0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Orzechowski / Agencja GazetaJakub Orzechowski / ...

Janek chodzi do ósmej klasy. Jest sportowcem, a to oznacza, że wstaje o 06:00 rano, do szkoły jedzie na 08:00 i zostaje czasem nawet do 17:00. Dwa razy w tygodniu od razu po szkole jedzie na trening, wraca do domu o 21:30. W weekendy nie ma czasu na odpoczynek, bo też ma treningi.

Tak wyglądał jego tydzień do czasu, aż przeszedł w tym roku na edukację domową.

“Szukaliśmy co możemy zrobić, żeby nie zamęczyć syna tą nauką. Był ciągle niewyspany, nie miał kompletnie czasu na uczenie się. Poziom frustracji był ogromny - na granicy zniechęcenia i wymiotów” - opowiada Agata Rajchel, mama Janka. “Mamy wrażenie, że system nauczania kompletnie nie widzi dziecka, tylko gna z programem” - dodaje.

Podobnego zdania są znajomi Agaty, którzy też zdecydowali się na edukację domową ze względu na dodatkowe zainteresowania i pasje swoich dzieci, na które nie miały czasu z powodu ogromu materiału w szkole.

“Impulsem do przejścia na edukację domową w wielu przypadkach okazało się nauczanie zdalne. Rodzice zobaczyli, jak szkoła wygląda, że bardzo odstaje od potrzeb ich dzieci i jest przeładowana materiałem. Dla wielu było to frustrujące” - komentuje Karolina Cieślik ze Szkoły w Chmurze, czyli platformy online, gdzie uczniowie/uczennice przy wsparciu nauczycieli/ek samodzielnie realizują program nauczania.

Wielu rodziców niezadowolonych ze sposobu nauczania planuje najpierw przenieść dziecko do innej szkoły. Ale od stwierdzenia “dość” do zmiany placówki jest jeszcze długa droga. Hamulcem może być brak alternatywy w rodzinnej miejscowości albo niewystarczający budżet na szkołę prywatną (która zresztą wcale nie musi okazać się tak różna od doświadczeń ze szkoły publicznej). Tutaj rozwiązaniem może okazać się nauczanie domowe.

Zgodnie z danymi Ministerstwa Edukacji i Nauki, w roku szkolnym 2020/2021 niemal 20 tys. uczniów/uczennic korzystało z edukacji domowej (ED). To ponad 8 tys. więcej niż w roku ubiegłym i jeszcze więcej niż w latach wcześniejszych.

Zatem, mimo że to nadal ułamek w skali wszystkich uczniów i uczennic w kraju, świadczy o tym, że zainteresowanie alternatywnymi formami nauczania w Polsce wyraźnie wzrasta.

Anna Blumsztajn, socjolożka, b. dyrektorka szkoły, nauczycielka w (społecznym) Wielokulturowym Liceum Humanistycznym im. Jacka Kuronia, pisze doktorat o równości w edukacji:

"Szczególnie ostatnie zmiany w szkolnictwie, wprowadzane przez ministra Czarnka, sprawiają, że pewne grupy społeczne, które cechuje świadomość tych zagrożeń, ale też odpowiednie środki materialne, rozważają właśnie taki, indywidualistyczny sposób nauczania".

Jak działa nauczanie domowe?

Edukacja domowa, czy nauczanie domowe, jest taką formą kształcenia, w której to rodzice lub prawni opiekunowie biorą na siebie obowiązek nauczania swoich dzieci. Co ważne, sami nie muszą mieć przy tym wykształcenia pedagogicznego, a starsi uczniowie i uczennice uczą się sami, ewentualnie przy wsparciu różnych stowarzyszeń czy programów edukacyjnych, takich jak Szkoła w Chmurze czy Centrum Nauczania Domowego.

Na naukę w domu mogą przejść uczniowie i uczennice w każdym wieku. Rodzice mogą zdecydować o tym w dowolnym czasie roku szkolnego. Uczeń/uczennica jest zapisana do szkoły stacjonarnej, ale nie bierze udziału w tradycyjnych lekcjach. Realizacja programu nauczania jest weryfikowana na koniec roku szkolnego w formie egzaminów. Rodzice mogą jednak podejść kreatywnie do formy nauczania, a dzieci zyskują więcej czasu na rozwój we własnym zakresie i zgodnie ze swoimi zainteresowaniami.

Przepisanie dziecka na ED jest dość proste. Trzeba złożyć trzy dokumenty: wniosek do szkoły stacjonarnej, oświadczenie, w którym rodzice deklarują, że zdają sobie sprawę, że ich dziecko musi zapoznać się z podstawą programową i zobowiązanie dziecka do przystępowania do egzaminów. Gdy dyrektor/ka wyrazi zgodę, uczeń/uczennica oficjalnie zaczyna nauczanie domowe. Cały proces można zamknąć w dwa tygodnie.

Zmiana ustawy z 1 lipca 2021 roku mocno zliberalizowała ED. Wcześniej rodzice musieli zapisać dziecko do edukacji domowej do szkoły, która jest w ich województwie. To było trudne, bo w niektórych województwach takich przyjaznych szkół nie ma dużo albo wcale. Teraz można zapisać się na nauczanie domowe w dowolnej szkole w Polsce.

Po drugie - zniesiono wymóg opinii poradni psychologiczno-pedagogicznej i to znacznie ułatwia ten proces” - informuje Karolina Cieślik. Ułatwienia spotkały się z pozytywnym odbiorem w środowisku pedagogicznym.

Skąd taka decyzja? Jak mówi OKO.press Jan Urmański, socjolog, badacz i praktyk edukacji domowej z konserwatywnej Fundacji Republikańskiej rząd zdecydował się na uproszczenie procedur edukacji domowej po naciskach ze strony środowiska zwolenników tej formy edukacji.

Nauczanie domowe cieszy się sporym zainteresowaniem w środowiskach prawicowych - Ordio Iuris w grudniu tego roku apelowało do szefa MEiN Przemysława Czarnka o zwiększenie subwencji oświatowej na rzecz uczniów w ED - z 60 proc. do 80 proc. obiecanych w lutym 2021.

Za Portal Oświatowy.pl:

Uchylono dwie regulacje związane z edukacją domową

Od 1 lipca 2021 roku uchylono przepis dotyczący wydawania zezwolenia na edukację domową jeżeli

  • przedszkole, szkoła podstawowa lub szkoła ponadpodstawowa, do której dziecko zostało przyjęte, znajduje się na terenie województwa, w którym zamieszkuje dziecko.

Uchylono również konieczność dołączania do wniosku o wydanie zezwolenia opinii publicznej poradni psychologiczno-pedagogicznej.

Nowe wymogi - tylko oświadczenie i zobowiązanie rodziców

Zgodnie z nowymi przepisami, zezwolenie na edukację domową może być wydane przed rozpoczęciem roku szkolnego albo w jego trakcie. Do wniosku o wydanie zezwolenia należy dołączyć:

  • oświadczenie rodziców o zapewnieniu dziecku warunków umożliwiających realizację podstawy programowej obowiązującej na danym etapie edukacyjnym,
  • zobowiązanie rodziców do przystępowania w każdym roku szkolnym przez dziecko spełniające obowiązek szkolny lub obowiązek nauki do rocznych egzaminów klasyfikacyjnych.

Ukryta prywatyzacja

Wzrost zainteresowania ED to kolejny symptom znaczących braków w edukacji publicznej. Na te braki wskazują też znaczące wydatki rodzin na korepetycje. Z badań Fundacji Batorego (za 2019 rok) wynika, że skala ukrytej prywatyzacji w polskiej edukacji jest większa, niż mogłoby się wydawać.

Z płatnych korepetycji korzysta 34 proc. polskich rodzin z dziećmi w wieku szkolnym, z czego znaczna większość dotyczy rodzin z dużych miast.

Z danych wynika też, że średnia miesięcznych wydatków na płatne korepetycje to 420 złotych.

“W wielu rodzinach świadczenie wypłacane w ramach programu Rodzina 500 plus jest niższe od wydatków ponoszonych na dodatkowe zajęcia wspomagające naukę w ramach systemu edukacji publicznej – i niekoniecznie dotyczy to rodzin najzamożniejszych, które na edukację dzieci mogą przeznaczyć znaczące nadwyżki w domowym budżecie” - czytamy w raporcie fundacji.

Nie tylko liczba uczniów/uczennic w ED sukcesywnie rośnie - coraz więcej rodzin decyduje się też na szkoły prywatne. Mimo że jest to nadal stosunkowo niewielka w stosunku do ogółu uczniów grupa (ponad 500 tys. uczniów/uczennic), to zgodnie z danymi, gdyby na przeszkodzie nie stały kwestie finansowe, na prywatną szkołę zdecydowałoby się 30 proc. badanych rodziców.

“Fakt, że do szkół prywatnych uczęszcza mniej niż 5 proc. dzieci, nie podważa zatem danych o niskim zaufaniu do systemu edukacji publicznej. Decydujący jest brak wystarczających środków, by posłać dziecko do płatnej szkoły prywatnej” - wnioskują autorzy raportu.

Można inaczej

Jak teraz wygląda dzień Janka?

Chłopak jest zapisany do Prywatnej Szkoły Podstawowej im. Z. i J. Moraczewskich w podwarszawskim Sulejówku - to tam będzie zdawał egzaminy ósmoklasisty i zaliczenia przedmiotów. Cała reszta odbywa się w domu.

W poniedziałek uczy się matematyki, we wtorek polskiego, w środę - angielskiego, a w czwartek i piątek robi blokowo któryś z pozostałych przedmiotów. W ten sposób przygotowuje się do egzaminu ósmoklasisty.

Wstaje teraz o 08:30 - czyli jak się wyśpi - siada o 09:00 do kart pracy, potem przerwa, następnie kolejna godzina nauki, basen, obiad, a na koniec trening. Zgodnie z założeniami, ED pozwala uczniowi/uczennicy na realizowanie wybranych aktywności i pasji, a jednocześnie na zaliczanie przedmiotów we własnym zakresie.

“Wciąż się uśmiecha, widzę, że jest szczęśliwy i zrelaksowany. Tylko od czasu do czasu potrzebuje mojej pomocy, ale kontroluję jego rezultaty. Nie, nie czuję, żeby teraz było mi trudniej. Przeciwnie - wcześniej musiałam go pilnować, zakazywać i nakazywać, teraz już nie. Edukacja domowa okazuje się dużo mniej obciążająca niż stacjonarna” - mówi Agata.

W podobnym tonie wypowiada się Barbara Mokanek, mieszkanka Szczecina i mama 11-letniego ucznia, który od 7 lat jest na ED.

“Jesteśmy też rodzicami dwójki dorosłych już dzieci i przeszliśmy z nimi przez wszystkie etapy nauczania. Doszliśmy do wniosku, że nie odpowiada nam ten system” - mówi Barbara. - “Moja córka jest pedagożką, gdy była jeszcze na studiach to nie zgadzała się z naszą decyzją o edukacji domowej, ale teraz, gdy zobaczyła jak to wygląda, jest jej zwolenniczką”.

Jak mówi Barbara, pedagodzy stwierdzili ponadprzeciętną inteligencję jej syna i był to dla niej dodatkowy bodziec do zdecydowania się na ED. Chłopak w wyznaczonych godzinach uczy się języków. Mówi płynnie po angielsku i hiszpańsku - ma stałe zajęcia z native speakerami - uczy się też niemieckiego i tureckiego. Tym ostatnim zainteresował się po rodzinnych wakacjach w Stambule.

“Poza zajęciami z języków nie mamy planu nauki w ciągu dnia, bo to bardzo przypomina mi szkołę, od której odeszliśmy. Najwięcej uczymy się poprzez życie i podróże. Ale przez cały rok szkolny realizujemy podstawę programową. Syn wszystkie egzaminy na koniec roku zdaje na szóstkę” - dodaje Barbara.

Rozwiązanie idealne?

Dla Agaty, Barbary i Julii nauczanie domowe nie ma żadnych wad. Dlaczego więc niewiele rodzin zawiedzionych systemem pruskiego nauczania w Polsce decyduje się na ED?

Zdaniem Karoliny Cieślik, taka zmiana wymaga wzięcia na siebie odpowiedzialności i wyzbycia się szkolnych nawyków.

“To wydaje się bardzo rewolucyjne, ale z czasem okazuje się, że każde dziecko znajduje swój własny sposób na efektywną naukę, chociaż może mu to zająć więcej bądź mniej czasu” - komentuje.

Wtóruje jej Jan Urmański: "Są tacy rodzice, którzy chętnie biorą na siebie odpowiedzialność nauczania domowego, inni chętniej korzystają z ustrukturyzowanych form, czyli szkół, bo wtedy odpowiedzialność rodzica za edukację dziecka jest po prostu mniejsza".

Jego zdaniem rodzice pracujący na pełnych etatach raczej nie będą decydowali się na ED, chociaż i takie rodziny się zdarzają. "Może pojawić się taki problem, że któreś z rodziców będzie musiało zrezygnować z pracy zarobkowej, gdy uczeń/uczennica młodszych klas jest w domu przez większość dnia. Nie twierdziłbym jednak, że edukacja domowa jest jakkolwiek uzależniona od sytuacji ekonomicznej rodzin - naukę w domu można prowadzić zarówno dużym, jak i niewielkim kosztem" - twierdzi.

"Jest to edukacja niespołeczna"

Ten cukierkowy obraz burzy Anna Blumsztajn.

"Skoro ED wymaga, by przynajmniej jedno z rodziców miało komfort zostania z dzieckiem zamiast pójścia do pracy, lub zorganizowania prywatnych zajęć, to pokazuje, jak bardzo nierównościowa jest taka forma nauczania" - mówi ekspertka.

Dodaje: "Uważam, że edukacja domowa jest niespołeczna, a to kwestia, na którą zwracam szczególną uwagę.

Szkoła, jaka jest taka jest, ale jeśli chcemy ją zmienić, to powinniśmy te zmiany wprowadzać razem.

Tymczasem ED sprawia, że rodziny, które są przeciwne temu, jak szkoła wygląda, po prostu się z niej wypisują. A to właśnie ona uczy bycia wśród innych, uczy życia w społeczeństwie, a to ogromna wartość, której ED nie posiada. Uważam to za duży problem i stratę zarówno dla ucznia/uczennicy, jak i społeczności szkolnej i szerzej - nas wszystkich".

Niektórzy rodzice zwracają też uwagę kwestię wyników na egzaminach: "Egzaminy były dla nas porażką. Nie przenosiliśmy syna z jego szkoły państwowej, mimo że eksperci od edukacji domowej nas do tego zachęcali. Nie chciało mi się jednak wierzyć, że mogłyby być jakieś problemy. Bardzo się pomyliłem" – mówił w rozmowie z Gazeta.pl Rafał, ojciec Kajetana, ucznia w ED.

Dodał: "Egzaminy zorganizowane zostały na ostatnią chwilę, w krótkim odstępie czasu. Syn został wrzucony w egzaminacyjny magiel. Poza polonistką nikt z nauczycieli się do niego nie odezwał, żeby porozmawiać o zaliczeniu. Poczuliśmy się niesprawiedliwie potraktowani. Syn zakończył rok z czwórkami i jedną trójką, podczas gdy jego koledzy z klasy, którzy nigdy nie byli prymusami, mieli same piątki i szóstki, bo z powodu pandemii nauczyciele im odpuścili".

Co poza szkołą?

Julia Wojtkowiak prowadzi popularny blog na Facebooku “Edukacja domowa - nie mam czasu na szkołę”. Dziś ma 17 lat, ostatni raz w szkole była 8 lat temu. W tym czasie razem z kolegą stworzyła serwer na Discordzie, na którym młodzi ludzie mogą uczyć siebie nawzajem, tworzyć kółka tematyczne i prowadzić inspirujące rozmowy.

Julia Wojtkowiak, fot. mat. własne
Julia Wojtkowiak, fot. mat. własne

Aktywnie uczestniczy w pięciu stowarzyszeniach Młodzi Dla Prawa, Ogólnopolska Federacja Młodych, Stowarzyszenie Nowe Katowice oraz zakłada własną fundację Ogólnopolska Sieć Artystyczna. Do tego pisze, gra na gitarze, ukulele, pianinie, maluje i fotografuje. Marzy o założeniu wydawnictwa książkowego.

Julia wspiera innych uczniów i uczennice w nauczaniu domowym i pokazuje, że to możliwe. Wiele dzieci, nastolatków i ich rodziców obawia się przede wszystkim, że przestaną mieć kontakt z rówieśnikami. Podobne obawy miała też Julia i jej rodzice.

Artykuł o "Nie mam czasu na szkołę", fot. mat. własne
Artykuł o "Nie mam czasu na szkołę", fot. mat. własne

“W połowie piątej klasy podstawówki zdecydowałam, że zaryzykuję. Okazało się, że nawiązywanie znajomości jest dużo ciekawsze i zdrowsze niż w szkole - sam wybierasz z kim chcesz się przyjaźnić, a możesz wybierać spośród ludzi na całym świecie z różnymi zainteresowaniami” - przekonuje.

Karolina Cieślik twierdzi z kolei, że w przypadku ED “ilość” kontaktu z rówieśnikami jest oczywiście mniejsza, ale “pytanie, czy na zależy nam na ilości czy jakości”. W przypadku Szkoły w Chmurze uczniowie i uczennice mają ze sobą kontakt podczas wyjazdów, kursów kompetencji czy warsztatów.

“Rodzice dzieci w nauczaniu domowym mają wsparcie od innych rodziców, dzięki czemu lokalne społeczności się rozwijają i powstają nowe znajomości” - dodaje.

Julia mieszka w Katowicach, ale jeździ na konferencje i spotkania networkingowe dla licealistów po całej Polsce. ED daje jej taką możliwość nie dlatego, że ma więcej czasu, ale ponieważ sama może wyznaczać sobie tryb nauki i priorytety.

“Odkryłam, że podstawę programową można przerobić kilka razy szybciej niż w szkole i to na swój sposób. Nie trzeba się zapisywać na korki ani korzystać z podręczników. A cały edukacyjny internet i świat stoi przed nami otworem. Kiedy rzucamy tradycyjną szkołę, mamy wreszcie czas na próbowanie wszystkiego, na co mamy ochotę. Na rozwój zawodowy i odnajdywanie swojej ścieżki”.

Jak tłumaczy Cieślik, istnieje mnóstwo sposobów wspierania dziecka w nauczaniu domowym, najczęściej jednak rodzice decydują się na danie uczniowi/uczennicy dużej swobody do samodzielnych poszukiwań.

Sposób Julii na naukę? Korzysta z materiałów, które dostaje od szkoły, aplikacji, platform, podręczników, fiszek, książek, filmów, piosenek i gier. “No i uczę się z życia” - przekonuje.

Udostępnij:

Anna Mikulska

Dziennikarka i badaczka. Zajmuje się tematami wokół praw człowieka, głównie migracjami i uchodźstwem. Publikowała reportaże m.in. z Lampedusy, irackiego Kurdystanu czy Hiszpanii. Przez rok monitorowała sytuację uchodźców z Ukrainy w Polsce w ramach projektu badawczego w Amnesty International. Laureatka w konkursie Festiwalu Wrażliwego. Współtworzy projekt reporterski „Historie o Człowieku".

Komentarze