0:00
0:00

0:00

Wypowiedź Waszczykowskiego (PiS) odnosi się do procedury kontroli praworządności, która ma pomóc Komisji Europejskiej w pilnowaniu państw członkowskich, by postępowały zgodnie z zasadami demokracji opisanymi m.in. w artykule 2 Traktatu o Unii Europejskiej z 2007 r. (zwanego lizbońskim). Chodzi o: „poszanowanie godności osoby ludzkiej, wolności, demokracji, równości, państwa prawnego, jak również poszanowanie praw człowieka, w tym praw osób należących do mniejszości. Wartości te są wspólne Państwom Członkowskim w społeczeństwie opartym na pluralizmie, niedyskryminacji, tolerancji, sprawiedliwości, solidarności oraz na równości kobiet i mężczyzn”.

Urzędnicy UE są od tego, żeby przestrzegać traktatów europejskich, które zostały ratyfikowane (...). Niech mi pan Timmermans wskaże, w którym traktacie europejskim jest procedura, którą którą uruchomił wobec Polski.

TVP Info,20 maja 2016

Sprawdziliśmy

Raczej fałsz - Formalnie ma rację, ale co z tego?

Procedura kontroli ma zdyscyplinować dany kraj, tak by nie trzeba było używać art. 7 zwanego atomowym, który stosuje się, gdy „istnieje poważne ryzyko naruszenia przez państwo członkowskie wartości Unii”. Grozi to niesubordynowanemu państwu zawieszeniem prawa głosu w UE, o co Komisja (lub jedna trzecia państw UE) może wnioskować, gdy uzna, że procedura nie pomogła. Art. 7 nie był dotychczas stosowany i nie ma pewności, jak będzie interpretowany. Pojawiły się głosy, że Rada może dążyć do podjęcia decyzji o sankcjach głosami 20 z 27 państw, bez wcześniej wymaganej jednomyślności. Oznaczałoby to, że instytucje unijne zastosują niestandardową i nieoczywistą interpretację przepisów traktatowych.

Waszczykowski twierdzi, że Komisja nie ma prawa stosować procedury kontroli, bo nie ma o niej ani słowa w żadnym traktacie UE. Podobne słowa powtarzają padły z ust ważnych polityków PiS, m. in. rzecznika rządu Rafała Bochenka, europosła prof. Ryszarda Legutki czy prezesa Jarosława Kaczyńskiego.

Rzeczywiście, procedury w traktatach nie ma. Komisja Europejska wprowadziła ją w marcu 2014 r. zwykłym komunikatem: „Nowe ramy opierają się w pełni na obowiązujących obecnie traktatach UE i stanowią uzupełnienie istniejących instrumentów, zwłaszcza procedury określonej w art. 7 i postępowania w sprawie uchybienia zobowiązaniom państwa członkowskiego wszczynanego przez Komisję”. Przekładając z unijnego na polski: warto reagować na poważne naruszenia wartości UE i próbować rozwiązać problem zamiast od razu zawieszać kraj w członkowstwie.

Komisja wprowadziła procedurę po doświadczeniach z Austrią Joerga Heidera, Węgrami Viktora Orbana i Francją Sarkozy’ego (przy okazji „relokacji” Romów). Służba Prawna Rady Unii Europejskiej oceniła, że jest ona sprzeczna z tzw. unijną zasadą delegacji (art. 5 Traktatu): UE ma jedynie kompetencje wprost przyznane jej w traktatach przez państwa członkowskie. Podobnie zdanie wyrazili niektórzy badacze London School of Economics w raporcie pisanym, gdy Komisja Europejska chciała użyć procedury kontroli praworządności wobec Węgier.

Waszczykowski wyraża te same zastrzeżenia: Komisja wychodzi poza swoje kompetencje i dyktuje państwom warunki nie opisane w traktatach. Formalnie ma rację. Rzecz w tym, że UE nie zawsze działa na podstawie jasno określonego prawa, a tym bardziej zapisów traktatowych. Liczy się praktyka, dyplomacja, prawo zwyczajowe.

Przykładem może być tzw. Eurogrupa – potężna instytucja, która przez 10 lat decydowała o polityce finansowej krajów euro na podstawie nieformalnych uzgodnień, zanim została wspomniana (bez szczegółowych kompetencji) w traktacie lizbońskim. Do dziś na oficjalnej stronie określa sama siebie jako „nieformalne ciało”.

Procedura kontroli praworządności w UE obowiązuje i chcąc respektować reguły unijnej gry, trzeba jej przestrzegać. Zdaniem Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka ten mechanizm kontrolny jest uzasadniony i nie narusza suwerenności państw członkowskich.

Co więcej, procedura jest miękką formą rozwiązania sporów prawnych i politycznych. Nie wywołuje sankcji ani innych konsekwencji prawnych – jest tylko biurokratyczną ścieżką „ucierania” wspólnego stanowiska na linii rząd kraju członkowskiego – KE.

;
Na zdjęciu Filip Konopczyński
Filip Konopczyński

Zajmuje się w regulacjami sztucznej inteligencji, analizami polityk cyfrowych oraz badaniami biznesowego i społecznego wykorzystania nowych technologii. Współzałożyciel Fundacji Kaleckiego, pracował w IDEAS NCBR, NASK, OKO.press, Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Publikował m.in. w Rzeczpospolitej, Gazecie Wyborczej, Polityce, Krytyce Politycznej, Przekroju, Kulturze Liberalnej, Newsweeku czy Visegrad Insight. Prawnik i kulturoznawca, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego.

Komentarze