0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

Na rozkładanych krzesłach dwieście kobiet wsłuchuje się w słowa wojskowego eksperta i weterana, 46-letniego Ołeksandra Bileckiego. Choć kurs zbliża się do końca, uczestniczki słuchają w skupieniu, zapisują kolejne strony notatek.

W jednej z uniwersyteckich sal wykładowych, na obrzeżach 3,5-milionowego Kijowa, Bilecki opowiada, jak przeżyć w mieście, gdy dojdzie do działań zbrojnych.

Niczym mantrę powtarza: trzeba się szykować na najgorszy scenariusz, nawet jeśli jest mało prawdopodobny.

Dlatego wspomina o oblężonym Sarajewie, bombardowanym Aleppo. Ale także mówi o wschodniej Ukrainie, gdzie wojna zmusiła ludzi do mierzenia się z życiem pod ostrzałem, mieszkaniem w piwnicach, problemami z dostępem do jedzenia, wody czy prądu.

Marija: Kijów nie może być jak Aleppo

29-letnia Marija (nie podaje nazwiska ze względu na bezpieczeństwo), która siedzi w jednym z pierwszych rzędów po lewej stronie sali, ze skupieniem słucha wykładowcy.

Myśli (jak mi się potem przyzna): "To koniec. Najlepiej się położyć w łóżku i umrzeć". Ale potem się uspokaja, bo "przecież nie musi być tak źle.

Kijów nie musi podzielić losów zdewastowanego Aleppo".

SZKOLENIE: Zapasy przynajmniej na miesiąc

Choć czas zajęć dobiega końca, a tematów jeszcze fura, prowadzący odpowiada cierpliwie na kolejne pytania.

Na jaki okres mamy zrobić zapasy?

"Tego to nikt nie wie" – mówi Bilecki. – "Ale przynajmniej na miesiąc".

To dużo, bo zwykle w gospodarstwach domowych jest jedzenia na trzy dni.

40-letnia Ołena Bilecka, żona Ołeksandra i szefowa Ukraińskiej Warty Kobiecej, która zorganizowała te zajęcia, daje uczestniczkom do zrozumienia, że to był tylko teoretyczny wstęp. Podstawowa wiedza, by nauczyć się żyć w warunkach wojny. Żeby wiedzieć naprawdę, jak sobie poradzić, trzeba poświęć więcej czasu i wysiłku.

Ołeksandr Bilecki: Kiedy w mieście dochodzi do walk, wszystko przenosi się pod ziemię. Dlatego, gdyby w Kijowie doszło do starć, metro byłoby celem ataków. Bo ten, kto ma je pod kontrolą, może pokonywać ogromne odległości od miejsca dyslokacji głównych sił.

Pytanie z sali: To znaczy, że mamy się nie ukrywać na stacjach metra?

Bilecki: To jest trening życia w dłuższym czasie. Nie chodzi o chwilowe schronienie. Musicie znaleźć taki przytułek,

  • gdzie możecie spać,
  • gdzie wasze dzieci są bezpieczne,
  • gdzie macie możliwość przechowywania zapasów,
  • gdzie możecie gotować.

To może być mieszkanie. Ale też ziemianka, jak podczas II wojny światowej. Zależy jakie będą warunki.

Ołena i Ołeksandr. Ukraińska Warta Kobieca

Ukraińska Warta Kobieca powstała w 2014 roku, gdy wybuchła wojna we wschodniej Ukrainie. Od tego czasu organizacja przeprowadziła szkolenia dla ponad 30 tys. kobiet. Niektóre otrzymały podstawową wiedzę o przetrwaniu podczas wojny, inne przeszły przez szkolenia z pierwszej pomocy czy samoobrony. Część z nich, choć Ołena Bilecka nie ma dokładnych danych, po treningach Ukraińskiej Warty Kobiecej poszła służyć do wojska.

Jedna nawet trafiła do sił specjalnych.

"Wiele kobiet przychodziło do nas, by sprawdzić, czy są gotowe służyć w armii" – mówi Bilecka.

Jej tata był całe życie kierowcą, a mama prowadziła niedużą szwalnię. Dziadkowie też byli cywilami. Dorastała w pobliżu Winnicy, w środkowej Ukrainie. Była nastolatką, kiedy po raz pierwszy odwiedziła strzelnicę. Od razu się w tym zakochała. Nie myślała jednak, że karierę zwiąże z wojskowością. Skończyła prawo, została adwokatką i założyła firmę.

Gdy osiem lat temu, po protestach na Majdanie [w 2013 roku] i aneksji Krymu [2014], wspierani przez Rosję separatyści zajmowali kolejne terytoria na wschodzie Ukrainy, ukraińska armia nie była gotowa, by mierzyć się z zagrożeniem. Żołnierzom brakowało mundurów, wojskowych butów, często broni. A niemal zawsze porządnego przygotowania. Ale i tak byli wysyłani do Donbasu.

Bilecka – wówczas matka trójki dzieci (dziś w piątym miesiącu ciąży) – rozważała, czy nie pójść walczyć. Ale ze względu na problemy z kręgosłupem nie mogła.

Ołena. Żeby pomóc kobietom, trzeba wyprosić mężczyzn

Widziała, jak mąż szkolił grupy mężczyzn, którzy szykowali się do walki. Któregoś razu zapytała, czy zrobi też treningi dla niej i jej przyjaciółek. Odpowiedział, że jeśli zbierze się grupa, to zajmie się tym z przyjemnością.

"Zapytałam na Facebooku, czy są chętne, by otrzymać podstawową wiedzę wojskową. W dwie doby zgłosiło się ponad 600 kobiet. Wówczas na Ukrainie mało kto wiedział, co i jak robić" – mówi Bilecka.

Przechodziła pod okiem męża i jego kolegów z wojska intensywne szkolenia wojskowe, medyczne i z samoobrony.

"Nie potrzebuję broni, by pozbawić przeciwnika świadomości na kilka minut i uciec. Zrobię to rękami"

– mówi. – "Im więcej trenujesz, tym bardziej zdajesz sobie sprawę, że broń nie jest potrzebna".

To właśnie w 2014 roku zdecydowała, że jej dotychczasowa kariera zawodowa schodzi na dalszy plan. Stworzyła Ukraińską Wartę Kobiecą i na stałe zajęła się szkoleniem kobiet. W kolejnych miesiącach organizowała je wraz z mężem. Nie tylko w Kijowie, w całej Ukrainie.

Chciała, by przychodziły na nie wyłącznie kobiety, bo

mężczyźni często dominują grupę i zachowują się jakby o wszystkim wiedzieli. Uczestniczki wtedy gasną i wstydzą się zadawać pytania.

"Dlatego najpierw powinny uczyć się oddzielnie, a dopiero z czasem, gdy nabiorą doświadczenia, można organizować grupy mieszane".

Dzieci Ołeny i Oleksandra. Plan to podstawa

Bileccy przygotowani są na wszystkie scenariusze.

Podejmowanie spontanicznych decyzji w sytuacji zagrożenia jest najbardziej niebezpieczne. Trzeba działać z zimną krwią, by nie wpaść pod przypadkowy ostrzał lub wymianę ognia.

Z dziećmi rozmawiają o wybuchu wojny, by wiedziały, co mają zrobić, jakie rzeczy zebrać. Najmłodsza córka miała cztery lata, gdy rozgorzał konflikt w Donbasie. W którymś momencie sama zaczęła dopytywać, co się dzieje. Widziała rodziców w mundurach, często gdzieś znikali.

"Dzieci można przygotowywać na sytuację zagrożenia. Będą wiedziały, co mają zabrać i gdzie spotkać, jeśli zgubią się z rodzicami" – wyjaśnia Bilecka.

Jej dzieci przechodziły szkolenia. Najstarszy syn studiuje w Polsce, ale wcześniej był instruktorem paramedycyny. Obie córki także są wyszkolone w dziedzinie samoobrony.

W razie zagrożenia - oprócz domu - mają dwa inne ukrycia.

Mają też kilka planów ewakuacji – w Kijowie i poza stolicą. Rzeczy mają spakowane, w pogotowiu. Rodzina, bliscy, przyjaciele otrzymali niezbędne informacje, dzięki którym wiedzą, jak się zachowywać w razie niebezpieczeństwa.

"Współpraca jest najważniejsza. Między rodziną, sąsiadami czy przyjaciółmi.

Do czasu wojny powinniście ustalić plan. Uzgodnić, kto za co odpowiada, kto zajmie się starszymi ludźmi, kto dziećmi, a kto zwierzętami"

– wyjaśnia Bilecka.

W tych scenariuszach nie bierze pod uwagę wyjazdu z kraju. Na Ukrainie czuje się komfortowo, widzi przyszłość dla siebie i swojej rodziny. Poza tym, skąd gwarancja, że gdzie indziej nie dojdzie do wojny?

"To iluzja" – kwituje.

SZKOLENIE: Jak się zachować w Kijowie przy ostrzale artyleryjskim

Pytanie z sali: A skąd będą atakować Kijów?

Ołeksandr Bilecki: Z północy, wzdłuż lewego brzegu oczywiście. Dniepr to od wschodu naturalna przeszkoda.

Pytanie z sali: A czy jest sens wybiegać na ulicę?

Ołeksandr Bilecki: Jeśli wziąć doświadczenie obwodów donieckiego i ługańskiego, to głównie ostrzeliwała artyleria. Wtedy najlepiej ukryć się głęboko, by nie paść ofiarą wybuchu czy odłamków. Takim miejscem może być piwnica.

Ukraińcy. Donbas był jak strefa wokół Czarnobyla

Po pięciu latach wojny Ukraińcy pogodzili się z tym, że konflikt stał się elementem codzienności. W pewnym sensie nawet przewidywalnym. Donbas, jak Czarnobyl, stał się strefą wykluczenia, z którą większość mieszkańców nie miała nic wspólnego. Gdy zniknęło poczucie zagrożenia, zmniejszyło się też zapotrzebowanie na szkolenia Ukraińskiej Warty Kobiecej. W 2019 roku przeprowadzili ostatnie publiczne wydarzenie.

Pod koniec ubiegłego roku sytuacja wokół Ukrainy się zaostrzyła. Amerykańskie władze i media zaczęły regularnie donosić, że Rosja szykuje się do ataku. W przeciwieństwie jednak do 2014 roku, nie miały to być działania punktowe w południowej i wschodniej Ukrainie, tylko atak na masową skalę. Wielu mieszkańców zaczęło odczuwać niepokój. Szukało informacji, jak radzić sobie w przypadku eskalacji.

"Ludzie przywykli, by liczyć na rząd. W kryzysowej sytuacji on nie jest w stanie rozwiązać żadnych twoich problemów"

– mówi Ołeksandr Bilecki. "Wówczas jesteśmy zdani wyłącznie na siebie" – dodaje Ołena Bilecka.

Wznowiła szkolenia. Temat pierwszego brzmiał: "Przetrwanie w warunkach miejskich w przypadku działań zbrojnych, nadzwyczajnych sytuacji spowodowanych działalnością człowieka czy pochodzenia naturalnego".

Bilecka szacowała, że szkolenie odbędzie się dla 50 uczestniczek. Dostała tysiąc zgłoszeń od kobiet z różnych ukraińskich miast. Pierwsze dwieście trafiło na zajęcia pod koniec stycznia.

SZKOLENIE: Trzeba mieć co najmniej plan „a”, „b” i „c”

Ołeksandr Bilecki: Macie mieć przynajmniej trzy ukrycia. Jeśli jedno znajdzie się w strefie ostrzału czy działań zbrojnych, to pozostają dwa inne, gdzie możecie przebywać z waszymi bliskimi. Zawsze musicie mieć plany „a”, „b” i „c”.

Pytanie z sali: Jeśli mam daczę pod Kijowem, to lepiej pojechać tam, czy zostać w bloku?

Ołeksandr Bilecki: To wszystko zależy od wielu czynników. Bardzo często walki toczą się nie w samym mieście, a wokół niego. Do miasta trudniej wejść. Ale jeśli wokół miasta będzie spokój, to lepiej schronić się na daczy, bo tam jest więcej możliwości przeżycia.

Przy wyborze kryjówek zawsze szukajcie miejsc, gdzie jest blisko jedzenie, woda i paliwo.

Unikajcie budynków administracji publicznej, obiektów wojskowych, posterunków, szkół, węzłów drogowych, rurociągów, wież ciśnień, fabryk, mostów.

Weźmy na przykład szkoły. Tam można rozmieścić wielu wojskowych. A właśnie takie miejsca są ostrzeliwane, może dojść w ich pobliżu do starć albo pijani żołnierze mogą robić nieprzyjemne rzeczy. Wojna to nie zawsze dobre i szlachetne uczynki - mówi Bilecki.

SZKOLENIE: Jak niska kobieta ma powstrzymać napastnika?

Na scenie Wiktor Krajewski, instruktor samoobrony z ponad 40-letnim doświadczeniem i weteran wojny w Afganistanie, wyjaśnia, że najbardziej wrażliwymi miejscem są twarz i szyja. Dzięki skutecznym ruchom, uderzeniom lub uciskom nawet znacznie mniejsza osoba poradzi sobie z silnym napastnikiem.

Krajewski zaprasza uczestniczki szkolenia, by same się o tym przekonały. Odważa się kilka kobiet. Pokazuje, że jak napastnik łapie ofiarę, to najłatwiej wsadzić mu kciuki do oczu. Marija pyta:

"A co, jeśli jestem zbyt niska, by sięgnąć oczu?"

Krajewski obejmuje ją w pasie, a ona bez problemu umieszcza mu kciuki na powiekach.

Marija, gdy spotykam się z nią kilka dni po treningu, wciąż nie jest przekonana, czy poradziłaby sobie z kimś znacznie wyższym.

Poszła na kursy, bo chciała opanować panikę. Jak wyjaśnia, zna siebie i wie, że musi mieć plan, żeby zachować spokój w kryzysowej sytuacji. Odkąd w mediach zaroiło się od informacji o tym, że Kijów może stać się celem ataku, ogarnął ją niepokój.

"Osiem lat temu, gdy wybuchła wojna, byłam bardziej beztroska" – przyznaje Marija.

Marija. Wykańcza mnie to myślenie: napadną czy nie

W tym czasie rozpoczęła pracę w mediach, była redaktorką serwisu internetowego. Za każdym razem,, gdy wrzucała informację o zabitych żołnierzach, płakała. A informacje takie wrzucała prawie co dzień.

"To było trudne, bo ginął młody człowiek, czasami w moim wieku. Miał jakieś pragnienia, których nie zdążył zrealizować – mówi. – Wtedy też zaczęłam się zastanawiać, dlaczego ja nie idę walczyć. Ale rozumiałam, że byłam nieprzygotowana, słaba fizycznie. I bałam się śmierci".

Z czasem Marija nauczyła się żyć ze świadomością wojny, która choć toczy się w jej kraju, to z dala od domu. "Dopiero teraz, gdy pojawiło się zagrożenie ofensywą na pełną skalę, wróciły tamte myśli" – mówi.

Dziś Marija pracuje w organizacji zajmującej się ochroną środowiska. W pandemii musi pracować z domu i to także ma wpływ na jej obecny stan emocjonalny. "Jesteśmy sami z tą paniką. Wykańcza mnie to myślenie: napadną czy nie" – mówi Marija.

To właśnie z tego powodu Marija, nim jeszcze udała się na szkolenie Ukraińskiej Warty Kobiecej, sporządziła plan na wypadek niebezpieczeństwa. Wypisała kolejne punkty i wprowadzała je w życie:

  • spakowała plecak ratunkowy z dokumentami, pieniędzmi, apteczką i wyżywieniem;
  • sprawdziła, jaką ma grupę krwi;
  • spisała kontakty do rodziny, partnera i przyjaciół, a następnie wydrukowała listę;
  • kupiła więcej jedzenia, które spożywa na co dzień, ale ma dłuższy termin przydatności („Zamiast jednej paczki ryżu biorę dwie i niech sobie leży. Tak samo z konserwami czy orzechami. Nie kupuję nic niepotrzebnego, bo nie chcę potem tego wyrzucać”).

Podczas szkolenia zapisała cały zeszyt. Przestudiuje notatki, usystematyzuje je, podzieli się z nimi z przyjaciółmi. A następnie zacznie wcielać w życie.

SZKOLENIE: Blok jest jak wieś, tylko ustawiona pionowo

Ołeksandr Bilecki: Plan działań musicie stworzyć, nim zaczną się działania zbrojne. Musicie poznać sąsiadów, dowiedzieć się, kto obok was mieszka. Blok jest jak wieś, tylko ustawiona pionowo.

Pytanie z sali: Jak obronić się przed szabrownikami? Lepiej, by było widać, że w budynku mieszkają ludzie czy nie?

Ołeksandr Bilecki: Jeśli wcześniej porozumieliście się z sąsiadami, to najlepiej wystawić posterunki.

Im bardziej jesteście zorganizowani, tym trudniej na was napaść. Bez współpracy szabrownicy okradną wszystkich, budynek po budynku, a wy tylko będziecie czekać na swoją kolej. Jeśli wcześniej się umówicie, to w razie zagrożenia nie musicie mieć nawet broni, wystarczy, że razem wyjdziecie na ulicę i zaczniecie ich przeganiać. W większości przypadków ludzie, którzy grabią, nie chcą konfliktowych sytuacji, tylko po cichu zrobić tak, by im wszystko oddano.

Oksana. Babcia radzi piec suchary

Oksana Diaczenko, 42-letnia architektka i malarka, siedzi pośrodku sali. Obok znajomej, którą przypadkowo spotkała. Słuchają z taką uwagą, że nawet nie porozmawiały.

Oksana przyszła, bo chciała rozumieć, jak ma postępować w razie zagrożenia. „Mieszkam sama, więc jak mam się obronić? Jak właściwie postępować?”.

"Wszyscy mówią, że mogą na nas napaść. Nie chcę ulegać panice, chcę skorzystać z okazji i pozyskać informacje, jak się zachować w razie niebezpieczeństwa" – mówi.

Od wybuchu wojny w Donbasie Diaczenko miała w domu zestaw niezbędnych rzeczy (m.in. tabletki paliwowe, linę, taśmę klejącą, opaski uciskowe). Ale gdy się przeprowadzała, rozpakowała go. Teraz musi pakować wszystko od nowa. Największy problemem jest prowiant. Od rana do wieczora Diaczenko pracuje. W biurze kreśli projekty czasami po kilkanaście godzin dziennie. I rzadko je w domu.

"Rozejrzałam się po pustkach w kuchni i pomyślałam, że tak nie może być. Kupiłam kilka paczek płatków owsianych i jeszcze trochę podobnych rzeczy" – mówi Diaczenko.

Na pewno na miesiąc nie wystarczy. Może posłuchać 94-letniej babci?

Zadzwoniła któregoś dnia: "Oksana, tylko nie krzycz na mnie ani nie złość się. Upiecz suchary".

SZKOLENIE: Kupić worek soli

Babcia przeżyła II wojnę światową i pamięta jej koszmary. Zginęło wtedy pięcioro z dziewięciorga rodzeństwa. Babcia opowiadała Diaczenko, jak Niemcy chcieli ją zabrać, ale mama wysmarowała jej twarz sadzą i w ciemności jej nie zauważyli; jak rozstrzeliwano mężczyzn we wsi; jak głodni szukali niezebranych buraków w polu.

"Moja babcia zawsze się martwi, gdy nie ma w domu chleba" – mówi

Innym razem babcia dzwoniła do Diaczenko i mówiła, żeby kupić sól. Tę samą radę słyszy z ust Ołeksandra Bileckiego podczas wykładu.

Sól to bowiem świetny środek konserwujący.

"Kupcie worek i postawcie gdzieś. Nawet jak skamienieje, nic się nie stanie" – mówił Bilecki.

SZKOLENIE: Poznajcie swoich sąsiadów

Diaczenko jednak śmieje się, że kuchnia wciąż jest raczej pusta, sucharów nie upiekła, a soli nie kupiła. Mimo frywolnego tonu, sytuację traktuje poważnie. Wie, że zostanie w Kijowie, bo musi zadbać o mamę i babcię.

Najtrudniejszym zadaniem, o którym usłyszała podczas treningu, jest zorganizowanie wspólnoty.

Mieszka w kilkupiętrowym budynku, tzw. stalince. Większość mieszkańców to starsi profesorowie z Państwowej Akademii Nauk zajęci swoimi sprawami. Sąsiedzi się nie znają. Dopiero po treningu Diaczenko zaczęła się im przypatrywać. Odkryła, że na parterze mieszka wojskowy. On i dozorczyni mogą być dobrymi ludźmi do rozmowy, gdy tylko znajdzie czas. Ponadto sprawdziła, gdzie jest piwnica. Na drzwiach wisi kłódka, ale łatwo ją zerwać.

SZKOLENIE: Przy ostrzale zakręcamy gaz

Ołeksandr Bilecki: Jeśli macie większe mieszkanie, to szukacie pomieszczenia bez okien, np. łazienka, choć u nas w większości ściany są z karton-gipsu, więc byle wybuch wszystko zniesie od razu. Nawet do wanny można się schować, żeby was kula nie sięgnęła.

Pytanie z sali: U nas często obok łazienki jest kuchnia z gazową kuchenką. Co robić?

Ołeksandr Bilecki: Jak jest ostrzał, to w domu trzeba zakręcić gaz.

Olha. Znajomi z Izralea mówią, że do wojny się przywyka

Pytanie zadaje 34-letnia Olha Kowalenko. Siedzi po prawej stronie sali w jednym z ostatnich rzędów. Na co dzień pracuje w firmie informatycznej. Studia kończyła w czeskim Brnie. Pracowała w firmach międzynarodowych. Ma znajomych na całym świecie.

Gdy wybuchła wojna w Donbasie, napisała do znajomych z Izraela, jak oni żyją w stanie ciągłej wojny. „Po prostu się do tego przywyka” – otrzymała kilka takich samych wiadomości. Nie rozumiała, co mają na myśli.

Aż kilka lat później któryś ze znajomych napisał do niej: „I co, jak się żyje z wojną?”.

"Kurde, przywykasz do tego. Wiesz, że trwa wojna, ale nie tutaj. Znajomi przyjeżdżali do mnie zza granicy. Pytali, czy jest niebezpiecznie w Kijowie. Mówiłam, że trwa wojna, ale dość daleko i tutaj żyjemy zwykłym życiem. Przyjechali i na początku byli przerażeni, dopóki nie zobaczyli, że naprawdę tu nie dzieje się nic strasznego" – mówi.

Kowalenko porównuje ten stan do pandemii. Gdy na Ukrainie potwierdzono pierwszy przypadek COVID-19, ludzie panikowali. Dwa lata później na covid zapada ponad trzydzieści tysięcy osób dziennie i trudno znaleźć kogoś, kto nie przyjmuje tego z obojętnością.

Ją jednak ostatnie wydarzenia ją przestraszyły. Gdy negocjacje między NATO i Stanami Zjednoczonymi a Rosją wydawały się zmierzać do fatalnego dla Ukrainy końca, u Kowalenko zaczęła mieć kłopoty ze snem – długo leżała w łóżku i budziła się w nocy. Myśli ciągle wracały do możliwej inwazji.

Miała zaplanowany urlop pod koniec stycznia. Wizytę u znajomych z Czech, których przez pandemię nie widziała od dwóch lat. W ostatnim momencie zrezygnowała. Bała się, że jeśli dojdzie do wojny, nie będzie mogła wrócić, a jej matka zostanie sama.

Gdy w internecie natknęła się na informacje o szkoleniu Ukraińskiej Warty Kobiecej, wysłała zgłoszenie.

Olha: Trzeba się przygotować

"Okazało się, że są ludzie, którzy są ciągle w gotowości. I jesteśmy my, którzy po ośmiu latach zrozumieli, że w ich kraju naprawdę trwa wojna" – mówi.

  • Już wcześniej zrobiła zapasy, m.in. tuńczyk, ryż, bulgur.
  • Rozmawiała z przyjaciółmi o ewentualnych scenariuszach działania.
  • Miała zebrane dokumenty, a dodatkowo zgrała ich kopie na pendrive.
  • Po szkoleniu dokupiła cukier, sól i zapałki.
  • Zaczęła się zastanawiać, czy nie kupić agregatu prądotwórczego, bo w domu mamy wszystko działa na energię elektryczną.
  • A już na pewno zamówi gaśnicę, bo okazało się, że nie ma jej w mieszkaniu.

W firmie, w której pracuje Kowalenko, szefostwo też się przejęło. Rozesłało pracownikom ankiety. Ilu masz członków rodziny? Czy jesteś gotowy wyjechać do innego miasta na Ukrainie? Czy jesteś gotowy wyjechać za granicę? Czy masz ważną wizę? Czy masz biometryczny paszport?

Przełożeni rozważają różne warianty, w tym ewakuację przynajmniej części pracowników. Firma ma kontrakty, które muszą zostać zrealizowane niezależnie od okoliczności. Według Kowalenko, surowe terminy nie zostaną odroczone, nawet gdyby Kijów znalazł się w oblężeniu.

Kolejnego urlopu Rosja mi nie odwoła

Zdaje sobie sprawę, że kryzys z Rosją będzie trwał długo. Kreml od kilku lat regularnie ściąga wojska do granicy z Ukrainą. Zwróciła na to uwagę, gdy Facebook przypomniał jej, że martwiła się rosyjskim atakiem rok temu.

"Strasznie szybko to wylatuje z pamięci. Napięcie mija, wypuszczasz powietrze i mówisz sobie: »no, już po wszystkim«, a to dzieje się ponownie" – przyznaje.

Dlatego z jednej strony przygotowuje się do najgorszego, a z drugiej - coraz częściej rozważa wyjazd z kraju, jeśli to nie będzie wiązało się z pogorszeniem jej statusu społecznego. Nie ma siły, by ciągle żyć w zagrożeniu. Nie chce ciągle brać życia na pauzę i wstrzymać oddech; czekać, co się wydarzy.

Na razie jednak postanowiła, że co by się nie działo, nie skasuje kolejnego urlopu. Zaplanowała go na 8 marca, chce wybrać się do ciepłych krajów. I nawet kolejna odsłona wojny jej nie powstrzyma.

;
Na zdjęciu Paweł Pieniążek
Paweł Pieniążek

dziennikarz stale współpracujący z „Tygodnikiem Powszechnym”. Relacjonował wydarzenia m.in. z Afganistanu, Górskiego Karabachu, Iraku, Syrii i Ukrainy. Autor książek, w tym „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii" (Wydawnictwo Czarne 2019). Laureat nagrody dziennikarskiej MediaTory.

Komentarze