0:00
0:00

0:00

Rolę w kampanii wyborczej dostał nawet martwy dyktator: zmarły przed ponad 40 laty Generał Francisco Franco na chwilę powrócił na środek hiszpańskiej sceny politycznej. Nieco ponad dwa tygodnie przed wyborami, po batalii sądowej przegranej przez spadkobierców El Caudillo, rankiem 24 października 2019 dokonano ekshumacji zwłok dyktatora z Doliny Poległych pod Madrytem.

Przeczytaj także:

Franco spoczywał tam w bazylice wzniesionej dzięki niewolniczej pracy republikańskich więźniów, pokonanych w rozpętanej przez niego wojnie domowej w latach 1936-1939. Helikopter przetransportował szczątki na cmentarz Mingorrubio, nieopodal pałacu El Pardo, dawnej rezydencji Generalissimusa, gdzie dokonano ponownego pogrzebu. Ceremonia odbyła się bez udziału mediów.

Skrajna prawica czeka na triumf

To sukces, jeden z niewielu, pełniącego obowiązki szefa rządu socjalisty Pedro Sáncheza. Mimo to w pierwszym sondażu po ekshumacji Franco, opublikowanym 27 października przez agencję SocioMétrica na zamówienie internetowego dziennika „El Español”, dystans pomiędzy partią Sancheza PSOE a jej największą rywalką, prawicową Partią Ludową (PP), stopniał do zaledwie 16 mandatów. Tymczasem po kwietniowych wyborach różnica pomiędzy tymi dwiema najsilniejszymi partiami w Kortezach wynosiła aż 57 miejsc.

PSOE wciąż prowadzi, ale nie ma szans rządzić samodzielnie. A to jest bezpośrednia przyczyna trwającego od kwietnia parlamentarnego pata.

Na podstawie metaanalizy wyników wszystkich sondaży przeprowadzonych od poprzednich wyborów 28 kwietnia, opublikowanej przez dziennik „El País”, można zauważyć, że na ostatniej prostej przed wyborami – od połowy października – poparcie traciły w istocie wszystkie główne partie.

Poza jedną: to skrajnie prawicowa VOX wydaje się być dziś największym wygranym.

Sondaże wskazują, że ma szanse podwoić liczbę swoich posłów do 350-osobowego Kongresu Deputowanych, z 24 do prawie 50.

Irański akcent w hiszpańskiej polityce

VOX domaga się m.in. likwidacji ustawy o przeciwdziałaniu przemocy ze względu na płeć - bo "dyskryminuje mężczyzn". Skrajna prawica chce też liberalizacji dostępu do broni palnej, całkowitego zakazu aborcji czy likwidacji autonomii regionalnych (zwłaszcza Katalonii).

Vox postuluje również delegalizację „partii, stowarzyszeń i organizacji pozarządowych, których celem byłoby zniszczenie integralności terytorialnej Narodu i jego suwerenności” – czytamy w dokumencie programowym partii, zatytułowanym „Sto działań dla Hiszpanii Żywej”.

– Mamy dziś 100 spraw o zbiorowe zgwałcenie, a 70 procent oskarżonych to cudzoziemcy – oświadczył Santiago Abascal, prezes VOX, w telewizyjnej debacie liderów największych partii, która odbyła się w poniedziałek 4 listopada.

Jego wypowiedź zelektryzowała opinię publiczną. Szybko się jednak okazało, że jest wynikiem manipulacji niepowiązanymi ze sobą danymi, a sam lider nie był w stanie podać ich źródła.

VOX domaga się także zakazu finansowania miejsc kultu przez podmioty zagraniczne, kierując to ograniczenie głównie do muzułmanów.

Zwłaszcza ta ostatnia sprawa budzi pewne zdziwienie. W styczniu 2019 dziennik „El País” ujawnił bowiem, że VOX natychmiast po rejestracji pod koniec 2013 roku otrzymała darowiznę od sympatyka Narodowej Rady Irańskiego Ruchu Oporu (NRIRO), stowarzyszenia przeciwników rządzącego dziś w Iranie reżimu. Ludowi Mudżahedini, zbrojne ramię Rady (dla którego ta jest prawdopodobnie przykrywką) do 2012 figurowali na liście organizacji terrorystycznych rządu USA.

Hiszpańscy dziennikarze dotarli do poufnych arkuszy kalkulacyjnych, z których wynika, że VOX otrzymało z zagranicy łącznie prawie milion euro w latach 2013-2014.

Hiszpańskie prawo zabrania finansowania partii politycznych przez zagraniczne organizacje. Jednak Alejo Vidal-Quadras, założyciel i pierwszy prezes VOX, a także osoba, dzięki której kontaktom pieniądze spływały na konta partii, broni się, że przelewy pochodziły wyłącznie od sympatyków NRIRO, a nie od samej organizacji.

Bez odpowiedzi przed wyborami

Ostatnie sondaże poparcia dla partii politycznych opublikowano w poniedziałek 4 listopada. Hiszpańska ordynacja wyborcza zakazuje bowiem publikacji badań przez pięć dni poprzedzających głosowanie.

Nie wiemy zatem, jak na nastroje wyborców wpłynęła poniedziałkowa debata liderów pięciu partii: lewicowych PSOE i Unidas Podemos oraz prawicowych PP, Ciudadanos i VOX.

W powszechnym przekonaniu sztywny podział na segmenty tematyczne zabetonował dyskusję, czyniąc ją nudnawym spektaklem prezentującym rozbuchane ego pięciu panów. Inna była przeprowadzona nazajutrz na antenie telewizji La Sexta debata liderek tych samych ugrupowań - toczyła się w bardziej otwartej formule, pozwalającej na płynne zmiany tematu.

Media szybko okrzyknęły je „prawdziwymi zwyciężczyniami” debat przedwyborczych, a merytoryczna dyskusja moderowana przez popularną dziennikarkę Anę Pastor, była - według niektórych komentatorów - lekcją wychowania dla mężczyzn u sterów największych partii.

Czy hiszpański pat potrwa?

Perspektywa utworzenia nowego rządu po wyborach jest bardzo niejasna. Żadna z partii nie ma szans na osiągnięcie bezwzględnej większości 176 mandatów.

Po telewizyjnych debatach nie doszło do oczekiwanego zbliżenia pomiędzy potencjalnymi koalicjantami. Premiera Sáncheza i szefa Unidas Podemos Pablo Iglesiasa dalej różni kwestia Katalonii. Sánchez nie miał oporów, by zaatakować Iglesiasa przed kamerami, jakoby ten i kandydaci jego partii w Katalonii wspierali narrację o katalońskich „więźniach politycznych” – chodzi o skazanych na początku października politykach i działaczach niepodległościowych. Takie określenie jest terminem nie do przełknięcia dla PSOE i urzędującego premiera.

Tymczasem według wspomnianej metaanalizy „El País”, stworzenie większościowego rządu byłoby najbardziej prawdopodobne w najszerszej koalicji wszystkich sił lewicowych, łącznie z deputowanymi partii regionalnych z Kraju Basków, Wysp Kanaryjskich, Kantabrii oraz – co najbardziej problematyczne – katalońskiej lewicy republikańskiej (ERC), której członkowie są zwolennikami niepodległości regionu.

Co ciekawe, trwające w Katalonii niepokoje i twarda postawa szefa rządu zdają się nie mieć wpływu na poparcie wyborców w skali kraju. Także organizowane w tej wspólnocie autonomicznej wiece o charakterze niepodległościowym – już w czasie sobotniej ciszy wyborczej – przebiegały spokojnie.

Mimo to, według ostatnich doniesień medialnych, policja w Barcelonie spodziewa się trzydniowych protestów po ogłoszeniu wyników niedzielnych wyborów.

;

Komentarze