Podczas gdy europejskie kraje jeden po drugim zamykają bary, restauracje, sklepy, szkoły i granice, Wielka Brytania przygląda się temu z dystansu i – jak ma w zwyczaju – robi po swojemu. Czy w tym szaleństwie jest metoda?
Szkoły otwarte, mecze rozgrywane jeszcze w środę 11 marca, a ludzie mają myć ręce i siedzieć w domu z kaszlem. Strategia premiera Borisa Johnsona wielu w Wielkiej Brytanii wydaje się samobójcza, brytyjskie władze przekonują jednak, że w tym szaleństwie jest metoda (naukowa).
W niedzielę 15 marca 2020 o godz. 13:00 na Wyspach było już 1140 przypadków zachorowania na COVID-19, a 21 osób zmarło. To zapewne czubek góry lodowej, bo Wielka Brytania nie przeprowadza szerokiego programu testów wirusowych, jak np. Niemcy.
Ulice nadal są pełne, puby pękają w szwach, dzieci chodzą do szkoły.
Premier Johnson jak dotąd zachęcał przede wszystkim do dokładnego mycia rąk i zniechęcał seniorów do rejsów na statkach wycieczkowych (i tak nie mają już dokąd popłynąć, bo większość rejsów na całym świecie zostało wstrzymanych).
Zaniepokojenie zachowaniem brytyjskich władz wyraziła już Światowa Organizacja Zdrowia. Jej rzeczniczka Margaret Harris powiedziała radiu BBC, że nie czas na eksperymenty: „każdy wirus zachowuje się w ludzkim ciele inaczej. Możemy rozprawiać o teorii, ale teraz jesteśmy w sytuacji, w której należy podjąć szybką akcję”.
Prawie 250 brytyjskich naukowców napisało list otwarty do premiera Johnsona, wyrażając obawę że odpowiedź władz na zagrożenie jest nieadekwatna.
Czy brytyjski rząd lekceważy pandemię? A może jesteśmy świadkami bardzo przemyślanego planu? Ponieważ władze w Londynie do niedawna skąpiły informacji na temat swojej strategii, zakazywały też mówić o niej szerzej osobom nad nią pracującym, opowieść o Wielkiej Brytanii w obliczu pandemii potrzebowałaby swojego Sherlocka Holmesa. Musicie się jednak Państwo zadowolić skromnym doktorem Watsonem w postaci wyżej podpisanej.
„Psychologowie behawioralni twierdzą, że jeśli nie uściśniesz komuś dłoni, wysyłasz sygnał o tym, jak ważne jest mycie rąk" – przekonywał Johnson dziennikarzy. To trochę dziwne słowa w ustach polityka, który do tej pory nie chciał się prezentować jako miłośnik autorytetów naukowych i zdarzało mu się być oskarżanym o brak zrozumienia dla kwestii kryzysu klimatycznego.
Tymczasem wydaje się, że w brytyjskiej strategii walki z wirusem SARS-CoV-2 szczególne znaczenie ma Behavioral Insights Team, doradzająca rządowi prywatna spółka opracowująca behawioralne strategie, które mają pomóc w rozwiązaniu mniejszych lub większych społecznych i indywidualnych problemów.
Na stronie BIT można przeczytać, co człowiek może zrobić, żeby nie dotykać ciągle swojej twarzy (zająć czymś ręce, np. trzymać je w kieszeniach albo bębnić palcami). Szef BIT, dr David Halpern tłumaczy, że strategię walki z wirusem najlepiej zacząć od zmiany nawyków higienicznych. Chodzi o to, żeby mycie rąk weszło w krew tak, jak na przykład poranna filiżanka kawy, a może jeszcze bardziej rutynowo – jak odwieszanie płaszcza na wieszak po powrocie do domu.
Behawioryści z BIT obawiają się też, iż zbyt wcześnie wprowadzone ograniczenia mogą być kontrproduktywne: im dłużej będą zamknięte szkoły, im dłużej dorośli będą pracować z domu, tym bardziej wszyscy będą zniecierpliwieni i skończy się tym, że ludzie będą łamać reguły społecznego odizolowania. Dlatego ważne jest, żeby drastyczne środki wprowadzić w najlepszym możliwym momencie.
Jak podkreślają jednak specjaliści, nie ma szeroko prowadzonych badań, a co za tym idzie, również dowodów na to, że metodami behawioralnymi można znacząco wpłynąć na rozwój epidemii.
Jeszcze większe zaniepokojenie komentatorów i opinii publicznej wzbudziły dość ponure zapowiedzi Johnsona, że „wiele osób straci swoich bliskich”. Im dłużej władze zwlekały z wprowadzeniem społecznej izolacji, tym bardziej na znaczeniu zyskiwała teoria, że chodzi o to, żeby jak najwięcej osób przechorowało COVID-19, co zbuduje w populacji zbiorową odporność.
Ten termin był do tej pory stosowany do sytuacji, w której poziom wyszczepienia na daną chorobę zakaźną powodował, że jej przypadki były w danej społeczności sporadyczne. Na przykład w przypadku odry taki próg odporności zbiorowej wynosi 95 proc. zaszczepionych.
Przestraszeni Brytyjczycy zaczęli więc liczyć. Autorowi tekstu w „The Conversation” wyszło np., że z będzie można mówić o zbiorowej odporności, jeśli na 66 mln mieszkańców Wielkiej Brytanii chorobę przejdzie 70 proc., czyli 47 milionów. Jeśli by założyć, że śmiertelność wynosi 2,3 proc, a ciężkie przypadki to 19 proc., to zmarłoby około miliona Brytyjczyków.
Wszystkie obliczenia tego typu są obciążone dużą możliwością błędu z tego względu, że wciąż nie wiemy, ile osób przechodzi chorobę bez symptomów oraz czy rzeczywiście można nabyć długotrwałą odporność na SARS-CoV-2 (choć ostatnie doniesienia z laboratoriów wskazują, że rzeczywiście tak jest). I choć brytyjskie społeczeństwo generalnie nie panikuje, takie liczby – milion zgonów – na wielu robią wrażenie.
Główny doradca Johnsona ds. nauki, Patrick Valliance, potwierdził zresztą, że władze chcą, żeby brytyjska populacja w jakimś stopniu zdobyła taką zbiorową odporność.
Przeciwko teorii, że rząd chce walczyć o zbiorową odporność, poświęcając setki tysięcy, jeśli nie miliony obywateli, zaprotestował jednak dr Adam Kucharski, matematyk i epidemiolog z Londyńskiej Szkoły Higieny i Medycyny Tropikalnej, którego ekipa opracowuje modele matematyczne możliwego przebiegu epidemii.
„Jestem głęboko zaniepokojony informacjami, że Wielka Brytania dąży w kierunku »zbiorowej odporności« jako jednej z głównych strategii walki z COVID-19" – napisał na Twitterze.
Kucharski twierdzi, że głównym celem pracy jego i innych analityków jest obliczenie, kiedy najlepiej wprowadzać poszczególne środki zapobiegawcze, żeby „spłaszczyć krzywą”, czyli spowodować, że tempo rozwoju zakażeń zostanie spowolnione w czasie i w konsekwencji niedofinansowana i wycieńczona kolejnymi oszczędnościami brytyjska służba zdrowia da sobie radę z napływem chorych.
W tym miejscu nauki matematyczne spotykają się z naukami behawioralnymi – punkt, w którym najlepiej podjąć konkretne działania miałby być wypadkową danych epidemiologicznych i przewidywań co do możliwych schematów zachowań ludności.
Jak wiemy z poprzednich tweetów dr. Kucharskiego, brytyjskie władze są wspierane w swoich decyzjach przez bardzo szerokie zaplecze badaczy. Samych instytucji i zespołów zajmujących się modelowaniem matematycznym możliwego przebiegu epidemii jest dziewięć. Wchodzą one w skład Scientific Pandemic Influenza Group on Modelling, która doradza SAGE (Scientific Advisory Group for Emergencies) – zespołowi rządowych ekspertów ds. sytuacji nadzwyczajnych.
Z kolei bardzo dobrze zorientowany w rządowych planach dziennikarz „Spectatora” i telewizji ITV Robert Peston pisał, że władze zakładają, iż już niedługo epidemia w Wielkiej Brytanii osiągnie szczyt, by uspokoić się na jakiś czas i powrócić w zimie i w związku z tym niektóre nadzwyczajne środki zostaną wprowadzone już wkrótce.
W piątek 13 marca zasugerował, a dzień później napisał otwarcie, że władze najprawdopodobniej wprowadzą szybko nakaz ścisłej izolacji dla wszystkich powyżej 70. roku życia. Z przyczyn oczywistych – bo to osoby najbardziej narażone na ciężki przebieg choroby i na zgon. Inne działania zapowiadane przez Pentona to:
Wyczerpującą analizę brytyjskiej strategii po polsku można przeczytać tutaj.
Przewidywania Pentona sprawdziły się już w niedzielę 15 marca. Minister zdrowia Matt Hancock potwierdził w rozmowie z telewizją Sky, że rząd w najbliższych tygodniach poprosi osoby powyżej 70. roku życia, by pozostały w izolacji nawet przez kilka miesięcy.
Nie będą mogli przyjmować gości, a zakupy będą im dostarczane na próg domu. Penton twierdzi, że doradca premiera Dominic Cummings prowadzi rozmowy z Uberem i Deliveroo w sprawie dostaw jedzenia dla seniorów.
Nie wiadomo jeszcze dokładnie, kiedy nastąpi ta przymusowa izolacja siedemdziesięciolatków i jak długo będzie trwała.
Hancock powiedział tylko, że będzie musiała obowiązywać „bardzo długo”. Nie wykluczył również innych środków nadzwyczajnych, podkreślając cały czas, że ich wprowadzenie nastąpi „w odpowiednim czasie”.
Minister zdrowia zapowiedział też wreszcie, że już wkrótce zostanie przedstawiona opinii publicznej dokładna strategia działań na rzecz walki z koronawirusem.
Sherlock Holmes – jako prawie dwustulatek – będzie mógł więc spokojnie zamknąć się na cztery spusty na Baker Street i grać na skrzypcach. Czy brytyjska strategia okaże się skuteczna, a może lepsza od tego, co robi reszta świata – wszyscy dowiemy się w ciągu najbliższych miesięcy.
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Komentarze