Przygraniczne protesty polskich rolników przeciwko importowi ukraińskiego zboża nie są nawet w przybliżeniu proporcjonalne do tymczasowych zakłóceń na rynku, jakie ten import spowodował. Nie jest to więc kwestia ekonomiczna, ale polityczna — pisze ekonomistka Iana Okhrimenko
„Protesty przeciw importowi ukraińskiego zboża (...) prowadzą do pogorszenia stosunków polsko-ukraińskich na wszystkich szczeblach, podważają bezpieczeństwo na Ukrainie poprzez zakłócenia dostaw i zawężają możliwości przyszłej współpracy polsko-ukraińskiej w ramach UE. Jedyną stroną, która na tym korzysta, jest Rosja” – pisze ekonomistka Iana Okhrimenko z Centrum Strategii Gospodarczej w Kijowie.
Publikujemy tekst z rzadko obecnym w polskich mediach eksperckim głosem z Ukrainy.
Ekonomiści mogą przedstawić co najmniej kilka dobrze uzasadnionych argumentów na rzecz protekcjonizmu handlowego. I trudno się nie zgodzić, że obywatele mają prawo protestować, jeśli rząd nie dba dobrze o ich interesy. Nie ma jednak dobrego powodu, by polscy rolnicy blokowali ukraińską granicę. Protesty, które rzekomo mają na celu ochronę interesów polskich rolników, mają niewiele wspólnego z wyimaginowanym „ukraińskim zagrożeniem”. Co więcej, na dłuższą metę są one szkodliwe dla wszystkich, w tym polskich rolników — i jest ku temu kilka dobrych powodów.
Po pierwsze, w momencie rozpoczęcia protestów (pod koniec marca 2023 r.) nie było już do nich podstaw. Umowa zbożowa zezwalała na eksport drogą morską przez rok, począwszy od lipca 2022 r., a ukraiński korytarz morski skutecznie ją zastąpił we wrześniu 2023 r. Stosunkowo niedawna ukraińska inicjatywa ubezpieczenia statków od ryzyka wojennego ma również na celu dalszy rozwój handlu morskiego. Transport morski jest najwygodniejszym i najbardziej opłacalnym sposobem eksportu ukraińskiego zboża, a po początkowym szoku ponownie staje się strategią priorytetową. Wracając do początkowej tezy: powrót do strategii eksportu morskiego pozwolił ukraińskim eksporterom na znaczne ograniczenie wysyłek do Polski jeszcze przed rozpoczęciem protestów. W kwietniu 2023 r. praktycznie nie było podstaw do żądania zakazu importu ukraińskiego zboża do Polski.
Ponadto należy pamiętać, że oficjalne statystyki importowe mogą być dość mylące bez kontekstu. Jak mówi Taras Kachka (przedstawiciel handlowy Ukrainy i wiceminister gospodarki), małe punkty handlujące ukraińskim zbożem są w Polsce dość powszechne. Praktyka ta wpływa zarówno na statystyki importowe, jak i eksportowe. Chociaż import ukraińskiego zboża do Polski wzrósł od marca 2022 r., wzrósł również eksport polskiego zboża do krajów europejskich. Dlatego wpływ ukraińskiego zboża na polskich rolników jest przesadzony — znaczna część zboża trafia do innych krajów europejskich.
Nawiasem mówiąc, dość popularna w Polsce narracja, że dzięki zgodzie na import ukraińskiego zboża ukraińskie duże gospodarstwa rolne wzbogacają się kosztem polskich rolników, również jest wątpliwa. Rzeczywiście, ukraińska produkcja rolna jest bardziej skoncentrowana: na Ukrainie udział przedsiębiorstw o powierzchni 100 hektarów lub większej wynosi 44 proc. (stan na 2022 rok), podczas gdy w Polsce około 1 proc. (stan na 2020 rok). Jednocześnie 56 proc. ukraińskich gospodarstw rolnych ma powierzchnię mniejszą niż 100 hektarów, gdy całkowita powierzchnia polskich gruntów rolnych jest ledwo porównywalna z ukraińską.
Trzeba być naiwnym, by zaprzeczać znaczącemu wpływowi wielkich producentów na ukraiński sektor rolny. Niemniej mają oni wystarczające możliwości, aby eksportować duże ilości produktów drogą morską. Blokada powoduje największe szkody dla stosunkowo małych producentów żywności.
Podsumowując, przygraniczne protesty polskich rolników przeciwko importowi ukraińskiego zboża nie są nawet w przybliżeniu proporcjonalne do tymczasowych zakłóceń na rynku, jakie ten import spowodował. Nie jest to więc kwestia ekonomiczna, ale polityczna — pisze ekonomistka Iana Okhrimenko z Centrum Strategii Gospodarczej w Kijowie.
Polskie rolnictwo odgrywa ważną rolę w polskiej gospodarce, a polscy rolnicy są w dużym stopniu zależni od finansowania w ramach Wspólnej polityki rolnej. W 2022 r. Polska otrzymała 3.4 mld euro z Europejskiego Funduszu Rolniczego Gwarancji (tak zwanego „pierwszego filaru”, mającego na celu przede wszystkim zapewnienie wsparcia dochodowego dla rolników) i 1.0 mld euro z Europejskiego Funduszu Rolnego na rzecz Rozwoju Obszarów Wiejskich, będąc piątym co do wielkości beneficjentem WPR. Około 40 proc. dochodów czynników produkcji rolnej w Polsce pochodzi z dopłat bezpośrednich i subsydiów WPR. Warto zwrócić uwagę, że poziom produktywności pracy w Polskim rolnictwie (obliczony jako wartość produkcji rolnej na pracownika na podstawie danych Eurostatu) jest prawie 3 razy niższy od przeciętnej wartości UE, więc znaczące finansowanie słabo przekłada się na dobrobyt rolników.
Należy również rozumieć, że cykl polityczny Komisji Europejskiej dobiega końca: wybory do Parlamentu Europejskiego odbędą się w czerwcu, a nowa Komisja zostanie utworzona jesienią. Innymi słowy, już w 2024 rozpocznie się opracowywanie nowej polityki rolnej UE po 2027 roku. WPR doświadczyła już wielu zmian podczas swojej długiej historii. Wśród ostatnich zmian – w systemie płatności bezpośrednich od 2015 r. zaproponowano bardziej jednolite podejście do obliczania płatności wśród członków UE i ostatecznie nastąpiło odejście od skomplikowanego systemu dopłat za produkcję. Ponadto wprowadzono wymogi dotyczące zrównoważonej produkcji, których rolnicy muszą przestrzegać, aby kwalifikować się do płatnośсi w pełnej wysokości. Obecna retoryka Brukseli jest w dużym stopniu ukierunkowana na etyczne i zrównoważone rolnictwo. Rolnicy są zatem zaniepokojeni potencjalnym wzrostem kosztów produkcji: w niektórych państwach członkowskich (np. w Polsce) może on wpłynąć na dobrobyt drobnych rolników.
Z czym więc mamy do czynienia? Weźmy wysoki poziom niepewności gospodarczej, rosnące koszty nakładów i spadające ceny produktów rolnych w skali globalnej, dodajmy zależność od WPR i niemożność spełnienia jej wymogów w pełnym zakresie – i mamy gotowy przepis na frustrację wśród polskich rolników. Jednak pytanie, dlaczego ta frustracja jest skierowana na ukraińskie produkty rolne (w szczególności ukraińskie zboże wyrzucane na ziemię podczas protestów) pozostaje otwarte. Odnosi się wrażenie, że blokowanie ukraińskiej granicy jest po prostu najbardziej dostępną i najgłośniejszą (choć nieskuteczną) formą protestu.
Przejdźmy do drugiej strony tego konfliktu – Ukraińców. Tak, celowo wspomnieliśmy o Ukraińcach, a nie tylko o ukraińskich rolnikach i eksporterach, ponieważ blokada dotyczy nas wszystkich.
Nieprzerwana logistyka to kwestia dostaw żywności, broni i leków; krótko mówiąc, to kwestia naszego przetrwania. Być może nie da się tego zrozumieć, nie żyjąc w kraju ogarniętym wojną.
Polscy rolnicy twierdzą, że nie mogą konkurować z rolnikami ukraińskimi, ponieważ ci ostatni nie są zobowiązani do przestrzegania wszystkich wymogów UE w zakresie kontroli jakości. Nie uwzględniają one jednak prawie nieistniejącego wsparcia ze strony państwa (ukraińscy rolnicy mają do dyspozycji jedynie ograniczone dotowane kredyty). Dodajmy do tego fakt, że rozminowywanie odbywa się w dużej mierze kosztem ukraińskich rolników, a niedobory wody (przypomnijmy wybuch zbiornika w Kachowce) pozostają ogromnym problemem dla rolnictwa i przemysłu przetwórstwa spożywczego, który zlokalizowany jest głównie na południu Ukrainy. Takie są też realia dzisiejszej Ukrainy. To jest wysoka cena ukraińskiego zboża – i gdy jest wysypywane na drogi, oburzenie ukraińskiego społeczeństwa jest całkiem naturalne.
Niezależnie od scenariusza przyszłego rozwoju sytuacji, możemy być pewni dalszej integracji gospodarczej Ukrainy z UE. Ukraina może stać się dla Polski cennym partnerem w lobbingu na rzecz wspólnych interesów w rozwoju nowej edycji WPR. Ponadto wolny handel między Polską a Ukrainą pozwala obu stronom rozwijać łańcuchy wartości. W 2021 r. Ukraina kupowała 18,9 proc. polskiego eksportu nawozów, podczas gdy w 2023 r., ta wartość wynosiła już 32,2 proc. Jednocześnie ukraiński import polskich produktów zwierzęcych (których produkcja bezpośrednio zależy od dostępu do stosunkowo taniego zboża) wzrósł wielokrotnie między 2021 a 2022 r. Brak odpowiedniego dialogu między Kijowem, Brukselą i Warszawą, którego jesteśmy obecnie świadkami, będzie drogo kosztować zarówno Polskę, jak i Ukrainę w długim okresie.
Protesty przeciw importowi ukraińskiego zboża nie mają nic wspólnego z fantomowym „ukraińskim zagrożeniem”. Wręcz przeciwnie, prowadzą do pogorszenia stosunków polsko-ukraińskich na wszystkich szczeblach, podważają bezpieczeństwo na Ukrainie poprzez zakłócenia dostaw i zawężają możliwości przyszłej współpracy polsko-ukraińskiej w ramach UE. Jedyną stroną, która na tym korzysta, jest Rosja. Protesty osłabiają zarówno polską, jak i ukraińską gospodarkę, co jest na rękę wspólnemu wrogowi. W najbardziej pesymistycznym scenariuszu polscy rolnicy mogą przekonać się z własnego doświadczenia, jak to jest uprawiać zboże w kraju ogarniętym wojną.
Informacja od Centre od Economic Strategy: Niniejszy materiał powstał przy wsparciu Centrum Wspierania Aktywności i Rozwoju Inicjatyw Obywatelskich „Ednannia”, które jest częścią projektu „Inicjatywa Wspierania Sektora Społeczeństwa Obywatelskiego” wspieranego przez Agencję Stanów Zjednoczonych ds. Rozwoju Międzynarodowego
Komentarze