Prokuratura bada, czy śmierć pacjentki z Czapur nie była wynikiem błędu medycznego. Ale to była śmierć wg obowiązujących procedur: 57-latka miała kontakt z Polką wracającą z Włoch, ale sama nie miała dosyć objawów. Wśród osób poważnie zagrożonych - objętych kwarantanną lub nadzorem - wciąż tylko jedna na sześć ma robiony test. Testów przybywa, ale za wolno
Śmierć 57-letniej nauczycielki z podpoznańskich Czapur, zarażonej koronawirusem przez wracającą z Włoch koleżankę, pozostaje tragiczną ilustracją działania systemu, który ogranicza testy na obecność wirusa (opis tej historii - na końcu tekstu).
Ministerstwo Zdrowia podało w niedzielne (15 marca 2020) południe, że wykonano już 5493 testy na obecność koronawirusa, a w ciągu ostatniej doby "ponad 1000". W ten sposób rząd chce uciszyć krytykę, że testów jest za mało i system nie wychwytuje osób zakażonych.
Rano wypowiedział się też szef kancelarii premiera Michał Dworczyk:
Wbrew temu, co się pojawia w przestrzeni medialnej, tych testów mamy w ilości wystarczającej
Jak widać na wykresie niżej, w ostatnich dwóch dobach (od 13 marca) liczba wykonanych próbek wzrosła o 2604 i prawie się podwoiła:
Nie jest jednak pewne, czego dotyczy liczba "próbek". Według zapewnień władz, idzie o liczbę zbadanych osób, a nie przeprowadzonych testów, które są często powtarzane dla tej samej osoby.
Przyjmując to wyjaśnienie, zestawiamy liczbę wykonanych próbek (przebadanych osób) z liczbą osób poważnie zagrożonych koronawirusem. Na tyle poważnie, że gdy zgłosiły się do lekarza lub stacji Sanepidu, zostały objęte kwarantanną lub tzw. nadzorem epidemiologicznym. Według danych ogłoszonych 15 marca te dwie grupy także znacząco się powiększyły:
Połączyliśmy obie kategorie tworząc jedną grupę zagrożonych koronawirusem, która 14 marca liczyła 33 351 osób.
Minister Dworczyk zapowiadał 15 marca rano, że "będziemy mieli bardzo znaczący wzrost osób, które są poddane kwarantannie. Wczoraj to było nieco ponad 2 tys., szacujemy, że ta liczba dojdzie do kilkudziesięciu, a może nawet stu tysięcy".
Uderzająca jest niekompetencja urzędnika, który myli się o 50 proc. podając tak ważne dane ("nieco ponad 2000", a było przecież 3151),
ale faktycznie liczba osób w kwarantannie wzrosła w ciągu doby o 71 proc.
Porównujemy zatem aktualną liczbę osób zagrożonych i przebadanych. Zagrożonych do tego dnia w systemie znalazło się 33 351 osób, a próbek wykonano 5493, co oznacza, że badaniami objęto tylko 16 proc. osób zagrożonych. To postęp w porównaniu z wcześniejszą skalą testów na obecność koronawirusa, która wynosiła nawet 13-14 proc., ale to wciąż mało.
Tylko co piąta, szósta poważnie zagrożona zakażeniem osoba została do tej pory poddana testom. Reszta, zgodnie z przyjętą procedurą, czeka aż wystąpią „objawy ostrej infekcji dróg oddechowych (gorączka >38 stopni C z kaszlem i/lub dusznością)”.
Rząd powoli wycofuje się ze strategii - testy tylko dla osób z ostrymi objawami, ale wciąż daleko do badania wszystkich osób poważnie zagrożonych zarażeniem, nie mówiąc o wszystkich np. zagrypionych. Instrukcja Sanepidu rygorystycznie ograniczająca testy wciąż wisi na stronie ministerstwa zdrowia.
Liczba 16 proc. jest przy tym zawyżona, bo większość osób zagrożonych zarażeniem wpada do kategorii "brak objawów chorobowych" i dostaje od służb medycznych jedynie zalecenie, by myć ręce i ograniczyć kontakty społeczne (ale nie dostają np. zwolnień z pracy).
Według specjalistów z Uniwersytetu w Oxfordzie, "testowanie jest kluczowe dla obniżenia tempa rozwoju epidemii. Osoba, która nie dowiedziała się, że jest zakażona, może nie przestrzegać zasady niewychodzenia z domu i zarażać innych".
Marszałek Senatu Tomasz Grodzki mówił "Wyborczej", że należy jak najszybciej zmienić priorytety rządowej strategii z "kwarantanna" na "testy". To nie tylko łagodziłoby niepotrzebne obawy osób poddanych kwarantannie (w większości nie zostały zakażone wirusem), ale chroniłoby też przed zakażaniem przez tych, którzy jednak zakażeni zostali.
Wczesne robienie testu zmniejsza również zagrożenie życia. W Korei Płd. i w Niemczech śmiertelność z powodu koronawirusa okazuje się niższa niż w innych krajach: w Korei 0,9 proc. (umiera jedna osoba na 112 zakażonych), a w Niemczech - 0,2 proc. (jedna na 509 zakażonych).
W obu tych krajach przeprowadzono ponad 200 tys. testów.
Poznańska nauczycielka z podpoznańskich Czapur jest jedną z trzech dotychczasowych ofiar epidemii w Polsce. Miała 57 lat. Jej przypadek opisuje poznańska "Wyborcza".
6 marca kobieta zgłosiła się do lekarza rodzinnego z infekcją górnych dróg oddechowych, bez gorączki. Poinformowała, że miała kontakt ze znajomą, która wróciła z Włoch z "lekkim katarem". Lekarz skontaktował się z Sanepidem, sugerując, że warto zrobić badanie na obecność koronawirusa.
Zgodnie z obowiązującą instrukcją ["Komunikat Głównego Inspektora Sanitarnego w sprawie schematu postępowania dla POZ (Podstawowej Opieki Zdrowotnej - red.) i NiŚOZ (Nocna i Świąteczna Opieka Zdrowotna - red.)"] inspektor Sanepidu uznał, że testu nie należy robić, bo pacjentka wprawdzie spełnia kryterium epidemiologiczne (zagrożenie zarażeniem),
ale jej objawy należą do kategorii B: "katar, stan podgorączkowy, objawy przeziębieniowe", czyli nadaje się do pozostawienia w domu i "samoobserwacji", ewentualnie z nadzorem epidemiologicznym (dwa razy dziennie telefon z Sanepidu).
Lekarz rodzinny skierował jednak pacjentkę na SOR do Puszczykowa. Tamtejszy szpital położył ją na oddziale wewnętrznym, najpierw na sali zbiorowej z kilkorgiem chorych, potem w izolatce.
Stan kobiety pogarszał się, ale dopiero 8 marca wieczorem przewieziono ją karetką do szpitala zakaźnego w Poznaniu, gdzie potwierdzono niejasny wynik badania z Puszczykowa - kobieta była zarażona koronawirusem. Mimo wysiłków lekarzy zmarła.
Poznańska prokuratura prowadzi tzw. czynności sprawdzające, czy nie wszcząć śledztwa. Prokuratorzy zastanawiają się, czy zbyt późne przeprowadzenie testu nie sprawiło, że lekarze leczyli kobietę w niewłaściwy sposób.
Tymczasem przypadek nauczycielki z Czapur jest tragiczną ilustracją wad systemu, który wciąż obowiązuje. Próg przeprowadzenia testu jest umieszczony tak wysoko, że chory zostaje objęty specjalistycznym leczeniem bardzo późno.
Casus 57-letniej kobiety pokazuje też, że niewykrycie zakażenia może grozić nie tylko osobom bliskim choremu, ale także innym chorym.
Oczywiście nie przesądzamy, że pacjentkę można było wyleczyć. Była schorowana i brała leki obniżające odporność.
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze