0:000:00

0:00

Choć teksty portalu RuBaltic.ru nie mają dużego zasięgu w sieci, są powielane przez inne strony oraz konta w social media, niekoniecznie polskojęzyczne (artykuły mają też wersję rosyjską). Za ich pośrednictwem zmanipulowane treści powoli, ale systematycznie przenikają do szerszej przestrzeni informacyjnej.

W dezinformacji nie zawsze chodzi o duży zasięg – czasem celem jest utkanie pajęczyny, oblepiającej internautów tak, by nie mogli odróżnić fałszywych informacji od prawdy. I z takim przypadkiem mamy właśnie do czynienia.

Metoda manipulacji

Autorzy artykułów na RuBaltic.ru tkają tę pajęczynę umiejętnie. Najpierw zlepiają w większą całość niewielkie fragmenty, wyjęte z artykułów publikowanych na portalach polskich lub ukraińskich, zawsze wyrywając je z większego kontekstu. Tę konstrukcję stabilizują cytatami z tekstów publikowanych na stronach, dawno rozpoznanych jako te, które rozpowszechniają narrację prokremlowską. Czasem zdobywają też wypowiedzi polskich publicystów – poniżej pokażemy, których. Wszystko to razem ma służyć udowodnieniu propagandowych tez, prezentowanych już w tytułach i pierwszych akapitach tekstów.

„Ludność odpowiada falą ksenofobii i pobiciami Ukraińców”

Do tej pory oficjalną propagandę kremlowską w języku polskim zamieszczał w zasadzie tylko jeden portal – Sputnik Polska, należący do rosyjskiego koncernu medialnego Rossija Siegodnia, z siedzibą w Moskwie.

Od kilku miesięcy polskimi odbiorcami interesuje się też portal RuBaltic.ru. Na specjalnej podstronie pl.rubaltic.ru mniej więcej raz na tydzień zamieszcza nowy materiał w języku polskim (i rosyjskim, zawsze są dwie wersje językowe).

Portal ten nie działa tak jak Sputnik, publikuje materiały nie newsowe, lecz analizy sytuacji społeczno-politycznej. W rzeczywistości nie są to jednak analizy, lecz po prostu rosyjska propaganda.

Think tank z Kaliningradu

Strona należy do think tanku Research Center on Societal/Political Issues “Russian Baltics” z Kaliningradu. Działa w powiązaniu z Bałtyckim Uniwersytetem Federalnym im. Immanuela Kanta w Kalinigradzie.

Do tej pory jego aktywność dotyczyła krajów nadbałtyckich: Litwy, Łotwy i Estonii. W tym roku do kręgu zainteresowań dołączyła Polska. Co ciekawe, materiały na temat naszego kraju nie są związane, co mogłoby wydawać się logiczne, z Bałtykiem i rozbieżnościami na jego tle (np. z przekopem Mierzei Wiślanej).

Najczęstszym tematem relacje polsko-ukraińskie

„Masowa migracja ukraińskich imigrantów zarobkowych do Polski prowadzi do regularnych starć międzyetnicznych pomiędzy Ukraińcami a Polakami. Napływ gastarbeiterów powoduje wzrost przestępczości ulicznej, chuligaństwa i wszczynanych po pijanemu bójek. Miejscowa ludność odpowiada na to falą ksenofobii i pobiciami Ukraińców. Szczególnie nietolerancyjni wobec Ukraińców są Polacy, których rodziny stały się ofiarami zbrodni banderowskich. ”

To pierwszy akapit z artykułu na temat Polski, opublikowanego 24 lipca 2019 pod tytułem „Tragedia Wołynia prowadzi do starć z Ukraińcami w Polsce”. Zebrano w nim informacje o kilku incydentach dotyczących zarówno przestępstw dokonywanych przez Ukraińców w Polsce, jak i agresywnego zachowania Polaków wobec Ukraińców, powołując się przy tym na mainstreamowe polskie media (często przez zacytowanie jednego zdania czy nawet jego fragmentu), ale też np. na „Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych, związany z Sorosem”.

(Każdy potencjalny związek z Sorosem jest podkreślany. OKO.Press w tym samym artykule zostało opisane jako „liberalny portal, założony przy wsparciu Gazety Wyborczej, sponsorowanej przez tego samego George'a Sorosa”.)

Do cytatów z polskich mediów w artykule dołożono najbardziej radykalne komentarze z social media i w ten sposób odmalowano Polskę jako kraj, w którym dochodzi do regularnych starć między Ukraińcami a Polakami, a nawet do pogromów Ukraińców.

Dzieje się tak, zdaniem autora artykułu Siergieja Szyrokołobowa, ponieważ do Polski „przybywają przedstawiciele marginesu społecznego ukraińskiego”, którzy popełniają wręcz masowo przestępstwa („polskie media mówią o nich prawie codziennie”), a „jeszcze większe oburzenie w polskim społeczeństwie powoduje ciągłe gloryfikowanie OUN-UPA”.

Jeśli zaś jakieś polskie media próbują bronić Ukraińców, to dlatego, że „służą one interesom globalnego biznesu”.

Podobno mamy w Polsce ukraińskie getta

Natomiast z artykułu opublikowanego 1 października można się dowiedzieć, że w Polsce powstają ukraińskie getta, a Ukraińcy „zamieniają Polskę w państwo dwunarodowościowe”. Przy czym opisując Ukraińców posłużono się słowem „gastarbeiterzy”, używanego w Niemczech na określenie cudzoziemskich robotników.

„Masowa imigracja siły roboczej z Ukrainy zaczyna zmieniać Polskę. Napływ gastarbeiterów niepokoi Polaków, zwłaszcza ten fakt, że elity rządzące w każdy możliwy sposób zachęcają do osiedlania się w kraju ukraińskich pracowników migrujących. W polskim społeczeństwie pod wpływem milionów imigrantów z Ukrainy zachodzą ruchy tektoniczne: Polska przestaje być mononarodowym państwem etnicznych Polaków. A tym ostatnim to się nie podoba” – informuje ten sam autor, Siergiej Szyrokołobow.

Jego głównym źródłem jest artykuł Michała Siudaka z portalu konserwatyzm.pl, należącego do Klubu Zachowawczo-Monarchistycznego.

Michał Siudak to adiunkt z Katedry Ukrainoznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wiele jego artykułów zawiera treści kontrowersyjne, jeśli chodzi o relacje polsko-ukraińskie. Przed wyborami prezydenckimi na Ukrainie pisał np. tak o ówczesnym kandydacie Włodymyrze Zełeńskim: „Jeżeli wygra Zełeński, Ukraina ulegnie procesowi dalszej »afrykanizacji«, stanie się łupem oligarchów. Do tego dojdzie konflikt tożsamościowy zachodu i wschodu Ukrainy, umiejętnie podsycany przez graczy światowych i w 2024 roku będzie kolejny Majdan. W. Zełeński to ukraiński Nikodem Dyzma”.

A o tzw. ustawie 447, czyli amerykańskim JUST Act, związanym z kwestią majątków żydowskich, napisał: „Jeżeli dojdzie do realizacji ustawy 447, Polska straci kontrolę nad własną ziemią. Oddamy pokłady surowców mineralnych, a mamy ich mnóstwo, wodę i kapitał ludzki i będziemy obywatelami drugiej kategorii. To dobry powód, aby zostać antysystemowcem bez widoków na przyszłość”.

Przeczytaj także:

Nic więc dziwnego, że jego artykuł na temat Ukraińców w Polsce jest szeroko cytowany przez RuBaltic.ru, oczywiście przy pominięciu wszystkich zastrzeżeń autora, które łagodzą stawiane przez niego tezy. Na bazie tekstu Siudaka udowadniane jest, że Ukraińcy w Polsce nie są w stanie zasymilować się z Polakami (bo jest ich za dużo), a „wg sondaży są narodowością, która dla Polaków jest jedną z najbardziej niesympatycznych. Powód tej antypatii dyktuje historia”.

Skąd natomiast informacja o tytułowych ukraińskich gettach? Wystarczyło jedno zdanie Siudaka: „Mówią mi o tym często policjanci, którzy obserwują w dużych miastach jak tworzą się »ukraińskie getta«”.

W materiale pojawiają się też odwołania do innych portali: dorzeczy.pl, polskaniepodlegla.pl i kresy.pl.

Antyukraińska narracja korzystna dla Kremla

Po wyborach parlamentarnych w Polsce RuBaltic.ru opublikował artykuł, z którego wynika, że do Sejmu wybrano „40 przyjaciół Putina”, w Polsce „rośnie zapotrzebowanie na politykę antyukraińską”, natomiast z programu PiS „zniknął punkt, w którym Ukraina jest strategicznym sojusznikiem Polski”.

To nawiązanie do braku punktu w programie PiS jest tak ważne, że pojawiło się w tytule tekstu, oczywiście już w wersji zmanipulowanej: „Polacy pozbawili Ukrainę tytułu strategicznego sojusznika” – można przeczytać w nagłówku.

Tym razem posłużono się wyjętymi z kontekstu fragmentami artykułów z ukraińskiego portalu „Europejska prawda” - to tam pojawiło się określenie o „40 przyjaciołach Putina”, autor uznał za takich zarówno posłów Konfederacji oraz posłów z listy PSL i Kukiz'15.

Powołano się też na artykuł z portalu mniejszości ukraińskiej w Polsce „Nasze Słowo”. Z wszystkich materiałów wykorzystano jedynie fragmenty krytyczne wobec nowych polskich posłów, za to zupełnie pominięto te, w których autorzy wskazywali polskich parlamentarzystów działających na rzecz demokratycznej Ukrainy. To oczywiste – tekst ma przecież udowadniać, że Ukraińcy nie mają już w Polakach wsparcia, nazwiska polityków wspierających nie mogą się więc pojawić.

Dobór tematów na portalu nie powinien dziwić. Od 2014 roku narracja antyukraińska jest jedną z najpopularniejszych w rosyjskiej wojnie informacyjnej na terenie Polski (analizowałam to szeroko tutaj).

Z tegorocznego raportu Fundacji Info Ops wiemy także, że tylko na portalu Sputnik Polska od 2014 roku codziennie pojawia się średnio 6 informacji na temat relacji polsko-ukraińskich, w których Ukraina najczęściej przedstawiana jest jako: państwo nieprzyjazne Polsce, znajdujące się „w stanie rozpadu” oraz stanowiące ryzyko ekonomiczne dla Polski.

Artykuły na RuBaltic.ru w pełni korespondują z tym przekazem. Publikowane w języku polskim oraz rosyjskim, mają szansę dotrzeć m.in. do Ukraińców, którzy zazwyczaj znają język rosyjski. RuBaltic.ru nie ma co prawda szerokiego zasięgu, ale też adresowany jest nie tyle do masowego odbiorcy, co do dziennikarzy, ekspertów, naukowców i publicystów. To wśród nich ma mieszać i manipulować, w niektórych przypadkach także – stawać się źródłem cytowań w artykułach czy publikacjach naukowych.

Manipulują też polską historią

Manipulowanie faktami nie kończy się na relacjach polsko-ukraińskich. RuBaltic.ru chętnie „tłumaczy” także historię, choćby pakt Ribbentrop-Mołotow z 1939 roku. Z wersji zamieszczonej na jego stronie wynika, że porozumienie między Związkiem Radzieckim a III Rzeszą o kolejnym rozbiorze Europy to mit, jedynym państwem ostrzegającym przed Hitlerem był Związek Sowiecki, zaś „Wielka Brytania, Francja i Polska przez długi czas »głaskały« nazistowskie Niemcy, przymykały oczy na wszystkie agresywne działania tego kraju”.

„Mówiąc pokrótce, na czele państw — obrońców europejskiej demokracji, stali tchórze, którzy pozwolili na wybuch II wojny światowej. Teraz potomkowie tych »bohaterów« oskarżają Stalina o wszystkie nieszczęścia, nazywając go nie inaczej jak sowiecki Hitler” - podsumowano materiał.

Równie kontrowersyjne stwierdzenia można znaleźć w artykule „Nóż wbity w plecy Polski czy zjednoczenie Białorusi: co się stało 17 września 1939 roku?” Wytłumaczono w nim, dlaczego ludność „Kresów Wschodnich” podczas II wojny światowej aktywnie włączyła się do „eliminacji resztek polskiej władzy” na terenach dzisiejszej Białorusi.

Według autora tekstu Wsiewołoda Szymowa, powody były oczywiste. O Polsce 20-lecia międzywojennego pisze on jako o „niechcianym dziecku Wersalu”, nazywa ją niestabilnym i kontrowersyjnym „tworem”, oraz wykazuje, że w Polsce panował wówczas „zaciekły polski nacjonalizm”, a mniejszości narodowe były represjonowane.

Dowodzi także, że w latach 1932-1933 na polskich Kresach Wschodnich panował prawdziwy głód, a Polacy byli znienawidzeni, ponieważ „dosłownie odbierali miejscowej ludności ostatni kawałek chleba. Przystąpienie do ZSRR było postrzegane jako wyzwolenie spod ucisku nacjonalnego oraz społecznego”.

Autorowi udało się nie wspomnieć ani słowem o Hołodomorze, czyli o Wielkim Głodzie na Ukrainie w latach 30. Ukraina była wówczas częścią Związku Sowieckiego, na którego czele stał Stalin. To jego decyzje doprowadziły do klęski głodu na Ukrainie, właśnie w latach 1932-1933. Ocenia się, że zmarło wówczas od 6 do 10 mln łudzi, z tego ponad 3 mln ludzi w Ukraińskiej SRR.

Więc rzeczywiście, na dawnych (przedrozbiorowych) Kresach Wschodnich Polski panował wówczas prawdziwy głód – tyle że w latach 30. XX wieku były to ziemie Związku Sowieckiego, nie Polski, i odpowiedzialność za śmierć głodową milionów ponosiły właśnie władze ZSRR.

Tak wyglądają fakty, co zupełnie nie przeszkadza autorowi artykułu opisać masowy głód na Kresach jako problem typowy właśnie dla Polski, i jeszcze zasugerować, że Białorusini chcieli przyłączenia do ZSRR właśnie po to, by głodu uniknąć. Poziom manipulacji historią w tym artykule staje się wręcz absurdalny – a jednak tekst jest rozpowszechniany m.in. na białoruskich portalach internetowych.

Rusofobowie, czyli polska władza?

Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden artykuł RuBaltic.ru – o tym, dlaczego Polska nagle ostatnio zaczęła lepiej traktować Rosję. W tym tekście najciekawsze są wypowiedzi polskich publicystów. Przede wszystkim cytowany jest Stanisław Lewicki i jego artykuł z „Myśli Polskiej” – to portal rozpowszechniający treści antyukraińskie, wymieniany w tzw. raporcie węgierskim na temat rosyjskiej dezinformacji.

Lewicki regularnie publikuje też na Sputnik Polska. Na RuBaltic.ru. jego opinie służą do udowodniania tezy, że młodzi Polacy są mniej niechętni wobec Rosji niż starsi. Potem pojawia się wypowiedź „polskiego publicysty Andrzej Michniewskiego”, który w Polsce jest raczej nieznany.

Na swoim kanale You Tube ma zaledwie dwa filmy, oba sprzed dwóch lat. W tym samym okresie założył też swój fanpage na Facebooku – i ma tam… jednego obserwującego. W polskojęzycznej sieci nie ma o nim informacji, nie można też odnaleźć jego artykułów.

Za to, jak się okazuje, jest popularny w Rosji – zapraszany do licznych programów publicystycznych jako ten, który objaśnia Rosjanom Polskę. Przedstawiany jest tam jako politolog i niezależny polski dziennikarz. W opisywanym artykule Michniewski potwierdza, że wśród polskiej młodzieży zmniejsza się liczba „rusofobów”, a to dzięki internetowi, który daje możliwość docierania do informacji spoza oficjalnej, polskiej polityki.

Jeszcze ciekawsza jest jednak wypowiedź Macieja Wiśniewskiego, redaktora naczelnego polskiego, lewicowego portalu strajk.eu: „Faktem jest, że rusofobia w Polsce jest oficjalną formą polityki zagranicznej od kilku lat, a władze merytorycznie pracują nad opinią publiczną. Rusofobowie, czyli władza, mają bardzo dobre i potężne narzędzia do promowania polityki nienawiści wobec Rosji. Są media, są możliwości do zachęty reżyserów, którzy kręcą filmy skierowane przeciwko Rosji, lub pokrętnie opowiadające o wspólnej historii polsko-rosyjskiej lub polsko-sowieckiej”.

Łotewskie służby: to narzędzie wojny informacyjnej

Czy RuBaltic.ru powinien w ogóle nas zajmować, skoro ma niewielki zasięg, a więc niewielkie oddziaływanie? Wcześniej zastanawiali się nad tym obywatele państw nadbałtyckich. W 2017 roku jego działalność opisała łotewska dziennikarka Inga Springe na portalu Re:Baltica.

Okazuje się, że już w 2013 roku łotewskie służby w swoim raporcie uznały think tank, do którego należy portal RuBaltic.Ru, za jedno z narzędzi rosyjskiej wojny informacyjnej. Chociaż nie ma dużego grona czytelników, jego zadaniem jest po pierwsze: oddziaływanie na osoby szukające informacji w internecie, ale na tyle słabo znające temat, że nie są w stanie wyłapać dezinformacji w materiałach, a po drugie: publikowanie fake newsów lub zmanipulowanych danych, by tworzyć chaos informacyjny.

To działa jak trybiki w wielkiej maszynie: portal publikuje artykuł, ten jest powielany przez inne portale, stamtąd przez media społecznościowe, znów przez jakieś strony – a treść ciągle jest w obiegu, ciągle gdzieś się pojawia i do kogoś dociera.

Analizowane teksty RuBaltic.ru mają na polskim Facebooku niewiele udostępnień – czasem kilkanaście, czasem kilkadziesiąt. Ale już ich rosyjskie wersje pojawiają się na różnych stronach internetowych: rosyjsko-, białorusko- i ukraińskojęzycznych. W taki sposób snuje się sieć dezinformacji na temat Polski i Polaków.

To bez znaczenia, że w samej Polsce materiały RuBaltic.ru są praktycznie nieobecne (na razie): zmanipulowane fakty na temat gett ukraińskich, starć między Polakami a Ukraińcami, głodu na polskich Kresach w latach 30., tchórzostwie europejskich przywódców przeczytają Rosjanie, Białorusini czy Ukraińcy. I na tej podstawie stworzą sobie fałszywy obraz naszego kraju. Taki, na którym zależy Kremlowi.

;

Udostępnij:

Anna Mierzyńska

Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press

Komentarze