0:000:00

0:00

"Chwalą Tuska i trudno się dziwić. W końcu to jedna europejska frakcja" - zaczyna autor materiału Marcin Tulicki. I dodaje, że zwłaszcza partyjni koledzy chwalą go na oślep. Bo - według TVP - nie ma za co chwalić. A szefem EPL został, bo nie było żadnego kontrkandydata.

Rzeczywiście, był jedynym kandydatem. Ale historia zna przypadki, gdy jedyni kandydaci przepadali w takich głosowaniach:

Przeczytaj także:

Wybrała go Merkel?

„Wiadomości” TVP postanowiły zanalizować, co w takim razie stoi za sukcesem Tuska.

Miłosz Manasterski, redaktor naczelny swojej prywatnej „Agencji Informacyjnej”, spieszył z wyjaśnieniem:

"Donald Tusk ma bardzo słabą pozycję w Polsce (...) a do tego, by zostać szefem EPL wystarczy poparcie Angeli Merkel".

Angela Merkel króluje oczywiście w wyobraźni polskiej prawicy jako cesarzowa Europy, która w każdej sprawie ma ostatnie słowo. Tylko że układ sił w EPL znacznie się zmienił po ostatnich wyborach i po raz pierwszy w historii tej partii posłowie z Europy Wschodniej przewyższają liczebnie reprezentantów Hiszpanii, Francji i Niemiec.

W Europarlamencie frakcja straciła miejsca - z 217 do 182. Największe straty odnotowały właśnie reprezentacje krajów zachodnich.

Wybranie więc - znowu po raz pierwszy w historii - szefa EPL właśnie z tej części UE, jest wyrazem polityki tej frakcji, która chce umacniać się na wschodzie Europy, gdzie chadecja, oddająca pole na Zachodzie, wciąż upatruje szans na rozwój. Aż 491 delegatów partii członkowskich głosowało za Tuskiem, tylko 37 przeciwko.

Wybór Tuska jest też wyrazem zmiany kursu wobec węgierskiej rządzącej partii Fidesz. Dotychczasowego szefa EPL, francuza Josepha Daula, uznawano za koncyliacyjnie nastawionego wobec Viktora Orbána. Portal Politico powołuje się na słowa jednego z członków EPL: „Tylko osoba z Europy Wschodniej jest w stanie przeciwstawić się narracji Orbána. Ofensywa idąca wprost z Europy Zachodniej byłaby skazana na klęskę".

Wybór Tuska przedstawiany jest jako nadzieja EPL na nowe otwarcie. Jak określił to Manfred Weber: „Jego zadaniem będzie przedefiniowanie chadeckości". Tusk jako polityk wyrazisty i rozpoznawalny, od miesięcy był przedstawiany jako naturalny wybór.

Brytyjczycy go nienawidzą! Wszyscy!

Jakie są zasługi Tuska? „Wiadomości” łapią na korytarzach polityków KO, którzy albo nie odpowiadają na pytanie, co jest prezentowane jako „przemilczenie”, albo wymieniają działania w sprawie kryzysu migracyjnego, klimatycznego czy Brexitu.

„Innego zdania są Francuzi, Niemcy, czy Szwedzi, którzy kryzys migracyjny odczuli na własnej skórze, a nie politycznych salonach” - komentuje Marcin Tulicki. Nie podaje jednak żadnych źródeł, ani przykładów, które miałyby świadczyć o tym, że opinia publiczna w tych krajach obwinia Tuska za cokolwiek.

Zdaniem TVP podobnie zniesmaczeni postawą Tuska są Brytyjczycy, „których za brak umowy wysyłał do piekła". Chodzi oczywiście o słynny komentarz Tuska wygłoszony w Brukseli w lutym 2019:

"w piekle jest specjalne miejsce dla tych, którzy naciskali na Brexit bez jakiegokolwiek planu, jak bezpiecznie go przeprowadzić".

„Ta wypowiedź była dla Brytyjczyków skandaliczna. Zwłaszcza, że padła z ust osoby, która miała łączyć, a nie dzielić” - kończy potępiająco Marcin Tulicki.

„Wiadomości” jako dowód pokazują okładkę brukowca "The Sun", na której Tusk przedstawiony jest z Emannuelem Macronem jako gangsterzy grożący Theresie May.

Tylko że tekst pochodzi z września 2018, więc nie odnosi się konkretnie do słów Tuska o piekle, tylko do polityki liderów europejskich względem polityków Wielkiej Brytanii. Co więcej, "The Sun" jest gazetą zwolenników Brexitu. Wprost wzywało swoich czytelników do głosowania za wyjściem z UE w czerwcu 2016.

Słowa Tuska oczywiście zapiekły otwartych brexitowców i torysów odpowiedzialnych za chaos. Sami Brytyjczycy są jednak zmęczeni Brexitem, rozczarowani nieudolnością własnej klasy politycznej i wreszcie wcale nie są zadowoleni, że z Unii w ogóle wychodzą. Opcja "Remain" prowadzi stabilnie w sondażach mniej więcej od dwóch lat.

Dla porównania można prześledzić narrację dziennika „The Guardian”, który poświęcał słowom Tuska o piekle dużo uwagi. Analizowano kogo Tusk miał na myśli; odczytywano to wystąpienie poprzez jego biografię, pisząc, że było brawurowe i odważne, bo wypływające z idealizmu polskiego opozycjonisty wychowanego na tęsknocie do liberalnej demokracji. Wprost pisano o jego słowach jako „bolesnych i prawdziwych".

Stosując analogię - równie dobrze można powiedzieć, że Polacy nienawidzą wiceszefa Komisji Europejskiej Fransa Timmermansa za krytykowanie rządu PiS. Owszem, politycy PiS mogą nazywać Holendra „żandarmem Europy”, „wielkim szkodnikiem” i „antypolakiem”, ale z drugiej strony "Gazeta Wyborcza” ogłosiła go Człowiekiem Roku, a Wiosna zaprosiła na swoją konwencję.

Niebezpieczny i mało znaczący

W materiale „Wiadomości” powtarza się prawicowa dialektyka sprzeczności, w której Tusk jest jednocześnie:

  • europejskim dandysem, który ucieka z Polski i „wybiera apanaże”;
  • wraca do Polski, żeby mącić, szczuć, obrażać Polaków i polski rząd;
  • jest skończonym, skompromitowanym politykiem bez szans na ważne funkcje w Polsce.

Wyrazem tej samej schizofrenicznej wizji jest zależność - im więcej Tusk znaczy w międzynarodowej polityce, zostając drugi raz szefem rady Europejskiej, czy teraz szefem EPL, tym bardziej dobitnie potwierdza, że w europejskiej polityce nic nie znaczy. Innymi słowy - sukces oznacza porażkę.

Międzynarodowa pozycja Tuska jest dla polskiej prawicy źródłem:

  • frustracji, stąd wszystkie agresywne określenia jak „niemieckie popychle”, „folksdojcz”;
  • ulgi, bo Tusk w Brukseli nie zagraża PiS-owi w polityce wewnętrznej.

Ale przede wszystkim prawica żywi do niego szczerą i gorącą nienawiść, która po 2014 roku, przez jego nieobecność, a później w wyniku przejęcia mediów publicznych, została spuszczona ze smyczy. Na prawicowych okładkach Tusk był już oficerem NKWD strzelającym w Katyniu do Lecha Kaczyńskiego, czy esesmanem eskortującym Angelę Merkel tramwajem z napisem „Nur für Deutsche". „Wiadomości” TVP zestawiały Tuska z Hitlerem i Stalinem.

W narracji PiS Tusk stał się nie tyle wrogiem politycznym, ile właściwie „nieprzyjacielem” w biblijnym sensie tego słowa. Złem wcielonym. Przykładem może być Ryszard Czarnecki używający określenia „diabeł Tusk”, czy słynna okładka „Sieci”, na której Tusk ma włosy pokolorowane na marchewkowo i czerwone, wilcze oczy.

Wyniesienie Tuska do rangi najwyższego zła tłumaczy te słodko-gorzkie reakcje PiS-u na pozostanie Tuska w polityce europejskiej.

PiS sam wpadł w pułapkę spirali nienawiści, która nie może znaleźć ujścia. Lata mijają, język pogardy się radykalizuje, a Tusk ani nie stanął przed Trybunałem Stanu, nie odpowiedział za rzekomą „zdradę smoleńską” (skądinąd to drażliwy temat), spektakularnie ogrywa Komisję VAT w starciach bezpośrednich, a za granicą radzi sobie coraz lepiej i jest politykiem rozpoznawanym na całym świecie.

A ze złem wcielonym przecież należy walczyć, zło powinno zostać ostatecznie zwyciężone, potępione. Jeśli nie za granicą, to chociaż tu, w Polsce. Dla obozu PiS wymarzonym scenariuszem byłby start Tuska w wyborach prezydenckich i jego przegrana z Andrzejem Dudą. I taki obrót spraw byłby niezwykle prawdopodobny - przy negatywnym elektoracie, jaki ma Tusk, który w dość dużym stopniu zawdzięcza tej kampanii.

Stąd - radość i ulga, że nie przyjedzie mącić i ośmieszać, ale i złość, że nie stanie na polu walki, by dać satysfakcję.

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze