0:000:00

0:00

Wynik poniżej 40 proc. i utrata przez CSU (Unię Chrześcijańsko-Społeczną) samodzielnej większości powinna wywołać potężny kryzys. Od 1962 roku CSU tylko raz nie uzyskała wyniku pozwalającego na samodzielne rządy. Gdy w 2008 roku straciła względem poprzednich wyborów ponad 17 proc. i spadła z 60 proc. do 43 proc. w ciągu dwóch dni po wyborach do dymisji podali się premier Günther Beckstein i szef partii Erwin Huber. Dziś choć CSU dostała zaledwie 37,2 proc. (spadek o ponad 10 pp.) na tak dramatyczne ruchy personalne się nie zanosi.

Wybory w Bawarii
Wybory w Bawarii

Co więcej, zarząd CSU zdążył już jednogłośnie poprzeć kandydaturę stojącego na czele bawarskiego rządu zaledwie od marca Markusa Södera na kolejną kadencję. Mniej pewne są dalsze losy szefa partii i federalnego ministra spraw wewnętrznych Horsta Seehofera, który stał się twarzą licznych kryzysów w rządzie centralnym. On sam jednak nie zamierza rezygnować ze stanowiska.

Dlaczego tak się dzieje? Przede wszystkim dlatego, że ostateczny wynik CSU jest lepszy niż wskazywały sondaże. W niektórych z nich pojawiały się już przecież wyniki rzędu 33 proc.. Do tego układ sił w landtagu sprawi, że CSU do rządzenia wystarczy jeden, bliski ideowo koalicjant. Oczywiście, dzielenie się władzą to dla CSU niemiłe doświadczenie, ale ostatecznie potencjalna koalicja z Freie Wähler – których w polskich warunkach można ewentualnie porównać do jakichś Bezpartyjnych Samorządowców i którzy prezentują program będący w zasadzie esencją tradycyjnych stanowisk CSU, to najmniejszy wymiar kary. Mimo wyborczej katastrofy politycy CSU odetchnęli z ulgą.

Przeczytaj także:

Bawaria się zieleni

Historyczny wynik – ale w pozytywnym sensie – uzyskali także Zieloni. Poparcie 17,5 proc. wyborców i zdobycie bezpośrednich mandatów w Monachium i Würzburgu to nowa jakość i osobisty sukces Kathariny Schulze i Ludwiga Hartmanna, pary liderów bawarskich Zielonych.

Polityczna oferta Zielonych przemówiła zwłaszcza do dobrze wykształconych wyborców z dużych ośrodków miejskich. Wśród osób z wyższym wykształceniem dostali aż 29 proc. Jeszcze lepszy wynik zanotowali w miastach powyżej 100 tysięcy mieszkańców, gdzie uzyskali 30 proc. głosów i zdystansowali CSU o 5 punktów procentowych.

Zieloni w równym stopniu przyciągnęli do siebie wyborców głosujących wcześniej na bliskich im ideowo, ale mało wyrazistych w ostatnich latach i pogrążonych w wewnętrznym kryzysie socjaldemokratów z SPD, ale też wyborców mieszczańskich zniesmaczonych zaostrzającą się retoryką antyuchodźczą CSU.

Mimo bezsprzecznego sukcesu, Zieloni mogą jednak czuć także pewien niedosyt. Ostatni przedwyborczy sondaż dawał im bowiem aż 19 proc. Liderzy Zielonych na poziomie federalnym Robert Habeck i Annalena Baerbock, prowadzący partię ku centrum, mogli więc ostrzyć sobie zęby na jeszcze lepszy wynik. Ostatecznie Zielonym nie udało się doprowadzić do patowej sytuacji, w której CSU zmuszona byłaby do zawarcia z nimi koalicji albo rozpisania nowych wyborów, na co Zieloni zdawali się po cichu liczyć.

Wiatr w żagle, jaki dawała mobilizacja społeczna na marszach na rzecz otwartego i solidarnego społeczeństwa w Bawarii w ostatnich tygodniach czy w sobotę przed wyborami w Berlinie, gdzie demonstrowało prawie ćwierć miliona osób, okazał się nie aż tak mocny.

Miasta coraz dalej od prowincji

Nie doszło także do istotnych przesileń pomiędzy blokami na prawo od centrum i na lewo od centrum, które zachowały mniej więcej swoje stany posiadania z niewielkim plusem na korzyść prawicy. Bawaria to natomiast konserwatywny land, choć zauważalna jest rosnąca polaryzacja pomiędzy miastami a prowincją oraz dobrze a gorzej wykształconymi, co odzwierciedla światowy trend podziału na globalistów i lokalistów.

W tym kontekście nie powinno dziwić, że do bawarskiego landtagu z dwucyfrowym wynikiem wchodzi także skrajnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec.

Na uwagę zwraca jednak fakt, że AfD dostała wynik o 2 punkty procentowe gorszy niż uzyskany w Bawarii rezultat w wyborach do Bundestagu rok temu i o aż 6 punktów procentowych gorszy niż średnia aktualnych ogólnoniemieckich sondaży.

Tymczasem to właśnie przez Bawarię docierali do Niemiec masowo uchodźcy począwszy od września 2015 roku. Czy to zatem skręt na prawo CSU zatrzymał wzrost radykałów? To całkiem możliwe, choć zostało to okupione wysoką ceną. Być może nawet zbyt wysoką, o czymś świadczy fakt, iż Söder w ostatniej fazie kampanii wycofywał się z ostrzejszych sformułowań. Ostatecznie, CSU straciła porównywalną liczbę wyborców na rzecz AfD i Zielonych.

A co trapi wyborców AfD? Według badań opinii publicznej 100 proc. (!) z nich pozytywnie odpowiada na pytanie, czy obawiają się, że niemiecka kultura będzie stopniowo zanikać. Frustracja ekonomiczna? Raczej nie w Bawarii. 89 proc. (!!) wszystkich Bawarczyków jest zadowolonych z sytuacji gospodarczej.

Scena polityczna coraz równiejsza

Wynik bawarskich wyborów to także kolejny sygnał, że niemiecka polityka ciąży coraz mocniej ku wielopartyjnemu, spłaszczonemu modelowi holenderskiemu. Erozja poparcia dla CSU zwiastuje, że może ona podążyć w Bawarii podobną drogą, jak SPD i CDU na poziomie federalnym. Dziś te dwie dawne wielkie partie ludowe mogą liczyć na poparcie niecałych 45 proc. wyborców. Jeszcze pięć lat temu było to ponad 65 proc. Oznaczałoby to degradację CSU z roli partii władzy w jednym z najbogatszych i największych landów o wyjątkowej pozycji na niemieckiej scenie politycznej do roli zaledwie niewielkiej partii regionalnej.

Dla rozwoju sytuacji politycznej w Niemczech krótkofalowo ważniejszy może się jednak okazać katastrofalny wynik bawarskich socjaldemokratów – poniżej 10 proc., zaledwie piąty wynik ze wszystkich partii. SPD znajduje się bowiem w sytuacji niczym z greckiej tragedii. Dalsze trwanie w wielkiej koalicji z Angelą Merkel na poziomie federalnym przekłada się na stopniową utratę poparcia

– w jednym z niedawnych ogólnoniemieckich sondaży socjaldemokraci oglądali plecy zarówno Zielonych, jak i AfD.

Jednocześnie sprowokowanie nowych wyborów może dramatycznie przyśpieszyć ten proces.

Wielka koalicja w tarapatach?

Dlatego poważne turbulencje mogą wywołać kolejne wybory regionalne – w Hesji za niecałe dwa tygodnie. Volker Bouffier, obecny premier z ramienia CDU i bliski stronnik Merkel, walczy tam o utrzymanie władzy w koalicji z Zielonymi i ewentualnie FDP. Z kolei SPD z Thorstenem Schäfer-Gümbelem na czele liczy na przejęcie władzy w koalicji z Zielnymi i Die Linke. Któryś z nich musi przegrać, a to oznacza albo dalsze pogłębienie kryzysu w SPD albo dalszy spadek autorytetu Merkel.

Wówczas nie można wykluczyć – w zależności od ostatecznego wyniku – opuszczenia przez SPD berlińskiej koalicji albo rezygnacji Merkel z ubiegania się o reelekcję na przewodniczącą CDU na grudniowym kongresie partyjnym. To ostatnie oznaczałoby również najpewniej dymisję ze stanowiska kanclerza. Merkel zawsze powtarzała bowiem, że władzę w partii i kraju powinna dzierżyć jedna i ta sama osoba.

Udostępnij:

Adam Traczyk

Politolog, działacz społeczny i publicysta. Współzałożyciel i prezes think tanku Global.Lab. Ukończył studia w Instytucie Stosunków Międzynarodowych na Uniwersytecie Warszawskim. Studiował też na Uniwersytecie w Bonn oraz na Freie Universität w Berlinie. Współpracował m.in. z Fundacją im. Friedricha Eberta, Helsińską Fundacją Praw Człowieka i Polską Akcją Humanitarną. Członek Amnesty International.

Komentarze