0:000:00

0:00

Chyba zbyt mało się u nas rozumie, że istnieje ścisły i bezpośredni związek między agresją na Ukrainę i nieposzanowaniem prawa jako takiego, jako kagańca nakładanego polityce w ogólności. To, co u nas przybrało postać „wydłubywania rodzynków z ciasta” w postaci wybiórczego posłuszeństwa prawu UE, niehonorowania wyroków Trybunału Sprawiedliwości UE w Luksemburgu i ETPCz w Strasburgu, pomiatania konstytucją, niszczenia niezawisłości sędziowskiej - jest zakwestionowaniem zasady państwa prawa. Jest wczesnym etapem drogi, której rezultatem końcowym jest zatarcie różnicy między prawem i bezprawiem, „putinizacja prawa” - pisze Ewa Łętowska, profesor w Instytucie Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk, pierwsza rzecznik praw obywatelskich (1988-1992), sędzia Naczelnego Sądu Administracyjnego (1999-2002) i Trybunału Konstytucyjnego (2002-2011). Oto jej przenikliwa analiza napisana dla OKO.press.

Agresja na Ukrainę jest bezczelna, bezwzględna, bezwstydna. Obrazy umęczonych, płaczących kobiet i dzieci na przejściach granicznych; schrony i stacje metra wypełnione cywilami; przekazywane „na żywo”, przez kanały telewizyjne i smartfony świadectwa mieszkańców i obrońców Ukrainy; obrazy zniszczeń – budzą współczucie, lęk i gniew.

To bardzo mocne uczucia, wypierające wszystko inne.

A przecież tę agresję bezczelną, bezwzględną, bezwstydną określa jeszcze jedno słowo na „b”: „bezprawie”. I tu obok emocji włącza się pamięć i świadomość.

Bezsilność lekceważonego prawa rozzuchwala. Hitler i Putin

Facebook, dwa zdjęcia pięknego frontonu Opery w Odessie. Są niemal identyczne. Na pierwszym planie worki z paskiem i koziołki zasieków. Jedna fotografia pochodzi z 1941 roku, druga – sprzed kilku dni. Na łamach Monitora Konstytucyjnego Jerzy Kranz przypomina wypowiedź Hitlera szykującego się do wojny, w maju 1939:

„Nie można unikać rozwiązania problemów przez dostosowanie się do okoliczności. Odwrotnie, to raczej okoliczności należy dopasować do wymagań. Nie jest to możliwe bez atakowania obcych państw lub zagarnięcia obcej własności. (…) Problem prawa czy bezprawia nie ma przy tym żadnego znaczenia”.

Tylko z pozoru II wojna światowa zaczęła się z powodu sporu o Gdańsk. A prawo, i to międzynarodowe, i to wojenne, humanitarne, jego zasady, zawarte umowy miały być bez znaczenia. Unieważnione, wygumkowane, sprowadzone do roli pretekstu, etykiety, świstka papieru.

Bezsilność lekceważonego prawa rozzuchwala. Prawo - z natury rzeczy ma hamować brutalność siły.

Musi więc być nie tylko deklarowane, ale i wykonywane. Danego słowa należy dotrzymywać, umowy – realizować, a wyroki – wykonywać. Prawo bez sankcji: realnych, odstraszających i efektywnych, nie tylko deklarowanych, istniejących „na papierze”, ale stosowanych – jest bezzębne. Z sankcji zadeklarowanych przez prawo, należy na czas i proporcjonalnie korzystać.

Po 1945 roku, wyciągając wnioski z historii, rozbudowano systemy ochrony praw człowieka, wykreowano nowe międzynarodowe trybunały, rozbudowano instrumenty wzajemnego patrzenia sobie na ręce, wprowadzono zaskarżalność dla poszkodowanych, i to nawet, gdy naruszeń dopuściło się ich własne państwo.

Polska jak Rosja. Może czas na korektę?

A jednak w 2015 roku Rosja odmówiła posłuszeństwa wyrokom ETPCz, zastrzegając, że będzie je wykonywała o tyle tylko, o ile to uzna za zgodne z własnym, wewnętrznym porządkiem prawnym. Podobne stanowisko reprezentuje ostatnio Polska, zgodnie z rozstrzygnięciami polskiego Trybunału Konstytucyjnego. I to zarówno wobec ETPCz (K 6/21 z 24.11. 2021 r.), co - niestety - lokuje nas w niemiłym towarzystwie, jak i wobec TSUE ( TK z 14.7.2021 r., P 7/20 - zakwestionowanie kompetencji TSUE co do środków zabezpieczających; z 7.10.2021 r., K 3/21 - zakwestionowanie samej zasady pierwszeństwa traktatów).

Dostrzeżenie i wyjaśnienie związku między sporem o praworządność a obrazami wojny za naszą granicą - jest trudne. Tym bardziej, że wyczyszczenie z naszej świadomości tego związku jest propagandowo łatwe, a politycznie wygodne (choć krótkowzroczne). Gumkowanie jest propagandowo łatwe: „Wojna w Ukrainie to już nie »polityczne złoto«, jak władza nazywała sytuację z uchodźcami na granicy polsko-białoruskiej, ale polityczne diamenty. Tamta sytuacja była trochę wstydliwa, ta jest oczywista”.

Jest politycznie wygodne, choć krótkowzroczne, bo umożliwia brak korekty postaw, wygumkowanie naszych naruszeń wobec zasad prawa UE i wyroków TSUE.

Agresja na Ukrainę, nieszczęścia i zagrożenia jakie niesie nie tylko dla napadniętych, jest czasem na powiedzenie „sprawdzam” i uruchomienie sankcji wobec Rosji. I tak się dzieje. Z zadziwiającą jednomyślnością i zakresem.

Apele o ich realność i skuteczność , płynące także od polskich polityków, są więc zasadne. Tyle, że „trudno pogodzić kwestionowanie kompetencji Unii Europejskiej do egzekwowania wiążącego wszystkie państwa członkowskie prawa z podważaniem skuteczności orzeczeń TSUE, lekceważenie i marginalizację EKPC i Trybunału Praw Człowieka oraz nawoływanie do zwiększenia skali, zakresu i skuteczności wymierzonych w Rosję sankcji”. Mają więc rację polscy prawnicy, przypominając, że „wciąż w interesie Rosji jest osłabienie naszej pozycji w Unii Europejskiej i w NATO. Utrwalenie naszego wizerunku enfant terrible w relacjach z UE i USA, osłabienie znaczenia i wyciszenie głosu. Przez ostatnie lata ktoś pielęgnował ten wizerunek. Może więc czas na prawdziwą korektę postaw?”.

"Każda rzecz ma swój czas?" Mamy milczeć o putinizacji prawa w Polsce?

Chyba zbyt mało się u nas rozumie, że istnieje ścisły i bezpośredni związek między agresją na Ukrainę i nieposzanowaniem prawa jako takiego, jako kagańca nakładanego polityce w ogólności.

I to, co u nas przybrało postać „wydłubywania rodzynków z ciasta” w postaci wybiórczego posłuszeństwa prawu UE, niehonorowania wyroków Trybunału Sprawiedliwości i ETPCz w Strasburgu, pomiatania konstytucją, jej interpretacją, niezawisłością sędziowską , relatywizacją podziału władz, jest zakwestionowaniem zasady państwa prawa i jest tylko wczesnym etapem drogi, której rezultatem końcowym jest zatarcie różnicy między prawem i bezprawiem, „putinizacja prawa”.

Unia Europejska jest wspólnotą prawa. Jej wiarygodnym, odpowiedzialnym i – aby być pragmatycznym - wpływowym członkiem jest ten, kto tak o niej myśli.

Kto ją odrzuca i redukuje do gospodarczych celów, nie jest wiarygodny jako proponent choćby najsłuszniejszych postulatów politycznych.

Kilka dni temu, gdy miałam do pewnego gremium mówić o praworządności, zostałam zmonitowana przez – zapewne pełnego dobrych intencji aktywistę, protestującego przeciw - jego zadaniem - „akademickiemu dyskursowi, który nijak się będzie mieć do tego, czym żyją ludzie i czego pragną się dowiedzieć; każda rzecz musi mieć swój czas. Dziś czas Polaków zajmuje Ukraina i pomoc ludziom uciekającym przed wojną, co zrozumiałe. Uważam, że przy takich okolicznościach inicjowanie dyskusji nad sytuacją praworządności w Polsce, po pierwsze - mogłoby się spotkać z nikłym zainteresowaniem, po drugie - nijak nie odpowiadałoby na potrzeby czasu i miejsca, a nie ma nic gorszego niż teoretyczny spór, kiedy ludzie mają głowy zaprzątnięte zupełnie czym innym”.

Niewygodne pytanie o nasz stosunek do ciemnoskórych studentów

Sytuacja, gdy ostrzeliwuje się miasta tuż za granicą Polski, bardziej sprzyja obrazom indywidualnego nieszczęścia, przemawiającym do ludzkich emocji i serc, niż wymagającym wysiłku analizom. Bo tu trzeba mieć w świadomości i historię, i wiedzieć - jak działa propagandowy kamuflaż, jaka jest rola stereotypów i fałszywych etykiet. Trzeba zdawać sobie sprawę, że emocjami daje się sterować i manipulować.

Trzeba też postawić sobie niewygodne pytanie: czemu na tej samej granicy uchodźcy z Ukrainy spotykają się z serdecznością, a tak samo uchodzący przed pociskami ciemnoskórzy studenci - nie mogą liczyć na to samo?

Jak działa mechanizm wybiórczej dyskryminacji?

Mieliśmy i nadal mamy problem z praworządnością. Tego nie unieważnia ani nasze zaangażowanie po stronie Ukrainy, ani szczera pomoc uchodźcom, ani najsłuszniejsze i najstaranniejsze egzekwowanie sankcji wobec agresora.

I jeżeli ten problem będziemy wypierać lub gumkować, nasze zaangażowanie w słusznych sprawach będzie mniej wiarygodne i skuteczne.

Udostępnij:

Ewa Łętowska

Ewa Łętowska - prof. dr hab., profesor w Instytucie Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk, członek rzeczywisty Polskiej Akademii Nauk, członek czynny Polskiej Akademii Umiejętności. Pierwszy rzecznik praw obywatelskich w Polsce (1988–1992), sędzia Naczelnego Sądu Administracyjnego (1999–2002) i Trybunału Konstytucyjnego (2002-2011).

Komentarze