Koalicja długo zastanawiała się nad nowelizacją ustawy wiatrakowej, która blokowała rozwój tej części OZE w Polsce. Rząd chciał, by podpisał ją Trzaskowski. Teraz zawiesił nadzieję na Andrzeju Dudzie, który daje do zrozumienia: nie dam się szantażować.
„Odblokowujemy inwestycje w elektrownie wiatrowe, by dać lokalnym społecznościom dostęp do czystej i taniej energii. To krok w kierunku zwiększenia bezpieczeństwa energetycznego Polski i uniezależnienia od importu paliw zza granicy. To szczególnie ważne akurat teraz, w czasie wojny na Ukrainie i rosnącej destabilizacji na Bliskim Wschodzie, by stawiać na suwerenność energetyczną" – obiecał wiceminister klimatu, Miłosz Motyka (PSL). Ustawa wiatrakowa została przegłosowana siłami koalicji rządzącej i Razem przy sprzeciwie Konfederacji i PiS-u. Zbliża wiatraki do domostw, upraszcza procedury i daje korzyści osobom mieszkającym w pobliżu farm wiatrowych. I bardzo prawdopodobne, że nie wejdzie w życie.
Jej podpisanie przez prezydenta oznaczałoby koniec wieloletniej walki z wiatrakami, którą w 2016 roku rozpoczął rząd Prawa i Sprawiedliwości. Koalicja w ustawie zaszyła przepisy dotyczące utrzymania cen prądu na niezmiennym poziomie — bez podwyżek do końca roku. Być może to skłoni prezydenta Andrzeja Dudę, któremu przypadnie decyzje w sprawie nowego prawa, do podpisu pod ustawą.
Rząd wprowadził też na ostatnią chwilę drugą prostą poprawkę – zamiast skomplikowanego rozliczenia, które miało obniżać ceny prądu dla mieszkańców okolic farm wiatrowych, będzie gotówka do ręki.
Pieniądze mają być rozdzielane z funduszu partycypacyjnego, do którego inwestor musiałby wpłacić 20 tys. złotych od każdego megawata zainstalowanego w promieniu kilometra od najbliższych domostw. Pieniądze potem będą rozdzielane pomiędzy poszczególnymi gospodarstwami po równo. Rada gminy według przegłosowanego projektu mogłaby również zwiększyć dystans jednego kilometra, ale wtedy pieniądze przypadające na jedno gospodarstwo będą niższe.
Opierając się na obawach dotyczących szkodliwego działania wiatraków na zdrowie (i pseudonauce) PiS odsunął wiatraki od zabudowań na odległość równą 10H – czyli dziesięciokrotności wysokości wiatraka razem z ustawioną na sztorc łopatą. To w praktyce uniemożliwiło rozwój lądowej energetyki opartą na wietrze w Polsce. Poprawka do ustawy z 2023 roku miała wyznaczyć bezpieczną granicę na 500 metrach – a według naukowców tyle wystarczy, by zapewnić bezpieczeństwo i komfort osób mieszkających w pobliżu. Polska Akademia Nauk wskazywała na brak dowodów na szkodliwość wiatraków dla zdrowia, w szczególności, jeśli będą one oddalone od zabudowań o pół kilometra.
„Wsparcie finansowe dla gospodarstw domowych, które będą sąsiadować z farmami wiatrowymi to bardzo dobry pomysł. Liczymy na to, że ustawa w kształcie, w jakim przyjął ją Sejm, zostanie zatwierdzona przez Senat, a później podpisana przez Prezydenta. Nowe przepisy nie tylko ułatwią rozwój energetyki odnawialnej w Polsce, ale dadzą też realne wsparcie mieszkańcom terenów, na których staną turbiny wiatrowe. Przy okazji nie będzie to wiązało się z obciążeniem budżetów samorządów czy państwa, bo fundusz będzie zasilany ze środków inwestorów w energetykę wiatrową" – oceniała Katarzyna Bilewska z Greenpeace Polska.
Na ostatniej prostej poprawka posła Marka Suskiego ustaliła ten dystans na 700 metrach, co zmniejszyło powierzchnię dostępną dla elektrowni wiatrowych o niemal połowę. Wyliczyła to Fundacja Instrat. W całej Polsce wariant 500 m spowoduje, że wiatraki mogłyby powstawać na 27 371 kilometrów kwadratowych. W wariancie 700 metrów to jedynie 14,5 tys. metrów.
Po wielu miesiącach prac ustawa wiatrakowa w „wariancie 500 metrów" trafiła do Sejmu, gdzie zyskała większość głosów. Co zakładają więc nowe przepisy?
Branża ma nadzieję, że rozwój elektrowni wiatrowych na lądzie napędzi polski przemysł, a rząd – że wiatraki zaspokoją część rosnącego apetytu polskiej gospodarki na energię. Według uchwalonego w zeszłym roku Krajowego Programu dla Energii i Klimatu elektrownie wiatrowe mogłyby zapewniać zapotrzebowanie energetyczne dla ponad 24 mln gospodarstw domowych. Polska będzie potrzebować tej energii, bo do końca lat 30. zużycie prądu ma wzrosnąć gwałtownie – z 156 terawatogodzin (TWh) rocznie w 2023 do 215 TWh w 2040. W 2022 roku „czysty" koszt wyprodukowania kilowata z wiatru (bez kosztów pracy czy podatków) był o ponad połowę niższy niż w najnowocześniejszych elektrowniach zużywających paliwa kopalne.
Mimo to liderzy sektora energetyki wiatrowej patrzą na przyszłość z rosnącym niepokojem. „Wybory prezydenckie za nami, a to oznacza powrót do codziennej pracy – także tej legislacyjnej, od której zależy tempo transformacji energetycznej w Polsce. Być może nadchodzący czas będzie dla branży bardziej wymagający, ale to tylko podkreśla, jak ważne jest nasze zaangażowanie i jedność. Musimy wspierać tych, którzy chcą modernizować polską energetykę, ale też umiejętnie przekonywać tych, którzy wciąż widzą więcej zagrożeń niż szans" – mówił ostatnio Janusz Gajowiecki, prezes PSEW.
Nastroje zmieniły się po przegranej Rafała Trzaskowskiego, który bez wątpienia podpisałby nową ustawę. Teraz można mieć obawy, że ustawa wiatrakowa nie zostanie podpisana, niezależnie od tego, czy trafi na prezydenckie biurko Andrzeja Dudy, czy Karola Nawrockiego.
„Czy pod naszymi osiedlami masowo staną farmy wiatrowe? Przed chwilą rząd przyjął przepisy, które skracają minimalną odległość wiatraków od zabudowań do zaledwie 500 metrów. Rządzący po raz kolejny lekceważą protesty Polaków i wybierają interesy niemieckich koncernów produkujących wiatraki, dla których staniemy się eldorado. Kosztem naszego komfortu życia i zniszczonego krajobrazu" – zastanawiał się w czasie kampanii wyborczej na platformie X ówczesny kandydat na prezydenta. To jasna zapowiedź braku akceptacji dla nowych przepisów. A co myśli o nich obecny prezydent?
„Wprawdzie Andrzej Duda nie dał się poznać jako zacięty wróg wiatraków, ale w żaden sposób nie dał też do zrozumienia, że liberalizację popiera" – zauważał portal WysokieNapięcie.pl. Niewykluczone, że prezydent przychyli się do opinii reprezentantów swojego otoczenia politycznego, którzy w Sejmie mocno uderzali w wiatraki.
„Nie możemy zgodzić się z tym, że praktycznie rzecz biorąc, projekt nie podlegał wysłuchaniu publicznemu. Projekt nie był debatowany szeroko społecznie, a konsultacje, które zostały przeprowadzone tylko i wyłącznie z tymi, którzy zgadzają się z tą ideą, która może okazać się szkodliwą dla polskiego państwa" – mówił poseł PiS Andrzej Adamczyk.
Mimo to koalicja rządząca zdecydowała się przyspieszyć głosowanie, by zdążyć z ustawą jeszcze za prezydentury Dudy, któremu zdarzało się chwalić zalety energetyki wiatrowej. Być może, ale tylko być może, do podpisu skłoni go zgłoszona na ostatniej prostej poprawka, która w ustawie „zaszywa" przepisy przedłużające mrożenie cen energii na czwarty kwartał tego roku.
„Ceny energii dla odbiorców indywidualnych pozostaną zamrożone do końca roku” – zapowiedział we wtorek premier Donald Tusk. To oznacza, że gospodarstwa domowe nadal będą mogły korzystać z ceny zamrożonej na poziomie 500 zł za MWh netto. Podjęliśmy decyzję, że nie mamy czasu na pełne procedowanie ustawy [...]. Mrożnie cen energii na IV kwartał dołączy do tej ustawy, która będzie miała swoje drugie czytanie dzisiaj, w formie poprawki, dlatego że musimy zakończyć ten proces przed przerwą wakacyjną w Sejmie" – wyjaśniała przed głosowaniem ministra Paulina Hennig-Kloska.
Duda, co było do przewidzenia, nazwał takie działanie politycznym szantażem. „Rozumiem, że niestety pan premier i jego współpracownicy, wrzucając taką poprawkę, która ma zabezpieczyć Polaków przed wzrostami cen energii, próbuje wymusić na mnie podpis na tej ustawie, stawiając mnie pod ścianą, ale musi pamiętać, że ja już kończę moją drugą kadencję. Jestem zwolennikiem innych rodzajów energii odnawialnej. Ja nie jestem zwolennikiem wiatraków na lądzie. Bardziej się liczy dla mnie krajobraz niż obserwowanie wszędzie stojących wiatraków. Można się ze mną zgadzać, można się ze mną nie zgadzać; powiedziałem to również głośno podczas RBN" – mówił Andrzej Duda już po przegłosowaniu ustawy.
Badania CBOS sprzed dwóch lat pokazywały, że pomysł rozwoju energetyki wiatrowej na lądzie cieszy się dużym poparciem. 83 proc. ogółu respondentów poparło jej wykorzystanie. Takiego zdania było również 78 proc. wyborców PiS. 68 proc. ogółu zapytanych i 59 proc. wyborców Prawa i Sprawiedliwości zgodziłoby się również na budowę wiatraków w pobliżu swojego domu. Przez atak obozu PiS na Europejski Zielony Ład i coraz większy sceptycyzm obozu Koalicji Obywatelskiej wobec proklimatycznych rozwiązań emocje w społeczeństwie mogły się jednak zmienić.
W tle politycznych w Warszawie starań widać lokalne konflikty daleko od stolicy. Wiatraki budzą emocje na polskiej wsi, gdzie przecież w głównej mierze są i będą budowane. Protesty przeciwko inwestycjom w turbiny trwają między innymi w gminach Grodków i Cisek na Opolszczyźnie, w gminie Zagrodno na Dolnym Śląsku, na Powiślu Dąbrowskim w Małopolsce czy w gminie Piaski na Lubelszczyźnie.
„Wiatraki mają stanąć koło naszych domów. One szumią i świecą takim migającym światłem. To na pewno będzie nam przeszkadzać, zwłaszcza że mamy taką cichą i spokojną okolicę" – mówili mieszkańcy tej ostatniej w czasie blokady drogi z Lublina do przejścia granicznego z Ukrainą w Hrebennem.
Obóz PiS, budujący swoją tożsamość na kontrze do starań ratowania klimatu, pójdzie tropem podsycania takich emocji. Wiele wskazuje więc na to, że na rozwój energetyki wiatrowej poczekamy przynajmniej do kolejnych wyborów prezydenckich.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl. Jeden ze współautorów podcastu "Drugi Rzut Oka". Interesuje się tematyką transformacji energetycznej, transportu publicznego, elektromobilności, w razie potrzeby również na posterunku przy tematach popkulturalnych. Mieszkaniec krakowskiej Mogiły, fan Eurowizji, miłośnik zespołów Scooter i Nine Inch Nails, najlepiej czujący się w Beskidach i przy bałtyckich wydmach.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl. Jeden ze współautorów podcastu "Drugi Rzut Oka". Interesuje się tematyką transformacji energetycznej, transportu publicznego, elektromobilności, w razie potrzeby również na posterunku przy tematach popkulturalnych. Mieszkaniec krakowskiej Mogiły, fan Eurowizji, miłośnik zespołów Scooter i Nine Inch Nails, najlepiej czujący się w Beskidach i przy bałtyckich wydmach.
Komentarze