0:000:00

0:00

Przemówieniem Viktora Orbána wygłoszonym 23 października — na 62. rocznicę powstania Węgrów przeciwko komunizmowi w 1956 roku - zajmujemy się w OKO.press, gdyż najbliższy sojusznik PiS w Europie - opowiada w nim rzeczy niezwykłe. Dla polskiego czytelnika jest w tym pewne pocieszenie: są narody, których przywódcy opowiadają jeszcze większe głupstwa niż nasi. Przemówienie Orbána odbiło się też szerokim echem: jego fragmenty zacytował (naturalnie z aprobatą) prorządowy portal wPolityce.pl, polemizowali z nim także eurodeputowani z partii proeuropejskich (o czym napiszemy niżej).

Przeczytaliśmy całe przemówienie Orbána - jego oficjalny angielski przekład dostępny jest tutaj.

Dla polskiego czytelnika interesujące są także różnice w retoryce PiS oraz przemówieniu Orbána. Węgierski przywódca mówi głównie o ucisku, prześladowaniach i klęskach, jakich doznawali Węgrzy przez stulecia. Radość i dumę przynoszą mu nie zwycięstwa, ale przetrwanie wbrew wszelkim przeciwnościom. To dużo bardziej pesymistyczny obraz historii niż ten, który maluje polityka historyczna PiS. Orbán jest przywódcą małego kraju, który cały czas przegrywał - i dla którego XX wiek był w całości fatalny - ale który mimo to przetrwał. Dwie największe klęski to traktat w Trianon z 1919 roku (Węgry straciły w nim 2/3 terytorium, w większości jednak zamieszkałego nie przez Węgrów, ale przez Słowaków, Ukraińców, Rumunów i Jugosłowian, o czym już nie wspomniał). Drugą taką klęską był komunizm. Orbán mówił:

„Wszyscy czuli, że gdyby ten stan rzeczy trwał nadal, gdyby trwało opresyjne barbarzyństwo komunizmu, wówczas nasza kultura - Chrześcijańska Węgierska kultura, którą kolejne pokolenia stworzyły w ciągu tysiąca lat - rozpadłaby się, znikła, została zredukowana do atomów”.

Później Orbán wychwalał długo zryw Węgrów, którzy walczyli z wkraczającą do kraju armią ZSRR jesienią 1956 roku.

Następny fragment jest dla polskiego czytelnika najbardziej zabawny. Orbán mówi, że Węgrzy są mistrzami narzekania:

„My Węgrzy możemy być bardziej przygnębieni niż ktokolwiek, my Węgrzy możemy przewyższyć każdego w subtelnej sztuce narzekania, my Węgrzy potrafimy użalać się nad sobą bardziej szczerze niż ktokolwiek. Jesteśmy więcej niż mistrzami w ogłaszaniu całkowitej beznadziei i desperacji”.

Na dowód Orbán zacytował dwa wersy hymnu węgierskiego, którego tekst w istocie mówi głównie o cierpieniu („I kwiat wolności nie zakwita / Z rozlanej krwi poległych, / I łzami niewolników płoną / Łzy rozlane naszych sierot”).

Podkreślał jednak, że Węgrzy przetrwali wszystkie próby i katastrofy. Węgry próbowali zniszczyć niemieccy cesarze, mongolscy chanowie, sułtani imperium tureckiego oraz - najpotężniejsi z nich wszystkich - „sowieccy pierwsi sekretarze”. Węgrzy jednak przetrzymali to wszystko i weszli do Europy - kontynentu, który odniósł sukces, stworzył najbardziej kwitnącą kulturę, najbardziej zaawansowane technologie, najlepsze szkoły na świecie i osiągnął najwyższy poziom życia w dziejach ludzkości (według Orbána).

Temu sukcesowi jednak grozi Unia Europejska. Orbán porównuje ją do imperiów, które wcześniej chciały zniszczyć Węgry. Robi to w inteligentny sposób - nie bezpośrednio, ale wymieniając w jednym ciągu z kolejnymi fundamentalnymi zagrożeniami dla jego kraju. Mówi:

„Europa jest ojczyzną narodów, a nie kotłem, w którym się mieszają. Kto by pomyślał, że idea imperialna - która regularnie zostawiała Europę w ruinach - mogłaby pojawić się ponownie? Kto by pomyślał, że obcy będą próbowali mówić nam z kim powinniśmy mieszkać w naszym kraju? Kto by pomyślał, że Węgry albo Polska będą atakowane na podstawie zmyśleń, albo że groźby będą wysuwane wobec Rumunii i Słowacji - i nawet Włoch?”

Później Orbán wymienia kolejne ideologie, które miały doprowadzić do świata bez narodów - narodowy socjalizm, międzynarodowy socjalizm, faszyzm i komunizm. „Dzisiaj w w Brukseli znowu są grane imperialne marsze” - mówi. Różnica jest taka, że Bruksela nie chce podbijać świata siłami zbrojnymi. „Bruksela” - czyli Unia Europejska - chce zbudować „Europejskie imperium” rządzone przez biurokratów, których nikt nie wybierał w wyborach.

Ci eurokraci, zdaniem Orbána, zamierzają wpuszczać do Europy imigrantów „z innych kontynentów i kultur”, powoli „zmieniając rodzimych Europejczyków w mniejszość”.

Orbán systematycznie straszy Węgrów imigrantami - i w tym przemówieniu roztoczył przed nimi wizję zamiany Europy w „multikulturowe imperium mieszanych populacji” rządzone przez „elity oderwane od narodowych korzeni”. „To były raj dla George’a Sorosa” - dodał, przywołując blisko 90-letniego finansistę i filantropa, który jest wrogiem dla prawicy i nacjonalistów na całym świecie. Ostatnio wspominał o nim nawet Donald Trump, twierdząc, że finansował protesty przeciwko nominowanemu przez Trumpa kandydatowi do Sądu Najwyższego USA Brettowi Kavanaughowi. Kavanaugh został oskarżony o molestowanie kobiet przed wieloma laty, co zdaniem wielu Amerykanów dyskwalifikowało go jako sędziego Sądu Najwyższego.

„Odrzućmy ideologię globalizmu i wspierajmy kulturę patriotyzmu” - mówił Orbán.

Pod wieloma jego twierdzeniami mogliby zapewne podpisać się politycy PiS - tym bardziej, że Orbán przywoływał Polskę parokrotnie w trakcie przemówienia jako kraj również „atakowany” przez elity.

Warto więc powiedzieć, że jego przemówienie w całości składało się z popularnych w kręgach prawicy fantazji, nie popartych nawet cieniem dowodu - sam Orbán zresztą nie przytoczył nic, co w ogóle jako dowód można by było potraktować. Wszystkie jego twierdzenia były całkowicie gołosłowne, a niektóre jeszcze w dodatku absurdalne. W szczególności zatem:

  • nie ma żadnych dowodów na spisek „europejskich elit”, nienazwanych zresztą, które chciałyby zniszczyć państwa narodowe;
  • państwa narodowe mają się w Unii Europejskiej doskonale i nie grozi im żaden zanik;
  • koncepcja „Europy federacyjnej” - w której Europa byłaby federacją regionów, a Bruksela miałaby niektóre kompetencje rządów narodowych - była, po pierwsze, tylko pomysłem przywoływanym na przełomie stulecia, po drugie - pomysłem, którego nawet nie próbowano wprowadzać w życie, po trzecie - dziś nawet nikt nie próbuje o niej mówić; nawet ta koncepcja nie oznaczałaby „likwidacji” państw narodowych;
  • porównywanie Unii Europejskiej do Imperium Osmańskiego albo Imperium Mongołów - co Orbán robi, zastrzegając co prawda, że Bruksela nie podbija zbrojnie - jest absurdalne. To właśnie zbrojny podbój był fundamentem tych imperiów z minionych wieków;
  • nie wiadomo, co to znaczy „ideologia globalizmu” i kto miałby być jej rzecznikiem; Orbán o tym nie wspomina.
  • George Soros finansuje instytucje działające na rzecz liberalnej demokracji i broniące praw człowieka, co nie podoba się dyktatorom i przywódcom o autorytarnych zapędach - takim jak Władimir Putin, Recep Tayyip Erdoğan czy Donald Trump. (Od instytucji finansowanych przez George’a Sorosa kilka grantów otrzymało także OKO.press; stanowią one niewielki ułamek budżetu redakcji).

Lektura przemówienia Orbána była dla nas ciekawa - retoryka PiS pozostaje jednak odmienna: mniej jest w niej o Brukseli, a więcej - o wrogach wewnętrznych sprzymierzonych z Brukselą, czyli demokratycznej opozycji. Mniej jest także wyrzekania na globalizm i narzekania nad złym losem. W przemówieniu Orbána jedno dorównuje jednak politykom PiS: natężenie fałszów i nieprawd, opowiadanych ewidentnie ze złą wolą i podawanych publiczności bez cienia żadnego dowodu.

W Brukseli przemówienie Orbána zostało powitane bez zdziwienia. Gunnar Hökmark, szwedzki eurodeputowany z Europejskiej Partii Ludowej, powiedział "Politico", że porównywanie Unii do imperium jest "paradoksalne, żeby powiedzieć łagodnie" i "co najmniej niezręczne". Zauważył także, że pozycja Orbána musi słabnąć, skoro na jego przemówienie trzeba było zwozić autobusami zwolenników jego partii FIDESZ z całych Węgier.

;

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze