Dwa razy kulą w płot! Poseł Jan Dziedziczak, były rzecznik premiera Jarosława Kaczyńskiego, na spotkaniu z samorządowcami i biznesmenami w Kaliszu oskarżył Niemcy o "celowe wybielanie własnej historii", a jako przykład polskiej polityki historycznej wskazał przypominanie losu Żydów w armii Andersa w II Wojnie Światowej
Kiedy urodzony w 1981 roku działacz harcerski Jan Dziedziczak dostał się w 2007 roku pierwszy raz do Sejmu, należał do najmłodszych zawodników w drużynie Jarosława Kaczyńskiego. Młody wiek nadrabiał zaangażowaniem: był asystentem prasowym Jarosława Kaczyńskiego, a kiedy Kaczyński został premierem był rzecznikiem prasowym jego rządu w latach 2006-07. Dziś jest posłem (po raz trzeci) i wiceministrem spraw zagranicznych, zajmującym się m.in. sprawami Polonii oraz polityką historyczną.
W sobotę 3 czerwca 2017 roku Jan Dziedziczak się spotkał w Kaliszu z "samorządowcami, przedsiębiorcami i nauczycielami" (według depeszy PAP). Mówił m.in. o tym, jak władze PiS dzielnie walczą o dobre imię Polski za granicą.
W jego wystąpieniu znalazły się (co najmniej) dwie nieprawdy. Dziedziczak podał następujący przykład pozytywnej polskiej polityki historycznej - prowadzonej w dodatku na trudnym gruncie, bo w Izraelu.
W Izraelu przygotowujemy akcję, żeby pokazać, że generał Anders zwolnił swoich żydowskich żołnierzy z Wojska Polskiego, żeby zostali w Palestynie; to był przecież zalążek powstania wojska izraelskiego.
OKO.press doradza wiceministrowi, aby ten przykład trochę przemyślał - oraz nie mieszał Kaliszanom w głowach. Być może historycy-urzędnicy z IPN mogą tego ministrowi nie powiedzieć, ale Żydom w armii Andersa nie było dobrze. Za granicą specjaliści wiedzą o tym doskonale.
Za radą jednego z czołowych polskich specjalistów od relacji polsko-żydowskich w czasie wojny - OKO.press wybrało się do Biblioteki Narodowej i zajrzało tam do klasycznej książki Shmuela Krakowskiego i Israela Gutmana “Unequal Victims. Poles and Jews During World War Two” ("Nierówne ofiary. Polacy i Żydzi w czasie II Wojny Światowej", Holocaust Library, New York 1986).
Sprawa jest dłuższa i bardziej skomplikowana, niż przedstawił to minister, ale dla Polaków niezbyt miła. Streszczamy.
Już na jesieni 1941 roku gen. Władysław Anders - i polskie władze - dyskutowały o powołaniu "legionu żydowskiego" przy armii polskiej, tworzonej za zgodą Stalina w ZSRR. Nie dyskutowali jednak o tym ze Stalinem, traktując to jako wewnętrzną sprawę organizacji polskich sił zbrojnych. Ostatecznie jednak odrzucono ten pomysł (nie ma dowodów, piszą Krakowski i Gutman, że kiedykolwiek dyskutowano go z Rosjanami).
24 października 1941 roku na spotkaniu w ambasadzie RP w Kujbyszewie (ewakuowanej z zagrożonej przez Niemców Moskwy) z reprezentantami społeczności żydowskiej Anders ostatecznie zdecydowanie odrzucił pomysł powołania odrębnych jednostek żydowskich. Przeciwna temu była także część Żydów, obawiających się, że utrudni im to odzyskanie obywatelstwa polskiego - a więc i swego dobytku w Polsce - po wojnie. Według ówczesnych danych w armii Andersa na jesieni 1941 roku było 9 proc. Żydów, a więc nieco więcej, niż wynosił odsetek Żydów w Polsce przedwojennej.
Delegat Bundu - żydowskich socjalistów - Lucjan Blit, skarżył się wówczas w memorandum dla Andersa na powszechnie panujące antysemickie nastroje w powstającej armii. Zdaniem Blita wielu oficerów chciało utworzenia jednostek żydowskich, ponieważ mogli w ten sposób wysłać Żydów do swoistego wojskowego getta.
Jednostki złożone głównie z Żydów jednak powstawały - w sposób spontaniczny. Historycy cytują relacje żydowskich żołnierzy i działaczy politycznych, którzy skarżyli się na brutalne traktowanie ze strony polskich oficerów i antysemityzm. Żydowscy żołnierze armii polskiej np. nie otrzymali żadnego wyposażenia, nawet kocy i namiotów, i musieli spać - dosłownie - na gołej ziemi. Batalion złożony głównie z Żydów formował się także we wsi Koltubanka (Kołtubanka); tam Żydzi skarżyli się m.in. na odbieranie im mundurów i rozmaite szykany - np. kuchnia wojskowa, zarządzana przez Polaków, często "zapominała" wydawać racje Żydom.
Według wspomnień jednego z rabinów w obozach armii Andersa
Żydom zakazywano przechodzić ulicami, na których stacjonowali polscy żołnierze. Jeśli żydowski żołnierz tam się pojawił (...) spotykał się z fizyczną i moralną degradacją w najgorszy antysemicki sposób.
Większość żydowskich żołnierzy, zdaniem Krakowskiego i Gutmana, po prostu wyrzucono z armii niedługo przed opuszczeniem przez nią granic ZSRR.
Polscy żołnierze w Rosji na początku 1942 roku (fot. domena publiczna).
W listopadzie 1941 roku Anders wydał dwa rozkazy dotyczące Żydów w armii. W pierwszym z nich pisał jasno, że mają oni takie same prawa i obowiązki jak inni polscy żołnierze i mają być traktowani z tym samym "zaufaniem i serdecznością". W drugim rozkazie jednak pisał, że jest w interesie polskiego rządu (ze względu na Brytyjczyków) aby nie prowokować antysemityzmu. Żydzi odebrali to jako ustępstwo na rzecz antysemityzmu, ich zdaniem, powszechnego wśród polskich oficerów.
Krakowski i Gutman pisali:
"Jest jasne, że antysemityzm był ogólną cechą polskich sił zbrojnych; miał korzenie w tradycji przeszłości i ideologii oraz koncepcjach politycznych dotyczących Polski w okresie międzywojennym". (s. 338). Ostatecznie wśród armii ewakuowanej do Iranu było - na 72 tys. osób - 6 tys. Żydów i 2,5 tys. żydowskich cywilów.
Na zdjęciu: ewakuacja Armii Andersa Kwiecień 1942, Pahlewi, Iran (Persja). Dwaj żołnierze schodzą po trapie, w tle tłum uchodźców oczekujących na zejście na ląd. Fot. NN, Instytut Polski im. Gen. Sikorskiego w Londynie.
A zatem: na Bliskim Wschodzie z armii Andersa Żydów nie tyle zwolniono, ale się z ulgą pozbyto - i ci ludzie często zapamiętali bardzo bolesne przejścia w polskiej armii. Ślady tych wspomnień znalazły się w literaturze historycznej, m.in. w książce Krakowskiego i Gutmana.
Czy naprawdę minister Dziedziczak chce ten przykład propagować w Izraelu? Czy tylko używa go po to, aby mącić Kaliszanom w głowach?
Niemcy realizują brutalną dyplomację historyczną, opartą na kłamstwie. Oni cynicznie kłamią, żeby wybielić swój kraj.
W tym wypadku sprawa jest prostsza. Mówienie o "polskich obozach zagłady" jest historycznym fałszem. Nieuczciwe jest jednak posądzanie o to rządu niemieckiego, którego politycy wielokrotnie i jasno wypowiadali się w sprawie odpowiedzialności Niemiec za Holocaust i obozy zagłady. Być może jacyś pojedynczy Niemcy czy niemieckie organizacje mają takie pomysły, ale wtedy minister powinien podać jakiś przykład - najlepiej prawdziwy - a tego w jego wypowiedzi zabrakło.
Informujemy ministra Dziedziczaka, że "Niemcy" nie są monolitem, tylko demokratycznym państwem. Rząd Niemiec nie mówi za wszystkich Niemców, podobnie jak rząd PiS za wszystkich Polaków. O tym minister chyba zapomniał.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze