0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Dawid Zuchowicz / Agencja GazetaDawid Zuchowicz / Ag...

Nie ma podwyżek dla posłów, będą dla urzędników kancelarii prezydenta? Rano 19 sierpnia „Rzeczpospolita napisała o tym, że urzędnicy prezydenta otrzymają nawet do 2 tys. złotych podwyżki.

Na tekst „Rzeczpospolitej” po południu zareagowała kancelaria prezydenta, w dość arogancki sposób odpowiadając autorce i zaprzeczając większości tez tekstu. Poza wytykaniem „nieścisłości” w rodzaju „nie 12,6 tys. a 12 525,54” lub „nie 200 a 199,3” kluczowy jest punkt pierwszy odpowiedzi.

Kancelaria pisze w nim, że prezydent nie daje podwyżek, a jedynie wydaje zarządzenie. Musi to zrobić, bo do tego zobowiązuje go ustawa budżetowa, w której pracownicy państwowej sfery budżetowej otrzymują w tym roku 6 proc. podwyżki swoich pensji.

I tutaj kancelaria ma rację. Ale pomija w swojej odpowiedzi pełną wersję wydarzeń.

Prezydent musi przyznać 6 proc. podwyżki

Skąd w ogóle 6 proc.? Wynika to z zapisów ustawy budżetowej na rok 2020. W 2019 roku na Radzie Dialogu Społecznego wynegocjowano, że w państwowej sferze budżetowej w kolejnym roku podwyżki wyniosą 6 proc. W tej sferze pracuje ok. 550 tys. państwowych urzędników. Zaliczają się do nich urzędnicy kancelarii prezydenta. Dlatego kancelaria ma rację, że prezydent był zobligowany do podniesienia pensji swoim pracownikom. Ale to tylko część prawdy.

„To obliguje całą sferę budżetową, żeby w 2020 roku podnieść wynagrodzenia o 6 proc. wszystkim pracownikom, którzy zaliczają się do tej sfery” – mówi nam dr Adam Gendźwiłł, specjalista do spraw administracji publicznej. „Kwoty, jakie mamy w zarządzeniach prezydenta, są określone nominalnie i mają widełki. To otwiera pole do tego, żeby podwyższać pensje o więcej niż ustawowe 6 proc. i robić to uznaniowo, jeśli będą na to środki i jeśli ktoś chce tych podwyżek udzielić. Kancelaria w tłumaczeniu mówi też o tym, że wzrosła płaca minimalna, ale wzrost płacy minimalnej dotyczy tylko najniższych stawek w kancelarii, a właściwie tylko jednego stanowiska z 14 wyszczególnionych w zarządzeniu”.

Dlaczego w sierpniu?

Tłumaczenie kancelarii ma dwie zasadnicze wady.

Po pierwsze, nie tłumaczy, dlaczego zarządzenie to zostało wydane dopiero 7 sierpnia 2020. Data poprzedniego zarządzenia to 18 grudnia 2018 roku. Dlatego pracownicy kancelarii podwyżki otrzymali już od 1 stycznia. Jeszcze wcześniejsze zarządzenie to 11 grudnia 2015 roku. Znów przed styczniem. Trudno znaleźć inne wytłumaczenie niż wybory prezydenckie.

Prezydent wiedział, że musi pensje podnieść, ale prawdopodobnie chciał uniknąć negatywnej reakcji opinii publicznej i wyczekał aż do sierpnia. Jest to o tyle zastanawiające, że w grudniu 2019 roku nie było żadnej pandemii ani kryzysu i ustawowe podwyżki najpewniej przeszłyby niezauważone. A z pewnością do maja udałoby się o nich zapomnieć. Teraz trafiają w dużo gorszy czas.

A wyrównać trzeba od stycznia – dlatego najhojniej wynagradzani pracownicy kancelarii mogliby teoretycznie liczyć nawet na 5250 złotych wyrównania.

Można więcej? Można

Drugi problem jest taki, że widełki wynagrodzenia w przypadku kilku stanowisk zostały podniesione o ponad 6 proc.

Dr Gendźwiłł: „Dopóki kancelaria nie ujawni, jakie dokładnie przyznała podwyżki, to z samych widełek jeszcze nic nie wynika. To tylko otwiera pole, żeby wynagrodzenie zmieniać. Na pewno muszą podwyższyć pensje o 6 proc., tak jak w całym sektorze publicznym w 2020 roku”.

Mówiąc krótko: nie wiemy jeszcze, czy w kancelarii przyznano sobie pensje wyższe niż to, do czego zobowiązywała ustawa budżetowa. Ale przyznano sobie taką możliwość.

Górne widełki płac na wybranych stanowiskach wzrosły następująco:

  • Dyrektor generalny: z 12,5 tys. do 13,5 tys. – 8 proc.;
  • Dyrektor: z 12 tys. do 12,5 tys. – 4 proc.;
  • Zastępca dyrektora: z 11 tys. do 12 tys. – 8 proc.;
  • Doradca prezydenta: z 11 tys. do 12 tys. – 8 proc.;
  • Starszy specjalista: z 8,5 tys. do 9 tys. – 5 proc.;
  • Specjalista: 8 tys. – bez zmian
  • Referent: z 4 tys. do 4,5 tys. – 13 proc.

Jeśli więc kancelaria prezydenta twierdzi, że chodzi tylko o dostosowanie się do przepisów, to dlaczego daje sobie możliwość przyznania wyższych podwyżek? Nowe widełki w ekstremalnych przypadkach dają możliwość podwyższenia dyrektorowi generalnemu pensji o 23 proc. – z 11 tys. (dolne widełki) do 13,5 tys. a dyrektorowi nawet o 56 proc. (z 8 do 12,5 tys.).

Zapytaliśmy dziś kancelarię prezydenta o to, czy nowe kwoty wynagrodzeń zostały już ustalone. Poinformujemy czytelników o odpowiedzi, gdy ją otrzymamy.

PiS obniża standardy w administracji publicznej

Dr Gendźwiłł zwraca też uwagę, że sedno problemu z wynagrodzeniami w administracji państwowej leży gdzie indziej:

„Warto pamiętać, że zarobki w służbie publicznej nie są niebotyczne. Problem polega na tym, że PiS regularnie rozmontowywał służbę publiczną i obniżał wymagania stawiane osobom, które te stanowiska miały pełnić. Ludzie na wyższych stanowiskach są regularnie wymieniani. Na wielu kierowniczych stanowiskach zrezygnowano z konkursowego trybu powoływania pracowników.

W 2016 roku PiS znowelizował ustawę o służbie cywilnej i na mocy tej ustawy stanowiska kierownicze w administracji, a to też obejmuje kancelarię prezydenta i wszystkie ministerstwa, nie muszą być obsadzane w procedurze konkursowej. Liczą się tylko minimalne wymagania.

Zamiast podnosić poprzeczkę i starać się, żeby w sektorze publicznym przynajmniej na kierowniczych stanowiskach znajdowali się ludzie, którzy rzeczywiście mają kompetencje, doświadczenie, równamy w dół.

A gdyby tak nie było, podwyżki nie byłyby tak rażące. Jeśli w gospodarce płace rosną o kilka procent co roku, to wtedy jednorazowa podwyżka o 6 proc. nie jawi się jako aberracja”.

Podwyżki do dyskusji

Warto kolejny raz poczynić oczywiste zastrzeżenie. Same w sobie podwyżki pensji posłów i polityków mogą i powinny być punktem do dyskusji. Obecnie pensje polityków nie są powiązane z żadnym wskaźnikiem gospodarczym. Powiązanie ich z płacą minimalną lub średnim wynagrodzeniem to sensowny pomysł. Ale próbowano przeprowadzić to w skandaliczny sposób – na szybko, bez konsultacji, podwyżki miały być wysokie.

A przede wszystkim – w środku epidemii, przez którą mamy w Polsce pierwszą od 1991 roku recesję. Tysiące osób straciły pracę. Wiosną posłowie przegłosowali - a prezydent podpisał - prawo, które umożliwia obniżanie pracownikom pensje, aby utrzymać ich miejsca pracy.

Dla budżetu podwyżki kilkuset polityków nie byłyby wielkim obciążeniem. Natomiast posłowie (poza garstką, która od początku się temu pomysłowi sprzeciwiała) wysłali fatalny sygnał dla opinii publicznej. Solidarność społeczna umarła. Nikomu nie spadłby włos z głowy, gdyby powiązać pensje z którymś ze wskaźników gospodarczych i odłożyć je na po kryzysie.

Wściekłość Polaków powstrzymała tę decyzję. W tym kontekście wykraczające ponad ustawowy plan podwyżki dla bliskich współpracowników prezydenta byłyby czymś niestosownym.

Urzędnicy kancelarii prezydenta są w 12,6 proc. najlepiej zarabiających

Jeśli kancelaria będzie chciała przyznawać sobie wyższe niż ustawowe podwyżki, to nie do końca zadziała tutaj argument, że urzędnicy zarabiają za mało. „Rzeczpospolita” pisze, że budżet płacowy kancelarii prezydenta wynosi 53 mln złotych.

Kancelaria w oświadczeniu twierdzi, że jest inaczej - pisze o 341 osobach ze średnim wynagrodzeniem w wysokości 7816 złotych. To z kolei oznaczałaby co najmniej kilkanaście milionów złotych na pensje rocznie mniej. O tę rozbieżność również zapytaliśmy kancelarię.

Według danych GUS z października 2018 pensja w wysokość 150 proc. przeciętnego wynagrodzenia w firmach powyżej 9 pracowników (7,5 tys. zł - czyli nieco mniej niż średnia wynagrodzenie w Kancelarię) sytuowała w 12,6 proc. najlepiej zarabiających. Oczywiście najsłabiej opłacani będą w zupełnie innej sytuacji - dolne widełki referenta musiały zostać podniesione ponad pensję minimalną, bo w 2019 roku wynosiły 2500 złotych. Ale analogicznie, osoby na najwyższych stanowiskach będą w jeszcze lepszej sytuacji.

Niełatwo oszacować, ile dokładnie będzie to teraz, szczególnie po podwyżkach. Po pierwsze, nie znamy dokładnego rozkładu planowanych podwyżek. Po drugie GUS publikuje dane o strukturze płac raz na dwa lata, a i tak nie obejmują one wszystkich pracowników – a w małych firmach pensje są mniejsze. Najważniejszy wniosek jest jednak prosty – urzędnicy kancelarii prezydenta zarabiają zdecydowanie więcej niż zdecydowana większość Polaków.

Oczywiście w Warszawie, gdzie mieszkają urzędnicy prezydenta, koszt życia jest wyższy. I wyższe są też pensje. Przeciętne wynagrodzenie w Warszawie wynosi ok. 6,5 tys. złotych. Urzędnicy prezydenta zarabiają więc wciąż wyraźnie więcej niż przeciętna w Warszawie.

Kryzys i pandemia

Według Diagnozy Plus innowacyjnego badania rynku pracy przeprowadzonego z inicjatywy czterech ośrodków badawczych i think tanków ekonomicznych (GRAPE, CASE, IBS i CenEA) w czerwcu 2020 ponad jedna czwarta badanych (26,2 proc.) zgłaszała niższy dochód niż przed pandemią. Mniej niż w kwietniu (35,7 proc.), ale to wciąż szeroki spadek dochodów. Co więcej, 5 proc. badanych zgłasza brak dochodów – ta liczba nie zmieniła się od kwietnia.

Co gorsza, w projekcie budżetu na 2021 rok rząd pod żadnym pozorem nie chce zgodzić się na podwyżki dla pracowników sfery budżetowej (ok. 550 tys. urzędników państwowych). Prawdopodobnie nie będzie też podwyżek dla nauczycieli (poza zadeklarowaną wcześniej 6-procentową podwyżką we wrześniu).

Znów – nie chodzi o wytykanie dramatycznie wysokich pensji urzędnikom. Chodzi raczej o postawienie ewentualnych wyższych niż ustawowe podwyżek w kontekście ekonomicznego kryzysu i zarobków Polaków.

;
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze