0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Kuba Atys / Agencja GazetaKuba Atys / Agencja ...

To bodaj pierwsza w Polsce sprawa wytoczona urzędnikowi centralnej instytucji państwowej za manifestowanie poglądów. Podkreślmy: po godzinach pracy. Ukarany to Sławomir Nałęcz, pracownik służby cywilnej w Głównym Urzędzie Statystycznym.

10 kwietnia 2017 roku, w siódmą rocznicę katastrofy smoleńskiej, w godzinach wieczornych był na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Jak tłumaczył potem w trakcie postępowania dyscyplinarnego, jego uczestnictwo w obchodach rocznicy było „związane z jego uczuciami patriotycznymi, a także osobistą znajomością niektórych ofiar tej katastrofy”.

Wyjaśniał, że po mszy w katedrze św. Jana chciał iść pod Pałac Prezydencki „aby oddać cześć ofiarom katastrofy, a także wyrazić swój moralny sprzeciw wobec nieuprawnionych i jego zdaniem niehumanitarnych praktyk prokuratury, która prowadziła w owym czasie ekshumacje ciał ofiar katastrofy, częstokroć wbrew woli rodziny”.

By ominąć tłum ludzi na Krakowskim Przedmieściu postanowił iść ul. Miodową. Ale natknął się na szpaler policji, więc znów odbił w bok. Gdy doszedł do ul. Trębackiej, trafił na kontrmiesięcznicę Obywateli RP i kolejny kordon policji.

Jak napisał później jego prawnik: "postanowił pozostać na ul. Trębackiej aby wyrazić swoją dezaprobatę zarówno dla opisanych wyżej działań prokuratury, jak i dla działań policji, która nie dopuszczała uczestników legalnego zgromadzenia do miejsca demonstracji, co uznał za niezgodne z konstytucyjną zasadą wolności zgromadzeń i wolności wyrażania własnej opinii".

Przeczytaj także:

Dyscyplinarka po zmanipulowanym materiale TVP

Kontrmiesięcznicę filmowała wówczas TVP. Ujęcia ze Sławomirem Nałęczem stały się potem częścią materiału prorządowych „Wiadomości” TVP1. Materiał nosił tytuł „Ordynarna prowokacja”. Pokazano w nim krótkie ujęcia z kontrmiesięcznicy zmontowane w taki sposób, by wydawało się, że jej uczestnicy ohydnie atakują uczestników miesięcznicy.

Nałęcz w materiale pojawił się kilka razy, w sumie przez kilka sekund. Widać było jak stoi za kordonem policji, przy ul. Trębackiej i krzyczy m.in. „pisowska komuna”.

Po emisji materiału w TVP, na wniosek dyrektora generalnego GUS, wszczęto postępowanie wyjaśniające w sprawie udziału Nałęcza w kontrmiesięcznicy. A w lipcu 2017 roku rzecznik dyscyplinarny GUS wystąpił z wnioskiem o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego przeciwko Nałęczowi.

Stał i krzyczał

Według niego Nałęcz niewłaściwie zachował się biorąc aktywny udział w demonstracji o charakterze politycznym, co jest sprzeczne z zakazem publicznego manifestowania poglądów politycznych przez członków korpusu służby cywilnej. Rzecznik podkreślał, że urzędnik musi zachować zasadę neutralności politycznej, ma też obowiązek godnego zachowania w służbie cywilnej oraz poza nią.

We wniosku o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego rzecznik dyscyplinarny podkreślał, że Nałęcz publicznie wyrażał niechęć wobec rządzącej partii krzycząc m.in. „precz z kaczyzmem, bolszewizmem”. Sam Nałęcz podkreśla, że nie ma na to żadnego dowodu - z materiału „Wiadomości” nie wynika jednoznacznie, że krzyczał to hasło razem z tłumem.

Przyznaje natomiast, że krzyczał „pisowska komuna". Ale - jak tłumaczy - zrobił to w odpowiedzi na zaczepki ze strony uczestników miesięcznicy, którzy atakowali uczestników manifestacji Obywateli RP okrzykami „raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę” i pluli na nich.

Nałęcz przyznaje też, że stał na ul.Trębackiej pod transparentem „o godny spokój ludzkiej żałoby” i w pełni utożsamiał się z jego przesłaniem.

Według rzecznika dyscyplinarnego GUS zachowanie Nałęcza poza godzinami pracy nie było "godne", bo zaogniał konflikt, choć jako członek służby cywilnej, powinien go łagodzić. Rzecznik przyznaje, że członek korpusu służby cywilnej ma prawa obywatelskie i jak inni obywatele może brać udział w życiu publicznym.

Ale - jego zdaniem - nie może publicznie manifestować poglądów i sympatii politycznych oraz nie może podejmować publicznych działań wspierających działania o charakterze politycznym. Nie może też stwarzać podejrzeń o sprzyjanie partiom politycznym oraz powinien dbać o jasność i przejrzystość relacji z osobami pełniącymi funkcje polityczne.

"Godząc się na taką służbę, jaką jest praca w korpusie służby cywilnej, obwiniony godził się także na związane z tym ograniczenia. Chodzi tu w głównej mierze o zaufanie obywateli do osób zatrudnionych w administracji publicznej. Zadaniem służby cywilnej jest bowiem zapewnienie zawodowego, rzetelnego, bezstronnego i politycznie neutralnego wykonywania zadań Państwa. Ustrój polityczny Polski jest bowiem tak skonstruowany, że na czele Państwa stoją wybrani w demokratycznych wyborach przedstawiciele różnych partii politycznych, a

rolą członków korpusu służby cywilnej jest przede wszystkim bezstronna i politycznie neutralna praca na rzecz realizacji zadań Państwa, ponad podziałami politycznymi" - napisał we wniosku o dyscyplinarkę rzecznik dyscyplinarny.

"Obowiązek wierności wobec państwa"

Stawiając zarzuty rzecznik dyscyplinarny oparł się tylko na materiale „Wiadomości” TVP, którego rzetelność Nałęcz kwestionuje w sądzie. Wytoczył on publicznej telewizji proces o ochronę dóbr osobistych, bo uważa, że materiał pokazuje go w złym świetle i że został zmanipulowany, bo nie pokazano kontekstu całej sytuacji.

Nałęcza w postępowaniu dyscyplinarnym bronił mec. Stanisław Zakroczymski. Prawnik podkreślał w swoich pismach, że Nałęcz jest pracownikiem GUS od 10 lat. Obecnie jest konsultantem w jednym z departamentów, ale wcześniej był wicedyrektorem Departamentu Badań Społecznych. Jego praca byłą doceniana przez przełożonych, dostał odznaczenie „Za zasługi dla Statystyki RP”.

Adwokat: wykazał wierność Konstytucji

Zanim zaczął pracę w GUS był związany z organizacjami pozarządowymi, a w czasach PRL był związany z demokratyczną opozycją. Według mec. Zakroczymskiego to ważne dla „zrozumienia jego postawy w dniu 10 kwietnia 2017 roku”.

"Człowiek, który poświęcił się idei wolności i budowy społeczeństwa obywatelskiego, nie może bowiem bezczynnie patrzeć na próby ich ograniczania, a z takim mieliśmy niewątpliwie do czynienia w tamtym dniu" - przekonywał w jednym ze swoich pism mec. Zakroczymski.

Podkreślał też, że ustawa o służbie cywilnej nakłada na członków korpusu służby cywilnej bezwzględny obowiązek przestrzegania Konstytucji RP. I że z Konstytucji można wyprowadzić wręcz obowiązek wierności wobec państwa oraz wartości na jakich je zbudowano. "Uznać należy, że

poprzez uczestnictwo w zgromadzeniu i sprzeciw wobec bezprawnych (...) działań policji, obwiniony wyrażał wierność aksjologii Rzeczypospolitej zbudowanej na zasadzie demokratycznego państwa prawa oraz przestrzeganiu praw i wolności człowieka i obywatela.

Czynił to w sposób dosadny i ostry, jednak trzeba mieć na uwadze fakt, że działał w warunkach ataków fizycznych i słownych ze strony uczestników innego zgromadzenia" - podkreślał Zakroczymski.

Zaznaczał także, że manifestacja, w której brał udział Nałęcz była apolityczna, a jego intencją było uczczenie rocznicy tragedii narodowej.

"Absolutnie wykluczone jest na gruncie rzetelnej wykładni prawa uznanie, że uczestnictwo w tego rodzaju zgromadzeniach powinno być karane. Obwiniony udał się na warszawskie Stare Miasto tylko i wyłącznie w celach obywatelskich i moralnych (...). Jeśli obwiniony coś manifestował, to co najwyżej przywiązanie do demokratycznych i praworządnych filarów Rzeczypospolitej, co (...) jest raczej zaletą niż ujmą w przypadku pracownika korpusu służby cywilnej" - przekonywał w piśmie do komisji dyscyplinarnej mec. Zakroczymski.

Broniąc Nałęcza mec. Zakroczymski powoływał się na orzeczenie Sądu Apelacyjnego w Warszawie który uznał, że nawet kandydowanie z listy partyjnej w wyborach powszechnych nie jest naruszeniem ustawy o służbie cywilnej.

Komisja dyscyplinarna uznała za winnego, ale nie orzekła nagany

Komisja Dyscyplinarna dla Członków Korpusu Służby Cywilnej w GUS 7 lutego 2018 roku uznała jednak Nałęcza za winnego przewinienia i udzieliła mu upomnienia. Orzekła, że jego zachowanie miało zły wpływ na wizerunek służby cywilnej.

Uznała, że członek służby cywilnej jest ograniczony w wypowiadaniu poglądów politycznych na zgromadzeniach i manifestacjach. To wymóg wynikający z ustawy o służbie cywilnej i z art. 153 Konstytucji, który mówi o neutralnej politycznie administracji rządowej.

Komisja nie orzekła jednak kary nagany (jak chciał rzecznik). Za okoliczności łagodzące uznała:

  • nienaganną pracę,
  • to, że Nałęcz znał osobiście niektóre z ofiar katastrofy (a więc miał do sprawy osobisty stosunek),
  • to że urzędnik został sprowokowany przez uczestników miesięcznicy.

Nałęcz od tego orzeczenia odwołał się do Wyższej Komisji Dyscyplinarnej Służby Cywilnej przy Kancelarii Premiera.

Jak informuje OKO.press mec. Stanisław Zakroczymski, kilka dni temu Wyższa Komisja Dyscyplinarna SC podzieliła część argumentów jego odwołania. Podtrzymała jednak tę część orzeczenia, w której przyjęto, że Nałęcz krzyczał „pisowska komuna”, co uznano za agitację i publiczne wyrażanie poglądów.

Wyższa Komisja Dyscyplinarna potwierdziła prawo udziału urzędnika w manifestacjach obywatelskich i „moralnych”. Uznała jednak, że nie może podczas nich manifestować poglądów politycznych.

Strony mogą się jeszcze odwołać do sądu, dlatego Nałęcz na razie nie komentuje swojej dyscyplinarki.

;

Udostępnij:

Mariusz Jałoszewski

Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.

Komentarze