Eksperci przewidywali to już od jakiegoś czasu – w Europie alarm został przecież ogłoszony kilka tygodni temu. We Francji, Hiszpanii czy Holandii nowych przypadków na dobę jest więcej niż w pamiętnym marcu i nie można tego wytłumaczyć tylko zwiększoną liczbą testów. Tym razem wirus nie oszczędza również naszej części Europy – Czesi mają już drugą co do wielkości (po Hiszpanii – 320) liczbę nowych przypadków na 100 tys. mieszkańców w ciągu 14 dni – 258. Nowe przypadki rosną dynamicznie również w Słowacji, SARS-CoV-2 nie oszczędza już nawet Orbána (125 przypadków; 4 razy więcej niż w Polsce – patrz wykres niżej).
Wszystkie krzywe idą do góry
Mamy 85 980 wykrytych przypadków SARS-CoV-2. Zmarły 2 424 osoby. Za zakażone w tej chwili uznane są 16 230 osoby, wyzdrowiało 67 326.
Ten wykres nie wygląda groźnie, bo dominują na nim zielone słupki ozdrowieńców. Jednak na wszystkich wykresach poniżej w ostatnich dniach krzywa rośnie ostro, niekiedy prawie pionowo. To już nie jest dzwonek alarmowy, tylko potężny dzwon. W województwie małopolskim liczba aktywnych przypadków wrosła w sobotę 26 września o 255, a dzień wcześniej w mazowieckim o 294. W Wielkopolsce w sobotę o 163 osoby.
Nowych zakażeń dziennych jest dwa razy więcej niż w rekordowej poprzednio połowie sierpnia. Na wykresie poniżej średnia ostatnich 7 dni (ciemna linia) nie nadąża za najnowszymi słupkami, tak szybki jest przyrost zakażeń.
Saldo aktywnych przypadków wystrzeliło do góry jak nigdy dotąd: o 982 25 września i 966 26 września.
Liczba przeprowadzanych w ciągu doby testów tymczasem wrasta nieznacznie i odsetek pozytywnych wyników już ponad dwukrotnie przekroczył bezpieczną barierę 3 proc. – 26 września było to aż 6,8 proc.
Żródło: COVID-19 w Polsce/Michał Rogalski
Zbliżamy się do wartości z początku epidemii – kiedy laboratoriów było dramatycznie mało i robiliśmy poniżej 10 tys. testów na dobę. Teraz robimy ponad dwa razy tyle.
Wszystko to oznacza jedno – wirus bardzo szybko się rozprzestrzenia. Widać to już również w liczbie hospitalizacji i osób wymagających respiratora. Liczba hospitalizacji znowu przekroczyła 2 tysiące – w sobotę 26 września resort informował o 2 134 pacjentach w szpitalach. To jeszcze daleko od ponad 3 tysięcy na wiosnę.
Ale już dramatycznie jak na obecną skalę wystrzeliła w górę liczba respiratorów w użyciu: z 91 w piątek do 110 w sobotę. Niewiele więc już dzieli nas od 140 pacjentów wymagających respiratora w połowie kwietnia, w środku lockdownu (wtedy ministerstwo nie podawało codziennych danych).
No i niestety na COVID-19 umiera coraz więcej pacjentów. 26 września Ministerstwo Zdrowia poinformowało o śmierci 32 osób. Tak wysokie liczby do tej pory były tylko wiosną.
Jak bardzo trzeba się martwić?
W porównaniu z resztą Europy nasza sytuacja nie jest jeszcze zła – pod względem liczby nowych przypadków na 100 tys. mieszkańców jesteśmy na ósmym miejscu od końca na 31 krajów, które analizuje Europejskie Centrum ds. Kontroli i Prewencji Chorób.
Ale trzeba pamiętać, że robimy o wiele mniej testów niż kraje, gdzie tych przypadków wykrywa się dużo. Może więc być tak, że w rzeczywistości rozmiar epidemii w Polsce jest w tej chwili poważniejszy niż np. w Grecji czy w Szwecji, zwłaszcza, że te państwa mają mniejszy odsetek testów dodatnich w (Grecja 2,9, Szwecja 1,4 proc.).
Co przyniesie jesień?
Wiele wskazuje na to, że nie będzie tak źle, jak w lecie. To znaczy w zachodniej Europie nie będzie tak źle. Hiszpania, Wielka Brytania, Włochy, Niemcy, Holandia i Belgia swoje wtedy przeszły. Teraz ich szpitale są przygotowane na kryzys, sterydy pomagają najciężej chorym. Najwięcej zakażeń przypada zaś na młodych, którzy przechodzą to lekko. Tak wyglądają zgony na COVID-19 na wykresie w przypadku Hiszpanii i Francji, które teraz pobijają rekordy nowych wykrytych przypadków:
Ale Polska nie przeszła tak brutalnie pierwszego uderzenia epidemii. Wtedy pomógł nam lockdown. Czy pomogło coś innego, np. powszechna w Polsce szczepionka BCG na gruźlicę – tego jeszcze nie wiemy (ta hipoteza jest dopiero testowana). Może się więc okazać, że dopiero teraz poczujemy całą siłę wirusa. I tym razem bez lockdownu, bo wszyscy się zgadzają, że ani my, ani gospodarka tego nie wytrzyma. Oraz z sezonem grypowym, który z powodu pięknej pogody jeszcze się nie zaczął.
Czy system ochrony zdrowia da sobie radę?
Najważniejsze pytanie pod koniec września 2020 roku brzmi: czy nowa strategia Ministerstwa Zdrowia wystarczy, żeby nie dopuścić do zapaści systemu i wielu niepotrzebnych zgonów?
W skrócie strategia wygląda tak:
- mniej testów, nacisk na testowanie przede wszystkim pacjentów z objawami COVID-19;
- lekarze Podstawowej Opieki Zdrowotnej jako pierwsze ogniwo – mogą skierować na test po teleporadzie lub po badaniu;
- rezygnacja z sieci szpitali jednoimiennych na rzecz trójstopniowego systemu, w którym pacjenci z podejrzeniem COVID-19 trafiają do szpitali powiatowych, a dopiero po potwierdzeniu do szpitali lub oddziałów zakaźnych;
- regionalizacja restrykcji w kontaktach międzyludzkich – powiaty „żółte” i „czerwone”.
I to w zasadzie tyle. Nie ma badań przesiewowych (w SOR-ach i na izbach przyjęć wprowadzono niedoskonałe testy antygenowe, które za ciężkie pieniądze kupił jeszcze minister Szumowski, ale praktycznie każdy wynik takiego testu trzeba potwierdzać badaniem PCR). Digitalizacja wywiadu epidemiologicznego i zarządzania kwarantannami to wciąż pieśń przyszłości.
Rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz zapowiedział w piątek, 25 września, że w związku ze wzrostem zakażeń w Domach Opieki Społecznej znów zostanie wprowadzony zakaz odwiedzin. Również w najbliższym czasie minister zdrowia zaproponuje dodatkowe restrykcje w kontaktach międzyludzkich w powiatach żółtych i czerwonych – ale nie wiadomo jeszcze, jakie.
Powstaje pytanie, jak ze wzrastającą liczbą przypadków poradzi sobie niedofinansowany sanepid? Liczba osób w kwarantannie wzrosła już do 140 tys. Wciąż zgłaszają się do mediów zdesperowane osoby na kwarantannie lub z dodatnim wynikiem testu, które nie znalazły się w systemie. Na wiosnę nawet zorganizowane Niemcy nie poradziły sobie z nawałem przypadków i zaprzestały rozpracowywania ognisk epidemii.
Nie wiadomo, czy brakuje łóżek, ale ze specjalistami jest kłopot
Tymczasem lekarze już biją na alarm, że w szpitalach zapełniają się łóżka na oddziałach zakaźnych.
Nie zależy mi na sianiu paniki, ale chcę wam pokazać pewien majaczący na horyzoncie problem. Sami ocenicie:
— Jakub Kosikowski (@kosik_md) September 26, 2020
Wolne miejsca covid (nie wszystkie dane są aktualne, na czerwono nieaktualne): pic.twitter.com/Rxot01SbQq
Rzecznik Andrusiewicz uspokajał jednak w sobotę, 26 września: „dysponujemy około 6,3 tys. łóżek szpitalnych oraz ponad 800 respiratorami dla osób chorych na COVID-19″. Andrusiewicz zapewniał, że jest jeszcze bufor bezpieczeństwa, i zarówno liczbę łóżek jak i respiratorów będzie można zwiększyć.
Problemem może się okazać brak specjalistów. W całym kraju jest tylko 1100 lekarzy chorób zakaźnych, bo w ostatnich latach nie był to oblegany kierunek. W Pomorskim Centrum Chorób Zakaźnych i Gruźlicy w Gdańsku setką zakażonych opiekuje się tylko siedmioro lekarzy zatrudnionych na etacie. Z placówki odeszło w ostatnim czasie sześcioro pulmunologów.
„Dziennik Bałtycki” cytuje dr. Marka Prusakowskiego, ordynatora oddziału obserwacyjnego:
„Już nie można mówić, że jest źle. Jest dramatycznie. Specjalistów chorób zakaźnych w szpitalu jest troje, w tym dwoje w wieku emerytalnym. Pracujemy na styk, pięć, siedem dyżurów miesięcznie to minimum. A pacjentów przybywa. Obłożenie jest pełne”.
Na pewno nie zmieniło się to, że przestrzeganie zasad dystansowania się i zasłanianie ust i nosa pomaga w wyhamowywaniu epidemii. Być może do wyobraźni osób, które z racji wieku i kondycji jeszcze nie są w grupie ryzyka, przemówi informacja, jaką w tych dniach podało Ministerstwo Zdrowia – z ponad 2,4 tys. osób zmarłych na COVID-19 ponad 300, a więc jedna ósma, nie miało żadnych chorób współistniejących.
To, że jesteśmy na końcowym miejscu co do liczby zarażonych nie jest żadna pociechą. Mamy za to chyba najgorzej zorganizowana państwowa służbę zdrowia, a pozbawieni moralności lekarze i administracja robi wszystko, aby ten stan pogorszyć. Nie ma w Europie przychodni lekarskich, w których lekarze bronią się przed kontaktem z pacjentami. Większości Polaków nie stać na odpłatne leczenie, możemy się więc spodziewać dramatycznego wzrostu zgonów i zarażen.
OKO.press, jak to jest, że w Białorusi mimo licznych protestów wirus poszedł spać? Czy oprócz PiSania o Francji itp. możecie napisać o Białorusi? Co tam się dzieje z wirusem? OMON wybił wirusa?
Skąd czerpiesz wiedzę o Białorusi? Wierzysz reżimowym mediom?
wejdź sobie na mapę covid-19. Z oficjalnych danych, tak samo oficjalnych jak polskie, na podstawie których napisano powyższy tekst.
Przypomnę – w Polsce też mamy dyktaturę.
Polecę zapoznać się też z tą informacją aby mieć wizję na propagandę rządu: https://oko.press/testy-na-covid-19-za-60-mln-zl-ktore-nie-testuja-lepiej-rzucic-moneta-dokumenty-min-zdrowia/
Tak Joanno, w Białorusi nie ma koronawirusa, odkryłaś jak się przed nim uchronić. A że pod innymi artykułami pisałaś że trzeba uciekać z Polski, to mam nadzieję że walizki masz już spakowane i bilet kupiony, wszyscy tu obecni kibicujemy twojej emigracji (jeśli nie do Białorusi to przynajmniej z dala od sekcji komentarzy).