Jeszcze niedawno mogły być w armii co najwyżej telefonistkami, kucharkami lub lekarkami. Dzisiaj walczą na froncie ramię w ramię z mężczyznami, dowodzą pododdziałami, prowadzą operacje wywiadowcze, są snajperkami. Wojna zmieniła rolę kobiet w Siłach Zbrojnych Ukrainy
Na zdjęciu: Julia Mykytenko, jedna z bohaterek tekstu. Fot: Anastasiia Olijnyk
Dzięki rozwojowi technologii prowadzenie wojny w XXI wieku bardzo się zmieniło. Często pomiędzy stronami konfliktu nie dochodzi do bezpośrednich starć na polu walki. Teraz siła fizyczna już się nie liczy. Znaczenia nabierają rozum, spryt, umiejętność racjonalnego i szybkiego podejmowania decyzji. Te cechy nie mają płci, ale nowa strategia walki zdecydowanie otwiera pole dla równouprawnienia kobiet i mężczyzn w armii.
O feministycznej rewolucji na polu walki pisze Krystyna Garbicz.
„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie
Dlaczego kobieta idzie na wojnę? Każda ma inną motywację. Ukraińska dziennikarka Anastasija Błyszczyk chwyciła za broń trzy miesiące po tym, jak 4 maja we wsi Dowheńke pod Iziumem w obwodzie charkowskim został zabity jej narzeczony, znany korespondent wojenny Ołeksandr Machow. Bronił ojczyzny w 95. Samodzielnej Brygadzie Desantowo-Szturmowej Sił Zbrojnych Ukrainy. Historię Machowa opisaliśmy w maju 2022 roku w OKO.press.
Anastasija postanowiła kontynuować sprawę ukochanego i spełnić jego marzenie: wywiesić żółto-niebieską flagę nad wolnym Ługańskiem, skąd pochodził. Walczy na kierunku słobożańskim na Charkowszczyźnie. To nie przypadek. Chce być tam, gdzie walczył i zginął jej narzeczony.
Nauczyła się strzelać i opanowała podstawy medycyny pola walki, by ratować swoich braci i siostry na froncie. Jest ambasadorką Kobiecego Ruchu Weteranów. Utrzymuje kontakt z innymi kobietami, które straciły swoich mężów na wojnie.
Nie jest w stanie żyć w cywilu. Armia to jedyne miejsce, gdzie jest jej łatwiej.
Media społecznościowe Anastasiji są listą wspomnień o ukochanym.
4 października pisze:
„Dziś byłam w Dowheńkiem, niedaleko Iziumu. Wieś jest całkowicie zniszczona. Na zdjęciu patrzę na przeklęte miejsce, w którym przestało bić serce największej miłości mojego życia.
Kocham cię, mój desantowcu, przecież słyszysz mnie! Jesteś ze mną, wiem!
#МаховГерой”
Anastasija wierzy, że Ołeksandr stał się jej aniołem i chroni ją.
Po rozpoczęciu rosyjskiej agresji na Ukrainę w 2014 roku w szeregach Sił Zbrojnych Ukrainy (SZU) zwiększyła się liczba kobiet. W 2013 roku w wojsku ukraińskim służyło ich 16,5 tys., a w 2021 roku – ponad 32,5 tys., czyli prawie dwa razy więcej. Po rosyjskiej inwazji na pełną skalę w lutym 2022 roku, do szeregów armii dołączyło jeszcze 7 tys. kobiet.
Obecnie w SZU jest ponad 50 tys. kobiet (razem z cywilnymi pracownicami). Około 38 tys. służy na tyłach, a 5 tys. walczy na froncie. Przed 24 lutego kobiety stanowiły 15-25 proc składu ukraińskiej armii. To liczba znacznie wyższa niż w innych krajach. Dzisiaj odsetek jest mniejszy, ale tylko dlatego, że zmobilizowano wielu mężczyzn.
W 2013 roku ponad 1,6 tys kobiet zajmowało stanowiska oficerskie, a w 2020 roku liczba ta wzrosła do 4,8 tys. Obecnie, według danych ukraińskiej redakcji BBC, na stanowiskach oficerskich służy ponad 8 tys. kobiet. Od 2014 do 2020 roku 1632 kobiety otrzymały odznaczenia państwowe.
Obraz kobiety wojowniczki coraz bardziej wypiera obraz kobiety-Berehyni (słowiańskiej bogini, opiekunki rodziny) czy kobiety-Barbie. Ukraińska filozofka Tamara Zlobina ten proces zmiany społecznej nazywa „rozkładem płci”. W świadomości Ukraińców kształtują się nowe role kobiety, bardziej samodzielnej i niezawisłej.
Do zmiany tego myślenia przyczyniło się rosnące znaczenie żołnierek SZU. Jednak pozycja kobiety w ukraińskiej armii jeszcze kilka lat temu wyglądała inaczej.
Według historyków podczas II wojny światowej po stronie radzieckiej walczyło około 800 tys. kobiet. Były nie tylko sanitariuszkami, ale snajperkami czy pilotkami.
Po wojnie, aby przywrócić odpowiedni wskaźnik urodzeń, władze radzieckie potraktowały kobiety jako zasób do reprodukcji.
– W latach 60. rozpoczął się trend obrony macierzyństwa. Władze zakazały kobietom w wieku rozrodczym wykonywania ciężkich zawodów, które mogłyby w jakimś stopniu wpłynąć na ich zdrowie reprodukcyjne – mówi Hanna Hrycenko, ukraińska socjolożka, badaczka z Instytutu Programów Genderowych.
– W armii kobiety miały prawo do służby wyłącznie na stanowiskach uznawanych za bezpieczne. Nie brano pod uwagę, czy kobieta chciała mieć dzieci, czy nie. W rezultacie kobiety nie mogły pełnić służby na stanowiskach bojowych. Nie mogły także liczyć na awans. Kobieta mogła być w załodze czołgu, ale nie mogła zostać jego dowódcą. Lista stanowisk była ograniczona. Dotyczyło to także stanowisk cywilnych.
Kobiety mogły być co najwyżej telefonistkami, maszynistkami, kucharkami lub lekarkami.
Wraz z rozpadem ZSRR tę logikę przejęła niepodległa Ukraina. W poradzieckiej armii ukraińskiej do 2014 roku kobiety nie mogły zrobić kariery. W SZU służyły przeważnie żony, córki czy znajome wojskowych na kierowniczych stanowiskach. Zajmowały stanowiska, które dla mężczyzn były nie prestiżowe i nisko płatne.
Listy możliwych specjalności wojskowych dla kobiet były ograniczone. Zakazy z biegiem czasu wyglądały coraz bardziej absurdalnie. Hanna Hrycenko tłumaczy:
– Kobieta nie mogła być fotografem wojennym, ponieważ w czasach radzieckich była to osoba, która nosiła ciężki aparat fotograficzny na statywie. Od dawna nie ma takich aparatów, ale zakaz obowiązywał jeszcze przez długi czas.
Do 2014 roku ukraińska armia była konserwatywną strukturą, w której panowały patriarchalne porządki.
W pierwszych latach wojny rosyjsko-ukraińskiej wiele kobiet szukało sposobu, żeby dostać się na front. Były przyjmowane do służby w armii jako krawcowe czy kucharki, chociaż w rzeczywistości pełniły funkcje snajperek lub zajmowały inne stanowiska bojowe.
Dowódcy nie mogli przyjąć na służbę kobiety jako oficera wywiadu, ponieważ brakowało odpowiednich regulacji.
Z drugiej strony, w społeczeństwie wciąż mocno był zakorzeniony stereotyp, że kobieta powinna zajmować się domem. Mimo to kobiety dołączały do szeregów SZU. Ich półlegalny status powodował jednak, że kiedy żołnierka została ranna albo zakończyła służbę, nie przysługiwały jej żadne przywileje czy odszkodowania. Nie mówiąc już o odpowiednim żołdzie podczas służby.
– Jeśli kobieta jest oficjalnie zatrudniona jako szefowa łaźni polowej, jak wyjaśnić, dlaczego brała udział w działaniach bojowych, gdzie została ranna? Zasługuje na przywileje, tak samo, jak inni weterani – tłumaczy Hanna.
Według socjolożki istnieją dwa warianty stosunku do kobiet w wojsku. W wariancie przyjaznym dowódcy „chronią” kobiety przed tym, co może je spotkać na wojnie, dlatego wielu rzeczy nie pozwalają im robić. W drugim, mniej przyjaznym wariancie,
kobiety są poniżane, obrażane, czyli stosuje się wobec nich klasyczny seksizm.
Hrycenko razem z innymi ukraińskimi socjolożkami, aktywistkami, weterankami oraz działaczkami kultury postanowiła zmienić radzieckie podejście do kobiet w wojsku. W 2015 roku powstał projekt społeczny „Niewidzialny Batalion”, którego celem jest wsparcie i obrona praw ukraińskich kobiet na wojnie. Jego twórczynią jest Maria Berlińska – ukraińska żołnierka, która służyła w wywiadzie lotniczym, weteranka, wolontariuszka i obrończyni praw kobiet.
Projekt rozpoczął się od socjologicznych badań nad udziałem kobiet w wojnie. Potrzebę takich badań zgłosiły same żołnierki, które spotykały się z seksizmem i dyskryminacją w armii. Badania prowadziły Hanna Hrycenko, Anna Kwit i Tamara Marceniuk. Miały trzy etapy: „Niewidzialny Batalion 1.0: Kobiety na wojnie”, „Niewidzialny Batalion 2.0: powrót weteranek do cywilnego życia” oraz „Niewidzialny Batalion 3.0: molestowanie seksualne w sferze wojskowej w Ukrainie”.
Uczestniczki projektu przeprowadziły szeroko zakrojoną kampanię, żeby nagłośnić wyniki badań. Ukazał się m.in. kalendarz ze zdjęciami Ukrainek, które walczyły na froncie, a w 2017 roku miała miejsce premiera filmu o takim samym tytule. „Niewidzialny Batalion” przedstawia sześć historii kobiet, które brały udział w działaniach bojowych na wschodzie Ukrainy. Wśród bohaterek jest znana ratowniczka medyczna Julia Pajewska – „Tajra”, która była na froncie jako wolontariuszka od 2014 roku.
– Nasze podejście różniło się tym, że chciałyśmy nie tylko tylko publikować artykuły, ale na podstawie naszych badań wpływać na zmianę polityk i prawa. Rozmawiałyśmy z mediami o widoczności kobiet w wojsku, zapraszałyśmy na prezentacje pracowników SZU. Przychodził jeden pułkownik, który nie od razu zrozumiał, w czym rzecz. Dopytywał: „Jeśli jest kobieta, która zasługuje na awans, powiedzcie nam”. Tłumaczyłyśmy, że nie o to chodzi – mówi Hrycenko. – Nie może być tak, że pan pułkownik, który jest odpowiedzialny za zasoby ludzkie, w trybie ręcznym wybiórczo kogoś umieszcza w windzie kariery.
Ta winda powinna jechać do góry automatycznie, ze względu na kwalifikacje, nie płeć.
Dzięki szerokiemu rozgłosowi „Niewidzialnego Batalionu”, Ministerstwo Obrony pod naciskiem opinii publicznej w czerwcu 2016 roku rozszerzyło o 63 pozycje listę stanowisk bojowych, które kobiety mogą zajmować w Siłach Zbrojnych Ukrainy.
W 2018 roku weszła w życie ustawa „O poprawkach do niektórych ustaw w kwestii zapewnienia równych praw i możliwości kobietom i mężczyznom podczas służby wojskowej w Siłach Zbrojnych i innych formacjach wojskowych”. Oficjalnie zagwarantowała ona równość kobiet i mężczyzn w armii. Od lutego 2022 roku kobiety mogą służyć w różnych rodzajach wojsk i we wszystkich specjalnościach bojowych. Mogą wykonywać takie same zadania i mieć taką samą rangę w armii jak mężczyźni.
Ukraina ma trzy kobiety generałów. Pierwszą Ukrainką, która otrzymała stopień generał majora służby medycznej, została w 2018 roku Liudmyła Szuhalej. W 2020 roku do stopnia generał majora awansowała Julia Laputina, pracownica Służby Bezpieczeństwa Ukrainy. Rok później Tetiana Ostaszczenko została pierwszą generał brygady w Siłach Zbrojnych Ukrainy. Wśród starszych oficerów służy ponad tysiąc kobiet, ponad 800 jest dowódcami oddziałów.
Od 2019 roku kobiety mogą studiować na uczelniach wojskowych, co zwiększa ich szanse na karierę w armii.
Hrycenko podkreśla, że walka „Niewidzialnego Batalionu” o równość płci w wojsku zwróciła uwagę także na brak równouprawnienia w cywilnych zawodach. Cywilny kodeks pracy zabraniał kobietom pracy w 450 profesjach. 21 grudnia 2017 roku Ministerstwo Zdrowia Ukrainy odwołało swoje zarządzenie nr 256, które zawierało listę zawodów zakazanych dla kobiet.
W ciągu ostatnich ośmiu lat znacząco zmienił się stosunek społeczeństwa do kobiet idących do wojska. Socjolożka Tamara Marceniuk porównuje dwa badania opinii publicznej na ten temat: pierwsze zostało przeprowadzone przez Kijowski Międzynarodowy Instytut Socjologii w 2018 roku, drugie przez agencję badawczą InfoSapiens po inwazji rosyjskiej w kwietniu 2022 roku.
Jeśli w 2018 roku ideę równych praw i możliwości dla mężczyzn i kobiet w Siłach Zbrojnych popierało około 53 proc. Ukraińców, to w 2022 roku odsetek ten wzrósł do 80 proc.
Ukraińskie społeczeństwo przez lata wojny przyzwyczaiło się do żołnierek i pozytywnie ocenia wizerunek kobiet w wojsku.
Pomagają też media. Po rosyjskiej inwazji na pełną skalę żołnierki są częściej bohaterkami materiałów. Nawet najpopularniejsze magazyny modowe, jak ELLE Ukraine, publikują całe cykle historii kobiet na wojnie.
– Wcześniej żołnierki rzadko pojawiały się w mediach, a jeśli już, to pokazywano je jako panie z manicure i makijażem. Podkreślano ich urodę, to, że nawet w warunkach polowych potrafią dbać o swój wygląd. Pytano, co ich mężowie sądzą o tym, że walczą na froncie, jak doszło do tego, że je tam puścili. Teraz narracje mediów się zmieniły. Nie ma materiałów o charakterze dyskryminacyjnym – mówi Hrycenko.
W 2018 roku Ukraiński Instytut Pamięci Narodowej wydał książkę korespondentki Jewheniji Podobnej „Diwczata zrizajut` kosy” („Dziewczyny obcinają warkocze”]. Autorka zebrała historie 25 kobiet, które brały udział w działaniach bojowych w latach 2014-2018. Jedną z bohaterek jest poległa w 2019 roku Jana Czerwona „Wiedźma”, która była strzelcem karabinu maszynowego.
Zmieniła się publiczna retoryka, zaszły zmiany na poziomie ustawowym. Dzień Obrońców Ukrainy od 2021 roku jest Dniem Obrońców i Obrończyń Ukrainy. „Nie każdy mężczyzna jest obrońcą Ukrainy, nie każdy obrońca jest mężczyzną!”– piszą aktywiści i aktywistki w mediach społecznościowych.
Politycy w swoich przemówieniach wspominają „chłopców ” i „dziewczyny” walczących na froncie.
– Oczywiście, są dowódcy, zwłaszcza z pokolenia wojskowych zaczynających karierę w Związku Radzieckim, którzy nie przyzwyczaili się, że kobieta wykonuje zadania bojowe. Teraz uczą się to akceptować. Armia jest przekrojem społeczeństwa, jeśli w społeczeństwie jest seksizm, to tam również – mówi Hanna Hrycenko.
W 2019 roku powstał Kobiecy Ruch Weteranek – inicjatywa kobiet, które wróciły do cywilnego życia, ale chcą zadbać o to, żeby weteranki otrzymały wsparcie i możliwość wzajemnych kontaktów w swoim środowisku.
Według Hrycenko „Niewidzialny Batalion” jest przykładem oddolnej inicjatywy, która pozwala współpracować z władzą oraz osiągnąć ważny polityczny rezultat w stosunkowo krótkim czasie. I przede wszystkim łamie stereotypy na temat kobiet.
Marusia Zwirobij (naprawdę nazywa się Ołena Sambył) jest wolontariuszką, ochotniczką, instruktorką w ośrodku szkolenia wojsk powietrznodesantowych, działaczką społeczną. Ukończyła studia dziennikarskie. Przed Majdanem była prywatną przedsiębiorczynią, uczyła projektowania i zajmowała się reklamą.
Od początku wojny zaczęła pomagać wojsku. Latem 2014 roku zorganizowała poligon podstawowego szkolenia wojskowego, na którym instruktorzy-ochotnicy z wykształceniem wojskowym szkolili żołnierzy Sił Zbrojnych Ukrainy i batalionów ochotniczych przed wyjazdem na front. W ośrodku prowadzono podstawowe szkolenie piechoty, a także zaawansowane kursy medyczne, saperskie itp. Od jesieni 2014 roku Marusia była dowódcą ochotniczego batalionu „Prawego Sektora”, który nazywano „Niedźwiedzie Marusi”. Oddział stał się jednym z najlepszych w Ukrainie.
– Specyfiką mojej pracy było tworzenie plutonów, które wspólnie służyły i wykonywały zadania. Zdobyte doświadczenie pozwala na tworzenie rodzin bojowych, w których braterstwo jest podstawą drużyny i jej religią – mówi Marusia w jednym z wywiadów.
Przez cały okres wojny, czyli przez ostatnie osiem lat, dziewczyna zajmowała się selekcją, zabezpieczeniem, koordynacją i szkoleniem takich grup. Najpierw pracowała jako ochotniczka, dopiero w 2016 roku podpisała kontrakt z wojskami powietrzno-desantowymi, gdzie oficjalnie szkoli plutony żołnierzy służby kontraktowej.
Marusia ostro wypowiada się w sprawie rządów Zełenskiego.
„Rok 2019, przed wyborami. Jesteśmy w dupie w okolicach Mariupola. Ale teraz dupa jest znacznie większa. A Mariupol został zmieciony wraz z mieszkańcami. Mówiłam przecież, że będzie gorzej, nie będzie z czego się śmiać! Nie, odejdź, kobieto, nie przeszkadzaj w poszukiwaniu pokoju” – pisze na swoich mediach społecznościowych.
W 2019 roku Marusia zwolniła się z wojska z powodu stanu zdrowia. Kiedy zaczęła się wojna na pełną skalę, wywiozła rodzinę w bezpieczne miejsce, a sama wstąpiła w szeregi obrony terytorialnej i zaczęła rekrutować oddział.
Szkolili się pod ostrzałem w dzielnicy podolskiej w Kijowie we współpracy z miejscową policją i Służbą Bezpieczeństwa Ukrainy. Minowali podejścia do stolicy, zdobywali doświadczenie bojowe w Irpieniu, oczyszczając miasto z Rosjan.
Marusia mówi, że tempo wojny przyspiesza i harmonogram szkoleń nowych żołnierzy jest szalony.
– Wstydziłabym się przed moimi dziećmi, gdybym ze strachu uciekła. Nie rozumiem, jak mężczyźni mogą tak robić.
Nasze zwycięstwo przyjdzie szybciej, jeśli wszyscy wezmą udział w obronie.
– Każdy obywatel powinien codziennie zadawać sobie pytanie: co ja osobiście robię w tej chwili, aby Ukraina wygrała wojnę? W jaki sposób mogę pomóc, gdy moi rodacy walczą o przyszłość moich dzieci, giną w krwawych bitwach? Czy im pomagam? Jeśli nie, to kim jestem dla swojego kraju? I czy mam moralne prawo do pokoju? Jeśli nie jesteś bombardowany i tylko siedzisz i czekasz, aż wygrają bez ciebie, jesteś śmieciem, a nie obywatelem – uważa Marusia.
Julia Mykytenko nie planowała zostać żołnierką. W 2016 roku ukończyła filologię na Akademii Mohylańskiej w Kijowie. Po Euromajdanie brała aktywny udział w działaniach ruchu obywatelskiego „Widsicz”. Zajmowała się wywiadem opartym na otwartych źródłach: wyszukiwała informacje o rosyjskich wojskach w obwodzie donieckim i ługańskim.
W marcu 2015 roku Julia spotkała Illiu Serbinego. Po trzech miesiącach wzięli ślub. Para zdecydowała się na wspólną służbę kontraktową w 25. Samodzielnym Batalionie Piechoty „Ruś Kijowska”, walczącym wówczas na Łuku Świtłodarskim.
Illia został wyznaczony na zwiadowcę. Julia została urzędniczką w sztabie, a następnie pracowała jako księgowa. Wiosną 2017 roku, jako osoba z wyższym wykształceniem, została skierowana na trzymiesięczny kurs oficerski do Akademii Wojsk Lądowych im. Hetmana Petra Sahajdacznego we Lwowie. Po powrocie została mianowana dowódcą plutonu piechoty zmotoryzowanej, a następnie dowódcą plutonu rozpoznawczego.
– Kiedy pracowałam przy sztabie, to było normalnie akceptowane, przecież jestem kobietą. Jednak kiedy wróciłam do tego samego batalionu, tych samych ludzi, ale na stanowisko oficera, zaczęło się odrzucanie mnie jako dowódcy. Było trudno zdobyć autorytet i szacunek – mówi Julia.
– Kiedy kobieta przychodzi do oddziału, od razu musi pokazać, że ma konkretną rolę w zespole i nie pozwoli na ulgowe traktowanie.
Jeśli proponują ponieść jej karabin, bo jest kobietą, i ona się zgadza, to już po autorytecie.
Z czasem mężczyźni rozumieją, że kobieta może być częścią oddziału, a nawet wykonywać niektóre zadania lepiej. Żeby zasłużyć na szacunek, kobieta musi pracować dziesięć razy więcej niż mężczyzna – mówi Julia.
Wielu żołnierzy odeszło z plutonu rozpoznawczego Julii, nie chcieli być „pod dowództwem baby”. Później, na wieść o tym, że z Julią jest dobrze pracować, wrócili.
O swoim doświadczeniu bojowym Julia opowiada w wideo:
Mąż wspierał Julię w jej nowej roli. W lutym 2018 roku zginął podczas ostrzału w rejonie bachmuckim.
Po jego śmierci, w czerwcu 2018 roku, Julia przeniosła się do Kijowskiego Liceum Wojskowego im. Iwana Bohuna. Praca była dla niej ratunkiem. Pół roku przed inwazją na pełną skalę odeszła.
W cywilu nie odeszła całkowicie od tematyki wojskowej. Pracowała jako menedżerka projektów dla „Niewidzialnego Batalionu” oraz przy niektórych projektach dotyczących reintegracji społecznej weteranów wojennych, np. w inicjatywie „Veteranius”.
24 lutego zgłosiła się do komisji poborowej. W tym punkcie była jedyną kobietą.
– Kiedy odchodziłam z armii, złożyłam sobie obietnicę, że jeśli dojdzie do wojny na pełną skalę, wrócę do służby wojskowej. Wiedziałam, że jestem przygotowana psychicznie i zawodowo, że na pewno będę potrzebna – mówi Julia.
W oddziale Julii jest wiele osób, z którymi służyła wcześniej. Teraz jednak nikt nie okazuje jej pogardy. – Teraz, w przeciwieństwie do walk w 2017 roku, mam znacznie więcej szans na śmierć, podobnie jak inni. Zdaję się na los i jestem na to gotowa – przyznaje Julia.
Wojna zabrała Julii także ojca. W nocy 11 października 2020 roku Mykoła Mykytenko, weteran ATO (strefy konfrontacji rosyjsko-ukraińskiej w Donbasie), żołnierz Batalionu im. Serhija Kulczyckiego Gwardii Narodowej Ukrainy, podpalił się na Placu Niepodległości w Kijowie. Zaprotestował w ten sposób przeciwko polityce prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, którą uważał za kapitulancką. Trzy dni później, 14 października, zmarł na skutek poparzeń.
– Nie mam moralnego prawa się poddać. Nie mogę zdradzić pamięci o ojcu i mężu – mówi Mykytenko. Walczy także z myślą o mamie i bracie, którzy na nią czekają.
Obecnie Julia Mykytenko jest starszą lejtnantką na stanowisku dowódcy plutonu. Walczy w obwodzie donieckim. W Dniu Obrońców i Obrończyń Ukrainy, 14 października 2022 roku dekretem prezydenta Ukrainy została odznaczona Orderem „Za odwagę” III stopnia. Ma 27 lat.
W 2018 roku lejtnantka Waleria Sikał ujawniła, że molestował ją dowódca jednostki wojskowej A-1358, Wiktor Iwanow. Był to pierwszy publiczny zarzut o molestowanie w Siłach Zbrojnych Ukrainy. Jednak sprawa karna na podstawie zarzutu Waleriji nie trafiła do sądu, a Iwanow nie został zwolniony. Sprawę opisało Centrum Praw człowieka ZMINA.
Do 2021 roku ujawnione przypadki molestowania kobiet w jednostkach wojskowych nie kończyły się pociągnięciem sprawców do odpowiedzialności.
– Kobieta mogła złożyć skargę do dowódcy, ale jeśli to dowódca stosował wobec niej przemoc, nie było dokąd złożyć skargi. Rozwiązaniem nie były też infolinie. Nie przyjmowały skarg anonimowo, dowódca wiedział więc, kto składał skargę i ta osoba mogła mieć problemy. Nikt nie skarżył się, bo to nie miało sensu – tłumaczy Hanna.
Brakowało mechanizmów działań, instytucji oraz osób, które byłyby specjalnie upoważnione do przyjmowania takich skarg i prowadzenia wewnętrznych dochodzeń.
Molestowane kobiety latami milczały o krzywdach.
Szefowa organizacji pozarządowej Stowarzyszenie Kobiet Prawniczek Ukrainy „JurFem” Chrystyna Kit mówi, że do molestowania najczęściej dochodzi nie tam, gdzie toczą się aktywne działania wojskowe, bo „mężczyznom nie to w głowie”, a w jednostkach wojskowych w centralnej czy zachodniej części Ukrainy, które są najbardziej oddalone od linii frontu.
Badaczka Marta Hawryszko zaznacza:
– Przemoc seksualna w strukturach wojskowych jest zjawiskiem powszechnym z różnych powodów: kultu hegemonicznej męskości, nieobecności kobiet w pionie władzy, pozycji dowództwa, które ukrywa i tuszuje przestępstwa. Ważną rolę w przemilczaniu przemocy odgrywają same ofiary, które wstydzą się, boją się stygmatyzacji i prześladowań, oskarżeń o pomówienia.
Według Hawryszko szczególną pułapką w badaniach nad przemocą ze względu na płeć w wojskowej codzienności jest dyskurs heroiczny.
Społeczeństwo, gloryfikując swoich obrońców, unika lub marginalizuje tematy związane z przestępstwami w samej armii.
W zeszłym roku zespół „Niewidzialnego Batalionu” opracował mechanizm przeciwdziałania molestowaniu seksualnemu w ukraińskiej armii – tam, gdzie do tego doszło. Organizacja otrzymała zgodę Sztabu Generalnego Ukrainy na wprowadzenie procedury, która jest stosowana w takich sytuacjach. Obecnie praca nad tym rozwiązaniem stanęła w miejscu z powodu eskalacji wojny.
Jedną z metod zwalczania zjawiska molestowania i seksizmu w armii jest edukacja żołnierzy i żołnierek. Socjolożki Marceniuk, Hrycenko i Kwit stworzyły kurs pt. „Równość płci i zwalczanie molestowania seksualnego w sferze wojskowej”, który jest w wolnym dostępie. Został też umieszczony na platformach wewnętrznych ukraińskiej armii.
– Nie każdy, kto służy w armii, zna podstawową terminologię. Na kursie tłumaczymy, dlaczego to jest tak ważne. Ukraina ma listę zobowiązań międzynarodowych w zakresie równości płci, które musimy wypełniać – mówi Hanna Hrycenko. – Zdarza się, że ktoś myśli, że żartował, tymczasem obraził osobę. Dowództwo zmusza go do przepraszania, ale tak naprawdę sprawca nie rozumie, co jest nie tak. Kurs tłumaczy te zjawiska: gdzie jest równość, gdzie pojawiają się stereotypy, że nie znaczy nie oraz inne podstawowe rzeczy.
Ukraina uznała przyjętą w 2000 roku rezolucję Rady Bezpieczeństwa ONZ nr 1325 „Kobiety, pokój i bezpieczeństwo”. Rezolucja skupia się na dwóch kwestiach: służby wojskowej kobiet oraz przemocy seksualnej ze względu na płeć podczas konfliktów zbrojnych.
Hrycenko wyjaśnia, że ważne jest, kto rozpatruje skargę poszkodowanej, kto zajmuje się śledztwem oraz jakie będą konsekwencje dla sprawcy. Czasem potrzebna jest relokacja winnego czy poszkodowanej do innej jednostki, żeby kobieta nie czuła stresu. Obecność sprawcy może wpływać negatywnie na to, jak osoba będzie wykonywać swoje obowiązki.
– Staramy się konstruktywnie wyjaśniać problemy dowództwu. Dajemy rekomendacje, proponujemy rozwiązania. Oczywiście, ten proces idzie wolniej, niż tego chciałybyśmy. Zdajemy jednak sobie sprawę, że armia jest ogromną strukturą i trudnym systemem. Jeszcze w 2014 roku nasi żołnierzy walczyli w trampkach. Dokonaliśmy postępu – podsumowuje socjolożka.
Mimo znaczącego postępu w dziedzinie praw kobiet w ukraińskiej armii, nadal istnieją problemy socjalne. Nie ma osobnych polowych mundurów dla kobiet (są tylko na uroczystości). Męskie mundury nie nadają się dla kobiet: te mniejsze są dobre w talii, ale obcisłe w biodrach, większe dobre w nogach, ale nie trzymają się na linii brzucha. Nieodpowiednie mundury przeszkadzają w wypełnieniu zadań bojowych.
Kobiety radzą sobie z tym problemem za pomocą krawcowych.
Ukraińska armia nie dostarcza kobietom artykułów higieny osobistej ani bielizny kobiecej. Brakuje butów mniejszych rozmiarów czy rękawiczek, a podpaski czy tampony dostarczają kobietom wolontariusze.
W lipcu pojawiły się informacje, że zostanie stworzony jednolity mundur wojskowy dla kobiet. Pracują nad tym dwie wolontariackie inicjatywy. Nad pierwszą czuwa organizacja „Bez barier” Pierwszej Damy Oleny Zełenskiej, na czele drugiej grupy – Arm Women Now – stoi członkini Rady Miasta Kijowa Iryna Nikorak. Kiedy żołnierki otrzymają gotowe mundury, nie wiadomo.
Kobietami na wojnie opiekuje się również charytatywna organizacja „Zemliaczky. Ukrainian Front”. Wolontariusze uszyli pierwszy mundur dla żołnierki w ciąży – znanej ukraińskiej snajperki Jewhehiji Emerald, zwanej „Joanną d’Arc”. Emerald jest młodszą lejtnantką, snajperką pułku specjalnego przeznaczenia „Safari”. Kontynuuje służbę, ale nie na linii frontu. Na urlop macierzyński będzie mogła pójść w 7 miesiącu ciąży.
Ważnym pytaniem na przyszłość jest standaryzacja wyglądu kobiety w wojsku. Obecnie żołnierka sama decyduje, czy może na przykład mieć czerwone, długie paznokcie. Standaryzacja pomoże unikać sporów z dowódcami. Podczas wojny są jednak pilniejsze pytania.
W porównaniu z 2014 rokiem, sytuacja kobiet w ukraińskiej armii się polepszyła. Zaszły pozytywne zmiany na poziomie społecznym i prawnym. Mimo problemów, Ukrainki udowadniają, że zasługują na godne miejsce w wojsku.
W swoich badaniach Tamara Marceniuk podaje, że według ogólnoukraińskiego, ogólnokrajowego, reprezentatywnego sondażu przeprowadzonego przez InfoSapiens dla brytyjskiej agencji badawczej ORB w dniach 3-4 marca 2022 roku, 59 procent kobiet jest gotowych do osobistego udziału w zbrojnym oporze w celu zakończenia rosyjskiej okupacji Ukrainy.
Jest jeszcze jednak nad czym pracować.
W trakcie pracy nad tekstem, pojawiła się informacja, że współzałożycielka fundacji Kobiecy Ruch Weteranów Adriana Susak została ranna pod Chersoniem. Andriana trafiła na minę w cywilnym samochodzie Doznała złamań ręki, barku, szczęki, żeber, ma uszkodzone płuca, rany brzucha i pleców. W szpitalu została podłączona do respiratora. Andriana w 2014 roku była członkiem grupy szturmowej Batalionu "Ajdar", zajmując oficjalnie stanowisko szwaczki. Uczestniczyła w walkach o lotnisko w Ługańsku i w walkach o Szczastia. Jest jedną z tych, które zdecydowały się zmienić sytuację kobiet w armii. Stan Adriany jest ciężki.
Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.
Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.
Komentarze