Parlament Europejski przyjął rezolucję wzywającą rząd do przestrzegania praworządności. Poparło ją kilka europosłanek z PO. "To zdrada!" - oburzają się politycy PiS i ich media, choć sami też na potęgę "szkalowali swój kraj" w Strasburgu. "Brudy pierzemy w domu" to sprawdzony sposób odbierania głosu przeciwnikom i krytykom. Uleganie mu to przepis na porażkę
"Politycy szkalujący swój kraj na arenie międzynarodowej nie są godni jego reprezentowania" - napisała na twitterze Beata Szydło.
Wiadomości TVP zareagowały jeszcze większym oburzeniem: pokazały fragment "Potopu" Hoffmana z Zagłobą wygrażającym księciu Radziwiłłowi: "Bodajś skonał w rozpaczy, bodaj ród twój wygasł, bodaj diabeł duszę z ciebie wywlókł, zdrajco. Zdrajco, po trzykroć zdrajco!".
To wzmożenie polityków PiS i ich mediów to reakcja na przyjętą 15 listopada 2017 przez Parlament Europejski rezolucję, wzywającą polski rząd do przestrzegania zasad praworządności i praw podstawowych zapisanych w traktatach o UE, Karcie praw podstawowych UE oraz europejskiej i międzynarodowej konwencji praw człowieka.
Rezolucję poparło pięć parlamentarzystek i jeden parlamentarzysta z PO: Danuta Hübner, Danuta Jazłowiecka, Barbara Kudrycka, Julia Pitera, Róża Thun i Michał Boni.
Reszta Platformy oraz całe SLD wstrzymały się od głosu. A PSL nie wzięło udziału w głosowaniu.
Rezolucję przyjęto przytłaczającą większością dwóch trzecich głosów - 438 za; 152 przeciw; 71 wstrzymujących się. "Za" było nawet kilku parlamentarzystów z frakcji Konserwatystów i Reformatorów, do której należy PiS.
"Zdrada!" - to zwyczajowe hasło rządzących, ilekroć nie radzą sobie na arenie międzynarodowej. Każde działanie i każde słowo krytyczne wobec rządu wypowiedziane przez polskiego polityka za granicą może być (i na ogół jest) interpretowane w ten sposób. To dość skuteczny szantaż - obecna opozycja z pewnością o tym wie, bo sama go stosowała: w czasach koalicji PO-PSL ówczesny marszałek Sejmu Radosław Sikorski mówił, że interwencje PiS w europarlamencie to „skandaliczne donoszenie na Polskę”.
Opozycja powinna też jednak wiedzieć, że uleganie temu szantażowi pozbawia ją wiarygodności i ostatecznie stawia na przegranej pozycji. W przypadku UE nie ma żadnego "w domu" i "na zewnątrz" - nie da się uniknąć starcia z rządem także na arenie europejskiej. PiS, gdy był w opozycji, dobrze o tym wiedział. Wbrew temu, co sądzą politycy - całkiem nieźle zdaje sobie z tego sprawę także polskie społeczeństwo.
O tym, jak PiS sam "donosił" na Polskę pisaliśmy w tekście "PiS: walka z rządem za pomocą ulicy i zagranicy to pucz i zdrada narodowa". Przypomnijmy.
Grudzień 2010. Antoni Macierewicz chce debaty w Parlamencie Europejskim na temat katastrofy smoleńskiej. Wniosek w tej sprawie składa Michał Kamiński z PJN, parlament nie przychyla się do wniosku. „Proszę nie traktować tej sprawy, że jest definitywnie zamknięta, bo nie jest” – deklaruje Kamiński.
Marzec 2011. Europosłowie PiS chcą, by Parlament Europejski zajął się nowelizacją kodeksu wyborczego, wprowadzającą zakaz płatnych spotów wyborczych. Twierdzą, że zakaz „ogranicza wolność przekazu i dostęp obywateli do informacji, ogranicza swobody działalności partii politycznych i wywierania metodami demokratycznymi wpływu na kształtowanie polityki państwa”.
Kwiecień 2011. Politycy PiS organizują w Europarlamencie wystawę o katastrofie w Smoleńsku. Usiłują przekazać Europie swoją wersję wydarzeń. „Rosjanie zniszczyli wrak samolotu, który rozbił się pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 r.” – to podpis pod jednym zdjęć. „Na zdjęciu widać oficera niszczącego okna za pomocą łomu, jednocześnie wykonującego radosne gesty w stronę kolegów”. Wystawa została odsłonięta z zaklejonymi podpisami.
„Skandal! Hańba!” – wołają europosłowie PiS na sali plenarnej.
Marzec 2012. PiS organizuje w Strasburgu publiczne wysłuchanie w sprawie katastrofy smoleńskiej.
„Do katastrofy doszło w powietrzu na skutek świadomego działania osób trzecich” – mówi Antoni Macierewicz. Deputowani domagają się międzynarodowego śledztwa.
„Tego typu inicjatywy są potrzebne, by przekazać opinii publicznej nowe fakty dotyczące śledztwa i okoliczności katastrofy, gdyż te informacje nie docierają do szerszych międzynarodowych kręgów” – komentował Ryszard Legutko.
Czerwiec 2012. PiS organizuje w Strasburgu demonstrację w obronie Telewizji Trwam (która nie dostała wówczas miejsca na cyfrowym multipleksie). „Katolicy są pozbawieni dostępu do swoich mediów. To segregacja Polaków. Tak zaczął się faszyzm” – głosi jeden z transparentów demonstracji. „Ponieważ w Polsce wszystkie możliwe instancje zostały już wyczerpane, to może europejska opinia publiczna, Parlament Europejski, który jest szczególnie wyczulony na wolność mediów, będzie w tej sprawie zainteresowany” – mówi poseł PiS Adam Hofman. Podczas publicznego wysłuchania w PE na rzekomą dyskryminację katolickich mediów w Polsce skarżą się Zbigniew Ziobro i Jacek Kurski.
Grudzień 2014. Europosłowie PiS organizują w PE wysłuchanie ws. sfałszowanych ich zdaniem wyborów samorządowych w Polsce.
Głos zabiera przyszły prezydent Andrzej Duda: „Jaka jest legitymacja demokratyczna tych władz, skoro większość Polaków uważa, że wybory samorządowe zostały przeprowadzone w sposób nieprawidłowy?
Czy można mówić, że w naszym kraju jest demokracja? Przecież to umowa, według której wybieramy władzę. Jeśli ludzie nie mają poczucia, że wybrali swoje władze, to jaki mamy w Polsce ustrój?” - pyta retorycznie Duda.
„Chcemy umiędzynarodowić sprawę zagrożenia dla demokracji w Polsce” – mówi inny europoseł PiS Ryszard Czarnecki.
I dodaje: „Mamy do czynienia z przesuwaniem się naszego kraju na Wschód – ze standardów zachodnich i europejskich do standardów wschodnich, rosyjskich i białoruskich”.
W podobnym tonie wypowiada się Ryszard Legutko, szef delegacji PiS we frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. „To, co wydarzyło się w Polsce w trakcie listopadowych wyborów samorządowych, nie ma precedensu w demokratycznej Europie”.
Bez względu na to, czy obawy PiS o polską demokrację były absurdalne czy tylko nieuzasadnione, partia próbowała wielokrotnie odwoływać się do „demokratycznej Europy” w obronie zagrożonej ich zdaniem praworządności. PiS był w tym konsekwentny i odporny na oskarżenia o "donoszeniu na Polskę". Nie da się tego powiedzieć o obecnej opozycji.
Sposób głosowania PO - poparcie rezolucji przez sześcioro europarlamentarzystów - wywołał konsternację w szeregach partyjnych.
"Jakiś rodzaj upomnienia dobrze wymyślonego im [europosłom PO, którzy poparli rezolucję PE] się należy, bo w tak wrażliwych głosowaniach, aby obóz rządzący nie dostawał amunicji, powinna działać drużyna" – stwierdził Janusz Lewandowski, europoseł PO, który wygłosił ostrą krytykę polityki PiS, ale sam nie poparł rezolucji.
"Odróżniamy rząd PiS-u, jego złe działania od takich konsekwencji, które będą konsekwencjami dla każdego Polaka, bo będą mogły oznaczać hipotetycznie ograniczenie funduszów europejskich. Stąd takie właśnie stanowisko" – mówił Tomasz Siemoniak.
Stanowisko sześciu eurodeputowanych PO zostało przedstawione jako niesubordynacja. PO jest tutaj niekonsekwentna w dwójnasób.
Z jednej strony oskarża rząd o rozmontowywanie demokracji, z drugiej strony - gdy ma okazję realnie coś z tym zrobić na arenie EU - wstrzymuje się od głosu. Wysyła do wyborców - i całej opinii publicznej - sprzeczne sygnały.
Tymczasem połowa Polek i Polaków nie ma problemu z ingerencją Unii w polskie sprawy. Pokazuje to sondaż IPSOS na zlecenie OKO.press z sierpnia 2017 roku.
Ogromna większość wyborców PO popiera naciski KE, ponad 40 proc. poparłaby nawet sankcje. W przypadku wyborców Nowoczesnej wyniki są jeszcze bardziej jednoznaczne.
Tymczasem PO - nie pierwszy raz zresztą - pozostaje zakładniczką najbardziej zachowawczej części swojego elektoratu. W efekcie jawi się jako partia, o której niczego nie można powiedzieć z pełnym przekonaniem (poza niniejszym zdaniem).
Jest bardzo wątpliwe, czy taki wizerunek jej sprzyja. Bez względu na to, czy wyborcy zgadzają się z działaniami danej partii czy nie, ich szacunek budzi konsekwencja. Partie nie powinny wyłącznie reagować na postawy wyborców, ale też je kreować.
Uleganie szantażowi silniejszego PiS-u stawia opozycję na straconej pozycji. Ludowe porzekadła o "brudach pranych we własnym domu" właśnie do tego służą: mają odbierać głos słabszym i gwarantować władzę silniejszym, tak aby nic się nie zmieniło. Polska polityka właśnie odtwarza ten schemat.
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Komentarze