„Ukrainkę z Chersonia ze zniszczoną nogą wieziemy po pomoc do Monachium. Rosyjska rakieta trafiła w jej dom. Takich ludzi jest tysiące” – mówi Kajetan Wróblewski z Fundacji Asymetryści, która pomaga uchodźcom na Dworcu Wschodnim. Ostatni punkt recepcyjny ma się zamknąć
Norweska pozarządowa organizacja humanitarna NRC (Norwegian Refugee Council) zapowiedziała, że 20 lutego 2023 roku zamknie ostatni działający całodobowo punkt recepcyjny dla uchodźców z Ukrainy na Dworcu Warszawa Wschodnia. Przyjeżdżają tam uchodźcy, którzy autobusami i pociągami uciekają przed wojną w Ukrainie na Zachód. Ci z okupowanych przez armię rosyjską terenów do Polski przedostają się przez Rosję, a dalej Litwę, Łotwę czy Białoruś.
Jeżeli ośrodek zostanie zamknięty, tysiące osób – przede wszystkim kobiety z dziećmi, seniorzy, osoby z niepełnosprawnościami, chorzy i ranni – zostaną bez pomocy, noclegu, wyżywienia i opieki medycznej. A skala potrzeb jest ogromna.
Dzięki wolontariuszom i organizacjom społeczeństwa obywatelskiego – od początku wojny w Ukrainie – przez Warszawę Wschodnią przewinęło się w 2023 roku 100 tys. osób. Część pojechała dalej, na Zachód. Te statystyki i tak nie obejmują wszystkich osób, które uciekły z okupowanych terenów autobusami.
OKO.press rozmawia z Kajetanem Wróblewskim, aktywistą z organizacji Asymetryści, który od początku pomaga w relokacji uchodźców z Ukrainy na Warszawie Wschodniej.
„Nie możemy przestać pomagać. Autobusy dalej będą przyjeżdżały na Warszawę Wschodnią. Patrole wolontariuszy pomagają na dworcach w Niemczech, Norwegii, Finlandii. A w Warszawie nie istnieje już żaden ośrodek wojewódzki ani recepcyjny. Jesteśmy tylko my” – mówi Kajetan Wróblewski.
Pod koniec tekstu publikujemy sprostowanie Norwegian Refugee Council.
Julia Theus, OKO.press: 20 lutego 2024 roku ma zostać zamknięty ostatni w Warszawie punkt recepcyjny dla uchodźców z Ukrainy i jej terenów tymczasowo okupowanych, z którego pomocy od marca 2022 roku skorzystało ponad 100 tysięcy ofiar rosyjskiego najazdu. Co to oznacza dla uchodźców?
Kajetan Wróblewski*: Wielka norweska organizacja pozarządowa Norwegian Refugee Council z dnia na dzień postanowiła zlikwidować ostatni ośrodek recepcyjny dla uchodźców w stolicy kraju, przez który z oczywistych racji geograficznych przejeżdża 90 proc. ukraińskich uchodźców. Centrum miało działać co najmniej do końca maja br. Warszawa jest największym hubem przesiadkowym dla uchodźców z terenów przyfrontowych, spod rosyjskiej okupacji i tych zmuszonych do wyjazdu do Rosji (wedle danych UNHCR to ok. 2.8 mln ludzi). Likwiadacja tego ośrodka oznacza, że tysiące uchodźców miesięcznie lądować będzie na ulicy bez żadnej pomocy.
Przez Warszawę Wschodnią przebiega największy szlak komunikacyjny, którym uchodźcy na własną rękę lub z pomocą NGO-sów podążają do bezpiecznych i zamożnych krajów strefy Schengen. Wobec całkowitej abdykacji wielkich struktur międzynarodowych, np. UE czy agend ONZ, w relokacji na Zachód pomagają organizacje pozarządowe. Powstała cała sieć wolontariuszy różnych organizacji, która potrafi ewakuuować w ciągu kilku-kilkunastu dni całe rodziny z linii frontu np. do Niemiec czy Norwegii.
„Asymetryści” są elementem tej sieci, współpracujemy np. z fundacją Rubikus, zrejestrowaną w Niemczech, w której jednak działają wolontariusze z całego świata. Tylko Rubikus, z naszą skromną pomocą, ewakuował w ubiegłym roku 10 tys. osób z terenów okupowanych, które do Polski docierają przez państwa bałtyckie lub Białoruś, i 14 tys. z terenów przyfrontowych wolnej Ukrainy. 85 proc. tej z tej liczby skorzystało z pomocy właśnie na Wschodniej. Do tego doliczyć można jeszcze 7,5 tysiąca osób relokowanych na Zachód naszymi siłami, bez żadnego wsparcia państwa czy wielkich organizacji humanitarnych.
W zależności od sytuacji na froncie liczba autobusów ewakuacyjnych z uchodźcami waha się od siedmiu (np. po wysadzeniu przez Rosjan tamy w Nowej Kachowce) do trzech tygodniowo. Każdym średnio podróżuje 50 osób. Wszyscy wysiadają na Wschodniej wymęczeni, głodni, straumatyzowani, często wymagający natychmiastowej pomocy medycznej. Większość nie ma żadnych pieniędzy, szczególnie ci spod okupacji. Sytuacja była i tak fatalna, ale likwidacja ośrodka spowoduje, że permanentny kryzys humanitarny, niedostrzegalny do tej pory dla władz i opinii publicznej, może zmienić się prawdziwą tragedię. Tym bardziej dotyczy to uchodźców, którzy docierają tu na własną rękę, bez pomocy NGO-sów. Nie będzie już zupełnie ani co jeść, ani gdzie spać, o pomocy medycznej nawet nie wspomnę.
Byłeś przed chwilą w szpitalu, w którym leży Anna z Mariupola. W jakim jest stanie i czy takich przypadków, którymi musicie zajmować się sami, macie dużo?
Tak. Teraz blisko 10 proc. to osoby ciężko chore, ranne i z niepełnosprawnościami. Nie mają żadnej instytucjonalnej pomocy, zajmują się nimi tylko wolontariusze. Ania właśnie dzięki wolontariuszom wydostała się przez Białoruś spod okupacji. Wprost z autobusu ewakuacyjnego trafiła do szpitala, ma raka szyjki macicy.
Po tygodniu ją wypisano, mogliśmy jej zrobić PESEL ze statusem ukr, żeby miała ubezpieczenie medyczne. Zawieźliśmy ją do domu Katolickiej Wspólnoty Chleb Życia siostry Małgorzaty Chmielewskiej. To jedyne miejsce w Warszawie, do którego możemy zawieźć osoby z Ukrainy, które potrzebują opieki medycznej. Mają tam doskonałą opiekę, ale nie sposób tam umieścić wszystkich potrzebujących. Anna musiała trafić do szpitala drugi raz z powodu zatrzymania pracy nerek. Obecnie jest już w lepszym stanie, prawdopodobnie można ją będzie wypisać w czwartek lub w piątek i już w sobotę będzie mogła wylecieć samolotem z siostrą, która przyjechała właśnie z Ukrainy, do Oslo.
Zobaczymy, czy lekarze w ogóle wystawią zaświadczenie, że jest w stanie podróżować samolotem. Oczywiście bilety kupi im Rubikus, bo uchodźczynie nie mają pieniędzy. My zawieziemy je wynajmowanym przez nas busem na lotnisko w Modlinie, skąd każdego dnia każdym samolotem wylatują do Norwegii ukraińscy uchodźcy.
Z naszych danych wynika, że 95 proc. przybywających do nas obecnie uchodźców podróżuje przez Polskę tranzytem, jedynie 5 proc. chce lub musi zostać na dłużej. My pomagamy im w relokacji z powodów oczywistych. Na przykład we wtorek 13 lutego zawieźliśmy do domu fundacji siostry Chmielewskiej starsze małżeństwo spod Chersonia.
W ich dom uderzyła rakieta, oboje są ranni, 65-letnia pani Tetiana ma stabilizator w zdruzgotanej nodze, musi ją utrzymywać cały czas w poziomie. Nikt oczywiście nie ma w Polsce miejsc dla uchodźców w takiej sytuacji, dlatego Helping to Leave, kolejna wielka organizacja pozarządowa, z którą współpracujemy, zajmująca się pomaganiem w relokacji w takich wypadkach, pośle ich do Monachium, ale czekamy aż uda się zorganizować transport medyczny.
Gdyby oboje zostali u nas, nie otrzymywaliby żadnych zasiłków, na leki mieliby tyle, ile
mają oboje razem ukraińskiej emerytury – 400 zł.
Takim ludziom właśnie pomagamy, od załatwiania spraw w urzędach, po rzecz podstawową – transport. Nasz „Groszek” to jedyne auto w Warszawie służące pomocą tysiącom przybywających miesięcznie uchodźców. Bywają dni, że przewozimy nim na lotniska czy dworce ponad 100 osób. A ten bus ma osiem miejsc.
A skąd macie pieniądze na wynajem „Groszka” i benzynę?
W maju ubiegłego roku skończyło się nam finansowanie zapewnione przez Strajk Kobiet. Dziewczyny przekazywały nam środki zdobyte od zachodnich organizacji, ale te przestały je wspomagać. Odtąd żyjemy tylko ze zrzutki. W czwartek 15 lutego mija termin zapłaty za kolejny miesiąc. Sporo brakuje nam do potrzebnych 4800 zł. Dlatego prosimy wszystkich ludzi dobrej woli o wsparcie, każda kwota się liczy.
Masz nadzieję, że jakimś cudem uda się utrzymać istnienie punktu recepcyjnego przy Wschodniej?
W czwartek 15 lutego spotykamy się razem z przedstawicielami Rubikusa z dyrekcją Centrum Zarządzania Kryzysowego Wojewody Mazowieckiego. Nawet nie chcę sobie wyobrażać sytuacji, w której nie powstanie przy Wschodniej coś w zamian. W styczniu trafiło tam 630 uchodźców, ale tylko przez pierwsze 12 dni lutego liczba znowu rośnie – już zarejestrowano ponad 340 osób.
20 lutego przyjeżdża jak zwykle w co drugi wtorek specjalny „medibus” z najciężej chorymi i niepełnosprawnymi z Ukrainy. Ten autobus NRC pozwoli jeszcze nam przyjąć. Ale w nocy z wtorku na środę przyjeżdża ewakuacyjny autobus Rubikusa z Białorusi z uchodźcami spod okupacji. Co mamy z nimi zrobić? Wschodnia to już jedyne miejsce w Warszawie, gdzie mogą być przyjęci.
Nie zastąpią go żadne „punkty informacyjne”, bo uchodźca nie potrzebuje dowiedzieć się, że pampersy może dostać gdzieś w Wawrze, a paczkę makaronu na Wolskiej, tylko miejsca do spania, jedzenia, pomocy medycznej, karty telefonicznej i biletów komunikacji miejskiej lub na dalszą podróż, czy to na Zachód, czy do wybranego miejsca w Polsce. A to otrzymuje w komplecie już tylko na Wschodniej.
Ile miejsc dla takich uchodźców jest teraz w Warszawie?
Około 100, znacznie poniżej potrzeb, bo bywają dni, kiedy przyjeżdżają np. dwa lub trzy autobusy jednocześnie, a ci z poprzednich jeszcze nie wyjechali. 65 miejsc dla „tranzytowców” wynajmuje w hostelu niedaleko Wschodniej fundacja Habitat for Humanity, ale tam nie ma wyżywienia, natomiast 40 miejsc z wyżywieniem oferuje Fundacja Oczami Nieba. Oczywiście w oba miejsca uchodźcy niepełnosprawni, matki z dziećmi i bagażami docierają dzięki Groszkowi. Dla tych, dla których nie ma wyżywienia, jeździmy każdego dnia na foodsharing, czyli pozyskiwanie niesprzedanych wypieków w jednej z sieci piekarni.
Czy Wojewódzkie Centrum Zarządzania Kryzysowego w Warszawie pomoże?
Na razie jest totalnie zaskoczone. Mimo wcześniejszych zapewnień NRC, że są w stałym kontakcie i przekazują wiadomości, okazało się, że dla władz wojewódzkich informacje o problemie i jego skali to całkowita nowość. Potrzebujemy natychmiast interwencji państwa i pomocy samorządu. Autobusy ewakuacyjne dalej będą przyjeżdżały do Warszawy. Mamy dwa lotniska, dworce i stąd jadą autobusy na Zachód. Nie możemy nie mieć ośrodka recepcyjnego, jako z państwo przyfrontowe. W Berlinie jest takie, w Oslo, w Helsinkach, a w Polsce, przez którą uciekają ludzie z okupacji rosyjskiej, nie ma nawet miejsca, gdzie mogą się napić herbaty czy przespać. Nie możemy przestać pomagać. Jeżeli nie będzie punktu relokacyjnego w Warszawie, to będziemy w Europie niechlubnym wyjątkiem.
Pomóc uchodźcom z Ukrainy w zakwaterowaniu, wyżywieniu możesz tutaj i tutaj. Każda wpłata ratuje życie ofiar rosyjskiej napaści na Ukrainę i pomaga wolontariuszom działać w punkcie recepcyjnym na Dworcu Warszawa Wschodnia.
*Kajetan Wróblewski, dziennikarz i aktywista, zajmujący się od 21 lat tematyką imigracji i uchodźców, od sześciu lat w opozycji „ulicznej”. Od wybuchu wojny w Ukrainie pomaga uchodźcom, którzy docierają na Dworzec Wschodni w Warszawie.
Po publikacji materiału redakcja OKO.press otrzymała sprostowanie ze strony Norwegian Refugee Council. Załączamy je w całości:
Na terenie województwa mazowieckiego funkcjonują ośrodki, które obecnie dysponują 1500 wolnymi miejscami dla uchodźców z Ukrainy. W Warszawie funkcjonuje również hostel zapewniający miejsca noclegowe dla uchodźców prowadzony przez organizację Habitat for Humanity oraz punkty pobytu długoterminowego prowdzone przez m. St. Warszawa, w których przebywa na chwilę obecną ponad 800 osób. Działają również centra wsparcia prowadzone przez lokalne organizacje pozarządowe takie jak Polskie Forum Migracyjne czy Ukraiński Dom. 17 stycznia 2024 roku IOM Poland podpisało umowę z Zarządem Mienia Urzędu m.st. Warszawy na remont budynku przy ul. Ogrodowej w Warszawie, który ma pełnić rolę miejsca zbiorowego zakwaterowania dla uchodźców z Warszawy. Docelowo, znajdzie tam schronienie oraz wsparcie w zakresie integracji 250 osób, głównie matek z małymi dziećmi.
Podobnych miejsc na terenie całej Polski jest znacznie więcej i część z nich jest również przygotowana do udzielenia opieki i pomocy medycznej dla osób starszych, z niepełnosprawnościami i ciężko chorych.
Dla przykładu, jak poinformował w dniu 15 lutego podczas konferencji UNHCR przedstawiającej Regionalny Plan Działania na Rzecz Uchodźców z Ukrainy Sekretarz Stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, Władysław Teofil Bartoszewski, wciąż działa centrum w Jesionce koło Rzeszowa, które do tej pory udzieliło specjalistycznej opieki ponad 3000 rannych osób ewakuowanych z Ukrainy.
W swojej wypowiedzi, Pan Kajeten Wróblewski powołuje się na statystyki, które są sprzeczne z danymi, które NRC zbiera codziennie od pierwszego dnia funkcjonowania Centrum Tranzytowego NRC przy Dworcu Kolejowym Warszawa Wschodnia.
We wstępie podana jest nieprecyzyjna informacja o 100 000 osób, które skorzystały z obecności Centrum Tranzytowego przy Dworcu Kolejowym Warszawa Wschodnia w 2023 roku. W rzeczywistości, ponad 100 000 osób skorzystało z obecności Centrum Tranzytowego NRC od momentu otwarcia w marcu 2022. Ta liczba uzględnia wszystkie osoby, które zostały zarejestowane w centrum tranzytowym, również te przybyłe autobusami z terenów wschodnich poza kontrolą rządu Ukrainy.
Poniżej przedstawiam podstawowe informacje na temat funkcjonowania centrum i decyzji o zakończeniu jego działalności:
Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.
Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.
Komentarze