Zarzut jest nietypowy, bo dotyczy dyskryminacji ze względu na narodowość. Ale nie chodzi o narodowość dziennikarki, tylko o zmuszanie jej do podawania narodowości sprawcy za każdym razem, gdy informacja dotyczy przestępstwa. Dziennikarka odmówiła, bo uznała, że niekiedy byłoby to działanie dyskryminacyjne. Została za to zdegradowana zawodowo i finansowo
Dziennikarka Polskiego Radia Dorota Nygren złożyła 23 marca 2018 pozew w Sądzie Rejonowym w Warszawie. Domaga się od Radia odszkodowania za dyskryminację. Sprawa jest precedensowa, przyłączyło się do niej Towarzystwo Dziennikarskie i OKO.press.
Precedens polega na tym, że zarzut dotyczy tzw. dyskryminacji przez asocjację. Ale po kolei.
Dorota Nygren z Polskim Radiem związana jest od 1999 roku. Ostatnio pracowała jako wydawca w Informacyjnej Agencji Radiowej (IAR) Polskiego Radia.
Spór z dyrektorem IAR-u zaczął się we wrześniu 2017. Nygren redagując materiał o napaści na 97-letniego księdza we włoskim mieście Mantua zdecydowała się nie ujawniać narodowości sprawcy. Chodziło o 53-letniego mężczyznę pochodzenia marokańskiego, który chciał wyłudzić pieniądze od księdza. Gdy ten odmówił, opluł go i opuścił kościół.
Dziennikarka uznała, że w tej konkretnej sytuacji informacja o narodowości nie ma znaczenia dla rzetelnego przedstawienia przebiegu zdarzeń.
Jej decyzję podważył dyrektor IAR Paweł Piszczak. Z relacji serwisu press.pl z października 2017 roku wynika, że powiedział dziennikarce, że "chce wybawić ją z dylematu zawodowego". Polecił jej publikowanie narodowości w każdej sprawie, która będzie dotyczyła przestępczości.
Nygren odmówiła powołując się na standardy etyki dziennikarskiej, bo uznała, że niekiedy byłoby to działanie dyskryminacyjne. Dyrektor postraszył ją zwolnieniem, a w końcu - została zdegradowana. Dziś zajmuje się archiwizacją dźwięku. W związku ze zmianą stanowiska zmniejszono jej uposażenie.
Sprawę dziennikarki prowadzą pro bono radczyni prawna Karolina Kędziora - prezeska Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego, oraz adwokat Weronika Papucewicz z Kancelarii Chajec, Don-Siemion & Żyto. Zarzut stawiany pracodawcy jest nietypowy, bo dotyczy dyskryminacji ze względu na narodowość.
Karolina Kędziora mówi OKO.press: "Nie chodzi tu o narodowość samej powódki, ale o narodowość osoby, której dotyczyła przygotowana przez nią informacja prasowa. Nazywamy to dyskryminacją przez asocjację, czyli w tym przypadku gorsze traktowanie dziennikarki ze względu na to, że chciała przeciwdziałać stygmatyzacji mniejszości narodowej, czyli Marokańczyków. A mniejszości narodowe są prawnie chronione przed dyskryminacją".
Pierwsza sprawa w polskich sądach dotycząca zarzutu dyskryminacji przez asocjację została rozstrzygnięta w 2015 roku. Dotyczyła zwolnienia z pracy mężczyzny gdy jego przełożony zobaczył relację telewizyjną Marszu Równości w Krakowie, w której ten brał udział.
Karolina Kędziora: "Przełożony zadzwonił do niego i powiedział, że pedałów nie zatrudniają. Sąd nie badał jakiej orientacji jest mężczyzna. Do skazania wystarczył sam fakt powiązania go z grupą mniejszościową".
W prawie międzynarodowym termin dyskryminacji przez asocjację został rozpoznany przez Trybunał Sprawiedliwości UE w 2008 roku. Chodziło o brytyjską sprawę S. Coleman przeciwko Attridge Law i Steve Law.
Skarżąca była szykanowana w miejscu pracy ze względu na niepełnosprawność swojego dziecka. Brytyjski sąd zadał pytanie prejudycjalne Trybunałowi Sprawiedliwości czy w tej sprawie można posługiwać się terminem dyskryminacji. Ten orzekł, że kobiecie przysługuje ochrona w związku z zakazem dyskryminacji ze względu na niepełnosprawność, a w wyroku posłużył się właśnie terminem "dyskryminacja przez asocjację".
Karolina Kędziora tłumaczy, że sprawa dotyczy bardzo delikatnej kwestii. Media w różny sposób opisują rzeczywistość, która dotyczy grup mniejszościowych. Jeżeli informacje są podawane w sposób bezrefleksyjny, mogą prowadzić do stygmatyzacji konkretnej grupy.
To tak jak w przypadku wypadków samochodowych. Gdy sprawcą jest mężczyzna, informacja o płci nie jest eksponowana. Jeśli kobieta - to w mediach słyszymy o sprawczyni, co utwierdza w stereotypie kobiety, która nie potrafi kierować.
Podobnie z pobiciami. Jeśli zrobił to przedstawiciel grupy większościowej, media nie trąbią o tym, że biały katolik pobił kogoś w centrum Poznania. Jeśli jednak sprawcą jest Rom - jest to odnotowane.
W dużej mierze wynika to z uprzedzeń. "Często spotykamy się też z sytuacją, w której w pogoni za sensacją czy uatrakcyjnieniem przekazu media wręcz wyciągają informacje, która nie mają związku z omawianą sprawą, a jedynie wzmagają negatywne stereotypy na temat danej grupy" - mówi Kędziora.
Przypomina, że chodzi o media publiczne, których szczególną misją jest edukacja czy dbanie o konstytucyjną ochronę przed dyskryminacją. "Nie działamy też w próżni społecznej. Już dziś słyszymy o wzmożonej ilości skarg na manipulacje i nieprawdy w mediach publicznych.
Dlatego ta sprawa jest tak ważna ze względu na potrzebę debaty na temat standardów wykonywania zawodu dziennikarskiego zgodnie z etyką zawodową"
- podkreśla prezeska Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze