"Mamy dużo chorych dzieci. Ludzie są bezradni. Nie przeżyjemy przy tej pogodzie" - pisze Wshyar z Iraku z obozu obok przejścia w Kuźnicy. Poniedziałkowy marsz imigrantów zmienił sytuację pogranicza. "Odbieraliśmy nawet po 4 zgłoszenia dziennie od wieloosobowych grup. Teraz jest cisza" - mówi nam aktywistka
"W obozie jest spokojnie. Ludzie są bezradni. Nie mamy wody ani jedzenia. Mamy tutaj dużo chorych dzieci, nie damy rady przeżyć przy takiej pogodzie. Białoruscy pogranicznicy nie pozwalają nam wrócić do Mińska" - taką wiadomość przysłał OKO.press o 14:00 we wtorek 9 listopada Wshyar z Iraku, który spędził mroźną noc w prowizorycznym obozie przy granicy z Białorusią. Inny nasz informator Rawand z Iraku zdołał przesłać kilka zdjęć ze słonecznego wtorkowego poranka. Kontakt z imigrantami jest utrudniony, bo mają rozładowane power banki.
Tak wygląda sytuacja w prowizorycznym obozie po białoruskiej stronie granicy:
"Noc na granicy z Białorusią minęła dość spokojnie" — mówiła rano 9 listopada rzeczniczka Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej mjr Katarzyna Zdanowicz. Z szacunków służb wynika, że przy zamkniętym już przejściu granicznym w Kuźnicy znajduje się ok. 800 osób, a w sumie na całym odcinku na przejście czeka nawet 3-4 tys. cudzoziemców.
Białoruskie opozycyjne kanały informacyjne podają, że w nocy grupa 500 osób została przerzucona na północ, na granicę z Litwą. Mieli rozbić obozowisko na wysokości Głębokiego Brodu, a pogranicznicy kazali im podzielić się na mniejsze grupy. Źródłem informacji ma być Lithuanian Delfi (litewski portal informacyjny).
Hanna Liubakova, niezależna białoruska dziennikarka i aktywistka, na twitterze napisała, że informacje te powinny zostać potwierdzone. Z relacji imigrantów ma wynikać, że pod granicę z Litwą zostali przewiezieni w nocy ciężarówkami. OKO.press jest w stałym kontakcie z dziennikarzami litewskiej telewizji publicznej, którzy jadą na miejsce.
W okolicach Kuźnicy stacjonuje nasz reporter Igor Nazaruk. W nocy przesłał film, na którym widać, jak służby już po północy kierowały samochody do przejść w Bobrownikach i Terespolu. W Kuźnicy ruch graniczny oficjalnie został zawieszony do odwołania od wtorku, 9 listopada. Sankcjom podlega zarówno przejazd osobowy, jak i towarowy.
Z nieoficjalnych informacji uzyskanych przez dziennikarzy od białoruskich kierowców, którzy utknęli w Kuźnicy wynika, że część imigrantów pomaszerowała rano, wzdłuż zasieków właśnie w stronę wciąż otwartego przejścia w Bobrownikach. Jednak zakaz pracy polskich i międzynarodowych mediów bezpośrednio przy granicy utrudnia weryfikację doniesień.
Nocne i poranne filmy umieszczane na Telegramie pokazywały spokojne obozowisko. Ludzie rozstawiali namioty i rozpalali ogniska, by przetrwać noc z przymrozkiem. W stronę polskich służb (a dokładnie radiowozu) miał polecieć tylko jeden kamień.
O zmianę dynamiki na granicy zapytaliśmy aktywistki i aktywistów, którzy od trzech miesięcy niosą cudzoziemcom pomoc. Anna Dąbrowska z Homo Faber mówi, że od kilku dni zgłoszeń w zasadzie nie ma. "Pracujemy na południu, na linii Siemiatycze-Włodawa. Od momentu, gdy dowiedzieliśmy się o pokojowym marszu, który przybrał formułę, jaką przybrał, pomocy szuka dużo mniej osób. Rozumiem, że część z nich czekała na to wydarzenie. A reszta po prostu była przepychana przez Białorusinów na stronę polską.
Wcześniej odbieraliśmy po dwa, trzy lub cztery zgłoszenia dziennie od wieloosobowych grup. Teraz od kilku dni jest zupełna cisza" — mówi aktywistka.
Informacje potwierdza Anna Chmielewska z Fundacji Ocalenie, która stacjonuje najbliżej przejścia granicznego w Kuźnicy.
"Od wczoraj mamy tylko zgłoszenia ludzi szukających krewnych. Sprawdzamy, czy mieliśmy z nimi kontakt, czy są w placówkach Straży Granicznej, a może w szpitalach. W naszej okolicy stacjonuje kilka tysięcy funkcjonariuszy, zakładamy więc, że nikt na tym odcinku nie przejdzie. Co nie znaczy, że w innym miejscach pasa pogranicznego nie pojawią się znów osoby" — tłumaczy Chmielewska.
Aktywistka nie wyklucza, że Kuźnica była tylko zasłoną dymną dla innych działań służb Łukaszenki. "Być może na innych odcinkach osoby wciąż przechodzą. Mamy też niesprawdzone informacje, że część osób ruszyła w stronę Bobrownik. Może się okazać, że straż i wojsko przesuną się za nimi. Teraz mamy czas napięcia i oczekiwania, co wydarzy się dalej" — dodaje Chmielewska.
Niewykluczone, że w najbliższych dniach większe natężenie migracyjne będziemy obserwować na północy. Celem większości osób przepychanych przez granicę z Litwą jest Polska. Do tej pory większość osób przechodziła przez Trójstyk i trafiała bezpośrednio do Polski, ale byli też tacy, którzy do Polski docierali przez Litwę w okolicach Suwałk.
Dąbrowska przekonuje, że widok zwartej grupy, która szuka bezpiecznego schronienia w Europie nie powinien zmieniać optyki sytuacji na granicy. "Nadal uważam, że mamy do czynienia z osobami, które zgodnie z prawem polskim i międzynarodowym powinny mieć możliwość ubiegania się o azyl. Widzę wciąż tych samych skrzywdzonych ludzi, którzy w desperacji próbują uciec z dwóch reżimów: kraju pochodzenia i kraju, który i zaprosił, a w którym są brutalnie traktowani. Oczywiście, na poziomie polityki mamy do czynienia z polityczną grą Łukaszenki i to on bezpośrednio odpowiada za eskalację sytuacji. Ale nie traciłabym z oczu tych ludzi, którzy są ofiarami kryzysu".
Rano 9 listopada stacjonujące w Kuźnicy służby porządkowe odwiedził premier Mateusz Morawiecki. "Ochrona polskiej granicy leży w naszym interesie narodowym. Ale dziś zagrożone są stabilność i bezpieczeństwo całej Unii Europejskiej. Ten hybrydowy atak, jaki przypuścił reżim Łukaszenki, jest wymierzony w nas wszystkich. Nie damy się zastraszyć i obronimy pokój w Europie wraz z naszymi partnerami z NATO i UE" — napisał na twitterze.
Ministerstwo Obrony Narodowej po godzinie 10:00 opublikowało nagranie, na którym widać dużą grupę białoruskich funkcjonariuszy idących w stronę obozowiska w Kuźnicy. Jak spekuluje Liubakova, zdjęcia mogą stanowić kolejny dowód na to, że Białorusini za wszelką cenę będą starali się zatrzymać migrantów w pasie pogranicza, a więc uniemożliwić im powrót do Mińska.
Prezydent Andrzej Duda po naradzie Biura Bezpieczeństwa Narodowego oświadczył, że Polska panuje nad sytuacją na granicy i nie potrzebuje wsparcia NATO. "Jest wystarczająca liczba żołnierzy, strażników granicznych, policjantów. Jest dostateczna infrastruktura" — mówił.
Szymon Opryszek - niezależny reporter, wspólnie z Marią Hawranek wydał książki "Tańczymy już tylko w Zaduszki" (2016) oraz "Wyhoduj sobie wolność" (2018). Specjalizuje się w Ameryce Łacińskiej. Obecnie pracuje nad książką na temat kryzysu wodnego. Autor reporterskiego cyklu "Moja zbrodnia to mój paszport" nominowanego do nagrody Grand Press i nagrodzonego Piórem Nadziei Amnesty International.
Szymon Opryszek - niezależny reporter, wspólnie z Marią Hawranek wydał książki "Tańczymy już tylko w Zaduszki" (2016) oraz "Wyhoduj sobie wolność" (2018). Specjalizuje się w Ameryce Łacińskiej. Obecnie pracuje nad książką na temat kryzysu wodnego. Autor reporterskiego cyklu "Moja zbrodnia to mój paszport" nominowanego do nagrody Grand Press i nagrodzonego Piórem Nadziei Amnesty International.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze