przed wyborami w 2015 jedyną osobą, która poniosła odpowiedzialność dyscyplinarną za sprawę Amber Gold, była szefowa Prokuratury-Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz, prokurator Marzanna Majstrowicz, którą Andrzej Seremet pozbawił stanowiska. Majstrowicz jednak później uniewinnił (podobnie jak czterech innych prokuratorów) prokuratorski sąd koleżeński.

Już po nadejściu „dobrej zmiany” i podporządkowaniu prokuratur Zbigniewowi Ziobrze dyscyplinarne konsekwencje poniosło troje prokuratorów - Witold Niesiołowski (jako szef Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz były przełożony prokurator Kijanko w 2009 roku), Hanna Borkowska (nadzorowała śledztwo z ramienia Prokuratury Okręgowej w Gdańsku) oraz Dariusz Różycki (jako szef Prokuratury Okręgowej w Gdańsku odpowiadał za pracę Hanny Borkowskiej). Niesiołowski stracił stanowisko wizytatora w Prokuraturze Okręgowej, a Borkowska i Różycki zostali zdegradowanych do pracy w prokuraturach rejonowych.

...a kto wręcz przeciwnie

To jednak nie jest zasada - prokuratorów, którzy byli przesłuchiwani przez komisję śledczą (czyli tych „skrajnie negatywnie” ocenionych przez Małgorzatę Wasserman) jest dużo więcej. A co najmniej kilkoro z nich w czasach Zbigniewa Ziobry i Bogdana Święczkowskiego nie ma powodów do narzekań.

Przykładem może być prokurator Małgorzata Syguła, naczelniczka wydziału postępowania przygotowawczego Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, która przed komisją śledczą 6 grudnia 2016 roku tłumaczyła, że akta sprawy Amber Gold przeleżały w jej wydziale od stycznia do kwietnia 2012 roku, ponieważ prokurator Hanna Borkowska zapomniała je wysłać.

Klientów Amber Gold kosztowało to 160 mln złotych – tyle pieniędzy wpłynęło do kasy firmy Marina Plichty przez trzy miesiące. Prokurator Syguła jednak awansowała - z naczelnik wydziału na pełniącą obowiązki zastępcy Prokuratora Okręgowego w Gdańsku.

Jeszcze większy awans spotkał Marka Siemczonka naczelnika wydziału ds. przestępczości gospodarczej Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, który dwukrotnie uczestniczył w wizytacji Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz.

W listopadzie 2016 roku przed komisją śledczą tłumaczył posłom, że nadzór jest fikcją, bo w czasie wizytacji na przełomie marca i kwietnia 2012 roku dostał akta ok. 90 spraw będących na etapie przygotowawczym i ocenił, że „sprawa [Amber Gold] nie wyróżniała się niczym spośród innych spraw, sposób prowadzenia postępowania nie wskazywał na rażące uchybienia”.

Po „dobrej zmianie” Siemczonek awansował, i to tak, że bardziej nie można: trafił do Prokuratury Krajowej, pod skrzydła Bogdana Święczkowskiego.

Awansowana (z Prokuratury Okręgowej do Prokuratury Regionalnej w Gdańsku) została również podwładna Siemczonka, prokurator Anna Gurska. W 2012 roku, gdy akta sprawy opuściły najpierw Prokuraturę Regionalną Gdańsk-Wrzeszcz, a potem biurko Hanny Borkowskiej, trafiły właśnie do Gurskiej. To ona na początku lipca 2012 – gdy Amber Gold ogłosiło upadłość – zdecydowała, że działania w tej sprawie prowadzić będą funkcjonariusze ABW.

„Na tamtym etapie nie oceniałam tej sprawy w taki sposób, aby wymagała osobistego prowadzenia śledztwa przez prokuratora. Rozpoczynając śledztwo na temat piramidy finansowej Amber Gold, dostałam sprawę gospodarczą, a nie rządową” – tłumaczyła przed komisją śledczą 14 marca 2018 roku.

30 listopada 2016 roku przed komisją śledczą stanął prokurator Piotr Wesołowski, który w listopadzie 2011 roku był wicedyrektorem biura Prokuratora Generalnego, co wiązało się m.in. z rozdysponowaniem przychodzącej poczty.

To on zdecydował, że pismo od szefa Komisji Nadzoru Finansowego Andrzeja Jakubiaka do Prokuratora Generalnego Andrzeja Seremeta trafiło nie wprost do adresata, ale do Departamentu Postępowania Przygotowawczego.

Szef KNF pisał do Prokuratora Generalnego właśnie o Amber Gold: „Istnieje poważne ryzyko pokrzywdzenia wielu osób w wyniku utraty znaczących środków finansowych, być może łącznie sięgających nawet setek milionów PLN. Mając na uwadze dotychczasowy przebieg postępowań przygotowawczych w ww. sprawie uprzejmie zwracam się o rozważenie, w ramach nadzoru służbowego, możliwości powierzenia postępowania przygotowawczego do dalszego prowadzenia innemu prokuratorowi”.

Pismo nigdy do Seremeta nie trafiło. Przesłuchiwany przez komisję śledczą w styczniu 2017 roku szef Departamentu Postępowania Przygotowawczego, prokurator Bogusław Michalski, nie umiał tego wytłumaczyć: „Nie wiem, dlaczego tak się nie stało. Nie przypominam sobie sytuacji, żeby pismo adresowane imiennie do prokuratora generalnego trafiło bezpośrednio do departamentu postępowania przygotowawczego”.

Po rozwiązaniu Prokuratury Generalnej Wesołowski wrócił do Prokuratury Regionalnej w Gdańsku.

Jego nazwisko ponownie pojawia się w lipcu 2016 roku, gdy Wesołowski zostaje członkiem komisji egzaminacyjnej przeprowadzającej egzamin prokuratorski w Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury.

Pismo powołujące go na to stanowisko podpisał sam Zbigniew Ziobro.

;

Udostępnij:

Stanisław Skarżyński

Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.

Komentarze