Szef polskiej dyplomacji w TVP Info oskarżył Platformę Obywatelską, że dwa lata temu odrzuciła zaproszenie dla Polski do udziału w negocjacjach procesu pokojowego na Ukrainie. Jeśli te dokumenty istnieją, byłaby to sensacja. Jeśli nie - największa wpadka ministra Waszczykowskiego
Do formatu mińskiego sami nie chcieliśmy. Znalazłem dokumenty w MSZ, które mówią o tym, że kiedy proponowano nam wejście do takich rozmów, to - dwa lata temu - poprzedni rząd odmówił.
Fałszywa byłaby na przykład wypowiedź prezydenta Bronisława Komorowskiego, który w październiku 2014 roku w "Rzeczpospolitej", pytany o przyczyny nieobecności Polski w negocjacjach w Mińsku odpowiedział: "To pytanie do Ukraińców, ale również do pozostałych uczestników procesu, którzy w ramach formatu normandzkiego wzięli na siebie szczególną odpowiedzialność. Czas zweryfikuje efektywność tego formatu. (...) Dobry adwokat to taki, który pomaga, gdy się go o to prosi, a nie sam wymusza swoją pomoc".
Również Radosław Sikorski nigdy nie wspominał, że Polskę zaproszono do Mińska. A w lutym 2015 roku - po podpisaniu porozumienia Mińsk 2 - mówił w TVN24, że przekonywał prezydenta Ukrainy Petra Poroszenkę do zmiany formatu na genewski (Rosja, Ukraina, Stany Zjednoczone i Unia Europejska), ponieważ format normandzki (Rosja, Ukraina, Francja, Niemcy) jest prorosyjski.
Same wątpliwości
OKO.press zwróciło się do polityków Platformy Obywatelskiej z prośbą o komentarz do wypowiedzi Witolda Waszczykowskiego i wskazanie, o jakiej propozycji mógł mówić pan minister.
"Nie znam sprawy" - odpisał Radosław Sikorski, który do 22 września 2014 roku był ministrem spraw zagranicznych. "Pierwsze słyszę. Kto? Formalnie?" - odpisał Rafał Trzaskowski, który od 24 września 2014 roku był wiceministrem spraw zagranicznych. "Nic nie wiem na ten temat" - dodał Tomasz Siemoniak, wówczas minister obrony narodowej.
OKO.press wysłało do biura prasowego MSZ dwa pytania: o jakich dokumentach mówił w telewizji publicznej minister Waszczykowski oraz kto podjął decyzję o odmowie udziału w negocjacjach w Mińsku. Czekamy na odpowiedź.
Kijów, Normandia, Mińsk
Polska była obecna podczas pierwszej misji interwencyjnej państw europejskich na Ukrainie, po eksplozji przemocy na kijowskim Majdanie. W lutym 2014 roku w negocjacjach między administracją prezydenta Janukowycza a opozycją w Kijowie udział brali ministrowie spraw zagranicznych Polski, Niemiec i Francji.
18 marca doszło do aneksji Krymu. Bezpośrednio potem wybuchła wojna na wschodzie Ukrainy, gdzie armia rządu w Kijowie starła się z prorosyjskimi separatystami - zwanymi "zielonymi ludzikami". Po niemal trzech miesiącach bezowocnych prób nawiązania rozmów z Rosją, 6 czerwca 2014 roku powstał format normandzki. Przywódcy Ukrainy, Rosji, Niemiec i Francji spotkali się wtedy podczas obchodów 70. rocznicy lądowania wojsk alianckich w Normandii.
Skutkiem rozmów szefów państw było powstanie tzw. grupy kontaktowej Ukraina-Rosja-OBWE, do której zaproszono przedstawicieli prorosyjskich separatystów z tzw. republik donieckiej i ługańskiej. Grupa kontaktowa nazywana bywa formatem mińskim.
Negocjacje w tej formule doprowadziły do wypracowania dwóch porozumień. Pierwsze podpisane zostało 5 września 2014 roku, a aneks do niego 19 września, jednak w praktyce nie było przestrzegane. Skuteczne okazało się dopiero drugie, dużo bardziej szczegółowe, negocjowane z udziałem głów państw formatu normandzkiego porozumienie Mińsk 2 z 12 lutego 2015 roku, które - choć jego postanowienia do dziś pozostały w większości na papierze - doprowadziło do znacznego ograniczenia walk.
Do dziś sądzono, że to Rosja nie chciała obecności Polski przy stoliku negocjacyjnym, a Ukraina nie naciskała, ponieważ Francja i Niemcy negocjowały de facto w imieniu całej Unii Europejskiej oraz NATO. Na to wskazywało choćby stanowisko Petra Poroszenki, który w we wrześniu 2015 roku publicznie odrzucił propozycję Andrzeja Dudy, by zmienić format rozmów o Ukrainie.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Komentarze