Niedzielne przedterminowe wybory na prezydenta Rzeszowa zakończyły się 13 czerwca 2021 zwycięstwem Konrada Fijołka w pierwszej turze. Zdobył 56,5 proc. głosów, Ewa Leniart 23,6 proc., Marcin Warchoł 10,7 proc. a Grzegorz Braun 9,1 proc. Komentatorzy ogólnopolskich mediów ogłaszają sukces zjednoczonej opozycji. Wieszczą koniec „monowładzy”, apelują o jedność i już, już widzą upadek PiSowskiej władzy. Czy słusznie?
Tekst publikujemy w naszym cyklu „Widzę to tak” – w jego ramach od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik, zwłaszcza, że autor przedstawia punkt widzenia socjalistycznego aktywisty, do 2019 roku był członkiem Partii Razem, odszedł po zawarciu koalicji z SLD
To PiS jest w Rzeszowie opozycją
Zacznijmy od tego, że w Rzeszowie nie wygrała opozycja. Opozycją w Rzeszowie jest PiS. Od 19 lat. Kluczowe są tu wybory samorządowe z 2002. Wybory do rady miasta wygrał komitet SLD-UP (zdobył 29 proc., rada pozostała jednak zdominowana przez prawicę), a Konrad Fijołek po raz pierwszy zdobył mandat radnego. Wybory na prezydenta wygrał eseldowski kandydat Tadeusz Ferenc. W drugiej turze (51,5 proc. do 48,5 proc.) pokonał kandydata prawicy i ówczesnego prezydenta Rzeszowa Andrzeja Szlachtę.
Warto zwrócić uwagę, że ten nie był jeszcze kandydatem PiS-u, a sam PiS w tym wyborach startował w koalicji z… Platformą Obywatelską.
Wtedy to zaczyna się „era Ferenca”. W 2006 roku Ferenc wygrywa wybory w pierwszej turze, zdobywając 76 proc. głosów. Z miejskiej sceny znika SLD i zastępuje go Komitet Wyborczy Tadeusza Ferenca, zdobywający 42 proc. głosów. Kolejne wybory – w 2010, 2014 i 2018 – niewiele zmieniają. Ferenc wygrywa w pierwszej turze (w 2019 – 63 proc. wobec 28 proc. Wojciecha Buczaka z PiS), jego lista do rady miasta zdobywa po 40-45 proc. głosów. PiS najlepszy wynik osiąga w 2018 – 33 proc. głosów.
Wpływ krajowej polityki na rzeszowskie wyniki kończy się w 2002 roku. Na to pierwsze zwycięstwo Ferenca z pewnością wpłynęła wygrana koalicji SLD-UP w wyborach do sejmu w poprzednim roku. Później jednak polityka krajowa szła swoją drogą, rzeszowska swoją. A w zasadzie Ferenca drogą. Przez kolejne lata okazał się lepszym prezydentem niż poprzednik Andrzej Szlachta. To nie była wysoko zawieszona poprzeczka – ani Szlachta nie był dobrym prezydentem, ani czas przełomu wieków nie był łatwym czasem dla miasta, Ferenc sprawnie wykorzystał ogromne fundusze europejskie, a Rzeszów dynamicznie się rozwijał (w dużej mierze kosztem całego województwa, to jednak inna historia).
Z czasem zaczęły się pojawiać głosy krytyczne. Ferenc nigdy nie miał całościowej wizji miasta, a jego polityka daleka była od tego, co dziś uznaje się za nowoczesną politykę miejską. Nieustannie wybuchały lokalne konflikty, gdy wspierani przez Ferenca deweloperzy dewastowali lokalny krajobraz np. stawiając wysokie bloki w otoczeniu niskiej zabudowy lub zabudowując brzegi Wisłoka, w tym rekreacyjne tereny w pobliżu Żwirowni. Ale nie zmniejszało to popularności Ferenca, który po prostu nie miał konkurencji. Nawet jego głośni krytycy przy urnie wyborczej łamali się i oddawali na niego głos, bo kontrkandydaci byli zdecydowanie gorsi.
Poszukiwania kandydata
Gdy w lutym 2021 roku Tadeusz Ferenc ogłosił, że ustępuje ze stanowiska, nastąpiło lokalne trzęsienie ziemi. Nie dość, że w jego ekipie nie było oczywistego następcy, to jeszcze sam udzielił poparcia wiceministrowi Marcinowi Warchołowi z Solidarnej Polski. Wybór ten nie jest tak całkiem zaskakujący – Ferenc współpracował z Warchołem wcześniej, udzielił mu poparcia w wyborach parlamentarnych, korzystał z jego pośrednictwa przy kontaktach z rządem. Marcin Warchoł z „namaszczenia” skorzystał i – nie konsultując się z koalicjantami z PiS – zadeklarował start. PiS wystawił obecną wojewodę podkarpacką, Ewę Leniart.
Opozycja (w rozumieniu krajowym) rozpoczęła gorączkowe poszukiwania kandydata, a Konrad Fijołek wcale nie był pierwszym i oczywistym typem. Bliżej było mu do SLD, którego był w przeszłości członkiem, ale niechętnie na jego kandydaturę patrzył rzeszowski poseł SLD, Wiesław Buż. Platforma Obywatelska próbowała szukać kandydatów wśród miejskich aktywistów, rozważano kandydaturę Pawła Kowala. Rzeszowskie Razem proponowało Agnieszkę Itner.
Choć oficjalnie SLD, PO i Polska 2050 deklarowały chęć wystawienia wspólnego kandydata, rozmowy nie przebiegały gładko. Koniec końców Fijołek stał się kandydatem akceptowalnym dla wszystkich. I mającym szansę na zwycięstwo.
Rzeszów to nie cała Polska
Tu zaczyna się historia mitycznego „zjednoczenia opozycji”. Z pozoru pasuje do opowieści o wspólnym zwycięstwie nad PiSem. W końcu parlamentarna opozycja poparła jednego kandydata, całkiem nieźle się dogadywała w trakcie kampanii (mimo krajowych sporów) i dowiozła zwycięstwo. Opowieść ta jednak ignoruje zupełnie lokalną specyfikę, w której to nie PO czy SLD są opozycją, lecz PiS.
Dwie dekady dominacji Tadeusza Ferenca sprawiły, że rzeszowskie wybory samorządowe były znacząco „odpartyjnione”. Popatrzmy na wyniki PiSu w kolejnych wyborach:
- samorządowe w 2018: 33 proc.;
- europarlamentarne w 2019: 44 proc.;
- parlamentarne w 2019: 43 proc.;
- prezydenckie 50,3 proc.
Suma poparcia dla kandydatów Zjednoczonej Prawicy w wyborach 2021 r.: 34,3 proc. Ta prawidłowość powtarza się od kilkunastu lat. W wyborach krajowych PiS (lub ogólniej – prawica) zdobywa 40-50 proc. głosów. Wybory samorządowe – PiS zdobywa 30-35 proc. głosów. Platforma Obywatelska również nigdy w Rzeszowie nie uzyskała poparcia choćby zbliżonego do krajowego. W Rzeszowie, na poziomie samorządu, to PiS jest więc od lat opozycją. To PiS próbuje, od lat i bez powodzenia, „przejąć” Rzeszów.
Czy można z rzeszowskim wyborów wyciągać jakieś ogólnopolskie wnioski? Tak, ale należy zachować daleko idącą ostrożność i mieć na uwadze lokalną specyfikę. Sam fakt, że SLD i Polska 2050 wystawiły jednego, wspólnego kandydata zdecydowało o tym, że wybory zakończyły się już w pierwszej turze. Ale nie było to decydujące dla wygranej Konrada Fijołka.
Lepszy kandydat z dobrym programem
Najważniejszym czynnikiem, który pozwolił Fijołkowi wygrać, jest to, że był lepszym kandydatem. Tak po prostu. Ani Ewa Leniart, ani Marcin Warchoł nie mieli mieszkańcom Rzeszowa nic do zaproponowania (licytacje na to, gdzie postawić jaką inwestycję, jakościowej różnicy nie robią). Konrad Fijołek miał. Miał program, w którego opracowaniu aktywnie uczestniczyły rzeszowskie środowiska aktywistyczne. Znalazło się w nim miejsce dla postulatów podnoszonych przez organizacje kobiece (powołanie Centrum Praw Kobiet, miejski program in vitro, refundacja szczepień HPV) i przez ruchy miejskie (planowanie przestrzenne, rozwój komunikacji miejskiej i rowerowej), jak i przez ekologów (parki miejskie, działania antysmogowe). Była obowiązkowa “innowacyjność”, wsparcie dla przedsiębiorczości, ale i Miejska Agencja Najmu (mieszkań dla rodzin wielodzietnych oraz osób w trudnej sytuacji życiowe) czy Rzeszowskie Centrum Seniora.
Ale ważniejsze niż to, co się w tym programie znalazło, był sam fakt, że program powstawał w toku dosyć szerokich konsultacji, włączając w kampanię szeroką koalicję lokalnych ruchów społecznych.
Spośród kandydatów tylko Fijołek jest znany z miejskiego zaangażowania – radny niemal od dwóch dekad, inicjator rzeszowskiego Smart City (para-ruch miejski). Wielokrotnie okazywał to, że ma pomysł na miasto (choć będąc w ekipie Ferenca, karnie popierał jego politykę – często sprzeczną z własnymi poglądami).
Był jedynym w pełni i naturalnie „rzeszowskim” kandydatem. I to powinno być pierwszą lekcją dla krajowej opozycji.
Jeśli chce wygrać, musi zaproponować wyborcom coś więcej niż zjednoczenie przeciw PiS. Musi być dla wyborców atrakcyjniejsza od PiS. Tak jak Fijołek był atrakcyjniejszy od Warchoła czy Leniart.
Porozumienie na równych prawach
A drugą lekcją powinno być to, że jeśli już koniecznie opozycja krajowa chce się jednoczyć (co osobiście uważam za zły pomysł), to musi się nauczyć ustępować. Na szczeblu krajowym Platforma Obywatelska nie potrafi się na to zdobyć, próbując dyktować warunki pozostałym partnerom (jak choćby wtedy, gdy ogłaszała powołanie Koalicji 276, zapominając porozmawiać wcześniej z “koalicjantami”). Porozumienie wokół kandydatury Konrada Fijołka było możliwe głównie dlatego, że żadne z popierających go środowisk nie miało dość siły, by narzucić swoją wolę pozostałym partnerom.
Paweł Preneta, socjalista z Rzeszowa, do 2019 działacz Partii Razem, którą opuścił protestując przeciw koalicji z SLD. Członek stowarzyszenia Akcja Socjalistyczna. Współautor Atlasu Nienawiści.
Wygrał samorząd, znający problemy mieszkańców i potrafiący przedstawić ich rozwiązanie. Podobna sytuacja była w Koszalinie, gdy prezydentował Biedroń. Udało mu się, mimo poważnej wady wizerunkowej, zdobyć szacunek i poparcie większości. Po przejściu do "polityki" wszystko to utracił. Znamienne dla dominującego w Polsce systemu upolityczniania wszystkiego.
Tekst, z którym w wielu fragmentach trudno się nie zgodzić.
Polemiki wymagają jednak, niektóre uwagi autora:
– zafiksowanie autora na sprzeciwie wobec koncepcji zjednoczenia opozycji przeciw pis nakazuje autorowi deprecjonowanie tego pomysłu poprzez z gruntu fałszywą tezę, że to zjednoczenie ma być takie "mechaniczne", a ono takie nie może być, bo nie miałoby to sensu,
– autor nie oparł się pokusie wygłoszenia paru uszczypliwości pod adresem "libków" z PO o rzekomym braku umiejętności ustępowania z ich strony (autorowi przypomnę, że gdyby PO nie potrafiła ustępować to nie byłoby "paktu senackiego" i lewica, poza Wiosną, nie miałaby nikogo w PE)
– narracji autora, że w Rzeszowie wygrał kandydat opozycji tylko dlatego, że był najlepszy, a nie że miał poparcie całej (normalnej) opozycji przeciwstawiam tezę, że gdyby nie miał tego poparcia to pomimo, że był najlepszy, mógłby nie wejść nawet do II tury, gdyby nie zjednoczenie opozycji.
Uważam, że Fijołek dostał oczywistą premię za uzyskanie wsparcia całej opozycji. Był najlepszym kandydatem i właśnie to uważam, za sukces opozycji, że nie dość, że wystąpiła wspólnie przeciw pis, to jeszcze poparła najlepszego kandydata.
Rzeszów był poligonem dla opozycji. Jeśli potrafią się dogadać, ale nie tak odgórnie tylko lokalnie to szansa na mityczne 276 miejsc w sejmie jest duża. Pytanie tylko czy oni (liderzy opozycji) tego chcą. Cel jest ambitny. Wymaga dużej motywacji. Może Tusk…
Opozycjo dogadajcie się za wszelką cenę. Rządy tych oszołomów przez następne lata to koszmar na który Polska nie zasługuje. Oni rządzą tylko dlatego, że wy jesteście podzieleni. Nie mają tak naprawdę więcej poparcia niż 1/5 społeczeństwa. Manipulują suwerenem iście szatańsko obiecując i kłamiąc.
Musicie cofnąć się o pół kroku każdy, tak jak radzi prezydent Fiołek.
>W Rzeszowie wygrał dobry kandydat z dobrym programem,
>nie „zjednoczona opozycja”
Czy kandydat jest dobry? Z całą pewnością każdy jest lepszy od takiego Brauna. Ale wynik Brauna na poziomie 10% głosów był "znakomity" i wcale nie szokuje. Bo w polskiej polityce to nie budżet jest najważniejszy tylko inwektywy. I nic dziwnego. Budżety samorządowe są gołe i ledwie starczają na pensje pracowników. Solidaruchy tak ustaliły podział podatków, żeby 62 % PIT szło do administracji centralnej na wspieranie "państwowców". Nie trzeba specjalnych zdolności matematycznych, żeby obliczyć ile pieniędzy mają regiony. Bez dotacji unijnych i wsparcia rządowego dla "swoich" po wypłaceniu pensji nie można nawet oczyścić ulic ze śmieci. Do tego solidaruchy wzmocniły władzę wojewody, czyli rządowego urzędnika, który ma prawo jednym pociągnięciem pióra przekreślić każdą inicjatywę lokalną. Podwyższając kwotę wolną od podatków do 30K PIS do końca wykastruje lokalną inicjatywę. Ale czy opozycja zgłosiła jakiś projekt by odwrócić te proporcje tak by to 62% PIT zostawało w samorządach a 38% szło do Pinokia??? Oczywiście nie. Propozycje opozycji sprowadzają się do tego co głosił PIS parę lat temu: TKM!!!! A pustego i "salomon" nie naleje.
Pan Preneta, działacz i aktywista, nie dąży do tego by jego ugrupowanie odniosło sukces w polityce krajowej. Nie próbuje też odsunąć PiS od władzy, co obecnie powinno być celem podstawowym każdego demokraty. Swoją postawą i swoimi wypowiedziami skazuje siebie i swoje ugrupowanie na marginalizację. W takiej polityce pana Prenety nie będę uczestniczył.