Dziennikarz „Tygodnika Powszechnego” Tomasz Fiałkowski odnalazł źródło ulubionego hasła PiS - „ulica i zagranica”. Użył go w pełnym obelg i propagandowych ataków na opozycję Zenon Kliszko, najbliższy współpracownik Władysława Gomułki, podczas kampanii wymierzonej w opozycję po wydarzeniach marca 1968 roku
Slogan „ulica i zagranica” pojawia się w przemówieniach polityków PiS od roku z okładem - przynajmniej od czasu wielkich demonstracji KOD i pierwszych głosów krytyki z Zachodu wobec przypadków łamania reguł demokratycznego państwa prawa przez PiS. Tak mówiła w telewizyjnym orędziu premier Szydło, a także Błaszczak, czy sam Kaczyński w lipcu 2017: "Ulica i zagranica to zamach stanu jest".
Ostatnio użył go w kazaniu wygłoszonym podczas pasterki w Katedrze Oliwskiej w Gdańsku abp Sławoj Leszek Głódź, metropolita gdański (OKO.press pisało, że mówił językiem Heroda):
„Polskich spraw nie rozstrzygnie ani ulica, ani zagranica, ani ręka podniesiona w Brukseli”.
Arcybiskup zapewne nie wiedział, że cytował towarzysza Zenona Kliszkę - zaufanego współpracownika Władysława Gomułki, człowieka „numer 2” we władzach PRL w latach 1956-1970. Być może Kaczyński - erudyta historyczny - świadomie zapożyczył cytat sprzed pół wieku?
Fragment przemówienia sejmowego Kliszki odnalazł i opublikował na Facebooku Tomasz Fiałkowski, dziennikarz „Tygodnika Powszechnego” (nawiasem mówiąc pisma, które rozwija się w imponujący sposób i zwiększa sprzedaż na kurczącym się rynku papierowych gazet i tygodników).
Jest to fragment z przemówienia Kliszki w Sejmie PRL 10 kwietnia 1968 roku w odpowiedzi na interpelację posłów koła „Znak” - działaczy katolickich - w sprawie represji wobec protestujących studentów podczas tzw. „wydarzeń marcowych” 1968.
Są w nim wyraźne elementy marcowej propagandy. Kliszko traktuje samą interpelację jako akt polityczny wymierzony we władze PRL. Mówi:
Do kogo posłowie „Znaku” kierowali swą interpelację? Czy do rządu? Nie! Do ulicy i do zagranicy. Jej tekst natychmiast kolportowano po Warszawie. Przekazano go do „Wolnej Europy”, przez którą był wielokrotnie nadawany.
Kliszko pytał dalej, czy „na tym polega odpowiedzialność polityczna”. Zadanie publicznego pytania w Sejmie o represje wobec studentów było dla niego „podniecaniem atmosfery i utrzymywaniem stanu napięcia”. Jest to uderzająco podobny argument do tego, który z upodobaniem stosują politycy PiS oraz sprzyjające im media - przedstawiając opozycję jako „warchołów” czy „wichrzycieli”, którzy protestami burzą spokój społeczny w niecnych celach (czyli w celu obalenia legalnego rządu i/lub zaspokojenia swoich "interesów").
O ile w 1968 roku Kliszko był jeszcze skłonny rozgrzeszać protestujących studentów, to nie miał żadnych złudzeń wobec opozycyjnych polityków (w PRL nie istniały legalne partie opozycyjne, ale po 1956 roku władze dopuściły do Sejmu grupę działaczy katolickich, którzy mieli poparcie prymasa Stefana Wyszyńskiego i próbowali prowadzić w części niezależną politykę). „Człowiek nr 2” reżimu mówił:
Wiece i incydenty studenckie były wynikiem wykorzystania łatwowierności młodzieży przez elmenty prowokacyjne. Ale posłowie z koła „Znak” nie są niedoświadczonymi młodzieńcami. Trzeba nazwać rzecz po imieniu. Skorzystali oni z istniejącej sytuacji, aby popróbować upiec na ruszcie niedawnych wydarzeń własną reakcyjną pieczeń.
Sformułowanie „upiec własną reakcyjną pieczeń” wydaje nam się także udane, razem z Tomaszem Fiałkowskim czekamy na powrót tego hasła w przemówieniu lub kazaniu.
Kliszko był interesującą postacią, a moment historyczny, w którym wygłosił to przemówienie, był szczególny. Od wydarzeń marca 1968 minie wkrótce 50 lat - warto więc przypomnieć, w jakim kontekście padły słowa Kliszki.
11 marca 1968 posłowie koła „Znak” - Jerzy Zawieyski, Stanisław Stomma, Konstanty Łubieński, Janusz Zabłocki i Tadeusz Mazowiecki - skierowali do premiera Józefa Cyrankiewicza interpelację w sprawie represji stosowanych przez władze wobec studentów protestujących przeciwko zdjęciu z afisza „Dziadów” w reżyserii Kazimierza Dejmka (ten protest szybko przerodził się w żądania większych swobód obywatelskich). Posłowie pytali:
Po pierwsze: co zamierza uczynić rząd, aby powściągnąć brutalną akcję MO i ORMO wobec młodzieży akademickiej i ustalić odpowiedzialność za brutalne potraktowanie tej młodzieży. Po drugie, co zamierza uczynić rząd, aby odpowiedzieć młodzieży na przedstawione przez nią pytania, które nurtują także szeroką opinię społeczną, a dotyczą demokratycznych swobód obywatelskich i polityki kulturalnej rządu.
Odpowiedź Cyrankiewicza udzielona 10 kwietnia 1968 roku była brutalna. Krytykował grupę „pracowników nauki”, którzy „deprawują młodzież”
szerząc idee obce, rewizjonistyczne, nieraz trockistowskie, wrogie naszemu państwu. Mącą świadomość studentów teoriami antysocjalistycznymi, sączą nieufność, czy wręcz pogardę wobec historycznych osiągnięć narodu polskiego.
Cyrankiewicz dołączał się także do prowadzonej przez władze już od 1967 roku kampanii antysemickiej, którą nazywał „walką już nie z wojującym, ale usiłującym triumfować syjonizmem”. W czerwcu 1967 Gomułka zaatakował polskich Żydów, sugerując niedwuznacznie, że stanowią „piątą kolumnę” imperializmu.
Kliszko mówił o „ulicy i zagranicy” oraz „pieczeniu reakcyjnej pieczeni na ruszcie niedawnych wydarzeń” po Cyrankiewiczu.
Kim był Kliszko? Jego sylwetkę opisałem w styczniu 2014 roku w „Gazecie Wyborczej” (tutaj). W skrócie: był to „numer dwa” reżimu, stary, przedwojenny komunista, zaufany człowiek Gomułki, który zajmował się - między innymi - nadzorem nad polityką kulturalną i relacjami władzy z intelektualistami. Była to rola, do której się nie nadawał.
Inteligentów nie lubił, nie rozumiał i miał wobec nich kompleksy. Zamiast łagodzić spory, na czym wówczas władzy zależało, podsycał konflikty.
„Gomułkę denerwowały kabarety, artyści” - mówił w 2008 roku reporterowi „Wyborczej” Grzegorzowi Sroczyńskiemu Artur Starewicz, sekretarz KC PZPR za Gomułki. W 2008 roku Starewicz miał 91 lat, ale Kliszkę pamiętał świetnie. Świetnie też pamiętał, że go nie lubił. - „Kliszko wmawiał Gomułce, że te wszystkie żarty to z niego. Powtarzał mu różne plotki. A to, że Dąbrowska powiedziała coś złośliwego. A to, że Słonimski się wyśmiewał. Zamiast łagodzić niechęć „Wiesława” do inteligencji, tylko jątrzył. Albo inny przykład. Polecieliśmy z delegacją do Wietnamu. Trwała wojna. Wietnamczycy przyjęli nas w schronie przeciwlotniczym. A Kliszko swoje przemówienie zaczyna od tego, że mamy w Polsce problem z rewizjonistą Kołakowskim. No ręce mi opadły”.
Stefan Kisielewski pisał potem w dziennikach, że Kliszko i Gomułka „obsadzili aparat ciemniakami”. Komunistą został Kliszko jako 17-latek: w 1925 roku wstąpił do Komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej, młodzieżowej przybudówki KPP. Pełnoprawnym członkiem KPP został w 1931 roku, kiedy już był studentem prawa na Uniwersytecie Warszawskim. Był działaczem podziemnej PPR, walczył w Powstaniu Warszawskim jako porucznik komunistycznej Armii Ludowej, po wojnie został bliskim współpracownikiem Gomułki. W listopadzie 1949 Kliszko został wykluczony z Komitetu Centralnego „za brak czujności wobec wroga klasowego”. Wkrótce po Gomułce został aresztowany. Miał być świadkiem i współoskarżonym w przygotowywanym pokazowym procesie Gomułki. Siedział w przedwojennym więzieniu jako komunista i w więzieniu stalinowskim jako stronnik Gomułki (1949-1954).
Kiedy Gomułka wrócił do władzy w październiku 1956, Kliszko awansował wraz z nim. „Wiesław” wyniósł go na wyżyny partyjnej i państwowej kariery: został kierownikiem Wydziału Organizacyjnego KC PZPR (1956), sekretarzem KC PZPR (1957), potem członkiem Biura Politycznego - faktycznie najwyższej władzy w państwie (1959), wreszcie przewodniczącym Komisji Ideologicznej w KC (1963). Był też posłem na Sejm PRL, szefem klubu parlamentarnego PZPR, co dawało mu fotel wicemarszałka Sejmu.
Wszystkie te funkcje były ważne, ale najważniejsze było to, że Kliszko cieszący się pełnym zaufaniem Gomułki stał się najbardziej wpływowym członkiem jego ekipy, numerem drugim. (...) Numer drugi musiał być absolutnie lojalny wobec I sekretarza i nie mógł w żadnej sytuacji aspirować do tego stanowiska. Miał za to na partyjnym dworze olbrzymią władzę, znacznie przekraczającą pełnione przezeń oficjalne funkcje
- pisał w 1999 roku w „Polityce” zmarły niedawno znakomity historyk, prof. Andrzej Garlicki.
W grudniu 1970 roku, po masakrze robotników na Wybrzeżu, ekipa Gierka zastąpiła skompromitowanego Gomułkę, Stefan Kisielewski notował w swoich dziennikach:
Wylecieli i inni gomułkowcy: durny bufon Strzelecki, bałwanek bez znaczenia Spychalski, no i jedyna indywidualność - Kliszko, człek nerwowy, histeryk i podejrzliwiec, ale na swój sposób konsekwentny czy nawet uczciwy, jeśli o polityku komunistycznym coś takiego da się powiedzieć.
Ciekawe, czy w przyszłości któryś z tych polityków PiS, którzy dziś chętnie mówią o „ulicy i zagranicy”, zasłuży na taką ocenę.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze