Agresywna kampania billboardowa, która ma popsuć sędziowską reputację i tym samym uzasadnić odebranie sądom niezależności, jest przedstawiana przez PiS jako robota bezpartyjnych fachowców, która ma poprawić wizerunek Polski na świecie. To już nawet nie jest kłamstwo, to jakaś makabryczna groteska, zmyślenie, aberracja. Jak to w ogóle nazwać?
Politycy PiS gęsto tłumaczą się z kampanii billboardowej "Sprawiedliwe sądy", która miała dobić sądy w oczach opinii publicznej. W ich wystąpieniach obowiązuje przekaz dwóch treści jednocześnie. Jak to ujął 12 września w TVN 24 marszałek Senatu Stanisław Karczewski:
To nie jest kampania partyjna absolutnie. Robią to fachowcy. To jest kampania, która ma poprawić polski wizerunek na świecie.
Oba stwierdzenia muszą budzić zdumienie u każdego odbiorcy wyposażonego w rozum. Tylko wyjątkowo łatwowierne dziecko mogłoby uwierzyć w słowa marszałka.
Oczywiście, formalnie nie jest to kampania partyjna - nie jest finansowana z budżetu partyjnego, ani nie została zamówiona przez PiS. Prowadzi ją powołana w lipcu 2016 Polska Fundacja Narodowa.
Do tej pory rząd nie ukrywał jednak, że to jego polityczna kampania. Wręcz przeciwnie. Na konferencji PFN inaugurującej akcję billboardową 8 września 2017 stawiła się sama Beata Szydło. Dziękowała sponsorom i tłumaczyła dlaczego kampania jest potrzebna:
"Nie zgadzajmy się, żeby zostało tak jak było" - powiedziała premier rządu i wiceprezes (od 2010 roku) PiS, używając hasła kampanii.
Szydło dodała też, że "pozorowana reforma sądownictwa to żadna reforma", co stanowiło czytelną aluzję do zapowiedzi prezydenta przygotowującego swój projekt ustaw o KRS i SN.
"Konieczność zmian w sądownictwie pojawiała się jako jeden z pierwszych tematów na spotkaniach z wyborcami. Tego Polacy oczekują, z tego chcemy się wywiązać" - dodała Szydło.
Trudno o jaśniejszy komunikat: kampania ma realizować cele polityczne rządzącej większości, wpisuje się w program wyborczy PiS, a premier rządu wspiera ją i pochwala.
Premier wystąpiła 8 września w towarzystwie "samych swoich": zarząd PFN i sponsorzy ze spółek Skarbu Państwa należą do szeroko rozumianej "drużyny PiS", o której premier mówiła już w swoim expose.
Kampanię prowadzi Polska Fundacja Narodowa, która powstała w lipcu 2016 roku. Na jej 100 mln budżet złożyło się 17 spółek skarbu państwa: PGE, Enea, Energa, Tauron, PGNiG, PKN Orlen, Grupa Lotos, PZU, PKO BP, Giełda Papierów Wartościowych, Totalizator Sportowy, KGHM, Grupa Azoty, Polska Grupa Zbrojeniowa, Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych, Polski Holding Nieruchomości, PKP.
Prezesów spółek Skarbu Państwa powołuje minister właściwy dla obszaru ich działania jako przedstawiciel akcjonariusza (czyli Skarbu Państwa). Prezesi cieszą się zaufaniem polityków, nierzadko powoływani są za zasługi dla partii rządzącej, a w ich biografiach przeplatają się zaangażowania polityczne i biznesowe.
Prezesem Zarządu PFN jest Cezary Andrzej Jurkiewicz, radny - przewodniczący klubu PiS w Radzie Warszawy, wcześniej działacz klubów "Gazety Polskiej" i - jak pisze "Wyborcza" - "lider brygad ochraniających Jarosława Kaczyńskiego w czasie miesięcznic smoleńskich".
W Zarządzie jest też Maciej Świrski, założyciel Reduty Dobrego Imienia - Ligi Przeciwko Zniesławieniom, ulubionego anty-dyfamacyjnego projektu Jarosława Kaczyńskiego (prezes uwielbia słowo "dyfamacja"), i opłacany przez PiS "rzecznik" Piotra Glińskiego z czasów (2014-2015), gdy ten był tylko "premierem technicznym", a także Paweł Kozyra, za pierwszych rządów PiS rzecznik ministra skarbu.
Radę Fundacji tworzą przedstawiciele ośmiu z wyżej wymienionych 17 spółek skarbu państwa, w tym prezesi: Piotr Woyciechowski (Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych), który w 1992 roku opracowywał tzw. listę Macierewicza, a w 2014 roku bezskutecznie kandydował z listy PiS w wyborach samorządowych, Michał Jastrzębski (Lotos), były warszawski radny PiS i Radosław Domagalski-Łabędzki (KGHM Polska Miedź), do niedawna wiceminister w ministerstwie rozwoju Mateusza Morawieckiego.
Polska Fundacja Narodowa umowę na prowadzenie kampanii zawarła z agencją Solvere, założoną przez byłych współpracowników Kancelarii Premiera. Marcin Matczuk i Anna Plakwicz do niedawna byli PR-owcami premier Szydło, specjalistami od jej wizerunku. Pieniądze na kampanię zostały przekazane bez przetargu, bo fundacja nie podlega regulacjom prawa zamówień publicznych. Jak tłumaczył "Wyborczej" prezes PFN Jurkiewicz,
"Solvere to ludzie, którzy prowadzili dwie ostatnie kampanie PiS i obie wygrane".
Maciej Świrski z zarządu PFN w RMF FM zapewniał 14 września, że "jest obywatelem, poczuwa się do odpowiedzialności za Polskę i działa jako obywatel" a także "nic mu nie wiadomo, by przeciwstawiał się [kampanii opozycji szkalującej Polskę] w imieniu PiS czy rządu". Świrski podał też, że kampania będzie docelowo - cokolwiek to znaczy - kosztować 10 mln zł.
Ale jak bardzo Świrski nie zaklinałby rzeczywistości - nie da się obronić tezy, że ta kampania jest apartyjna czy obywatelska. Przeciwnie, premier rządu i wiceprezes PiS Beata Szydło wprost przedstawiła ją jako akcję partyjno-rządową, a finansują ją (ze środków spółek skarbu państwa) i realizują ludzie z kręgów polityczno-biznesowych PiS.
Druga teza marszałka Karczewskiego jest jeszcze trudniejsza do zrozumienia. Rzeczywiście, oficjalną misją Polskiej Fundacji Narodowej jest pokazanie światu, jakim to wspaniałym krajem jest Polska. Przy czym tekst, który opisuje ten zamiar jest dokumentem patetycznym, o wydźwięku mimowolnie humorystycznym, np. gdy PFN wychwala - bez wymieniania nazwiska na wszelki wypadek - wynalazek wycieraczek samochodowych Józefa Hoffmana (z niezrozumiałych powodów pomijając jego inny - podobno - wynalazek, czyli spinacz biurowy).
O ile poprzednią inicjatywę PFN dofinansowania karier 100 "utalentowanych polskich sportowców" można uznać za promocję Polski (choć o tężyźnie fizycznej misja fundacji nie wspominała), o tyle trudno zrozumieć, w jaki sposób billboardy wiszące w Polsce i po polsku napisane, mogą promować dobre imię Polski zagranicą.
Tej kwestii poświęcona była rozmowa TOK FM z posłem PiS Łukaszem Schreiberem. Poseł - jak należy - dystansował się do kampanii billboardowej, którą robią fachowcy, a on może oceniać ją tylko "z zewnątrz". Dalej mówił: "Oczywiście Polska Fundacja Narodowa ma za zadanie dbać o wizerunek Polski zagranicą".
Wpadł mu w słowo Jan Wróbel: "Teraz się okazało, że zagranica jest jednak w Polsce".
Schreiber odparł, cytujemy bez skrótów: "Bardzo sobie cenię pana poczucie humoru, ale powiem tak. Rozumiem, że ta kampania - jak rozumiem, jak słyszę - ma być nakierowana poza granice naszego kraju i bardzo dobrze, natomiast szereg rzeczy, które wychodziły, powodowały do ataku na rząd, na większość parlamentarną, na Polskę, wychodziły z kraju, więc jak rozumiem jakaś forma takiej dyskusji w Polsce jest też potrzebna".
Innymi słowy, poseł wyłożył uzasadnienie: kształtujemy wizerunek Polski zagranicą poprzez oddziaływanie na Polaków, którzy następnie przekażą go zagranicy.
To mniej więcej tak, jakby Telewizja Polonia nadawała swój program tylko w Polsce, bo mieszkańcy Polski mają kontakt z krewnymi i znajomymi i przekażą im emitowane w kraju treści. Albo: firma eksportuje pastę do zębów, bo sprzedaje ją w Polsce, a Polacy podróżują za granicę, więc zabiorą ją ze sobą.
Pozostaje jeszcze drobiazg, w jaki sposób billboardy - nawet gdyby ich przekaz jakimś cudem dotarł zagranicę - mają poprawić wizerunek Polski w świecie. Czy ich treść ukazuje - jak zapowiada misja Polskiej Fundacji Narodowej - "naszą solidarność, wrażliwość, gościnność, przedsiębiorczość, kreatywność, pracowitość i determinację. Nasze sukcesy w nauce, bogatą kulturę, wspaniałą historię i niepowtarzalną przyrodę"?
Główny przekaz kampanii jest raczej inny - pokazuje kraj skorumpowanej, nieuczciwej i bezwzględnie broniącej swych przywilejów sędziowskiej kasty, a także państwo konfliktu politycznego między politykami i trzecią władzą. Na dodatek ten polityczny zamiar jest jasno wyłożony: zwiększyć kontrolę nad sądami, czyli naruszyć zasady państwa prawa.
Raczej kiepska promocja Polski.
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze