0:00
0:00

0:00

Siedzimy w niewielkim mieszkaniu na Mokotowie Dolnym. W małej kuchni gwar. Każdy skrawek wystawionego na środek długiego stołu zagospodarowany. Przy jednym rogu wałkowanie ciasta na manty, dalej formowanie chleba, wyrabianie farszu, przy piekarniku kolejka pełnych blach. Sześć kobiet w chustach rozmawia czasem po czeczeńsku, czasem po rosyjsku, czasem po polsku. Trochę się śpiewa, trochę tańczy - jest ważny gość.

Khedi Alieva do warszawskich uchodźczyń przyjechała z Gdańska, gdzie jest członkinią Rady Imigrantów i Imigrantek założonej przez Pawła Adamowicza oraz szefową własnej Fundacji Kobiety Wędrowne. Dzień wcześniej była jedną z panelistek na Kongresie Kobiet. Dziś wieczorem będzie w tym mokotowskim mieszkaniu mówić o prawach kobiet, tłumaczyć jak bronić się przed przemocą.

Ale przedtem opowie mi jak, Polska wpłynęła na nią, a ona na Polskę, dlaczego uszyła tęczową flagę i o problemie przemocy wobec uchodźczyń. Historia zaczyna się w Czeczenii, a trwa w Polsce.

Pierwszy bunt: Zabierzecie dzieci, podpalę wam dom

„Całe życie słyszałam historie o tym, jak gwałcą i zabijają kobiety".

Khedi miała z siostrą warsztat krawiecki w jednym z większych miast Czeczenii. Przychodziły tam kobiety, podczas przymiarek zaczynały czasem opowiadać. Na przykład o przemocy w domu, drugiej żonie, wszechwładzy teściowej.

„Jedna kobieta przy przymiarkach opowiadała: kiedy mąż mnie pobije i obraża, chcę odejść. Wychodzę, patrzę na dom, myślę, że stracę to wszystko: dom, syna. I wracam.

„Myślałam: niemożliwe. Przecież idziesz potem ulicą, patrzysz i wszystko normalnie. Potem jeden policjant mi powiedział, że u nas codziennie gwałcą i zabijają jedną kobietę. Była wojna".

Kto to robił? „Żołnierze".

Rosyjscy? Khedi mówi: nie wiadomo, ale gestem sugeruje - wszyscy.

Kiedy zabili męża, miała 29 lat. Nie był na wojnie, po prostu był Czeczenem. „To był czas, kiedy w podobny sposób zginęło ponad 1800 mężczyzn w ciągu 3 dni, ludzie mówili, że w odwecie za Nord Ost" [2002 rok, atak czeczeńskich separatystów na moskiewski teatr]. Dla Czeczenki, poza stratą bliskiej osoby, to utrata statusu. Bezwzględna degradacja.

„Młoda, chuda, przerażona. Byłam jak niewolnica, sprzątałam u rodziny męża, na palcach chodziłam - byle nie zabrali dzieci". Bo w Czeczenii dzieci tradycyjnie należą do rodziny męża, a nie do matki.

„W końcu nie wytrzymałam, taki już mam charakter. Zabierzecie dzieci, podpalę wam dom - powiedziałam. Nie zabrali".

Adamowicz: nasze Czeczenki najlepsze

„Polska. Spodziewałam się wielkiej cywilizacji - nie widziałam jej. Ale czułam się bezpiecznie, to było najważniejsze. Mieszkałam w ośrodku dla cudzoziemców - miałam swój pokój i łóżko, widziałam kamery, strażników i myślałam: Boże, jak dobrze. Ale było tam wielu Czeczenów, a ja wszystkiego się bałam. Postanowiłam wyjechać z Warszawy do Gdańska".

Tam w 2014 roku poznaje Pawła Adamowicza. „Nasz prezydent” mówi o nim. „Skąd panie są? - zagadnął kiedyś mnie i siostrę na jakimś wydarzeniu. My jeszcze nie bardzo po polsku: uchodźczynie. Bardzo się przejął: czego potrzebujecie? Wszystko dla was zrobię".

„Żyć chcemy, dajcie nam tu żyć" - powiedziałyśmy. I tak to zapamiętał. Powtarzał potem często - życie jest ważne.

Wrócił kiedyś z jakiegoś spotkania w Anglii. Mówił nam, że wszyscy o muzułmanach rozmawiali, że to problem. A wiecie, co ja im powiedziałem? - zapytał. Że moje Czeczenki najlepsze na świecie.

Myślę, że to on mnie zaproponował do rady imigrantów. Kiedy mnie wybrali, byłam w szoku. Ja, uchodźczyni, muzułmanka, człowiek bez dokumentów i praw przy całej tej agresji, nagonce i nienawiści... Co za odwaga. Bardzo szanowałam naszego prezydenta. Bez niego Gdańsk jakby pusty".

Polskie dziewczyny

Co się Khedi najbardziej w Polsce spodobało? Kobiety. „Są niesamowite: takie twarde, aktywne. Walczą, żeby ich słuchano, żeby mogły pracować, żeby była edukacja. Są trochę krejzi, takie pewne siebie. Wiele się nauczyłam od polskich dziewczyn. Jak przyjechałam, myślałam, że ten feminizm to jakieś wariactwo. Jakieś LGBT - mówiłam. Teraz wiem, że to walka o prawa".

Jakie? Na przykład do życia, wolności i bezpieczeństwa.

Hidżab. A zakonnicy to wolno?

„Jednej hidżab zerwali razem z włosami. Mnie kiedyś też zrywali. Jakiś facet aż mi głowę do ziemi przyciskał".

Khedi tej obsesji na punkcie hidżabów nie rozumie. „No i co, że muzułmanki chodzą w hidżabie? To ich prawo. Polskie dziewczyny kiedyś też w chustach chodziły. Teraz chodzą w czapkach, noszą afrykańskie warkocze i nikogo to nie dziwi. A zakonnice? Nikt nie ma pretensji".

A do imigrantów pretensje o wszystko.

„Moja córka jest blondynką, nie nosi hidżabu. Kiedy rozmawia z dziećmi po czeczeńsku, słyszy: do domu, Ukrainko. Nawet kilka razy w miesiącu coś takiego.

W autobusie, na ulicy: wracaj do domu! Czasem ktoś ją szarpał. Tu jest mój dom - krzyczała, płakała. Teraz już nie płacze, tylko mówi: dzwonię na policję".

Działa. Przynajmniej jako groźba. Ale zadzwonić na policję nie zawsze jest łatwo.

„Znam dziewczynę, która została zgwałcona w ośrodku dla cudzoziemców. Na policję nigdy tego nie zgłosiła. Bała się, kto uchodźczynię potraktuje poważnie? Przecież by ją tam zjedli, wyśmiali, powiedzieli, że ona winna albo że ci uchodźcy to tak mają, sama wiesz...”

Przeczytaj także:

To nie kultura, tylko facet

"Kiedyś zgłosiłam pracownicy socjalnej przemoc w rodzinie uchodźczej. Ona na to: nic nie możemy zrobić. To jest ich kultura. A to żadna kultura, to facet.

Ja jestem z rodziny, w której tata nigdy nie podniósłby na mamę ręki. Kiedy mąż uderzył mnie pierwszy raz, byłam w takim szoku, że krzyczałam chyba na całe miasto: jak tak można? Musiałam wziąć leki na uspokojenie, wylądowałam w szpitalu. Ja się na to nie zgadzam".

Przemoc rodzinna w środowisku uchodźczym jest złożonym problemem, bo w grę wchodzi też trauma, doświadczenie tortur.

"Czasem rozmawiam z kobietami o przemocy i mówią mi: tego nigdy wcześniej nie było. Zaczął bić dopiero w Polsce. Mężczyźni mają sami różne przejścia z Czeczenii".

Emigracja to szok, zamiana ról, duża niepewność. Kobiety zwykle szybciej zaczynają się integrować, zajmować życiem, domem. Mężczyźni tracą grunt pod nogami. Wyrozumiałość ma jednak granice.

„Chcę, żeby kobiety zrozumiały, że mogą się przed przemocą bronić. Dlatego organizuję spotkania, tłumaczę im co robić, jakie mają prawa".

A jak to wytłumaczyć mężczyznom? Z nimi czasem trudno.

Drugi bunt: za jaja i wsio

"Dowiedziałam się o muzułmance molestowanej w pracy. Zaczęłam działać. Centrum Praw Kobiet szybko pomogło znaleźć prawnika. Ale dziewczyna mówi, że nie może, bo niezamężna, dziewica, jeśli ktoś się dowie, straci twarz.

Wiadomo też, że kobiety, które zgłaszają, po miesiącu się zwalnia. A uchodźczyni bardzo trudno znaleźć pracę. Ona mówi: nie ma mowy. Ale ja tego tak nie zostawię.

Pojechałam do tego kebaba z koleżanką. Pytam szefa, też muzułmanina: dlaczego to zrobił. Coś mi pyskuje: nie moja sprawa. Podchodzę i mówię: tak?

Jestem duża, jedną rękę pod gardło, a drugą: za jaja. Mężczyźni naokoło przerażeni! Krzyczą. Jak to tak, kobieta? Mówię: ty wiesz, skąd ja jestem? Z Czeczenii. Jeszcze raz skrzywdzisz kobietę, Polkę czy muzułmankę, urwę ci jaja. I wsio, wychodzimy.

Koleżanka przerażona. Ale ktoś to musiał zrobić, ja kobiet nie zostawię. Myślę, że mam misję pomagać. Najlepiej tak, żeby oni nie robili błędów. Czasem jak czytam wiadomości: Czeczeni zrobili to, muzułmanie tamto, to tak mi strasznie wstyd.

Ale ja nie mogę być odpowiedzialna za wszystkich muzułmanów świata. Czasami tłumaczę: mojego męża zabili chrześcijanie. Żeby Polacy zrozumieli. A oni mówią: ale to przecież byli Rosjanie, a w ogóle to prawosławni. No tak, ale chrześcijanie. Oni zawsze w szoku, a ja to mówię, żeby zrozumieli, że tu nie chodzi o religię, tylko politykę i nie o Rosjan, tylko o wojnę".

A jak z tą kulturą? „Widziałam marsz niepodległości, kiedy te kobiety pobili. Dla mnie to było bardzo dzikie. Jak mogą europejczycy bić kobiety? Mówią - my cywilizacja, my biali, a pobili kobiety. Jakim prawem?".

Edukacja

Khedi woli edukować niż urywać jaja.

"Przemoc wobec uchodźczyń to błąd polskich organizacji, które nie douczyły kobiet jak funkcjonować w polskim prawie, jak się bronić. Te dziewczyny urodziły się i wychowały w innym świecie.

W Czeczenii bycie molestowaną czy zgwałconą to dla kobiety stygmatyzacja. Rozwód nie wchodzi w grę. Potem, zamiast zgłosić się po pomoc, uciekają do Niemiec i są cofane do polskich ośrodków strzeżonych.

W ośrodku już w pierwszym tygodniu powinno się uchodźców uczyć o polskim prawie. Także o tym, że nie wolno bić i jakie są tego konsekwencje. Faceci będą prawo szanować, bo boją się, że nie dostaną dokumentów".

Interweniować w przemocowy związek nie zawsze jest łatwo.

„Była taka tadżycka rodzina. Facet bił żonę, sąsiedzi dzwonili na policję, policja do MOPR [Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie], a oni do mnie. Przyjechałam, wytłumaczyłam, jakie jest prawo, że założymy niebieską kartę.

Następnego dnia już ich nie było. Zmusił ją do wyjazdu, zostawił gdzieś w Niemczech i sam uciekł do Francji. A ją złapała straż graniczna i odesłała do Polski. Prawie ją stąd deportowali.

Teraz wiem, że trzeba działać sprytniej i ostrożniej. Mamy taki sposób, że rozmawiamy z rodziną, ale bez męża. Jest pracownik socjalny, psycholog, są dzieci. Mówimy: wiemy, że u was jest przemoc. To jest pierwsza wizyta. Powiedzcie, że byliśmy. I oni po troszeczku przekazują to ojcu".

Trzeci bunt: tęczowa flaga

A jak to było z tą tęczową flagą? „Zanim przyjechałam do Polski, w życiu nie słyszałam o LGBT, nawet nie wiedziałam, że są tacy ludzie. A tu mi mówią, a wiesz, że ona lesbijka? Jak mi wytłumaczyli, oniemiałam. Boże, a ja ją w policzek całowałam! Wstrząśnięta byłam.

"A potem myślę: a co mnie to obchodzi? No i poznałam ich. Znam taką grupkę gejów: tacy fajni, tacy przyjaźni, wrażliwi. Jak płaczesz, to oni razem z tobą. Wołają do mnie: hej Kheidusia!

Potem usłyszałam, że u nas w Czeczenii LGBT mordują. W Polsce też nienawiść, wrogość. Bardzo byłam tym zdenerwowana. W Gdańsku miała przejść parada równości. Mówię: idę z wami. Uszyć wam flagę?

I usiadłyśmy z siostrą, uszyłyśmy 10 metrów na 4. Mówię im: ja z wami, na samym przedzie pójdę. I poszłam. W pierwszym rzędzie. I tak będę zawsze. Ludzie mnie nagrywali, dziwili się - jak to, muzułmanka?

A tak, bo to normalni ludzie, tacy jak my. A umęczeni i prześladowani - jak uchodźcy. Z takimi ludźmi chcę być, takich wspierać. Nie odpuszczę".

;

Udostępnij:

Marta K. Nowak

Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).

Komentarze