Zwolennicy byłego prezydenta Jaira Bolsonaro pokonali słaby opór służb porządkowych i przez powybijane szyby dostali się do siedzib Kongresu, Sądu Najwyższego i pałacu prezydenckiego. Prezydent Brazylii zabrał głos
Zwolennicy byłego prezydenta Jaira Bolsonaro wdarli się w niedzielę 8 stycznia do budynków rządowych. Głos zabrał nowy prezydent Luiz Inacio Lula da Silva: "Demokracja gwarantuje prawo do swobodnej wypowiedzi, ale wymaga też od ludzi poszanowania instytucji. To, do czego dziś doszło, jest bezprecedensowe w historii kraju. Dlatego wszystkie zamieszane w to osoby zostaną znalezione i ukarane".
Luiz Inacio Lula da Silva został zaprzysiężony 1 stycznia 2023 roku.
Protesty zwolenników Bolsonaro trwały od października, kiedy to wybory prezydenckie w Brazylii niewielką przewagą głosów wygrał były prezydent Luiz Inácio Lula da Silva z Partii Robotniczej. Bolsonaryści blokowali drogi, podpalali samochody i zbierali się przy siedzibach wojsk różnych stanów Brazylii, prosząc wojsko o zamach stanu. Na twitterze krążą nagrania z protestów oznaczone hashtagiem Brazylijskiej Wiosny. Powtarzają się hasła, że Brazylia została sprzedana, zajęta przez komunistów, a wybory sfałszowane.
Wielu zwolenników Bolsonaro długo wierzyło, że wojsko zainterweniuje. Część z nich zamieszkała w stolicy - Brasili, w obozowisku wzniesionym przed główną siedzibą wojska. Ale 1 stycznia Lula oficjalnie przejął władzę. "Pewnie armia pozwoliła na ten teatr, bo jeszcze potrzebują trochę czasu na zorganizowanie zamachu" - pocieszali się protestujący, ale w końcu ich obóz zaczął się wyludniać. Aż do soboty, kiedy autobusami do stolicy zjechały setki zwolenników Bolsonaro.
W niedzielę 8 stycznia tłumy w barwach brazylijskiej flagi (przejętych przez zwolenników Bolsonaro) wlały się do budynków kongresu, pokonując niezbyt zdecydowany opór nielicznych funkcjonariuszy policji.
Na nagraniach z kongresu widać jak mężczyzna z koszulką w kolorach flagi Brazylii zjeżdża z podium jak po zjeżdżalni. Słychać śmiechy, ktoś robi selfie z kijem baseballowym. Inne nagranie: protestujący rozmawiają z funkcjonariuszem. Na innych nagraniach fruwają jakieś papiery, ludzie śpiewają i fotografują się nawzajem. Atmosfera jak po wygranym mundialu. Na zdjęciach z pałacu prezydenckiego widać, że Bolsonaryści wtargnęli do gabinetu prezydenta, rozrzucili papiery, zdemolowali meble.
Gdzie są służby porządkowe, policja? Nagrań pokazujących próby zablokowania protestu jest niewiele, widać za to, jak wcześniej siły porządkowe eskortowały tłumy protestujących w jeszcze pokojowej manifestacji. Zakładano jednak, że zbliżą się do budynków Kongresu i Pałacu Prezydenckiego jedynie na bezpieczną odległość.
W sobotę wobec rosnącej liczby protestujących w stolicy i "zagrożenia demokracji", minister sprawiedliwości Flavio Dino wezwał do pomocy specjalne Narodowe Służby Bezpieczeństwa Publicznego, które nie podlegają władzy stanowej.
Dlaczego szturmu nie udało się powstrzymać? Wciąż trudno powiedzieć. Pod adresem władz Dystryktu Federalnego i policji padają zarzuty sprzyjania protestującym.
Warto wspomnieć, że sekretarzem Bezpieczeństwa Publicznego DF był do dzisiaj były minister sprawiedliwości z czasu rządów Jaira Bolsonaro, Anderson Torres. Został zdymisjonowany.
Na nagraniach publikowanych przez uczestników szturmu widać gawędzących z nimi spokojnie mundurowych, oglądających zdarzenia z pewnej odległości. Policjanci pozujący do zdjęć na tle zajętych budynków trafili również do relacji mediów.
"Policja jest tu z nami, wszystko odbywa się pokojowo" - komentuje autor nagrania. "Mamy tylko niczego nie poniszczyć. Ej, ludzie! Nie niszczymy niczego, dobra?" - krzyczy w stronę sali.
Lula nazwał uczestników szturmu wandalami i "fanatycznymi faszystami". Zarzucił policji federalnej, że nie wypełniła obowiązku zadbania o bezpieczeństwo w stolicy "przez niekompetencję i złą wolę osób, które odpowiadają za bezpieczeństwo w Dystrykcie Federalnym".
Prezydent podpisał dekret, w którym zarządza interwencję federalną w Dystrykcie Federalnym. Oznacza to, w dużym uproszczeniu, że do końca stycznia wyższa państwowa instancja przejmuje kompetencje stanu w zakresie dbania o bezpieczeństwo. Taki środek przewiduje konstytucja Brazylii w przypadku poważnego zagrożenia bezpieczeństwa publicznego i integralności państwa.
Odpowiedzialnością za bezprecedensowy atak na demokratyczne instytucje obciążył również byłego prezydenta Jaira Bolsonaro.
"Wykorzystali niedzielną ciszę, gdy jeszcze tworzymy nasz rząd, żeby zrobić to, co zrobili. Sami wiecie, że wiele przemówień byłego prezydenta do tego zachęcało. I to jest również jego odpowiedzialność, tak jak i partii, które go wspierały" - napisał Lula na Twitterze.
Chociaż Bolsonaro po ogłoszeniu wyników milczał prawie dwa dni i nigdy nie pogratulował zwycięzcy, zgodził się respektować demokrację. W trakcie kampanii wyborczej mówił jednak co innego. Pozwolił uwierzyć swoim zwolennikom, że jego przegrana w wyborach będzie oznaczać, że doszło do oszustwa.
„Jeśli trzeba będzie, pójdziemy na wojnę” – zapowiadał już w czerwcu 2022 roku. Przekonywał też, że rolą wojska jest nie tylko pilnowanie procesu wyborczego, ale liczenie głosów.
Obecnie były prezydent milczy i nie ma go w kraju. Tuż przed zaprzysiężeniem Luli wyjechał do Stanów Zjednoczonych, łamiąc tradycję i nie przekazując prezydenckiej szarfy następcy.
Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).
Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).
Komentarze