0:000:00

0:00

Brat zaczął dziwaczeć, oddalać się od rodziny, w pewnym momencie zupełnie straciliśmy z nim kontakt. A potem wyjechał do Syrii, żeby dołączyć do bojowników ISIS - opowiada Czeczen Ruslan, który do Brześcia przyjechał z żoną i czwórką dzieci.

Na przejściu granicznym Brześć-Terespol prawo nie obowiązuje. Straż graniczna nie wpuszcza uchodźców do Polski i odsyła ich na Białoruś. Wracają coraz bardziej zrozpaczeni, by spróbować ponownie, dopóki starczy im pieniędzy. Pojechałyśmy tam z fotografką OKO.press Agatą Kubis, żeby zobaczyć to wszystko na własne oczy. Opisałyśmy to w reportażu:

Przeczytaj także:

Teraz czas na bliższe spotkania z kilkorgiem uchodźców, którzy bezskutecznie dobijają się do Polski. Jako pierwszy Czeczen Ruslan.

Spotykamy ich całą szóstkę. Najmłodsze dziecko Ruslana ma ma zaledwie rok, najstarsze 7 lat. W Groznym uczył dzieci kick-boxingu. Żona pracowała w domu, "przy dzieciach". Na zdjęciach poniżej Ruslan i jego dzieci. Żona nie chciała się fotografować, nawet "anonimowo".

Nieszczęściem Ruslana jest brat

"Wyjechał do Syrii, żeby dołączyć do bojowników ISIS.Próbowaliśmy go znaleźć i ściągnąć z powrotem, ale oczywiście się nie dało. Zabezpieczenia ISIS były wtedy bardzo skuteczne.

Jak to się odbyło? Normalnie: zaczął dziwaczeć, oddalać się od rodziny, w pewnym momencie zupełnie straciliśmy z nim kontakt.

Policja wezwała mnie na przesłuchanie. Pytali, dlaczego pozwoliłem mu wyjechać i czy chcę do niego dołączyć. Kazali podać mi dokładne miejsce pobytu brata.

Grozili mi, bili, przypalali papierosami. Powtarzali, że jeśli jeden z braci wyjechał, to odpowiedzialność ciąży na tym, który został. Nie miałem chwili spokoju: co chwilę wzywali mnie na przesłuchania, zamykali w areszcie, znęcali się nade mną.

Do Brześcia przyjechaliśmy dwa miesiące temu. Za nami 15 popytek – każdy przejazd w tę i z powrotem to dla naszej rodziny 50 euro. Kończą nam się pieniądze".

Popytka Ruslana, czyli polski pogranicznik przyjmuje logikę czeczeńskiego reżimu

„Popytka”, czyli niezapisana nigdzie w prawie procedura. To właśnie wtedy strażnicy graniczni podejmują arbitralną decyzję, czy dana osoba może przekroczyć polską granicę i ubiegać się o status uchodźcy.

Zgodnie z prawem każdy z „bieżeńców”, który deklaruje chęć złożenia wniosku o azyl, powinien zostać przetransportowany do najbliższego ośrodka dla cudzoziemców – w Białej Podlaskiej i tam oczekiwać na decyzję Urzędu ds. Cudzoziemców.

W praktyce polscy pogranicznicy nie pozwalają na to prawie nikomu.

Obojętnie wysłuchają historii o prześladowaniach, beztrosko kartkują dokumenty, które są dowodami na tortury. Mało tego, drwią i poniżają. „Nie chcesz pracować? Jesteś darmozjadem, przyjechałeś do Polski, bo chcesz odpocząć, jak w kurorcie. Nie? Czyli chcesz pracować? Jesteś imigrantem ekonomicznym, nie masz prawa aplikować o status uchodźcy”.

Opowieść Ruslana o tym, jak był torturowany w więzieniu z powodu brata, który walczy w Syrii, strażnik graniczny skwitował: „Wszyscy jesteście terrorystami”.

"Ja już raz byłem w Polsce, ale zostałem deportowany"

Ruslan: "A to było tak. W 2013 roku prowadziłem samochód, na skrzyżowaniu potrąciła mnie wojskowa ciężarówka. Żołnierze powiedzieli, że wypadek był moją winą i kazali zapłacić mi 1,5 miliona rubli. W życiu nie widziałem takich pieniędzy! Nie byłem w stanie spłacić mojego "długu" wobec armii, więc zostałem aresztowany.

A w areszcie, jak to w Czeczenii – bicie, poniżanie, tortury. Byłem w tak złym stanie, że policja zgodziła się umieścić mnie w szpitalu.

Ze szpitala uciekłem do Brześcia. W 2013 roku nie było takiego problemu z przekroczeniem granicy, w Terespolu powiedziałem strażnikom, że chciałbym złożyć wniosek o azyl. Przed dworcem w Terespolu złapałem taksówkę i poprosiłem, żeby zawiozła mnie do ośrodka w Białej Podlaskiej [uchodźcy muszą sami przedostać się z granicy do ośrodka dla cudzoziemców, pociągiem, PKS-em, lub taksówką – przyp. red.].

Ale zamiast do Białej Podlaskiej taksówkarz zawiózł mnie na komisariat policji i powiedział, że chciałem nielegalnie dostać się do Niemiec. A ja chciałem tylko do ośrodka!

Zamiast do Białej Podlaskiej przewieziono mnie więc do zamkniętego ośrodka, a po sześciu miesiącach zostałem deportowany do Czeczenii. Po powrocie do Groznego zmuszono mnie do pracy na budowie za darmo, niby w celu "oddania długu". Byłem bardzo źle traktowany, ale spłacałem dług. Kiedy mój brat wyjechał do Syrii, spłaciłem już ponad połowę – 870 tys. rubli.

Jeszcze chwila, a byłbym wolny.

Tymczasem znowu musiałem uciekać i tym razem zabrałem wszystkich – jako rodzina "terrorysty" nie mieliby szans na bezpieczne życie w Groznem. Nie chcę, żeby moje dzieci dorastały w kraju, gdzie co chwila znikają ludzie, nie ma szans na godne życie i gdzie ich ojciec bez powodu został uznany za terrorystę.

;

Udostępnij:

Monika Prończuk

Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.

Komentarze