0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jedrzej Nowicki / Agencja GazetaJedrzej Nowicki / Ag...

W sobotę 8 grudnia 2018 odbył się w Katowicach Marsz dla Klimatu. Około 3 tys. osób z całego świata wzięło udział w wydarzeniu zorganizowanym przez Fundację Strefa Zieleni. Chcieli zademonstrować przed gośćmi szczytu klimatycznego ONZ COP24 w Katowicach przywiązanie do idei walki ze zmianami klimatycznymi.

Radosny, rozśpiewany marsz został zakłócony przez incydent z policjantami, którzy mieli marsz ochraniać.

Według organizatorów i uczestników była to prowokacja policyjna.

O opóźnieniach związanych z przeszukaniem autobusów uczestników z Warszawy i Wrocławia i zatrzymaniach podczas wydarzenia pisaliśmy w dniu marszu.

Tajniacy z pałkami

Trójka zatrzymanych szła na końcu pochodu, w czarnym bloku – to taktyka demonstracji, polegająca na ubraniu się przez wszystkich uczestników na czarno. W Katowicach w antykapitalistycznym – tak określają go uczestnicy bloku - szli m.in. socjaliści, anarchiści, antyglobaliści. Blok był legalną częścią marszu, jego obecność uzgodniono z organizatorami.

„Na zdjęciach widać, że sporo ludzi w bloku to tajniacy” – mówi OKO.press jeden z trzech zatrzymanych, z którym udało nam się porozmawiać – „Było widać, że mieli na wierzchu pałki teleskopowe. Mój kolega nawet zwrócił na to uwagę policjantom. Policjanci nie reagowali”.

Początkowo, demonstracja przebiegała spokojnie. Mimo opóźnień marsz ruszył około godziny 13:00. Blok szedł razem z całym marszem. Sytuacja zmieniła się około 14:20, gdy w blok weszła dwójka umundurowanych policjantów.

„Zaczęło się od tego, że policjanci zaczęli mnie i mojego kolegę pokazywać palcami w tłumie. Po chwili marsz stanął, prawdopodobnie dlatego, że zostaliśmy oddzieleni kordonem policji” – mówi nam zatrzymany – „W tym momencie weszło w tłum dwóch umundurowanych policjantów i wyciągnęli z niego mojego kolegę. Powiedzieli do niego tylko »pan idzie z nami«, nie podali przyczyn zatrzymania. Zaczęliśmy krzyczeć »zostawcie go«".

W bloku antykapitalistycznym na marszu uczestniczył także Michał Goworowski, członek partii Razem i Studenckiego Komitetu Antyfaszystowskiego.

"Nieuzasadniona agresja"

”To wyglądało jak łapanka przypadkowych osób z tłumu. Nic nie robili, nagle zostali złapani” – powiedział Goworowski OKO.press

W oświadczeniu śląska policja napisała, że: "Podczas przemarszu, uwagę policjantów kryminalnych zabezpieczających wydarzenie zwrócił podejrzany ubiór jednego z uczestników. Mężczyzna ubrany był w taki sposób, jakby pod odzieżą ukrywał jakiś niebezpieczny przedmiot”.

Niczego przy nim nie znaleziono i chwilę później został wypuszczony. Policja dalsze wypadki opisała w ten sposób: „Niestety sytuacja wzbudziła nieuzasadnioną agresję 3 mężczyzn, którzy próbowali przeszkodzić policjantom w czynnościach, a jeden z nich dodatkowo naruszył nietykalność jednego z funkcjonariuszy. Sprawcy incydentu – dwaj mężczyźni w wieku 19-lat oraz 26-latek zostali zatrzymani”.

Zatrzymany: „Policja uformowała szyk z tarcz, ustawiła się naprzeciwko nas, zaczęli nas odpychać tarczami. W tym momencie ktoś się na mnie rzucił od tyłu, złapał mnie za szyję, pociągnął mnie do tyłu. Cały czas trzymałem w ręce czarną flagę. Przewróciliśmy się obaj - lub oboje - nie widziałem tej osoby dobrze, wiem tylko, że nie była umundurowana. Pod tarczami był straszny ścisk, tłum zaczął na nas napierać".

"W końcu się doigrasz"

"Kij od flagi się złamał, wstałem, ale znów ktoś mnie wywrócił, zaczął ciągnąć do tyłu po ziemi.

Krzyczeli na mnie: »Ty kurwo! W końcu się doigrasz!«. Nie pokazali mi odznak ani nie byli umundurowani. Natomiast w oskarżeniu jest napisane, że to policjant był bity przeze mnie pięściami.

Nie mogłem nikogo bić, skoro cały czas trzymałem w ręku flagę i byłem ciągnięty do tyłu. Nie wiedziałem kto mnie ciągnie, dopiero gdy zostałem wciągnięty do policyjnego samochodu pomyślałem, że pewnie byli to policjanci.

Przycisnęli mnie to asfaltu tak, że wciąż mam siniaki. Usiedli na mnie w kilka osób i zaczęli mnie skuwać. Zrobili to tak, że do prawej ręki nie dopływała krew, przestałem czuć palce, z lewą było niewiele lepiej. Poprosiłem, żeby poluzowali mi kajdanki - zignorowali to i poszli sobie. Dopiero po jakimś czasie inny policjant mi je poluzował".

Uczestnicy bloku postanowili biernie sprzeciwić się przeciwko zatrzymaniom. Spontanicznie zorganizowali siedzący protest. Nie przebiegł on spokojnie.

Rozebrany przez policję

„Nagle dostałem tarczą w plecy, stałem plecami do policji” – mówi Goworowski –„Poleciałem do przodu, prawie wybiłem sobie zęby kijem od flagi. Po tym jak upadłem, policjanci zaczęli mnie ciągnąć za nogę, ale protestujący też mnie trzymali, próbowali mnie zatrzymać”.

Reszta marszu, oddzielona od bloku kordonem policyjnym, zatrzymała się w geście solidarności z zatrzymanymi. Goworowski ostatecznie został przez policjantów zabrany z demonstracji. Według jego relacji, został potraktowany brutalnie i absurdalnie.

„Byłem w szoku, policjanci zerwali ze mnie ubranie - zrzucili kożuch, rozerwali bluzę, zerwali ze mnie nawet koszulkę. Dwóch kolejnych policjantów próbowało mi zdjąć spodnie. Krzyczałem do nich, żeby mnie zostawili i pytałem się, dlaczego mnie rozbierają. Przeciągnęli mnie po bruku. Wstałem sam, skrępowali mi ręce i zaprowadzili mnie w okolice samochodu policyjnego. Kazali mi stać w jednym miejscu, patrzeć przed siebie. Zapytałem się za co zostałem zatrzymany i co się dzieje. Policjant odpowiedział mi, że jeśli nie chcę narobić sobie kłopotów, to powinienem »zamknąć mordę«.

Procedurowanie

Dowiedziałem się, że złamałem prawo, ale nie jestem zatrzymany, tylko »procedurowany« - właśnie takiego słowa użyli. Nie pozwolono mi zadzwonić do prawnika - chociaż teoretycznie nie byłem wcale zatrzymany.

Dopiero po pięciu minutach pozwolili mi się ubrać. Policjant pozwolił mi założyć na siebie koszulkę, bluzę i kożuch. Ale już czapki nie. Gdy zapytałem o rękawiczki, usłyszałem, że nie, bo »to nie jest, kurwa, loteria życzeń«. Ciągle słyszałem »nie gap się«, »nie ruszaj się«”.

Wersję Goworowskiego potwierdza prowadzący relację wideo na facebookowej stronie Obozu dla Puszczy. Na filmiku widzimy go w trakcie „procedurowania”, gdy pozwolono mu się już ubrać:

„Ponad pół godziny czekaliśmy na dowódcę. Zapytałem się, na jakiej podstawie jestem zatrzymany - powiedział, że złamałem polskie prawo. Zapytałem się w jaki sposób - odpowiedział, że stawiając bierny opór. Na pytanie o jaki paragraf chodzi, usłyszałem: »szanownego pana paragrafami obrzucać nie będę«.

Skonsultowali się ze sobą i usłyszałem, że możliwe sankcje wobec mnie to mandat, areszt lub pouczenie i że tym razem otrzymam tylko ustne pouczenie. Tylko, że nie byłem nawet zatrzymany, to na jakiej podstawie to pouczenie?”.

Na komendę

Działo się to około godziny 15:00. W tym samym czasie trójka zatrzymanych trafiła do policyjnych radiowozów.

Zatrzymany: „Policjant wrzucił do radiowozu czarno-zieloną flagę i powiedział: »teraz idziemy po czerwoną«. Tak jakby zbierali skalpy.

Rozdzielili nas do różnych samochodów. Od tego momentu aż do wypuszczenia nie mieliśmy ze sobą kontaktu. Byliśmy zamknięci we wmontowanych w radiowozy klatkach, wciąż w kajdankach”.

Zatrzymanych przewieziono na komendę przy ulicy Lompy.

„Na komendzie nie trafiliśmy do aresztu, tylko do jakiś pomieszczeń policyjnych. Bardzo długo nie dopuszczono do nas prawnika. Prosiłem o to kilka razy, nie pozwolono mi się z nikim skontaktować. Dopiero gdy prawnik się pojawił dano mi taką możliwość”.

Około 19:30 wypuszczono wszystkich trzech zatrzymanych. Po wyjściu z komendy nasz rozmówca udał się do szpitala na oddział ratunkowy, gdzie został zbadany. Powiedział nam, że lekarz stwierdził u niego ślady pobicia, głównie na twarzoczaszce, oraz wykręcone nadgarstki.

Zdecyduje sąd, nie fanpage

Nie wie jeszcze, kiedy odbędzie się rozprawa, w której będzie bronił się przed podejrzeniami o napaść na policjanta.

9 grudnia Policja Śląska opublikowała na Facebooku pełne oświadczenie w sprawie wydarzeń na Marszu dla Klimatu oraz własny filmik ze zdarzeń:

Zatrzymany: "Policja napisała już dużo zaskakujących rzeczy w swoich oświadczeniach, m.in. to, że ja i moi koledzy »odpowiemy za swoje czyny«, mimo, że nie jesteśmy nawet oskarżeni, na razie jesteśmy tylko podejrzani. Mam wrażenie, że o tym decyduje sąd, a nie fanpage śląskiej policji".

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze