„Jeśli będzie tak, że trzeba będzie z wodą walczyć, to wygramy. A jeśli woda podejdzie pod worki z piaskiem, to tym bardziej” – mówi Ryszard Wychudzki, wieloletni radny i sołtys wsi Łany. [OKO.press na miejscu]
Do Kamieńca Wrocławskiego przyjeżdżam przed południem. Na wały nie chce mnie wpuścić dwójka młodych żołnierzy. „Wie pani, mnóstwo ludzi przychodzi z psami spacerować i robić filmy. Przeszkadzają w umacnianiu wału. A przecież tam jest niebezpiecznie, jak ktoś chce zobaczyć Odrę, to niech przychodzi z łopatą i pomaga” – mówią.
„Całymi rodzinami przychodzą patrzeć, czy woda się podniesie. A woda na pewno się podniesie” – mówi Beata Jakielaszek, sołtyska z Kamieńca Wrocławskiego.
Jej telefon jest gorący od rozmów – ludzie dzwonią z pytaniami co 30 sekund. W Świetlicy Wiejskiej przy ul. Łąkowej wraz z kilkoma radnymi zorganizowała sztab kryzysowy. Kobiety przygotowują prowiant i kanapki, myją talerze, i wydają innym – zwykle mężczyznom – polecenia.
„Potrzebuję pięciu chłopa” – mówi jeden z koordynatorów chcący przesypać piasek na wały. Sołtyska szybko wykonuje telefon i problem zostaje rozwiązany, zarządza, by niektórzy zrobili sobie przerwę. Osoby koordynujące akcją mają żółte kamizelki – pakują do samochodów żywność, potem rozwożą posiłki pracującym na wale mieszkańcom.
Chleb i warzywa przywożą mieszkańcy, ale ciepłe posiłki wydawane są też przez zaprzyjaźnione bary m.in. kawiarenka Bajkał. Pomaga też właściciel pobliskiej Żabki.
Atmosfera jest przyjazna, choć miesza się z napięciem, zwłaszcza kiedy ktoś przychodzi z jakąś potrzebą. Nie ma policji ani straży miejskiej. Mieszkańcy sami zorganizowali całą akcję, ale pomagają także wojska obrony terytorialnej i straż pożarna.
Obok w dużej sali w świetlicy żołnierze wojsk obrony terytorialnej czekają na rozkazy, ich dowódca segreguje krótkofalówki, które zapewne przydadzą się w komunikacji na różnych odcinkach dwukilometrowego wału. Będą pracować cały dzień i całą noc. Dlatego też potrzebne są czołówki i latarki. „Baterie też się przydadzą” – mówi jedna z kobiet.
„Może zje pani zupę?” – pyta serdecznie sołtyska.
Grzecznie dziękuję i zastanawiam się, ile spała. We wtorek skończyła pracę o 3 rano, w domu zmrużyła oczy na kilka godzin, by do świetlicy wrócić o świcie.
W budynku pełno zgrzewek i butelek z pitną wodą, pod ścianą stoją paczki z workami. „Te worki to na piasek. Dostaliśmy ich 17 tys. od rolników z Częstochowy” – mówi pani Elżbieta, jedna z mieszkanek Kamieńca Wrocławskiego. To jej trzecia powódź w życiu. „Takiej wody nie było od dawna. W 97 mówili, że to była powódź tysiąclecia, kolejna w 2010 roku nawiedziła naszych sąsiadów w Łanach, teraz znowu się szykujemy. Ile jeszcze tych powodzi będzie?” – pyta.
„W 1997 roku płakałam. Kuzyn kazał mi opuścić dom, z rodziną uciekliśmy do Wrocławia, ale tam też zalało. Wtedy non stop padało. Woda wylewała się z kanalizacji, a wały były miękkie jak gąbka”
– wspomina. Jak mówi, teraz nie tylko ona jest doświadczona tragedią. Mieszkańcy mają świadomość, że walka z żywiołem to nie tylko kwestia przygotowań, ale też współpracy. „Wszyscy wiemy, jak się przygotować, bo pamiętamy tamte czasy. W tym roku nie będzie dużego podtopienia” – dodaje.
„Kiedyś nasza miejscowość liczyła 350 mieszkańców, dziś jest nas 4 tys. Jest więcej rąk do pracy, dużo młodych osób chce pomagać” – mówi.
„Po wszystkim zorganizujemy imprezę integracyjną” – mruga do mnie pani Elżbieta.
Wzdłuż Odry toczy się walka z czasem i niepewnością, czy systemy zabezpieczeń okażą się wystarczające.
Słońce w Kamieńcu Wrocławskim mocno przygrzewa. Woda wyszła z koryta i biegnie szybkim nurtem w kierunku pobliskiej miejscowości — Łany.
W 1997 roku mieszkańcy tej wsi walczyli, by nie dopuścić do rozlania wody po tamtejszych polach. To, że nie dopuścili do wysadzenia wałów przeciwpowodziowych, stała się kością niezgody pomiędzy nimi a Wrocławiem.
Ich determinacja i upór stały się symbolem walki z władzą, która nie chciała ich słuchać. Długo żyli z piętnem tych, którzy w obronie swoich domów nie poświęcili się dla ratowania wrocławskich zabytków.
„Boją się, że sytuacja może się powtórzyć” – mówi wieloletni radny i sołtys wsi Łany, Ryszard Wychudzki, który pamięta tamte czasy.
„Nie po to Niemcy zbudowali wał, by go rozsadzać” – mówi sołtyska Kamieńca Wrocławskiego.
Rzeka płynie także łąkami wzdłuż brzegu, drzewa, które rosną obok rzeki, dziś są w środku rwącego nurtu. „Tam woda płynie jak zwariowana. Niesie kłody i gałęzie drzew” – mówi sołtyska i wskazuje na podmokłą łąkę. „Przedwczoraj jeździłam tędy rowerem”.
„Mieszkańcy zabezpieczają koryto rzeki, by nie było możliwości podejścia wody pod worki z piaskiem. Kiedy woda się do nich zbliży, to będziemy dalej umacniać i reagować na bieżąco. Jest ryzyko, że wał będzie przeciekać, ale będziemy reagować, tamować rzekę i zabezpieczać wał” – zapewnia Beata Jakielaszek.
Znowu ktoś dzwoni. „Wał pękł? A skąd pan to wie? Proszę nie czytać niczego z podejrzanych stron. Proszę śledzić tylko sprawdzone informacje z naszej sołeckiej strony na Facebooku”.
„Oni wiedzą, w jaki sposób kłaść te worki potem przykrywają je plandeką. Mamy do nich duże zaufanie” – tłumaczy sołtys.
Dużo mieszkańców przyjechało na rowerach, które postawili obok. Piach do worków przesypują zarówno dzieci, ich rodzice, młodzież i osoby starsze. „Ja dziś nie noszę, po wczorajszej nocy wszystko mnie boli. Dziś wiążę tylko worki” – mówi starszy mężczyzna spocony od słońca.
Mężczyźni ustawiają się w kilkuosobowym łańcuszku i tak podają sobie worki, by układać je od terenu najbliższego wody wzwyż. Czasem biorąc worek w ręce, stękają z bólu pod ich ciężarem. „Nie pożałowali tego piachu” – śmieją się.
„Walczymy o całą wioskę. Widać poruszenie wszystkich mieszkańców. Ludzie przyjeżdżają z okolicznych miejscowości: Nadolice, Dobrzykowice, nawet ktoś był ze Świętej Katarzyny” – mówią Ewelina i Bartek mieszkańcy Kamieńca Wrocławskiego, którzy przyjechali na rowerach pomóc.
„Mieszkam niecały kilometr od rzeki. Najgorsza jest dezinformacja i brak szybkiej na nią reakcji. Ktoś powiedział, że będzie detonacja wałów. Gdyby tak było, to wody będziemy mieć w domu po kolana. Człowiek jest przerażony, nie wie, czy ma się pakować i wyjeżdżać do rodziny, czy siedzieć i czekać. Dopiero później ktoś tę informację zdementował” – mówi mi pani Ania.
„Piasek zbliża ludzi. Na wale nawiązują się przyjaźnie. Mieszkańcy pracują, ale przy tej pracy też rozmawiają. Pewnie niejedno małżeństwo z tych znajomości będzie” – uśmiecha się Wychudzki.
Wszyscy mają nadzieję, że uda się uniknąć katastrofy.
„Jeśli będzie tak, że trzeba będzie z wodą walczyć, to wygramy. A jeśli woda podejdzie, to tym bardziej” – mówi optymistycznie Wychudzki.
Dziennikarka zespołu politycznego OKO.press. Wcześniej pracowała dla najstarszej światowej agencji informacyjnej Agence France-Presse (2019-2024), gdzie pisała artykuły z zakresu dezinformacji. Przed dołączeniem do AFP pisała dla „Gazety Wyborczej”. Publikowała m.in. w "Dużym Formacie" i "Wysokich Obcasach". Współpracuje z brytyjskim "Financial Times". Prowadzi warsztaty dla uczniów, studentów, nauczycieli i dziennikarzy z weryfikacji treści. Doświadczenie uzyskała dzięki licznym szkoleniom m.in. Bellingcat. Uczestniczka wizyty studyjnej „Journalistic Challenges and Practices” organizowanej przez Fulbright Poland. Ukończyła filozofię na Uniwersytecie Wrocławskim, gdzie pisała magisterkę z teorii konfliktu Carla Schmitta. Obroniła także licencjat na filologii angielskiej w warszawskim SWPS.
Dziennikarka zespołu politycznego OKO.press. Wcześniej pracowała dla najstarszej światowej agencji informacyjnej Agence France-Presse (2019-2024), gdzie pisała artykuły z zakresu dezinformacji. Przed dołączeniem do AFP pisała dla „Gazety Wyborczej”. Publikowała m.in. w "Dużym Formacie" i "Wysokich Obcasach". Współpracuje z brytyjskim "Financial Times". Prowadzi warsztaty dla uczniów, studentów, nauczycieli i dziennikarzy z weryfikacji treści. Doświadczenie uzyskała dzięki licznym szkoleniom m.in. Bellingcat. Uczestniczka wizyty studyjnej „Journalistic Challenges and Practices” organizowanej przez Fulbright Poland. Ukończyła filozofię na Uniwersytecie Wrocławskim, gdzie pisała magisterkę z teorii konfliktu Carla Schmitta. Obroniła także licencjat na filologii angielskiej w warszawskim SWPS.
Komentarze