0:00
0:00

0:00

Wytyczne dla jakości powietrza określa się na dwa sposoby. Jeden do wpisane do prawa normy, które powstają w politycznych gabinetach i są wynikiem kompromisu. Uwzględniają bowiem bardzo wiele różnych czynników – w tym i to, co politycy myślą o swoich wyborcach i tym, co jest dla nich ważne. Drugi to wytyczne przygotowywane przez lekarzy, które mówią, kiedy powietrze zaczyna nam szkodzić. Nowe standardy Światowej Organizacji Zdrowia należą do tej drugiej grupy.

Ignorowanie wytycznych świadomą akceptacją wyższego ryzyka

Wytyczne stanowią jednak ważną informację dla rządzących. Jasno informują, od jakiego poziomu zaczyna się zaniechanie. Niekiedy koszty społeczne lub też ekonomiczne biorą górę. Przynajmniej te krótkoterminowe, nie uwzględniające kosztów leczenia. "Jeżeli normy obecne w poszczególnych krajach są wyższe, niż zalecane przez Światową Organizację Zdrowia, władze świadomie decydują się na akceptację zwiększonego ryzyka dla zdrowia" – mówi w komentarzu dla SmogLabu dr hab. Michał Krzyżanowski, ekspert Światowej Organizacji Zdrowia i współprzewodniczący zespołu, który opracował nowe standardy.

Wydana właśnie rekomendacja zaostrza je w porównaniu z poprzednim badaniem, ponieważ – jak zapisano w komunikacie – „od ostatniej aktualizacji, która miała miejsce w 2005 roku, przybyło dowodów pokazujących, jak zanieczyszczenie powietrza wpływa na różne aspekty naszego zdrowia”. Ich źródłem są nie tylko nowe badania epidemiologów. Duże znaczenie ma również rozwijająca się sieć monitoringu powietrza, która pozwala na zebranie bardziej precyzyjnych danych. Kluczowe jest jednak to, że w związku z tym eksperci zdecydowali, że trzeba zaostrzyć obowiązujące standardy.

Przy okazji ostrzeżono, że ich przekraczanie jest związane z dużym zagrożeniem dla zdrowia.

Nowe standardy Światowej Organizacji Zdrowia

Zmieniono więc na przykład standard dla pyłu zawieszonego PM 2,5. To drobna frakcja pyłu, która do powietrza trafia między innymi z domowych kominów. Dużo jest jej w polskim powietrzu, z którego przedostaje się do organizmu, w którym jest w stanie na przykład przenikać przez błony komórkowe. Z płuc trafia więc do krwiobiegu, a niekiedy nawet… moczu i przenosząc na sobie też różne inne szkodliwe substancje. Drażni przy tym organizm i wywołuje – niekiedy – stany zapalne.

Jej akceptowalny poziom obniżono na podstawie nowych dowodów o… 40 i 50 procent. O 40 w przypadku dopuszczalnego stężenia dobowego (z 25 ug na m3 powietrza do 15 ug na m3 powietrza). I o 50 procent, kiedy chodzi o dopuszczalne stężenie średnioroczne (z 10 ug/m3 na 5 ug/m3 powietrza).

Obniżono, choć nie aż tak bardzo, także wytyczne dla większej frakcji pyłu PM10, która jest tym zanieczyszczeniem powietrza, według którego w Polsce najczęściej alarmuje się i informuje o smogu. Nie dlatego, że jest ono najważniejsze – pył PM 2,5 jest dla zdrowia gorszy – ale dlatego, że częściej się je mierzy. Tutaj poziom akceptowalnego stężenia dobowego obniżono o 10 proc. (z 50 ug/m3 na 45 ug/m3 powietrza), a średniorocznego o 25 proc. (z 20 ug/m3 na 15 ug/m3 powietrza).

Źródło: SmogLab

Zaostrzono także wytyczną dla dwutlenku azotu, którego sporo wydobywa się z rur wydechowych samochodów. Szczególnie starych i zaniedbanych aut wyposażonych w silniki diesla. Tutaj nowe dane kazały naukowcom nie tylko wprowadzić normę dobową (25 ug/m3 powietrza), ale też aż o 75 proc. zaostrzyć normę roczną. Ta zamiast 40 ug/m3 będzie teraz wynosić 10 ug/m3 powietrza.

Źródło: SmogLab

Obniżono także akceptowalny poziom dla ozonu oraz tlenku węgla.

Dla Polski: kosmos

Jak ma się do tego polskie powietrze?

Na przykład w Nowym Sączu w styczniu 2019 roku pyłomierze zarejestrowały dobowe poziomy pyłu PM 2,5 osiągające nawet 150 ug/m3 powietrza. To 10 razy więcej niż nowy standard określający akceptowalny poziom.

Nowy Sącz nie jest tutaj wyjątkiem. Podobnie jest w zimie w wielu innych miejscach w Polsce.

A z kolei kiedy chodzi o dwutlenek azotu – ten na krótką metę drażni spojówki, nos i gardło, a na długą może wpływać m. in. na rozwój astmy – to niespełna 20 procent polskich stacji pomiarowych zmieściłoby się w 2020 roku w nowych rocznych standardach Światowej Organizacji Zdrowia.

Dla świata: również

"W Południowo-Wschodniej Azji ciągle istnieją zanieczyszczenia na poziomie, który istniał w Polsce w latach 70-tych i 80-tych głównie za sprawą spalania węgla" – przyznaje dr hab. Michał Krzyżanowski odnosząc się do wywiadu dla SmogLabu sprzed kilku lat, w którym barwnie opisywał ówczesne realia i podejście władz do tematu jakości powietrza.

Współautor nowych wytycznych podkreślił też, że w miastach Indii, Nepalu czy Pakistanu średnioroczne poziomy stężeń pyłów zawieszonych oscylują na poziomie 50 mikrogramów na metr sześcienny. Są zatem kilkukrotnie wyższe zarówno od nowych jak i starych, mniej rygorystycznych standardów.

"Niestety nadal są takie obszary. Niestety zwiększa się liczba i odsetek ludzi mieszkających w narażonych na terenach o wysokich stężeniach. Jest to wynikiem nie tylko rosnących poziomów zanieczyszczeń. Choćby w Chinach w ciągu pięciu lat sytuacja znacznie się poprawiła. Chodzi głównie o zmiany demograficzne. Coraz więcej ludzi przenosi się do miast, a niestety tam są najwyższe poziomy zanieczyszczeń" – zauważa Krzyżanowski. Podkreślił również, że nie oznacza to wcale, że na terenach wiejskich jest idealnie. Im więcej spala się tam biomasy, tym sytuacja jest gorsza.

Dlaczego to jest ważne?

Zanieczyszczenia powietrza są obecnie uważane za największe środowiskowe zagrożenie dla ludzkiego zdrowia. Przypisuje się im aż 7 milionów przedwczesnych zgonów rocznie. Najwięcej w Chinach i Indiach, ale liczby są wysokie także w krajach takich jak Polska. Jednak chodzi tutaj nie tylko o przedwczesny zgony. Także o ogromną liczbę lat, które ludzie mogliby przeżyć w zdrowiu. A zamiast tego muszą zbadać się z astmą, przewlekłą obturacyjną chorobą płuc, skutkami wylewów i zawałów, ale także zwykłymi bólami gardła, zapaleniami spojówek i „przeziębieniami”.

Liczbę straconych lat zdrowia szacuje się na setki milionów rocznie.

Jednocześnie wiadomo, co robić, żeby było lepiej. Często brakuje jednak tzw. woli politycznej, by tak było. "Znamy skalę problemu i wiemy, jak go rozwiązać. Zaktualizowane wytyczne dają politykom solidne podstawy i niezbędne narzędzia, by poradzić sobie z tym długoterminowym zagrożeniem dla zdrowia" – komentował dr Hans Henri P. Kluge, dyrektor WHO na Europę.

Świat nam ucieka

"Ta zupełnie nowa jakość rekomendacji WHO wynika z nowych badań potwierdzających negatywny wpływ zanieczyszczonego powietrza na nasze życie i zdrowie" – powiedział Piotr Siergiej, rzecznik PAS. – "Światowa Organizacja Zdrowia wytycza kierunek, w którym powinny podążać państwa unijne i Polska. U nas zastanawiamy się czy ograniczyć napływ starych diesli do miast? Czy wprowadzić bardziej restrykcyjne normy jakości węgla? Czy wreszcie wprowadzić w miastach zakaz spalania węgla? Na świecie takie dylematy są coraz rzadsze. Świat nam zwyczajnie ucieka, a my zostajemy w smogowym skansenie spalając brudny węgiel i drewno opałowe, wpuszczając w nasze granice zdezelowane, stare diesle. Czy tego chcemy, czy nie, te nowe rekomendacje będą miały fundamentalny wpływ na nasze życie. Zmieni się sposób w jaki będziemy ogrzewać nasze domy i czym poruszamy się po miastach" - dodał.

Tekst pierwotnie ukazał się na portalu SmogLab

;

Komentarze