0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Piotr Skórnicki / Agencja GazetaPiotr Skórnicki / Ag...

O Fundacji Fauna Polski szerzej usłyszano po raz pierwszy przy okazji afery dotyczącej budowy "zamku" w Stobnicy. Jak donosiły niektóre media, to właśnie ta fundacja miała wykonać raport oddziaływania na obszar Natura 2000 Puszcza Notecka tej ogromnej inwestycji.

Właśnie nieopodal wsi Stobnica, na zbiorniku wodnym, na którym usypano sztuczną wyspę długości 300 metrów, powstaje budowla stylizowana na średniowieczną twierdzę. „Zamek” ma mieć 15 kondygnacji i blisko 50-metrową wieżę. Inwestorem jest spółka D.J.T., a zgodę na kontrowersyjną budowę wydała w 2015 roku Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Poznaniu, powołując się na powyższy raport.

Jednak - OKO.press informowało jako pierwsze - to nie Fundacja Fauna Polski przygotowała wspomniany raport, o którym jeden z rozmówców powiedział nam, że "wygląda tak, jak gdyby został napisany pod inwestora". Raport bowiem powstał w 2015 roku, a fundację zarejestrowano w styczniu 2017.

Rola Fundacji Fauna Polski w całej historii jest zupełnie inna. Jej zadaniem miało być stworzenie ośrodka dla wilków na terenie dawnej Stacji Doświadczalnej Uniwersytetu Przyrodniczego, której obszar sąsiaduje z miejscem budowy stobnickiego "zamku".

Ale są też znaki zapytania: dawna stacja terenowa to również własność spółki D.J.T. To ta firma wyłożyła pieniądze na powstanie fundacji, a w jej Radzie zasiadł ojciec inwestora - Michał Paweł Nowak.

O wyjaśnienia OKO.press zapytało wielkopolskiego działacza ekologicznego Krzysztofa Mączkowskiego, który jest prezesem Fundacji Fauna Polska. A także Rafała Kurka, który niedawno - gdy o "zamku" zrobiło się głośno - jak większość innych przyrodników odszedł z Rady Fundacji.

"Awantura związana z »zamkiem« uderzyła w Fundację. Wszystko stanęło pod znakiem zapytania. I przyszłość Wilczego Parku, i los Fundacji Fauna Polski" - mówi OKO.press prezes fundacji Krzysztof Mączkowski, wieloletni działacz ekologiczny z wielkopolski i urzędnik. Obawia się, że idea Wilczego Parku w Stobnicy została zniszczona.

"Dlatego największym poszkodowanym w tej całej sytuacji jesteśmy nie my, ale wilki. Mógł powstać ośrodek dający im dom i zmieniąjący stosunek Polaków do tych zwierząt na bardziej pozytywny. Nie wiem, czy ten plan da się jeszcze ożywić w Stobnicy. Jestem strasznie rozgoryczony".

Mączkowski w wyniku "afery zamkowej" 13 lipca 2018 stracił pracę w Wojewódzkim Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (WFOŚiGW), w którym pracował od 2006 roku (przez pierwsze dwa lata jako wiceprezes, po 2011 jako koordynator do spraw strategii). Oficjalnym powodem zwolnienia było "blogowanie w pracy". Decyzję o zwolnieniu przekazała Mączkowskiemu prezes wielkopolskiego WFOŚiGW Jolanta Ratajczak.

Jak podała poznańska "Wyborcza", to właśnie ona była szefową Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Poznaniu w czasie, gdy ta instytucja wydała zgodę na budowę stobnickiego "zamku".

Przeczytaj także:

Kultowe wilcze miejsce

"Stacja w Stobnicy przez lata stała się wręcz kultowym miejscem dla wielkopolskich przyrodników. I jedynym w swoim rodzaju wilczym ośrodkiem edukacyjnym otwartym dla wszystkich miłośników przyrody" - mówi OKO.press Rafał Kurek, do niedawna członek Rady Fundacji Fauna Polski, związany z Pracownią na rzecz Wszystkich Istot.

Bo z wilkami Stobnica kojarzyła się od wielu lat. Trafiały tu zwierzęta "po przejściach". Takie, które nie mogły już żyć w naturalnym środowisku. Ale można je było pokazywać ludziom i przekonywać, że nie stanowią dla nich zagrożenia. Dlatego do Stacji Doświadczalnej przyjeżdżały wycieczki szkolne, a wizytę tam rekomendowały turystyczne przewodniki. Bywali tu również światowej sławy badacze wilków, jak Niemiec Werner Freund.

"Tutaj kształtowały się postawy proochroniarskie, a wielu znanych dziś przyrodników odebrało bezcenne lekcje o zwierzętach" - mówi nam Rafał Kurek.

"Właśnie stąd wyszła idea wprowadzenia ochrony gatunkowej wilka, która doprowadziła do objęcia go całkowitą ochroną - najpierw w byłym województwie poznańskim, a następnie od 1998 roku całym kraju" - dodaje.

W konsekwencji zrodził się pomysł stworzenia tam Wilczego Parku z prawdziwego zdarzenia. "Takiego, w którym będzie duży wybieg dla wilków, gwarantujący im warunki życia zbliżone do naturalnych. A także centrum informacyjno-edukacyjne, które będzie pracowało na rzecz zdjęcia czarnej legendy z wilka, którą rozpowszechnia Polski Związek Łowiecki" - mówi OKO.press Mączkowski. "Wpadłem na pomysł, by włączyć w to organizacje ekologiczne" - dodaje.

Jedyna opcja

Ale Stacja Doświadczalna w Stobnicy przerosła możliwości finansowe poznańskiego Uniwersytetu Przyrodniczego. Ostatecznie zapadła decyzja o jej sprzedaży. Jak poinformował "Głos Wielkopolski", zrobiono to kwietniu 2016 za ok. 700 tys. zł. Nabywcą była firma D.J.T., czyli budowniczy stobnickiego "zamku".

Warunkiem zapisanym w umowie było to, że pracownicy Instytutu Zoologii Uniwersytetu Przyrodniczego będą mogli opiekować się pozostałymi tam zwierzętami, m.in. kilkoma wilkami i konikami polskimi, do ich naturalnej śmierci.

Wydawało się, że to już koniec marzeń przyrodników o Wilczym Parku w Stobnicy. Okazało się, że jednak nie. Do Krzysztofa Mączkowskiego zgłosił się Michał Paweł Nowak.

"Powiedział, że słyszał o idei Wilczego Parku i bardzo ona mu się spodobała. I że chciałby ją kontynuować" - mówi nam Mączkowski. "Zapytałem go, czy widzi to tak jak my: wilcze centrum o charakterze naukowo-ochroniarskim. Potwierdził. Zaprosił mnie do współpracy przy tworzeniu Wilczego Parku, a ja się zgodziłem" - dodaje.

I tak styczniu 2017 powstała Fundacja Fauna Polski. Fundatorem była spółka D.J.T., która wyłożyła na ten cel 10 tys. zł. Mączkowski został prezesem, Nowak znalazł się w Radzie Fundacji. Obok znanych w Polsce specjalistów od wilków, m.in. dr Aleksandry Kraśnickiej, czy Jacka Więckowskiego.

"Fundacja to była wtedy jedyna opcja utrzymania pierwotnej działalności, kontynuowania tradycji i realizacji idei Wilczego Parku" - mówi Kurek. "W skład Rady i Zarządu Fundacji weszło grono kilku powszechnie znanych i szanowanych osób, które od dawna, w różnych podmiotach - w tym w organizacjach pozarządowych - zajmują się ochroną przyrody" - dodaje.

Podkreśla, że te nazwiska były dla niego gwarancją jakości i rzetelności organizacji. Mówi, że większość z nich zna osobiście, wielokrotnie z nimi współpracował, szanuje ich dorobek i zaangażowanie w ochronę przyrody. "Przyrodnicy w Radzie to były najlepsze merytorycznie osoby do realizacji strategicznych planów Fundacji. Były, gdyż wszystkie osoby związane z organizacjami pozarządowymi już wystąpiły z Fundacji, gdy wybuchła afera" - dodaje.

OKO.press za pośrednictwem spółki D.J.T. próbowało skontaktować się z Michałem Pawłem Nowakiem, by zapytać o jego zaangażowanie w Fundację Fauna Polski. Nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

Ani słowa o "zamku"

OKO.press zapytało Mączkowskiego i Kurka, czy nie mieli wątpliwości co do szczerości zamiarów Michała Pawła Nowaka i firmy D.J.T. "W tamtym czasie, gdy przyjąłem od Pawła Nowaka ofertę współpracy, uważałem, że jego intencje są czyste. Uznałem, że podziela moje i przyrodników marzenie o Wilczym Parku. Dziś mam wątpliwości" - odpowiada Mączkowski.

"Mam żal, że nie poinformował ani mnie, nikogo z Fundacji, o skali budowanego przez D.J.T. »zamku«. Powinien był to zrobić. I gdyby to zrobił, to zapewne ja, jak i inne osoby z Fundacji - od lat związane z ochroną przyrody, które dziś z Fundacji odeszły - kilka razy by się zastanowiły nad wchodzeniem do tej Fundacji. Doszło do tego, że dziś pod jej adresem padają oskarżenia, że była ona tylko przykrywką dla budowy »zamku« w Stobnicy" - dodaje.

I podkreśla to, o czym napisaliśmy wyżej: że Fundacja w żaden sposób nie uczestniczyła w tej inwestycji. I nie mogła napisać kontrowersyjnego raportu oddziaływania na obszar Natura 2000, który był podstawą do wydania przez poznańską Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska zgody na budowę, skoro powstał on w 2015 roku, a Fundacja istnieje od stycznia 2017.

Kurek mówi OKO.press, że Nowak, jako reprezentant Fundatora, był zwyczajnym członkiem Rady i miał takie samo prawo głosu jak pozostali. "Na spotkaniach Rady nie mówił nic o swoich zamiarach inwestycyjnych, ale dał się poznać jej członkom jako miłośnik przyrody. Sugerował, że chce zachować i rozwijać stację edukacyjną o niekomercyjnym charakterze. Nie wspominał o jej związku z budowanym »zamkiem« i jego docelową funkcją" - mówi nam przyrodnik.

"Szczerze opowiadał o swoich osobistych obserwacjach ptaków i fascynacji wilkami, rysiami. Z jego słów wynikało, że posiada zarówno pewną dozę wiedzy przyrodniczej, jak i wrażliwości na przyrodę. Być może to uśpiło trochę naszą czujność i uwierzyliśmy w jego szlachetne intencje. Jednak trudno mi ocenić faktyczne zamiary p. Nowaka. Spekulacji i domysłów jest aż nadto w tej »aferze«" - dodaje Kurek.

"Wyraźnie było widać, że unika rozmowy na ten temat"

"W 2016 roku, gdy zaczynałem współpracę z Pawłem Nowakiem, nie miałem pojęcia o skali realizowanej przez D.J.T. inwestycji. Wiedziałem, że coś tam powstaje. Bardziej hotel niż coś innego. Ale ogrom tej budowy zobaczyłem dopiero kilka dni temu, gdy pojawiły się zdjęcia satelitarne i lotnicze w internecie" - mówi Mączkowski.

Opowiada, że dziś jadąc od strony Obornik i Obrzycka nic nie widać - poza górującym od pewnego czasu nad lasem dźwigiem ("Jeden dźwig na taką inwestycję?!"). A Sam teren jest ogrodzony i nie można tam wejść, by się przyjrzeć. "Niestety, dziś muszę z tego tłumaczyć się przed mediami" - dodaje z żalem.

"O inwestycji wiedziałem tyle co wszystkie osoby postronne, czyli praktycznie nic. Powszechnie znane były jedynie luźne, niepotwierdzone i "sensacyjne" plotki rozpowszechniane przez okolicznych mieszkańców. Inwestor starannie ukrywał wszelkie informacje o inwestycji - szczelny płot, pas zwartego lasu i wysoki nasyp ziemny mówią o tym jednoznacznie" - mówi Kurek. Tłumaczy nam, że na spotkaniach Rady Fundacji Nowak nie zająknął się ani słowem o inwestycji.

"Wyraźnie było widać, że unika rozmowy na ten temat, więc my nie naciskaliśmy, bo to nigdy nie była sprawa związana z Fundacją" - wspomina.

Zaznacza też, że nie jest autorem żadnej dokumentacji związanej z budową "zamku". "Krytykowany obecnie raport środowiskowy widziałem pierwszy raz kilka dnie temu, jak zaczął krążyć w internecie" - mówi.

Spółka D.J.T. przesunęła prace

W 2017 roku, gdy wystartowała fundacja, zaczęła się papierologia: prace nad strategią organizacji, koncepcją Wilczego Parku, założeniami do projektów inwestycyjnych i dokumentacji niezbędnej do otrzymania wszelkich decyzji oraz strategią finansowania. Powstała również m.in. strategia działań edukacyjno-informacyjnych nakierowana na obalanie fałszywych mitów o wilkach.

"Stworzenie tak specyficznego i wyjątkowego w skali kraju miejsca edukacji to złożone przedsięwzięcie i duże wyzwanie nawet dla ludzi z dużym doświadczeniem i zaangażowaniem. Wszystkie prace dla Fundacji były wykonywane w pełni wolontarystycznie, a osoby zaangażowane poniosły osobiście wszelkie koszty i używały prywatnego sprzętu" - wyjaśnia Kurek. A Mączkowski dodaje:

"Na początku planowaliśmy uruchomić Wilczy Park we wrześniu 2018 roku. Ale żadne prace budowlane nie zostały uruchomione, bo właściciel terenu - firma D.J.T. - powiedziała, że musi je przesunąć w czasie. A i procedura sprowadzania wilków jest skomplikowana".

Kurek mówi nam, że jedynym wkładem finansowym, jaki poniósł Nowak było wspomniane 10 tys. zł Funduszu Założycielskiego. Koszty ponoszone przez organizację obejmowały obsługę księgową i utrzymanie konta bankowego, ale i tak zakończyła rok obrachunkowy ze stratą finansową.

"Potem Fundacja nie otrzymała już żadnego wsparcia finansowego od fundatora. Nigdy też nie padły oficjalne deklaracje, że fundator zamierza kiedykolwiek Fundację w ten sposób wspierać" - mówi Kurek.
;

Udostępnij:

Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze