Od 2013 roku w Unii Europejskiej funkcjonują przepisy, które zakazują używania na opakowaniach produktów roślinnych określeń takich jak mleko sojowe czy owsiane. Z półek zniknęły także wegańskie „sery”, „jogurty” i „masła”. Zamiast nich pojawiły się napoje, plastry, kremy.
Po skargach producentów Trybunał Sprawiedliwości UE w 2017 roku ostatecznie przesądził: używanie takich nazw do produktów roślinnych jest sprzeczne z uchwalonym przez Unię prawem. Bez względu na to, czy znajduje się na nich dopisek informujący, że mamy do czynienia z artykułem pochodzenia roślinnego.
Teraz podobny los może spotkać wegańskie kotlety, parówki, kiełbaski czy steki.
Parlament Europejski na posiedzeniu plenarnym 19-23 października 2020 roku będzie głosował nad reformą Wspólnej Polityki Rolnej. Część zaproponowanych zmian może uderzyć w producentów roślinnych zamienników mięsa i nabiału.
Poprawki do jednego z rozporządzeń wprowadzają zakaz stosowania nazw takich jak np. „wege burger” na opakowaniach produktów bezmięsnych. Ich autorzy chcieliby też, by nielegalne było informowanie, że dany wyrób „imituje” nabiał. Wyrażenia takie jak „w typie jogurtu” czy „o smaku masła” musiałyby zostać wycofane.
Dlaczego? Koronnym argumentem ma być ochrona nieświadomych konsumentów przed wprowadzeniem w błąd.
„Ten zakaz będzie antygospodarczy, antykonsumencki i antyklimatyczny” – komentuje dla OKO.press eurodeputowana Sylwia Spurek, od niedawna członkini frakcji Zielonych.
Na przekór celom klimatycznym
Autorami kontrowersyjnych poprawek są członkowie Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi PE (AGRI).
„Ten projekt przedstawiono jeszcze w kwietniu 2019 roku, przed końcem kadencji poprzedniego PE. Ich autorami byli, co ciekawe, posłowie S&D czyli lewicy, która uważa się za progresywną siłę w PE” – przypomina Sylwia Spurek.
Zdaniem eurodeputowanej inicjatywa ta wydaje się dziś niezrozumiała. Zwłaszcza w kontekście ambitnych celów klimatycznych, które przyjęła niedawno Unia.
Spurek: „Poprawki te spowolnią rozwój sektora produktów roślinnych w sytuacji, w której UE powinna ten rozwój wspierać. Będzie to bardzo wyraźny sygnał, że unijne instytucje, mimo Europejskiego Zielonego Ładu i strategii »Farm to Fork«, nie widzą konieczności podjęcia działań dotyczących przemysłowej hodowli zwierząt. A jest to de facto przemysł ciężki; odpowiada za 70 proc. emisji CO2 w ramach europejskiego rolnictwa”.
O wpływie konsumpcji produktów odzwierzęcych na katastrofę klimatyczną pisała wyczerpująco w OKO.press Anna Sierpińska. Badania opublikowane w czasopiśmie naukowym „Lancet” wskazują jednoznacznie, że dieta mięsna wpływa negatywnie na klimat, środowisko i ludzkie zdrowie.
Strategia »Farm to Fork«, czyli „z pola na talerz”, którą UE przyjęła w maju 2020 roku zakłada, że Unia będzie promować „zrównoważone źródła pożywienia”. Oraz ułatwiać „wybór zdrowiej i zrównoważonej diety”. Dlaczego zatem chce wykonać ruch, który może utrudnić rozwój branży roślinnych zamienników mięsa?
„Autorzy poprawek tłumaczyli, że chcieli zadbać o prawa konsumentów i konsumentek. Trudno w to uwierzyć” – przyznaje Sylwia Spurek.
Machina rolniczego lobby
„W PE obserwuję, jak ogromna jest machina lobby przemysłu rolniczego i jak sprawnie działa. W mojej ocenie jest to jedno z najsilniejszych lobby, wpływających na prace instytucji unijnych. Choć europosłów i europosłanki obowiązują reguły transparentności, to w tym przypadku nie do końca jasne jest, skąd te poprawki w ogóle się wzięły” – mówi nam Spurek.
Podkreśla, że jeszcze jako członkini S&D próbowała przekonać frakcję, by wycofała się z tych pomysłów. Bezskutecznie.
„Niestety mam wrażenie, że inne duże frakcje polityczne w PE także mogą być pod wpływem tego lobby. Mogą kierować się w swoich działaniach źle pojętym interesem producentów i producentek” – ubolewa eurodeputowana.
Parlament Europejski wydaje się w tej sprawie podzielony. Po żadnej stronie nie ma wyraźnej większości. Głosowanie odbędzie się w środę 21 października 2020, ok. 10:00 rano.
Frakcja Zielonych, do której obecnie należy Spurek, zaproponowała inne rozwiązanie.
„Nasza poprawka uściśla, że takie nazwy takie jak parówka, kiełbaska, burger czy kotlet mogą być używane po dodaniu wskazania »roślinny” czy »odpowiedni dla wegan«. Aby było to jasne i klarowne, spójne z tym, jak rynek się rozwija. Ale bez słowotwórstwa. Bo tworzenie nowych nazw tylko wprowadzałoby konsumentów w błąd” – podkreśla Spurek.
Europosłanka deklaruje, że sama zagłosuje przeciwko projektowi w wersji złożonej przez S&D. Do takiej decyzji nawołuje Parlament Europejski także organizacja ProVeg International, pod której petycją podpisało się niemal 250 tys. osób. Badania pokazują, że zdecydowana większość Europejek i Europejczyków nie widzi problemu z wege burgerami.
Spurek: „Walka o tzw. mleko roślinne została już przegrana na gruncie prawnym. Ale jeśli chodzi o powszechny odbiór i zwykłe życie, to ten zakaz nie jest respektowany. W kawiarni nadal prosimy o latte na mleku sojowym. Kupujemy w osiedlowym sklepie mleko owsiane. Zdajemy sobie sprawę z tego, że nie jest to mleko zwierząt. Te zakazy będą absurdalne”.
Branża mięsna trzyma kciuki
Choć informacje o bezpośrednim wpływie lobbystów na Parlament Europejski pozostają nieoficjalne, branża mięsna nie kryje, że pomysł zakazu jest jej bardzo na rękę.
COPA COGECA – europejska organizacja zrzeszająca rolnicze związki zawodowe i organizacje spółdzielcze, na początku października ruszyła w Brukseli z kampanią „Ceci n’est pas un burger”, czyli „To nie jest burger”. Nawiązując do słynnego obrazu belgijskiego surrealisty René Magritte’a, chciała przekonać PE do przyjęcia poprawek.
Działania podjęły także polskie organizacje zrzeszające producentów mięsa.
„Wystosowaliśmy oficjalne pismo do wszystkich polskich eurodeputowanych. Nie zgadzamy się na to, by nazwy produktów mięsnych były używane w produktach roślinnych” – mówi OKO.press prezes związku „Polskie Mięso” Witold Choiński. Wskazuje, że niektóre europejskie kraje, np. Francja, już podjęły taką decyzję.
Dlaczego wege burgery tak bardzo nie podobają się branży mięsnej?
Choiński: „Firmy mięsne latami pracowały nad wypracowaniem pewnych nazw produktowych. A teraz duża część firm zajmujących się produkcją roślinną chce wykorzystać ten dorobek do sprzedaży swoich produktów. Podszywają się, by łatwo wejść na rynek i szybko zdobyć dużą jego część”.
Producenci mięsa podobnie jak autorzy poprawek argumentują, że roślinne zamienniki wprowadzają konsumentów w błąd.
Ci mieliby kupować je bez świadomości, że nie są zrobione ze zwierzęcych tkanek. Nawet jeśli w sklepie umieszczone byłyby na osobnych półkach.
„Konsument jest przyzwyczajonych do pewnych nazw. Kupując, będzie miał podświadomą informację, że jest to produkt mięsny. Np. wrzucając do koszyka burgera wegetariańskiego nie do końca będzie świadom, że kupuje produkt roślinny, a nie zwierzęcy. Rynek produktów mięsnych może się przez to skurczyć” – uważa Choiński.
Nie wszyscy rolnicy za zakazem
Ale sektor rolniczy nie mówi w tej sprawie jednym głosem. Polscy producenci oleju apelowali do europosłów i europosłanek o odrzucenie zmian.
„Uważamy, że ten zakaz może zagrozić rozwojowi także naszej branży” – mówi OKO.press Adam Stępień, dyrektor generalny Polskiego Stowarzyszenia Producentów Oleju.
„Dotychczas białko rzepakowe było stosowane przy produkcji pasz. Ale może również być źródłem cennych protein, które dzięki innowacyjnym technologiom będzie miało zastosowanie jako alternatywa dla produktów zwierzęcych w żywieniu ludzi. Tego typu projekty naukowo-badawcze są już prowadzone w Polsce” – wskazuje.
Zdaniem dyrektora PSPO obecne nazewnictwo nie wprowadza konsumentów w błąd. Funkcjonuje z powodzeniem już od dłuższego czasu, a osoby decydujące się na zakup roślinnych zamienników mięsa doskonale zdają sobie sprawę z tego, co wrzucają do koszyka.
„Jak inaczej nazwać parówkę albo kotleta sojowego? Takich alternatyw nie ma, wszelkie słowotwórstwo będzie skazane na porażkę.
To nie te czasy, żebyśmy na nowo próbowali wykreować nazwy potraw. Nawet w polskich tradycyjnych domach czasem mówimy o kotletach z grochu czy jajek. Nazwy już są, funkcjonują w języku potocznym” – uważa Stępień. Podobnego zdania są także językoznawcy.
PSPO tłumaczy, że zakaz byłby krokiem wbrew trendom w branży spożywczej i oczekiwaniom konsumentów. Jak pokazują badania coraz więcej osób – także w Polsce – deklaruje rezygnację ze spożycia mięsa. Roślinne zamienniki kupuje niemal 40 proc. Polek i Polaków w przedziale wiekowym 18-24 lata.
Stępień: „Podejrzewam, że stanowisko komisji AGRI było czymś inspirowane. Nie chciałbym formułować bezpodstawnych oskarżeń, ale ma w tym interes szeroko pojęta branża mięsna. Tymczasem pozostanie przy status quo w ten interes nie uderzy. Na pewno nie pomoże natomiast tej części przemysłu rolno-spożywczego, która teraz prężnie się rozwija”.
Ciekawe, czy branża mięsna naprawdę wierzy, że spożycie produktów mięsnych spada dlatego, że ludzie omylkowo kupują wegańskie zamienniki. Jeśli naprawdę mają ludzi za takich idiotów, to myślę, że mocno się rozczarują, gdy trendy nie zmienia się nawet po wprowadzeniu tak absurdalnej ustawy.
"Firmy mięsne latami pracowały nad wypracowaniem pewnych nazw produktowych" – tak, takie nazwy jak "kiełbasa", "kotlet" czy "stek" to bez wątpienia owoce ciężkiej i kosztownej pracy firm mięsnych. No naprawdę.
Też uważam że się nie zmienią. Sam staram się ograniczać mięso z coraz bardziej oczywistych względów ekologicznych (w dalszej kolejności też etycznych) ale mnie np. osobiście nawet lekko irytują te ciągłe aluzje do mięsa i "smaku mięsa" w nazwach i opisach produktów roślinnych. Czy przestawiając się (choćby częściowo) na dietę roślinną nie warto zgłębiać i odkrywać nowe smaki i kompozycje pokarmów a nie z jakąś dziwną tęsknotą porównywać wszystko do mięsa od którego odchodzimy? Widzę że branża to widzi jednak inaczej… Dziwi wszak ów strach sektora mięsnego i forsowanie takich w sumie głupawych poprawek – będą się musieli (oczywiście stopniowo i na spokojnie, przez lata) i tak przestawiać na produkcję roślinną więc mogliby zamiast protestować trochę zacząć zmieniać swoją mentalność – i pod pewnymi względami już się to dzieje, np. są podobno kabanosy roślinne Tarczyńskiego (czy je też będą musieli przemianować? przecież to sama firma mięsna produkuje i decyduje o nazwie 🙂)
Przede wszystkim to rozwody powinny być zakazane ze względów katastrofy klimatycznej. Rozwód oznacza wzrost o 60% emisji CO2 na każdego byłego małżonka: dwa razy więcej mieszkań do budowy, ogrzewania, dwa razy więcej przedmiotów do wytworzenia i wykorzystania, dodatkowy transport dla dzieci …
Należało by teraz zakazać stosowania określeń eko na produktach mięsnych i na nabiale. Ponieważ hodowla zwierząt nigdy nie będzie ekologiczna i jest to wprowadzanie w błąd konsumenta. Powinno się też zakazać używania w debatach publicznych określeń takich jak ubój humanitarny . Ubój to zabijanie . Pelen przemocy nieodwracalny brutalny akt któremu towarzyszy strach i ból. Można by równie dobrze dyskutować o humanitarnych gwałtach . To wprowadza opinie publiczną w błąd ! Te uśmiechnięte świnki i krówki na produktach zwierzęcych sugerujące że zwierzęta z radością wskakują nam na talerz. To jest wprowadzanie w błąd ! To powinno być zabronione . Wiele osób nie łączy cierpienia ze stekiem przez takie zabiegi dezinformujące
Pełna zgoda co do cierpienia zwierząt, tylko mylisz ekologiczne z etycznym, co nie zawsze jest tożsame. Mięso może być (w raczej wyjątkowych przypadkach ale jednak) ekologiczne (bardziej nawet niż niejeden produkt wegański) ale nigdy nie będzie w pełni etyczne jako że zwierzę zawsze jakoś trzeba uśmiercić. Najgorzej gdy ani jedno ani drugie nie ma miejsca i tak jest w ogromnej większości (w całym chowie przemysłowym).
Raczej nic nie mylę. Mięso nie może być ekologiczne z dwóch powodów . Po pierwsze masowa hodowla zwierząt generuje ogromne ilości metanu znacznie groźniejszego dla klimatu niż CO2 . Po drugie na jedną kalorię pokarmu mięsnego przypada kilkadziesiąt kalorii parzy roślinnej dla zwierzęcia. Większość dzisiejszych upraw to uprawy roślin na pasze dla zwierząt woda i jeszcze raz woda , nawozy ,pestycydy transport, energia ….. mięso nie może być ekologiczne chyba ze za produkt ekologiczny uważasz coś do czego nie dodano substancji chemicznych konserwantów itp . To jednak bardziej produkt nietoksyczny dla spożywającego czy bio- cośtam cośtam a nie ekologiczny .
Unia uznaje też marchewkę za owoc a raki za ryby. Wiem że cele tego są nieco inne, ale to ten sam poziom absurdu. Mi osobiście nie robi różnicy jak się nazywa kotlet sojowy, ale mają też trochę racji ci co mówią, że jeśli coś nie ma nic wspólnego z mięsem to nie powinno się nazywać tak jak typowe danie mięsne. Straty dla branży mięsnej z tego powodu pewnie jakieś są, u części ludzi może działać mechanizm psychologiczny, że dalej mogą jeść burgery czy parówki które kiedyś uwielbiali, co prawda wegańskie ale jednak robią coś dobrego a nie tracą zbyt wiele. Ogólnie mamy w UE tendencję do traktowania konsumenta jak ostatniego debila, chociaż to jeszcze nie Stany…
Owe "straty" jeśli już są, to produkowane przez debili, którzy czytają tylko pierwsze słowa na produktach (i analogicznie zapewne np. same nagłówki gazet) i taką "dogłębną" wiedzę zapewne wszędzie w życiu stosują. Nie wierzę że jest ich aż tylu w kontekście produktów wegańskich, to histeria branży mięsnej i tyle. Ale jak wyżej wspomniałem, nie widzę w tym akurat problemu (czy zostanie jak było czy nie).
Dlaczego o krok od absurdu? To ludzie sprzedający „wegańskie sery” albo „roślinne mleko” są absurdalni.
Z jakiego powodu?
Oraju, ale ujadanie. Jak coś czymś nie jest to niech się tak nie nazywa. Może autorzynie marzy się wlać do gardła wapno wymieszane z wodą radośnie nazwane "mlekiem" – wszak białe wiec jaki problem?
Te produkty ani konsystencja ani smakiem nie przypominają tego do czego pretendują. W Szwajcarii ser/mleko, jeżeli nie ma odpowiedniej zawartości tłuszczu (i odpowiedniego pochodzenia) też nie może być nazwany serem/mlekiem…
Bredzisz Choiński. Przez pomytłkę to ją moge kupić kawałek zwierzęcego trupa.
No to do roboty towarzyszki i towarzysze, nie ma co lamentować, że zabrali kotlety i parówki, wymyślajcie nowe. Tak dobrze poszło z doktorkami, reżyserkami czy gościniami, nie wierzę, że tu się nie uda.
Kolejny troll się pojawił.
No i to jest właśnie najwieksza bolączka UE – europarlament zamiast na sprawach istotnych skupia sie na wegeburgerach i definicji kształtu banana.
Też nie rozumiem, dlaczego "absurd". Mleko to mleko, ser to ser (w sumie ciekawe, co z tofu?), schabowy to schabowy, stek to stek. Chociaż… Będzie można mówić "stek bzdur"? Tylko że posuwają się za daleko: kotlet może być z psa, ale może być i z kaszy, i dlaczego taka ingerencja? Chees-, chicken-, fish-burgery będą w porządku, a wege-burger już nie?
Co mnie zniechęca do przejścia na dietę wege? Brak mięsa 😀
Nie jest żadnym absurdem wymaganie, aby producent nie wprowadzał konsumenta w błąd nazwą produktu, która sugeruje, ma on do czynienia z czymś innym, niż jest w opakowaniu. Sam nie raz dałem się naciąć na różne "masła", "mixy", "sery" i zapakowałem do koszyka produkt, który miał niewiele wspólnego z tym, co chciałem kupić. Ot i cały "spisek" branży mięsnej i pomysłodawców tego projektu. Jeżeli cos jest zrobione z n. trocin i trawy, to nie można tego nazywać "burgerem" czy "stekiem".
Polska natychmiast musi wyjsc z UE tej faszystowskiej z nazistowska konstytucja w Niemczech.
Pozdrawiam partie niemiecka AfD
Zakazać używania nazwy "Mleczko do czyszczenia WC" bo klienci w sklepie mogą się pomylić i zamiast UHT 3% wziąć CIFa! Krowy od tysięcy lat pracowały na tę nazwę.
To jest komentarz roku ! Nie mogę przestać płakać ze śmiechu ! Dzięki !
Szukam miłego i kulturalnego faceta na spotkania
Mam na imię Monia 24 wiosny….
wiecej moich fotek i kontakt do mnie tu- http://www.frircikvip.com.pl
Znajdź mnie- Monikj- napisz do mnie i spotkajmy sie!
A owoce morza? A ptasie mleczko?
Zakazać! 🙂